01 grudnia 2017

22. "Ugly love" ~ Colleen Hoover

Tytuł: Ugly love
Tytuł oryginału: Ugly love
Autor: Colleen Hoover
Data wydania: 9 listopada 2016 (Wydanie drugie)
Wydawnictwo: Otwarte

Czasami dopiero w momencie spotkania zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo ci kogoś brakowało.

Tate jest początkującą pielęgniarką i wprowadza się do mieszkania swojego starszego brata. Nie spodziewa się, że poznanie jego przyjaciela – przystojnego pilota – przyniesie zmiany w jej życiu. Duże zmiany.
Miles Archer ustala dwie zasady:

1.       Nie pytaj o przeszłość.
2.       Nie oczekuj przyszłości.

Jednak zasady są po to by je łamać, prawda?

Łatwo wziąć złudzenia za prawdziwe uczucia, zwłaszcza gdy patrzy się drugiej osobie w oczy.

Słyszałam wiele o tej książce i nie wiem czy było chociaż jedno złe słowo na jej temat. Ewentualnie po prostu je przeoczyłam. Dużo mówiono, że to świetna historia, więc byłam jej bardzo ciekawa, jednak nie robiłam sobie zbyt wielkich oczekiwań, by potem się nie zawieść, jak mi się już zdarzało. Postanowiłam więc wyrobić sobie własne zdanie na temat „Ugly love”.

Jeśli nie chcesz otrzymać szyderczej odpowiedzi, nie zadawaj głupich pytań.

Nie dostaniecie tutaj mdłego love story, którym będzie przesiąknięta każda kartka tej książki, przez co przez całą lekturę będziecie czuć niesmak. Nie dostaniecie szybkiej historii, szybkiej miłości. Choć książka jest krótka, akcja pomiędzy bohaterami nie rozgrywa się zbyt szybko. Jak dla mnie Colleen Hoover dała idealny czas na wszystko. Nie za szybko, nie za wolno. Autorka pokierowała wydarzeniami w świetny sposób i dzięki niej wielokrotnie się uśmiechałam czytając tę książkę. Jednak sprawiła też, że żołądek miałam w gardle. Zdecydowanie nie jest to historia usłana różami. Nie dostajemy tu samych świetnych kawałków, które są miodem na serce. Mamy też ból, rozdarcie, cierpienie.

Ugly love” jest historią Milesa oraz Tate i to właśnie na ich relacji jest główne skupienie. Będę zawsze powtarzać, że nienawidzę, gdy bohaterowie są wykreowani jako idealni. To odbiera książce realizmu, przez co nie czyta jej się aż tak przyjemnie. Tu tego nie dostaniemy. Żadne z bohaterów nie jest bez skazy, ale właśnie za to skradli moje sympatie. Choć to oczywiste, że bardziej Miles niż Tate. Książka jest napisana w taki sposób, że ciężko się od niej oderwać, a strony same uciekają.

Czasami człowiek nie ma aż tyle siły, żeby znieść widma przeszłości.

Jest to czwarta książka Colleen Hoover jaką miałam okazję przeczytać. I była to dla mnie naprawdę czysta przyjemność. Ukończyłam tę książkę w dwa wieczory, choć gdyby nie fakt, że pierwszego wieczora kończyłam czytać inną książkę, byłaby to jednowieczorowa lektura. Bez wątpienia ciągle sobie wmawiałam „jeszcze tylko jeden rozdział i pójdę spać” i naturalnie na jednym rozdziale się to nie kończyło. „Ugly love” wciągnęła mnie niesamowicie i zaskarbiła sobie moje serce na wieki.
Cóż jeszcze mogę powiedzieć? Jest to tego rodzaju książka, po której czujesz dziwną pustkę. Ja po przeczytaniu ostatniego zdania miałam ochotę wrócić na sam początek i zacząć czytać od początku jeszcze raz. Już mi brakuje tej dwójki i jestem w stu procentach pewna, że wielokrotnie powrócę do historii Milesa i Tate.

Różnica między brudną a czystą stroną miłości polega na tym, że czysta strona jest o wiele lżejsza. Sprawia, że masz wrażenie, że szybujesz. Unosi cię i niesie.
Czysta strona miłości sprawia, że latasz ponad światem. Szybujesz ponad wszystkim, co złe. Patrzysz z góry na to wszystko i myślisz sobie „Jejku, cieszę się, że tu jestem”.

Czy polecam?
TAK! Zdecydowanie tak! Kurcze, mam wiele ulubionych powieści, ale ta wepchnęła się na tę listę z wielkim impetem od pierwszych stron. Wywarzyła sobie drzwi kiedy tylko zaczęłam czytać i powiedziała „zostaje”. I zostaje.

28 listopada 2017

21. "Promyczek" ~ Kim Holden

Tytuł: Promyczek
Tytuł oryginału: Bright Side
Autor: Kim Holden
Data wydania: 6 maja 2016
Wydawnictwo: FILIA

Nie można rozmawiać z kimś, kto zamyka się w sobie. Ktoś taki, by się bronić, stawia wokół siebie mur.

Kate Sedgwick nigdy nie użala się nad sobą i zawsze jest chętna pomóc swoim bliskim. Ich dobro przedkłada nad swoje własne. Jej życie nigdy nie było bezbarwne i szła przez nie z uniesioną głową pomimo napotkanych na drodze problemów i tragedii – właśnie dlatego jej przyjaciel Gus nazywa ja Promyczkiem.
Kate idzie przez życie z uśmiechem, jest niezwykle mądra, dowcipna, ma niezwykły talent muzyczny, ale nigdy nie wierzyła w miłość. Dlatego kiedy przeprowadza się z San Diego, by studiować w Grant nie ma nawet pojęcia, że poznanie Kellera Banks to odmieni.

Miłość jest nieuchwytnym, nierealnym, niedefiniowanym uczuciem.

Nie bardzo wiedziałam czy uda mi się napisać o tej książce cokolwiek, ale kiedy już kończyłam przygodę z nią uznałam, że napisanie postu będzie idealnym rozwiązaniem, bo musze się z kimś podzielić, a z mojego otoczenia nikt nie zrozumie uczuć, które we mnie wzbudziła, bo nikt – niestety – z moich bliskich nie czyta książek. Jestem wyjątkiem. Więc odłożyłam książkę na chwile na bok i pod wpływem chwili zgarnęłam z krzesła zeszyt i napisałam to, co leżało mi na duszy, by następnie przepisać to na komputer.
Pokochałam Kate Sedgwick, Gusa i Kellera. To moje trzy ukochane postaci z tej książki. Oczywiście na pierwszym miejscu jest Promyczek. Jest tak dobrym człowiekiem, o wielkim sercu na dłoni, że dla mnie to nierealne, że mogłoby ją spotkać coś złego. Jest optymistyczna i bardzo chętnie pomaga innym, nawet jeśli oni spławiają ją na drzewo. Jeśli usłyszysz od niej coś niemiłego, mogą być dwa powody. Albo się z Tobą droczy albo została naprawdę wyprowadzona z równowagi. To postać, której wprost nie da się nie kochać i osoby, które czytały „Promyczka” na pewno się ze mną zgodzą. Wcale się nie dziwiłam, że po przyjeździe do Grant zdobywa nowych przyjaciół – to postać, którą każdy chciałby mieć za przyjaciela. I ogromnie ją podziwiam, że tak przez wszystko przechodzi, że się nie poddaje i nad sobą nie użala. Pomimo swoich tragedii nie stawia ich na piedestale, tylko pierwsze miejsce zajmują jej bliscy. Zawsze.

Zażyłość jest niebezpieczna, ale przyjaźń konieczna.

Powiem tak – „Promyczek” roztrzaskał mi serce.
Czasami zdarzało mi się, że kilka łez popłynęło mi podczas czytania, ale to co działo się podczas czytania tej historii… ryczałam. Dosłownie. Wiedziałam, że to coś wstrząsającego, bo wszyscy mówili, że będzie płacz podczas czytania, ale nie sądziłam, że do tego stopnia. A dodatkowo emocje zostały wzmocnione przed moje osobiste doświadczenia. Powiedzmy, że trochę przeżywałam wszystko drugi raz przez tę książkę. Choć wiem, że gdyby nie to, też bym płakała. Może nie tak, ale jednak.

Czytanie jest ucieczką od prawdziwego świata. Wszyscy go czasem potrzebują, by pozostać przy zdrowych zmysłach.

Przez pewne wzmianki w fabule miałam pewne przypuszczenia co do rozwoju sytuacji i zostały one potwierdzone, ale nie spodziewałam się takiego zakończenia. To była naprawdę piękna historia i pomimo wylanych łez cieszę się, że mogłam ją poznać. I jeśli wy się zastanawiacie czy ją przeczytać to myślę, że warto. Uważam też, że tak samo jak ja pokochacie Kate Sedgwick. W realnym świecie takich ludzi powinno być zdecydowanie więcej. Wtedy wszystko byłoby piękniejsze.
Promyczek” opowiada nie tylko o miłości, ale także o przyjaźni. Tej prawdziwej, jaką w naszym świecie coraz trudniej dostać. To było naprawdę coś pięknego i zdaje sobie sprawę, że właśnie się powtarzam, ale na pewno uznacie, że mam rację – Ci, którzy czytali oczywiście. Jestem niemalże pewna, że każdy kto nie ma serca z kamienia będzie płakał. A jeśli ktoś ma w piersi skałę, zostanie ona roztrzaskana w drobny mak.

Kiedy myślisz, że kogoś znasz, ten ktoś się zmienia. Albo ty się zmieniasz. A może zmiana jest obustronna. I to zmienia wszystko.


Powinniście sięgnąć po tę książkę, bo naprawdę warto. Choć ja przez chwile się wahałam czy czytałabym ją, gdybym wiedziała jak historia się potoczy, ale… tak, zdecydowanie tak. Bo pomimo wylanych łez była to historia warta przeczytania. I wiele z nas powinno brać przykład z Kate Sedgwick. To wspaniała osoba.

24 listopada 2017

20. "Szukając Kopciuszka" ~ Colleen Hoover

Tytuł: Szukając Kopciuszka
Tytuł oryginału: Finding Cinderella
Autor: Colleen Hoover
Data wydania: 8 listopada 2017
Wydawnictwo: Moondrive

„(…) jeśli ktoś naprawdę kogoś kocha, to bez żadnych zastrzeżeń.

Spędził z nią zaledwie chwile, nie zna jej imienia i nie wie nawet jak wygląda, a mimo to Daniel nie potrafi zapomnieć o tajemniczej dziewczynie, która uciekła i więcej się nie pojawiła. Nie wierzy w uczucia rodem z bajek, ale nawet po roku nie potrafi wyzbyć się emocji, jakie wzbudziła w nim nieznajoma.
W momencie, kiedy Daniel poznaje szaloną Six, pragnie się do niej zbliżyć A fakt, że Dean Holder każe trzymać się od przyjaciółki Sky z daleka, tylko wzmaga to pragnienie.

Byłam ciekawa tej książki, ale z racji tego, że nie przepadam za e-bookami, wstrzymywałam się z jej przeczytaniem. Możecie więc sobie wyobrazić jak bardzo się ucieszyłam widząc ogłoszenie wydawnictwa, że książka w końcu wychodzi w wersji papierowej. Wtedy od razu postanowiłam, że chcę ją mieć i przekonać się jak będzie wyglądała historia Six i Daniela, których miałam możliwość poznać w „Hopeless” oraz „Losing Hope”.
Ta historia była naprawdę bardzo zabawna i praktycznie przez cały czas się uśmiechałam. Owszem, tempo znajomości Daniela i Six było bardzo szybkie, ale nie traktuję tego jako minus, bo nawet bohaterowie uważali, że to wszystko ma przyśpieszone tempo i jest… dziwne.  To była dla mnie lektura na jeden wieczór, dodatkowo bardzo przyjemna i cieszę się, że miałam okazję tę książkę przeczytać, bo wydawnictwo wydało ją w takiej formie, jaką lubię najbardziej.
Myślałam, że to będzie leciutka historyjka z samymi miłymi przygodami, ale jak się okazało, bardzo się myliłam, bo w pewnym momencie Hoover dała coś, przez co przestałam się uśmiechać i… no przyznam, że byłam naprawdę zaskoczona. Uwielbiam – wiem, że powtarzam to w każdej recenzji – kiedy w książkach dzieje się coś, czego się nie spodziewam. A tego, co otrzymałam w tej książce naprawdę się nie spodziewałam, co jest ogromnym plusem!

Dodam jeszcze, że bardzo mi się podobały wstępy od samej autorki na początku książki. Oba przeczytałam i jestem z tego powodu zadowolona. Szczególnie, że autorka mówi nam, że nie warto rezygnować ze swoich marzeń. Nawet jeśli są to marzenia małego dziecka.

Polecam ją każdemu, kto poszukuje książki na jeden wieczór. Myślę, że się nie zawiedziecie i bardzo przyjemnie spędzicie czas. „Szukając Kopciuszka”, koc i kubek gorącej herbaty wydaje się idealnym planem na wieczór. Książkę czyta się bardzo leciutko a zarazem przyjemnie, więc zanim zdążycie się zorientować, będziecie czytali ostatnie zdanie.

20 listopada 2017

19. "Królestwo Kanciarzy" ~ Leigh Bardugo

Tytuł: Królestwo Kanciarzy
Tytuł oryginału: Crooked Kingdom
Autor: Leigh Bardugo
Data wydania: 29 marca 2017
Wydawnictwo: MAG

Jeśli nie możesz wygrać, zmień zasady gry.

Kaz Brekker, przestępczy geniusz oraz jego niepokonana ekipa dokonali niemożliwego i zamiast cieszyć się wygraną, muszą walczyć o przetrwanie po tym jak zostali wystawieni do wiatru i znacznie osłabieni. Stracili wszelkich sprzymierzeńców i całe miasto stanęło przeciwko nim.
Choć w mieście trwa wojna, Brudnoręki i jego ekipa nie zamierzają się poddać. Muszą znaleźć się po stronie zwycięzców, a niektórzy muszą zapłacić za swoje czyny. I nic ich nie powstrzyma przed dążeniem do celu. Zamierzają wygrać. Bez względu na koszty.

(…) te najstraszniejsze potwory nigdy nie wyglądają jak potwory.

Po skończeniu „Szóstki Wron” ucieszyłam się, że nie muszę czekać na poznanie dalszych losów ekipy z Baryłki niewiadomo ile, bo drugi tom miałam przy sobie. Byłam ciekawa jak wyplączą się ze wszystkiego, co im się przytrafiło i trzymałam za grupę mocno kciuki, życząc im powodzenia. W tej części również akcja rozpoczyna się od samego początku, nie dając nam chwili na nudę i od razu wpadamy w wir historii, coraz bardziej zaintrygowani rozgrywającymi się losami bohaterów. Leigh Bardugo znów nam daje mylne tropy oraz intrygi zarówno ze strony Kaza oraz jego ekipy jak i ich wrogów. I jeśli macie nadzieję, że druga część okaże się ckliwą historyjką, gdzie każdy będzie żył długo i szczęśliwe, to nadal możecie szukać dalej, bo tego nie otrzymacie.
Kończąc czytać tę książkę miałam wrażenie, że Leigh zostawia nam furtkę na trzeci tom i gdyby tak było, naprawdę bardzo bym się cieszyła. Jestem pewna, że dla Kaza i reszty znalazłoby się jeszcze mnóstwo ludzi, którzy chcą ich zniszczyć, a oni by się w to wpakowali, bo dla nich przecież nie ma rzeczy niemożliwych.

Kiedy pojawia się strach, to wiadomo, że za chwilę coś się wydarzy.

Ta książka wzbudziła we mnie więcej emocji niż „Szóstka Wron”. Bardziej mi się podobała pod względem rozgrywanej akcji i Kaz, tak jak w pierwszym tomie, w tej części mile mnie zaskoczył swoim sprytem oraz intrygami. Zastanawiałam się niejednokrotnie jak on to wszystko robi, ale czy jest coś niemożliwe dla Kaza? W końcu to Brekker. Po nim można spodziewać się wszystkiego.
W tej części również nie spotkamy idealizmu. Nikt nie jest idealny, nikt nie jest nieomylny. Zdarzają się pomyłki każdemu, bo jesteśmy tylko ludźmi. I wiem, jak to teraz zabrzmi, bo w końcu mamy do czynienia z książką, gdzie są elementy fantastyczne, ale gdyby Leigh Bardugo ucharakteryzowała Kaza jako nieomylny ideał, książka byłaby przesiąknięta sztucznością, która odebrałaby nam przyjemność z czytania. W końcu wtedy akcja by się toczyła zgodnie z planem, bez żadnych niespodzianek i to po prostu sprawiłoby, że czulibyśmy niesmak.

Czasem trzeba samemu wywalczyć sobie sprawiedliwość.

Zakończenie… w tej części także mnie zaskoczyło. Coś mnie niemile zasmuciło, że prawie się popłakałam, a coś innego wywołało wielki uśmiech na mojej twarzy. I choć nie miałam w tej historii love story, byłam bardzo zadowolona z takiego przebiegu akcji. Według mnie Leigh Bardugo spisała się na medal. Kiedy zostało mi już malutko stron miałam wrażenie, że właśnie przez koniec będę czuła jakiś niesmak, ale jest wręcz przeciwnie. Cieszę się, że tak to zostało rozegrane, choć przyznam, że gdybym dostała jeden wątek inaczej rozegrany to wcale bym się nie pogniewała, ale to tylko takie moje małe widzi mi się, które ani troszkę nie wpływa na niekorzyść „Królestwa Kanciarzy”.

Zawsze uderzaj tam, gdzie cel nie spodziewa się ataku.

Szóstka Wron” jak i „Królestwo Kanciarzy” były bardzo przyjemnymi lekturami, do których na pewno wielokrotnie wrócę, ale będę je też miło wspominała. Cieszę się z mojego spotkania z bohaterami, z którymi bardzo się polubiłam. Na pewno też nie raz wrócę myślami do tej historii i to z uśmiechem na ustach. Oficjalnie też mogę ogłosić, że to jeden z moich ulubionych cykli.

Przestań traktować swój ból jak wytwór wyobraźni. Dopiero kiedy zrozumiesz, że rana jest prawdziwa, będziesz mógł naprawdę ją zaleczyć.


Podsumowując. Czy polecam? TAK! Zdecydowanie tak. Jak mówiłam, romansu i love story tu nie dostaniecie, ale myślę, że się nie zawiedziecie. Choć oczywiście każdy preferuje coś innego i to jest jedynie moje skromne zdanie. I jak wspominałam wcześniej, gdyby wyszła trzecia część, byłabym w siódmym niebie i kupiłabym książkę bez najmniejszego wahania.

16 listopada 2017

18. "Szóstka Wron" ~ Leigh Bardugo

Tytuł: Szóstka Wron
Tytuł oryginału: Six of crows
Autor: Leigh Bardugo
Data wydania: 28 września 2016
Wydawnictwo: MAG

(…) każdy człowiek jest sejfem, skarbcem sekretów i pragnień.

Kaz Brekker, bękart z Baryłki, ma niepowtarzalną szansę wielokrotnego wzbogacenia się. Zlecenie, które otrzymuje wydaje się jednak niemożliwe do wykonania, bo nikt nigdy wcześniej nie zdołał włamać się do Lodowego Dworu, skąd musi uratować jednego z więźniów. Tylko czy jest coś niemożliwego dla Brudnorękiego?
Wie, że do takiego zadania potrzebuje porządnej ekipy. Na tyle zdesperowanych, by podjąć się zadania niemożliwego, a zarazem samobójczego oraz na tyle niebezpiecznych, by stawić czoło wszelkim zagrożeniom. I wie doskonale, gdzie takich ludzi znaleźć. Szóstka wyrzutków, która razem jest nie do zatrzymania. Czy razem zdołają dokonać niemożliwego?

Nie ma korzyści z fortuny, kiedy człowiek nie pożyje, żeby ją wydać.

Dobrze, przyznaje się bez bicia, że do kupna tej książki nie zachęciły mnie żadne recenzje ani zachwyty, a po prostu okładka. Nie oszukujmy, że wydanie ma obłędne i takie egzemplarze cieszą oko na naszej biblioteczce. Tylko czy pomimo wydania, środek również był dobry? Czytałam recenzje, owszem. Słyszałam także wiele zachwytów – a także i zawodów. Tego pierwszego naturalnie było więcej, ale nie chciałam się tym kierować, by nie narobić sobie zbyt wielkich nadziei co do lektury, a potem nie przeżyć bolesnego rozczarowania. Dlatego też podeszłam do książki bez żadnego optymizmu, ale też bez żadnej niechęci.

Wykonywać swoją robotę, i wykonywać ją dobrze, to jedna rzecz, a pragnąć sukcesu to coś całkiem innego.

Zaczynając książkę, nie bardzo wiedziałam co sobie myśleć o takim pomyśle. Przyznam dodatkowo, że to fantastyka, a po tego rodzaju książki sięgam dość rzadko. I zaznaczę na wstępie, że jeśli szukacie w tej książce romansu, słodkich i ulotnych chwil, ckliwych wyznań, to szukajcie dalej, bo od „Szóstki Wron” tego nie otrzymacie.
Już po kilku stronach doszłam do wniosku, że to książka, która wpada w moje gusta. Akcja rozpoczyna się od samego początku, przez co się nie nudzimy i mamy niejeden zwrot akcji, a sam Kaz Brekker swoim geniuszem przestępczym zdołał mnie zaskoczyć – uwielbiam takie rzeczy w książkach, co pewnie powtarzam przy każdej recenzji. Dodatkowo każdy z bohaterów jest inny, ale nikt nie jest idealny. Nawet Kaz, który pewnie skradł serce niejednej czytelniczce i jestem w tym gronie. Kilka razy także się bałam, bo nie wiedziałam co stanie się za kilka stron. Żyłam w niepewności, co podsycało moją ciekawość do historii i nie mogłam się od niej oderwać. A jeśli już to robiłam, to z wielką niechęcią. Leigh Bardugo daje nam dodatkowo dawkę humoru, co jest jak najbardziej mile widziane z mojej strony i wiele razy się szeroko uśmiechałam do stron.
Mamy też rozdziały z perspektywy każdego bohatera choć każda narracja jest prowadzona w formie trzecio osobowej, możemy wszystkich z osobna poznać lepiej. I choć książka jest obszerna, bo ma prawie pięćset stron, czyta się ją naprawdę szybko, a zarazem niezwykle przyjemnie.

Serce to strzała. Pragnie trafić w cel.

Próbuję sobie przypomnieć jakieś minusy co do książki, ale nie potrafię. Uwielbiam tę historię, jej bohaterów – wszystkich po kolei, nawet jeśli mnie irytowali momentami. Najbardziej jednak swoją sympatią obdarzyłam Kaza oraz Inej i to rozdziały z ich perspektywy lubiłam najbardziej.

Istnieje różnica między pewnością siebie a arogancją.

Podsumowując, jeśli szukacie książki z ciągłą akcją, niespodziewanymi zwrotami akcji i zaskakującym zaskoczeniem, a jednocześnie z dodatkiem fantastyki i bez idealnych bohaterów, to właśnie ta książka będzie jak najbardziej dla was. Jeśli zastanawialiście się czy ją kupić, bo warto, to moim zdaniem zdecydowanie warto. Teraz cieszę się bardzo, że skusiłam się jak jakaś sroka, albo raczej Wrona, na te cudowne wydania, bo oprócz przyjemnie wyglądających książek spędziłam czas na przyjemnej lekturze i jestem więcej niż pewna, że kiedy uporam się ze sosikiem książek do przeczytania, sięgnę ponownie po historię Szóstki niebezpiecznych Wron.

30 października 2017

17. "Za zamkniętymi drzwiami" ~ B.A. Paris

Tytuł: Za zamkniętymi drzwiami
Tytuł oryginału: Behind closed doors
Autor: B.A. Paris
Data wydania: 15 lutego 2017
Wydawnictwo: Albatros

(…) nic nie pozbawia nas sił równie skutecznie jak strach.

Czy istnieją małżeństwa idealne?
Jack i Grace są żywym dowodem na to, że owszem – istnieją. On przystojny i bogaty prawnik. Ona czarująca i perfekcyjna pani domu. Dla wszystkich to efekt prawdziwej miłości i nikt nie śmiałby się tego podważyć. Choć niektórzy mogliby się zastanawiać czemu Grace nigdzie nie wychodzi bez męża i dlaczego w ich oknach wbudowane są kraty.
Co kryje się za zamkniętymi drzwiami?

Napisanie tej recenzji nie było łatwe, bo dopadł mnie brak weny i pustka w głowie, gdy wzięłam się do jej pisania. Chciałam jednak podzielić się z wami swoimi zdaniem, ale to nie będzie długa lektura, zapewniam was.
Sam pomysł na fabułę i pokierowanie historią w taki a nie inny sposób bardzo mi się podobał. Autorka otworzyła nam te zamknięte drzwi i pozwoliła byśmy mogli poznać prawdę o małżeństwie Jacka i Grace. Czy rzeczywiście jest tak idealne czy może mają jakieś swoje demony, które potwierdzają tezę, że idealnych rzeczy i związków nie ma. Jack i Grace są małżeństwem przykładnym i szczęśliwym, które jest nierozłączne, a dodatkowo we wszystkich kwestiach się zgadzają. Wszystko jest i d e a l n e, więc dlaczego ktoś miałby w to wszystko wątpić?
Dawno nie czytałam kryminałów i miło było w końcu sięgnąć po swój ulubiony gatunek. Słyszałam o tej książce wiele różnych opinii i byłam ciekawa za którą stroną się opowiem i chyba jestem tak pomiędzy. Jak wspominałam, podobał mi się pomysł na tę historię, jednak… ja w kryminałach uwielbiam nagłe zwroty akcji, dużo intryg i mylnych tropów. To nie było to, aczkolwiek książka nie była zła. Sprawiła, że byłam ciekawa końca tej historii. Powoli odkrywałam kolejne drzwi w domu Angelów. Autorka nie dała nam wszystkiego na tacy już w pierwszym rozdziale, ale nie dała mi też tego dreszczyku emocji, którego oczekuję po kryminałach – i który uwielbiam.

Więc podsumowując, książka nie była zła, bo czytało się ją lekko i przyjemnie, a strony same przeskakiwały o duże liczby, ale nie było to także coś WOW, czego można by się było spodziewać po takim gatunku książki. Niestety, dla mnie to była akcja przewidywalna i domyśliłam się niektórych aspektów życia Grace i Jacka. Nie mówię jednak, że książki nie polecam. Tylko jeśli oczekujecie naprawdę szokujących wydarzeń, które zapadną wam w pamięć na wieki, to według mnie (nie mówię, że innych nie zaszokuje ta historia) powinniście sięgnąć po coś innego. Dla mnie to jest raczej lektura na wieczory do poczytania z kubkiem herbaty w ręku i zrelaksowanie się.
Jeśli szukacie jakiegoś kryminału z wątkiem psychologicznym, to jest zdecydowanie odpowiednia lektura dla was, ale pod warunkiem, że nie chcecie do tego gwałtownych zwrotów akcji i mnóstwa intryg, które by was zmyliły, bo jeśli oczekujecie tego drugiego, możecie przeżyć zawód. Jednak po książkę warto sięgnąć z racji na ciekawą fabułę, która ten brak szokującego zakończenia może nam wynagrodzić.

24 października 2017

16. "Wróć za mną" ~ A. Meredith Walters

Tytuł: Wróć za mną
Tytuł oryginału: Follow me back
Autor: A. Meredith Walters
Data wydania: 5 lipca 2017
Wydawnictwo: GW Foksal/YA

Miłość była bezwzględna
Bezlitosna.
Okrutna.
I kompletnie do dupy.

Maxx wiedział, że mógł stracić wszystko przez najsilniejszą rzecz w jego życiu – narkotyki. Ich potrzeba zagłuszała nawet uczucia, jakimi darzył Aubrey Duncan. Dopiero kiedy uzależnienie prawie go zniszczyło, zrozumiał jak wiele w życiu stracił. A przede wszystkim dopuścił do utraty najważniejszej osoby – Aubrey. Pragnął zasłużyć na jej miłość, pokazać, że potrafi dać jej życie na jakie mogłaby zasługiwać.
Życie Aubrey wywróciło się do góry nogami. Dziewczyna straciła wszystko, ponieważ posłuchała się serca. Serca, które pokochało niewłaściwego człowieka – Maksa Demelo. Jej nowe życie opiera się przede wszystkim na myśleniu o sobie i swoim dobrze. Chce trzymać się z dala od demonów przeszłości, ale jak to często bywa, nie zawsze jest tak, jakbyśmy tego chcieli.
I wydawać by się mogło, że życie na nowo­ jej wychodzi, ale wtedy Maxx kończy swój odwyk i wraca do jej życia z zamiarem udowodnienia jej, że może się zmienić. Tylko czy pomimo starań mężczyzny, kobieta, którą kocha, będzie w stanie na nowo mu zaufać po tym wszystkim?

Jak to możliwe, że mężczyzna, który ściągnął na mnie taką ciemność, dawał mi teraz wyłącznie światło?

Powtórzę to, co pisałam w recenzji pierwszej części. Ogromnym plusem jest brak wyidealizowania bohaterów. Jednak także i historii. Nie dostajemy słodkiego love story. Aubrey i Maxx mają swoje problemy, które nie znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Muszą się zmagać z demonami, które usilnie zostają w ich życiu. Tylko czy sobie z tym poradzą? Bardzo mi się to podobało, że nie dostaliśmy przesłodzonej bajeczki, gdzie wystarczy miłość i wszystkie problemy znikną. One są z nimi od początku do samego końca.
Muszę też zauważyć, że akcja nie ma szybkiego tempa, ale też nie jest ono ślimacze, przez co ziewalibyśmy na każdej stronie i przez znudzenie nie wiedzielibyśmy o czym tak właściwie czytamy. Wszystko dzieje się w odpowiednim czasie i ma odpowiedni bieg.

Miłość nie stawia warunków. W każdym razie ta prawdziwa.

Przez połowę książki nie potrafiłam się w nią wczuć. I tu, niestety, ponownie jest winny brak czasu. A kiedy udało mi się go więcej wyprodukować, nie chciałam przerywać. Czułam pragnienie skończenia i dowiedzenia się jak się skończą losy bohaterów. Ostatniego dnia mojego spotkania z tą lekturą przeczytałam jej połowę i w ten sposób udało mi się doskonale wgryźć w historię i uczucia bohaterów, bo doznałam niemałej huśtawki emocji i przede wszystkim najadłam się strachu, że zakończenie nie będzie takie, jakiego bym chciała. I miałam kilka teorii, których nie chciałam tam widzieć i których okropnie się bałam. A na koniec lektury autorka podarowała mi rollercoaster i chciałam rzucić książką przez pokój.
Co do samego zakończenia, nie było ono moim wymarzonym, ale jak dla mnie było jak najbardziej odpowiednie i innego bym tam nie chciała zobaczyć. Wszystko potoczyło się tak, jak miało.

Czasami musimy po prostu patrzeć na coś inaczej. Nigdy nie jest tak prosto, żeby była tylko jedna odpowiedź.

Kolejną rzeczą jaką muszę zauważyć, to sam Maxx. Nie dostajemy typowego macho, który to niczego się nie boi, nie ma mu równych i jest najlepszy z najlepszych. Spokojnie! Nie jest też okropnym mięczakiem. Nie, nie. Myślę, że się nie zawiedziecie, jeśli będziecie mieli styczność z panem Demelo, ale to jaki jest, musicie już odkryć sami, bo ja nic wam z tego nie mogę zdradzić.
A teraz głośno i bezapelacyjnie ogłaszam, że dołączam do grupy fanów historii Aubrey i Maxxa. I „Wróć za mną” podobało mi się o wiele bardziej niż „Twoim śladem”, ale może dlatego, że tempo z jakim czytałam pierwszą część jest mniejsze, o wiele, niż to, z jakim mogłam przeczytać tom drugi.

Na tym polegał problem z tłumieniem uczuć. Kiedy na powrót je do siebie dopuszczasz, okazujesz się zupełnie nieprzygotowany do radzenia sobie z ich dobrymi i złymi aspektami. Nie dajesz sobie rady z ich zmienną intensywnością. Byle co kompletnie wytrąca cię z równowagi.


Więc czy polecam? Tak. TAK! I jeszcze raz T A K! Nie mam zastrzeżeń co do drugiej części.  Po prostu ich nie mam. Historia Aubrey Duncan i Maksa Demelo skradła moje serce i na pewno kiedyś wrócę do ich historii.

20 października 2017

15. "Twoim śladem" ~ A. Meredith Walters

Tytuł: Twoim śladem
Tytuł oryginału: Lead Me Not
Autor: A. Meredith Walters
Data wydania: 3 lipca 2016
Wydawnictwo: GW Foksal/YA!

Nie takim życiem żyłem.
Na takie życie nie zasługiwałem.

Aubrey Duncan, studentka psychologii, jest współprowadzącą w grupie uzależnień. W ten sposób chce ocalić pamięć o siostrze, która zmarła w skutek przedawkowania narkotykowego i zadośćuczynić swoje zachowanie sprzed lat. Jednym z uczestników grupy jest niejaki Maxx Demelo, który w dziewczynie wzbudza fascynację, choć wie, że nie jest to człowiek, z jakim powinna się zadawać. Często bywa tak, że uczucia są silniejsze od rozumu. Lecz czy tak będzie i tym razem?

Nie można pomóc komuś, kto nie chce pomóc sam sobie.

Narracja jest pierwszoosobowa i główną bohaterką jest tutaj Aubrey, ale czasami też pałeczkę przejmuje Maxx, co pozwala nam nieco zrozumieć tok myślenia i postępowania osoby uzależnionej od narkotyków. Chciałabym też zauważyć, że autorka książki pracowała kiedyś jako konsultantka terapeutyczna z uzależnioną młodzieżą, co jest wielkim plusem, bo pisze na temat, w którym ma rozeznanie. A nie ma nic gorszego – pamiętajmy, że to tylko moje zdanie – niż pisanie na temat, w którym jest się kompletnie zielonym. I, co jest kolejną dobrą stroną, czytając książkę widać, że A. Meredith Walters wie o czym pisze.

Serce mnie zdradziło.

Przez całą książkę miałam mieszane uczucia i początkowo nie bardzo wiedziałam czego one dotyczą, ale po głębszym zastanowieniu co spowodowało takie a nie inne wrażenia. Po pierwsze jest tym na pewno mała ilość czasu, a co za tym idzie, czytałam bardzo mało stron. I to nie pozwoliło mi się wgryźć w historię Aubrey i Maksa, dzięki czemu mogłabym doznawać burzy uczuć wraz z bohaterami. Dodatkowo „Twoim śladem” było jak dla mnie przewidywalne, czego jednak za złą stronę uznać nie mogę, bo pamiętajmy, że to nie jest żaden kryminał by oczekiwać tajemnic, intryg i gwałtownych zwrotów akcji. Jestem pewna, że kiedyś jeszcze znów sięgnę po tę książkę by zobaczyć czy mając większą ilość czasu będę mogła się wczuć w historię, tak jak zdarzało mi się to przy innych książkach.
Aby nie było, że do książki mam jedynie jakieś ale, bo nie mam, powiem o rzeczach, które mnie przekonały do tej historii. Zdecydowanie nieszablonowa historia. Był to pierwszy raz, kiedy czytałam książkę o takiej fabule choć nie przeczę, że już takie się zdarzały – ja po prostu się na nie nigdy nie natknęłam. Kolejną rzeczą jest charakterystyka bohaterów. Autorka nie wykreowała ich na idealnych ludzi. Mają swoje problemy, swoje wady i jak najbardziej mi to odpowiadało. Nie lubię przesłodzonego idealizmu, bo odbiera to w moich oczach książce realizm.

Miłość ogłupia.
Zaślepia.
Potrafi obezwładnić i uczynić nas zupełnie bezbronnymi.

Zanim jednak skończę, muszę zaznaczyć w tym poście dwie rzeczy. Jedna nie ma nic wspólnego z fabułą, bo jest to czysty błąd. W książce pojawia się niejaki Callum, który jest bratem Maksa. Natomiast w drugiej części został przechrzczony na Landona. Tak przynajmniej myślałam, dopóki nie dostałam odpowiedzi, że w pierwszej części nie ma żadnego Calluma. W obu tomach większość ma Landona. Mówię większość, bo po małym rozeznaniu wychodzi na to, że taki błąd, jakim jest imię „Callum” pojawił się nie tylko w moim egzemplarzu.

Łatwo jest krytykować coś, czego nawet nie próbuje się zrozumieć. Ferować wyroki bez uważnego przyjrzenia się sprawie.

Drugą rzeczą, jaką chcę się tutaj podzielić jest to, co podobało mi się w książce najbardziej. Jest to koniec. Nie cały ostatni rozdział, a ostatnie zdanie. I cieszy mnie to, że autorka wymyśliła takie, a nie inne zakończenie, które jest jak najbardziej stosowne w tej historii.

Miłość była najpiękniejszym rodzajem obłędu. Szaleństwem desperacji i pożądania, które sprawiało, że najbardziej nieprawdopodobne wybory stawały się możliwe.


Reasumując, książka naprawdę mi się bardzo podobała i żałuję, że mój czas był czasem tak ograniczony, że nie przeczytałam ani jednej strony, bądź też wpływ na to miało zmęczenie. Polecam ją z czystego serca i bardzo się cieszę, że udało mi się wygrać drugą część, co skłoniło mnie do zakupu pierwszego tomu, bo jeśli mam być szczera z wami i przede wszystkim ze sobą, widząc tę książkę na bookstagramie, nie czułam ogromnej potrzeby jej kupna. A jednak ją mam, przeczytałam i nie żałuję. Więc jeśli ktoś z was się zastanawiał, to tak, kupujcie ją. Tylko sprawdźcie czy nie będziecie mieć błędu jakim jest złe imię jednego z bohaterów.

01 października 2017

14. "Blisko Ciebie" ~ Kasie West

Tytuł: Blisko Ciebie
Tytuł oryginału: Be Your Side
Autor: Kasie West
Data wydania: 5 lipca 2017
Wydawnictwo: Feeria Young

Myśli mają jednak moc.

Autumn miała spędzić miły weekend w towarzystwie przyjaciół oraz jej prawie-chłopaka. Jej plany zostają jednak pokrzyżowane, bo zostaje zamknięta w bibliotece… na trzy dni. Ma nadzieję, że przyjaciele po nią wrócą, gdy tylko zorientują się, że nie było jej w żadnym z czterech samochodów. Jednak nikt nie wraca. Dlaczego?
Wydawać by się mogło, że gorzej być już nie może. A jednak. Dziewczyna szybko odrywa, że ma towarzysza. Dax to chłopak z jej liceum, o którym niewiele wiadomo oprócz tego, że nie szczyci się dobrą opinią. Wraz z nim na myśl przychodzą dwie myśli: bójka i poprawczak. Zapowiada się więc na to, że Autumn spędzi najbliższe dni w towarzystwie groźnego chłopaka, który najwyraźniej nie jest zadowolony z jej towarzystwa. Nie czują się komfortowo w swoim towarzystwie, a rozmowa nie potrafi nabrać tempa, jednak pomiędzy bibliotecznymi murami, gdzie są tylko we dwoje, coś zaczyna iskrzyć. I zaskakiwać.
Ale czy to co narodziło się w domu książki będzie miało szanse poza jej murami?

[…] na tym właśnie polega kompromis – na ustępstwach w imię tego, czego się bardziej pragnie.

Przyznaję, „Blisko Ciebie” to moje pierwsze spotkanie z Kasie West. Owszem, miałam w planach sięgnięcie po coś spod jej pióra, ale nigdy zbytnio mnie do tego nie ciągnęło i pewnie odwlekałabym to w nieskończoność, gdyby nie pewna duszyczka, która podarowała mi tę książkę, jako prezent-niespodziankę. Czy żałuję, że nigdy wcześniej nie zetknęłam się z książką West? A może wręcz przeciwnie – cieszę się, że nic nie czytałam i „Blisko Ciebie” jest jedyną, a zarazem ostatnią lekturą tej autorki?
No cóż, nieczęsto sięgam po młodzieżówki, bo gustuję w kryminałach. To jest moja pierwsza miłość. Jednak książki z tego gatunku czasem wpadają w moje ręce i chętnie je czytam. „Blisko Ciebie” dość długo leżała u mnie na półce i czekała na swoją kolej, aż się doczekała. Choć oczywiście zabranie się za nią zajęło mi kilka dni również dlatego, że nie mogłam się pochwalić dużą ilością czasu.
Historia Autumn i Daxa nie była dla mnie emocjonalnym rollercoasterem, ale jednak przyjemną lekturą, którą czytało się lekko. Nie zauważyłam, by w treść zostały wplecione zapychacze, od których oczy same by się zamykały, więc to jest na wielki plus. Dodatkowo nie wiedziałam czego mogę się spodziewać po autorce, dzięki czemu do końca książki towarzyszyła mi ta niepewność, jak to wszystko zostanie zakończone.  Czy skończę „Blisko Ciebie” z uśmiechem na twarzy czy może ze złamanym sercem? Oczywiście przez całą historię trzymałam kciuki za swoje wymarzone zakończenie.
Jako kolejny plus – dla mnie ogromny – zaliczam to, że bohaterowie nie zostali przerysowani i przedstawieni w sztuczny sposób. Dodatkowo nie znalazłam tam przesłodzonych scen, co pozbawiłoby historii tej przyjemności, z jaką się ją czytało. „Blisko Ciebie” było dla mnie lekką i przyjemną przygodą, a liczba przeczytanych stron wzrastała niezauważalnie w szybkim tempie. I wiem, że gdybym miała mnóstwo czasu, byłaby to dla mnie pozycja na jeden dzień. Ostatnie sto stron mignęło mi w chwile i już zobaczyłam napis „Podziękowania”.

Możliwości nigdy nie ranią aż tak jak rzeczywistość. Możliwości są ekscytujące i niezliczone. Rzeczywistość to ostateczność.

Więc czy polecam tę książkę? Jak najbardziej. Szczególnie jeśli chcemy odpocząć od emocjonalnych huśtawek, które zapewnia nam niejedna czytana przez nas książka. Dodatkowo żałuję, że z książkami pani West nie miałam styczności wcześniej, ale jestem pewna, że na mojej półce kiedyś będą stały dumnie wszystkie tytuły, jakie zostały wydane w Polsce.

17 września 2017

13. "Hopeless" ~ Colleen Hoover

Tytuł: Hopeless
Tytuł oryginału: Hopeless
Autor: Colleen Hoover
Data wydania: 16 czerwca 2014
Wydawnictwo: http://books-hoolic.blogspot.com/2017/11/21-promyczek-kim-holden.html

„[…] jednak czasami na nasze decyzje wpływają inne czynniki niż miłość. Na przykład nienawiść. Czasami musisz zrobić wszystko, żeby się jej pozbyć.”

W życie Sky wkracza przystojny Dean Holder, który podobnie jak ona nie cieszy się dobrą reputacją, a dodatkowo wzbudza w dziewczynie nieznane dotąd uczucia. Fascynuje ją i przeraża jednocześnie. Wie, że powinna trzymać się od niego z daleka, bo znajomość może oznaczać tylko jedno: kłopoty, ale tak mocno jak chce trzymać chłopaka na dystans pragnie go lepiej poznać i dowiedzieć się, dlaczego pobudza w niej emocje, jakich nie czuła nigdy do żadnego innego chłopaka. Natomiast Holder chce dowiedzieć się o niej jak najwięcej i nie odpuszcza tak łatwo.
 Gdy Sky poznaje Deana bliżej okazuje się, że nie jest on tym, za kogo się podaje. Właśnie w tamtym momencie życie dziewczyny wywraca się do góry nogami i zmienia bezpowrotnie.

Tak się właśnie dzieje, gdy ludzie stają się jednością: od tej pory dzielą się nie tylko miłością. Wspólny jest także ich ból, smutek i rozpacz.

Przyznam szczerze i bez bicia, że nie byłam zbyt optymistycznie nastawiona do tej książki, choć nie mam pojęcia skąd takie uczucia się we mnie narodziły. Słyszałam o tej książce wiele dobrego, więc czemu ciężko było mi ją zacząć? Może dlatego, że często zawodziłam się na książkach, które wiele osób zachwalało, więc nastawiałam się optymistycznie, a potem przeżywałam wielkie rozczarowanie? Bałam się, że ponownie spotkam się z zawodem. Więc czy było tak i tym razem?

Jedną z rzeczy, za które kocham książki, jest to, że dzieli się w nich ludzkie losy na rozdziały. To niesamowite, ponieważ nie można tego zrobić w prawdziwym życiu. Nie możesz skończyć rozdziału, potem opuścić wydarzenie, którego nie chcesz przeżywać, i otworzyć na rozdziale, który lepiej pasuje do twojego nastroju. Życia nie można podzielić na rozdziały, tylko co najwyżej na minuty. Wydarzenia z twojego życia są zaklęte w kolejnych minutach. Nie ma tu pustych kartek ani końców rozdziałów. Niezależnie od tego, co się dzieje, życie toczy się dalej, czy ci się to podoba, czy nie, i nigdy nie możesz pozwolić sobie na to, żeby się zatrzymać i po prostu złapać oddech.

Hopeless” to nie jest tylko historia opowiadająca o uczuciu łączącym dwójkę ludzi. Autorka nie skupia się tam jedynie na relacji Sky i Holdera. Pokazuje nam również co to znaczy prawdziwa przyjaźń – że może być bezwarunkowa. Nie dostajemy stereotypowej bajki ułożonej dziewczynki i złego chłopca, którzy się w sobie zakochują. Dostajemy tu coś o wiele więcej. Książkę o niesztampowej fabule, co mi się jak najbardziej podobało. Nie lubię, gdy historie mają w sobie ten sam schemat, a niestety z tym się już spotkałam.
Ta książka pokazała mi coś, co wiedziałam już wcześniej, ale dzięki niej zamierzam w tym trwać jeszcze mocniej. Zapierać się rękami i nogami. Bez względu na to, jak bardzo wali nam się życie, nie możemy zapominać o osobach, które mamy obok i które dają nam wsparcie. Jeśli są przy nas osoby, które kochamy, poradzimy sobie, nawet jeśli wszystko się psuje. Pamiętajmy jednak, że my także powinniśmy być dla nich podporą – także wtedy, gdy w naszym życiu nie dzieje się najlepiej. Nie możemy jedynie brać wsparcia i miłości – musimy dawać je także od siebie. „Hopeless” pokazało mi, że nawet w chwilach największego kryzysu nasi najbliżsi także mogą cierpieć i należy im pomóc, zapominając o sobie i swoich kłopotach.
Pokazała także, że czasem człowiek jest zdolny do wielu rzeczy, by chronić innych. Nawet zaryzykować swoją przyszłość, swoją wolność.

A kiedy człowiek nie jest pewien, czym jest przedmiot jego nienawiści ani dlaczego go nienawidzi, trudno mu skupić się na szczegółach – po prostu kurczowo trzyma się tego uczucia.


Pokochałam tę historię, a „Losing Hope” jedynie wzmocniła moją miłość. Nie będę pisała recenzji drugiej części, która została wydana 4 lutego 2015 roku, ale mogę was zapewnić, że podobała mi się równie mocno i cykl „Hopeless” skradł moje serce.
Książki sprawiały, że doznałam szybszej akcji serca, bo bałam się jak to dalej się potoczy, a jednocześnie śmiałam się wraz z bohaterami. I, co najbardziej mi się podobało, zostałam ogromnie zaskoczona akcją. Naprawdę nie spodziewałam się tego, co tam się wydarzyło – choć zdaje sobie sprawę, że dla innych mogłoby to być przewidywalne. Ja przeżyłam niemały szok i jestem jak najbardziej usatysfakcjonowana.
Wiem, że powrócę do losów Sky Davis i Deana Holdera jeszcze niejednokrotnie. Jest to cykl, który mogę każdemu polecić z czystym sercem. Jeśli się zastanawialiście bądź wahaliście – przestańcie. Nie zmarnujecie na nią czasu. I jestem pewna, że w najbliższej przyszłości sięgnę po więcej książek pani Hoover.

30 sierpnia 2017

12. Przysłowiowy tag

Tym razem przychodzę do was z tak zwanym Przysłowiowym Tagiem, do którego zostałam nominowana przez Maobmaze. Oczywiście bardzo dziękuję za nominację!


1.       Apetyt rośnie w miarę jedzenia – czyli książka jednotomowa, której kontynuację chętnie bym przeczytała.
Chyba coś takiego mi się nie zdarzyło – jeszcze. Zazwyczaj mam tak z seriami. W tej chwili żadna książka, która nie ma kontynuacji nie przychodzi mi do głowy.

2.       Co za dużo, to niezdrowo – czyli kontynuacja, która była gorsza od pierwszej części.
Od razu pomyślałam o cyklu „Wady” autorstwa Irene Cao. W pierwszej części byłam zakochana, ale druga mnie totalnie rozwaliła. A zwłaszcza jej zakończenie, które według mnie zostało wzięte znikąd. Byłam tak wkurzona na tę książkę i nadal jestem, kiedy o niej myślę. Dlatego postanowiłam sobie, że dla mnie jest tylko pierwsza część, czyli „Za wszystkie błędy”.

3.       Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki – czyli książka, którą mogę czytać wielokrotnie.
Mogę wskazać tutaj sagę „Zmierzch” Stephenie Meyer. Dawniej przeczytałam ją chyba z osiem razy, a teraz ciągle mam coś do czytania, więc do tego nie wróciłam jednak myślę, że kiedyś jeszcze to zrobię. I na pewno seria Crossa. Zdecydowanie powrócę do historii Evy i Gideona.

4.       Stary, ale jary – czyli ulubiona książka z dzieciństwa.
W dzieciństwie mało czytałam książek. Jednak są dwie lektury z podstawówki, które bardzo polubiłam. Jest to „Pies, który jeździł koleją” oraz „Ten obcy”. Myślę, że kiedyś wzbogacę swoją biblioteczkę o te dwie książki.

5.       Nie taki diabeł straszny – czyli książka, która mnie miło zaskoczyła.
Jest to zdecydowanie „Coś niebieskiego” Emily Giffin. Początkowo strasznie denerwowała mnie główna bohaterka i siłą się powstrzymywałam, by nie odłożyć jej na półkę, ale w ostateczności ta książka okazała się być miłą lekturą i cieszę się, że miałam szansę ją przeczytać.

6.       Nie chwal dnia przed zachodem słońca – czyli książka, która rozczarowała mnie swoim zakończeniem.
Za całą miłość” Irene Cao. Zdecydowanie.

7.       Wyśpisz się po śmierci – czyli książka, w którą tak się wciągnęłam, że mogłabym zarwać przy niej nockę.
Bez dwóch zdań „Ostatni pocałunek” Laurelin Paige. Zaczęłam po godzinie dwudziestej i z bólem serca skończyłam o 3:26, bo rano musiałam wstać. Przeczytałam dokładnie 384 strony i jestem pewna, że gdybym następnego dnia nie musiała budzić się o wczesnej godzinie, nie odłożyłabym lektury.

8.       Mowa jest srebrem, a milczenie złotem – czyli książka z najlepszymi dialogami.
Trochę myślałam, ale w końcu powiem tylko tyle, że najlepsze dialogi według mnie znajdziemy w książkach Harlana Cobena – w szczególności w serii z Myronem Bolitarem.

9.       Raz na wozie, raz pod wozem – czyli książka, która miała dużo zwrotów akcji.
Myślę, że tu również wskażę książki Harlana Cobena. Z nimi nigdy się nie nudziłam.

10.   Pierwsze koty za płoty – czyli książka, przez którą nie mogłam przebrnąć.
Ponownie „Coś niebieskiego” Emily Giffin. Naprawdę chciałam wyrzucić tą książkę przez okno.

11.   Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu – czyli książka, którą zna prawie każdy.
Saga „Zmierzch” Stephenie Meyer. Któż jej nie zna, hm?

12.   Co ma wisieć, nie utonie – czyli książka, której zakończenie przewidziałam w trakcie czytania.
Kurcze, nie potrafię teraz żadnej wskazać, ale na pewno takie się znalazły.

13.   Od przybytku głowa nie boli – czyli ulubiona powieść licząca ponad 400 stron.
Jest tego za dużo, ale wskażę cykl, który ostatnio pokochałam – „First and Last” Laurelin Paige.

14.   Wszystko co dobre szybko się kończy – czyli ulubiona książka licząca mniej niż 200 stron.
Jak się okazało, nie mam takiej książki. Zwykle są one bardziej obszerne.

15.     Być kulą u nogi – czyli książka, w której występuje trójkąt miłosny.
Zmierzch”, gdzie Edward ciągle rywalizuje z Jacobem o Bellę. A także druga część „Na każde jego żądanie”, czyli „O dwa słowa za dużo” Sary Fawkes.

16.   Jedna jaskółka wiosny nie czyni – czyli autor, którego przeczytałam więcej niż jedną książkę/serię i każda z nich mi się podobała.
Harlan Coben, oczywiście.

17.   Darowanemu koniowi się w zęby nie zagląda – czyli bohater, który czuje się niekomfortowo w sytuacji, w jakiej się znalazł.
Wydaje mi się, że takich bohaterów mamy wiele, ale nie jestem w stanie wskazać kogoś konkretnego.

18.   Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni – czyli bohater, który pod wpływem różnych czynników dorośleje.
Darcy, główna bohaterka „Coś niebieskiego” Emily Giffin – i bardzo dziękuję za to!

No, to byłoby na tyle. Jeszcze raz dziękuję za nominację do tego Tagu! A ja chciałabym nominować:

Wierzę w was, dziewczyny!

11. Magiczna Księgarnia Tag

Już jakiś czas temu zostałam nominowana do Magiczna Księgarnia Tag, za co bardzo dziękuję Maria.reads oraz Maobmaze. Jestem jednak tak roztrzepaną osobą, że zapominałam o tym ciągle, aż w końcu powiedziała sobie, że muszę się za to nareszcie wziąć. Jest to pierwszy Tag, jaki zamieszczę na blogu, ale nie ostatni!


1.       Ulubiona księgarnia w Twoim mieście?
Niestety nie mieszkam w mieście, a to, w którym bywam najczęściej ma tylko dwie księgarnie, dodatkowo bardzo mało znane i niestety, ale są one bardzo słabo zaopatrzone w książki, które mogłyby mnie zainteresować. Są to głównie księgarnie, w których półki gną się od podręczników szkolnych.

2.       Ulubiona sieć księgarni?
Matras. Rzadko kiedy kupuję książki stacjonarnie, ale właśnie tam udaję się najchętniej, bo książki często są przecenione, a dodatkowo mają śliczne zakładki.

3.       Największa ilość książek kupiona dla siebie jednorazowo?
Sześć. Myślę, że to była największa ilość, na jaką się zdecydowałam. Choć w przyszłości chcę tę liczbę pobić.

4.       Najlepszy, najbardziej pomocny księgarz?
Nie mam kogoś takiego. Wolę sama pochodzić pomiędzy półkami i popatrzeć na pozycje, które mi się podobają. Choć raz skorzystałam, kiedy miałam zbyt mało czasu, a księgarnia była naprawdę skąpo zaopatrzona w książki, które mnie by interesowały.

5.       Ulubione miejsce w księgarni?
Już po przestąpieniu wejścia czuję się jak w raju, więc cała księgarnia jest moim ulubionym miejscem. Zdecydowanie.

6.       Książka, którą kupiłeś/przeczytałeś tylko dzięki wizycie w księgarni?
Jest to seria Crossa. Zakupiłam trylogię – więcej części nie było – w jednej z tych mało znanych księgarni w mieście, w którym często bywam. Poszłam pooglądać książki, bo miałam sobie wybrać od siostry na gwiazdkę. Były w pakiecie, opis mnie zaciekawił, więc wzięłam. I dziś mam już wszystkie części, a dodatkowo naprawdę uwielbiam tę serię.

7.       Księgarnia internetowa czy stacjonarna?
Zdecydowanie internetowa – naprawdę rzadko kiedy kupuję coś stacjonarnie. Na spokojnie mogę przejrzeć książki, leżąc na łóżku. Dodatkowo są promocje, dzięki czemu można dodać do koszyka więcej książek. No i do porządnej księgarni mam naprawdę daleko, a w ten sposób mam wszystko na miejscu.

8.       Co jest najważniejsze w dobrej księgarni?
Dużo książek. Porządek. Atmosfera. I wystrój. Nic nie cieszy oka jak ładnie urządzona księgarnia.

9.       Jak powinna wyglądać Twoja wymarzona księgarnia?
Nie mogę powiedzieć, bo moim marzeniem jest założenie księgarni i odtworzenie obrazu mojej idealnej księgarni. Więc na razie cii!

10.   Czy wyobrażasz sobie świat bez księgarni stacjonarnych?
Lubię zakupy przez Internet, ale też bardzo lubię wchodzić do księgarni, nawet jeśli nie mam zamiaru nic kupować. Więc nie, nie wyobrażam sobie.


Mam nadzieję, że bardzo was nie przynudziłam! Oczywiście chciałabym nominować do dalszej zabawy osoby, które mają na to ochotę. Nie będę wybierała poszczególnych osób – każdy może nominować samego siebie!