31 stycznia 2020

127. "O krok za daleko" ~ Harlan Coben

Tytuł:O krok za daleko
Tytuł oryginału:Run away
Autor: Harlan Coben
Data wydania: 15 stycznia 2020
Wydawnictwo: Albatros

Simon Green żyje na krawędzi obłędu. Od miesięcy szuka swojej córki, Paige. Kiedy wreszcie trafia na jej ślad – namierza ją w Central Parku, gdzie ćpani grają dla pieniędzy przy pomniku Lennona – na jego drodze staje Aaron, człowiek, przez którego uciekła. A Paige znowu znika.
Tym razem jednak Simon nie zamierza odpuścić – za wszelką cenę chce sprowadzić córkę do domu. Ale sytuacja się komplikuje… W mieszkaniu, w którym koczowała dziewczyna, zostają znalezione zwłoki Aarona. A kiedy żona Simona, do której ktoś strzelał, walczy o życie, on musi zadać sobie pytanie – w co wplątała się ich córka? I czy to ona zabiła?
Aby znaleźć odpowiedź, Simon posunie się nawet… o krok za daleko.
Źródło opisu: okładka książki.

Wiem, że rzadko czytam kryminały, ale Harlan Coben jest moim ulubionym autorem tego gatunku. Jego książki przeczytałam wszystkie, a serię z Myronem i Winem wprost uwielbiam i teraz pozostaje mi jedynie czekać na jakieś nowości. Możecie więc sobie wyobrazić moją radość, gdy zobaczyłam, że wydawnictwo Albatros szykuje premierę „O krok za daleko”.

Na tym autorze, a w zasadzie na jego książkach, jeszcze nigdy się nie zawiodłam. Chociaż mawiają, że zawsze musi być ten pierwszy raz, prawda? Często mam tak, że do książek ulubionych autorów podchodzę z dystansem, ale nie w przypadku twórczości Cobena. Do jego twórczości podchodzę pewnie i wiem, że da mi coś, przy czym dobrze spędzę czas, bo będzie do dobra lektura. I tak oczywiście było tym razem!
O krok za daleko” to kryminał, który ma wszystkie pożądane przeze mnie cechy i jest dokładnie tym, co znam do tej pory z książek Harlana Cobena. Zauważyłam w jego książkach, że w delikatny sposób stara się zwrócić uwagę na to, jak człowiek jest postrzegany poprzez władzę i państwo tylko przez swój koloryt skóry. Jest dobry humor, choć w tym przypadku nie aż tak dużo, do czego przywykłam, jeśli chodzi o twórczość tego autora i za czym trochę zatęskniłam. Nie jest to jednak najważniejsze w tego typu literaturze, prawda? Pod lupę w kryminałach należy wziąć nieco inne kwestie niż przy ocenie na przykład romansu.
Powiem wam tak, jeśli chodzi o Cobena wiem po prostu, że mogę spodziewać się po nim wszystkiego, bo czasami to jest autor bezwzględny. Zdarzało mi się czytać kryminały z wątkiem romantycznym w tle, ale nie w jego przypadku. Jest w stanie zniszczyć najszczęśliwszą rodzinę na świecie. I to właśnie uwielbiam w jego książkach – tę nieprzewidywalność. Nie wiem, co czeka mnie za kilka rozdziałów i co wymyśli. W tej książce są intrygi i manipulacja czytelnikiem, tak odrobinę, tajemnice, których z czasem jest coraz więej. Próbowałam odkryć prawdę, bo po tylu książkach tego autora myślałam, że jestem przygotowana na wszystko. I troszeczkę mi się udało, bo oczywiście na koniec było coś, czego nie przewidziałam. A oto właśnie w kryminałach chodzi. By zbudować napięcie, by akcja się toczyła, a nie zanudziła czytelnika. By ten czytelnik myślał równie intensywnie, co główni bohaterowie. A potem i tak dać coś, co było niespodziewane. To właśnie dostałam w tej książce.

Czy wam polecam? Cóż, jeśli jesteście fanami kryminałów, to jak najbardziej! Akcja nie jest bardzo szybka, ale też nie stoi w miejscu i nie ma czasu na nudę, a przede wszystkim nie ma chaosu, przez który nie idzie się połapać o co w tym wszystkim chodzi i co też ten autor wymyślił. No i choć zakończenia troszeczkę się domyśliłam, to jednak zostałam zaskoczona. Harlan Coben po raz kolejny mnie nie zawiódł i mam nadzieję, że kolejne jego książki ukażą się jak najszybciej na polskim rynku! Liczę także, że zdecydujecie się na tę książkę i że spodoba wam się tak, jak mi.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Albatros.

27 stycznia 2020

126. "Dearest. Madeline" ~ Lex Martin

Tytuł:Dearest. Madeline
Tytuł oryginału:Kissing Madeline
Autor: Lex Martin
Data wydania: 15 stycznia 2020
Wydawnictwo: Kobiece

Po przyłapaniu na zdradzie swojego chłopaka pracowita reporterka Madeline obiecuje sobie, że nigdy więcej nie będzie się umawiać ze sportowcami. Ze złamanym sercem i górą kartonów ląduje u przyjaciółki ze studiów. Jak na złość jej sąsiadem zostaje Daren, najgorętsza gwiazda futbolu amerykańskiego.
Kiedy dziewczyna odkrywa, że nową serię programów telewizyjnych będzie musiała nagrać właśnie z nim, jest załamana. Pomiędzy parą iskrzy, ale nie mogą naruszyć niepisanego kodeksu pracy. Nie mówiąc o postanowieniu Madeline!
Czy pomimo przeszkód uda im się odnaleźć drogę do siebie? Czy może warto poprzestać na zwykłej przyjaźni… z dodatkowymi bonusami?
Źródło opisu: okładka książki.

Lubię książki Lex Martin i nie mogłam się doczekać ostatniej części z serii „Dearest”. Byłam naprawdę ciekawa historii Darena, którego poznałam już w poprzednich tomach i to nie zawsze w dobrym świetle. I chyba właśnie dlatego przeczytałam ją w dwa wieczory.  

Maddie jest kobietą zdolną, inteligentną i bystrą. Jest utalentowana, zadziorna i widać ewidentnie, że do swojej kariery podchodzi bardzo poważnie. Zależy jej na tym, co robi w dziennikarstwie i chce pomagać, a do tego jest też naprawdę pracowita. Choć do związków podchodzi z takim dystansem, że nie planuje ich w ogóle. Nie po tym, co przydarzyło jej się ostatnim razem. A jednak pojawienie się przystojnego sąsiada, może troszkę namieszać w jej postanowieniach. Miała łeb na karku, była zabawna, a życie nie zawsze było dla niej różowe. Przede wszystkim była dobra i szczera oraz miła. Jej postać w poprzednich częściach pojawiła się w niewielkiej ilości, więc wtedy nie miałam okazji jej poznać, ale teraz mogłam to nadrobić i naprawdę ją polubiłam.
Darena natomiast poznajemy już w pierwszym tomie serii i wtedy nie jest najbardziej pozytywną postacią, ale nie powiem o co chodzi, bo ktoś może nie czytał. Chociaż z czasem jego wizerunek ulega zmianie, ale dopiero w „Dearest. Madeline” możemy poznać go tak naprawdę, a przede wszystkim poznajemy drugą część jego historii. Ten facet to nie tylko ładna buzia. Możemy się przekonać, że jest inteligentny, słodki i czarujący, a także chce pomagać. Bezinteresownie. I jest naprawdę troskliwym gościem o wielkim sercu. Widać też, że jego kariera to coś, do czego podchodzi bardzo poważnie i stawia ją zawsze na piedestale. I tak jak na początku serii za nim nie przepadałam, a potem ta sympatia trochę wzrosła, tak po przeczytaniu ostatniego tomu, po prostu go uwielbiam.

Tak, jak „Dearest. Clementine” i „Dearest. Dandelion” rozgrywały się w momencie, gdy bohaterowie byli na studiach, tak w „Dearest. Madeline” Maddie i Daren ukończyli ten etap. Oboje pracują i to dużo, oboje naprawdę się przykładają do tego co robią, więc tak jak poprzednie mogliśmy jeszcze zaliczyć do kategorii New Adult, tej już raczej nie. W tej części pojawia się nawet więcej seksu, ale na szczęście te sceny są napisane w miarę w subtelny sposób, więc nie powodują, że przez to książka traci na swoim uroku. Mimo tej ilości scen erotycznych, była to naprawdę przyjemna lektura. I jak zawsze mam wielki sentyment do pierwszych tomów wszelkich serii, tak ta część jest bardzo blisko, by dorównać historii Clementine i Gavina. Było to naprawdę świetne dopełnienie całego cyklu „Dearest” i trochę mi szkoda, że więcej już części nie będzie.
Mamy tu perspektywę zarówno Maddie, jak i Darena, przez co w pewnych momentach autorka dawała trochę ciekawości, bo czasami namieszała między bohaterami i zastanawiałam się co dzieje się u tego drugiego. Lex Martin posługuje się lekkim piórem, przez co książkę przeczytałam w dwa wieczory i nawet tego nie odczułam. Co więcej, chciałam to skończyć jak najszybciej, bo musiałam się dowiedzieć, co spotka tych bohaterów. A trochę ich spotkało i w pewnych momentach byłam troszkę zaskoczona, więc to nie jest tak do końca przewidywalna historia, jak spodziewałam się na początku – za co duży plus, oczywiście.
Ta dwójka musiała naprawdę dużo przepracować, zwłaszcza pomiędzy sobą. Maddie nie ufała zbyt łatwo, a kariera Darena jej tego nie ułatwiała, bo był prawie cały czas otoczony przez piękne, napalone fanki. I jego historia też dokładała swoją cegiełkę, ale to musicie odkryć sami. Autorka poprzez „Dearest. Madeline” chce nam w jakiś sposób przekazać, że człowiek jest tylko człowiekiem i zdarza mu się popełniać błędy. Najważniejsze, to nie popełniać dwa razy tych samych. Chce nam pokazać, że bycie szczerym może nam pomóc w uniknięciu problemów. Tajemnice nigdy do niczego dobrego nie doprowadziły.

Polecam wam nie tylko tę część, ale całą serię, bo jest naprawdę tego warta. Historia Darena i Madeline była naprawdę urocza, mimo ilości scen seksu, a seksowny futbolista skradł mi serce. Może się nie wydawać, ale to naprawdę słodki facet. A całość dla mnie była ciekawa i przyjemnie spędziłam czas przy tej lekturze, w niektórych momentach może nawet troszeczkę się rozpływałam. Na początku odrobinę brakowało mi bohaterów, których już znałam, ale w końcu zostałam usatysfakcjonowana. I to jeszcze jak, ale już wiem, że będzie mi ich wszystkich brakowało. Chociaż nie musicie czytać tej serii w odpowiedniej kolejności, to może jednak bym zalecała. Zawsze to lepiej, jeśli czyta się od początku, prawda? Mam nadzieję, że przekonałam was do tej książki i zdecydujecie się po nią sięgnąć.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece.

26 stycznia 2020

125. "Perwersyjny bogacz" ~ Laurelin Paige

Tytuł:Perwersyjny bogacz
Tytuł oryginału:Dirty Filthy Rich Man
Autor: Laurelin Paige
Data wydania: 22 stycznia 2020
Wydawnictwo: Kobiece

Sabrina od zawsze miała pewność, że zasługuje w życiu na coś więcej, a jej miejsce jest w luksusowych apartamentach. Rozumiała też, że trudniejsze od samej drogi na szczyt jest utrzymanie swojej pozycji.
Dziesięć lat temu zdobył ją Donovan Kincaid, mimo że marzyło o jego najlepszym przyjacielu. Po latach kobieta spotyka obiekt westchnień z przeszłości, boskiego Westona Kinga. Mężczyzna tym razem nie zamierza pozwolić jej zniknąć. Proponuje Sabrinie pracę w prestiżowej agencji, którą zarządza razem z… Donovanem.
Kobieta wywołuje pożądanie ich obu. Daje się uwikłać w grę pełną zaskakujących perwersji i gorących fantazji. Czy któryś z playboyów zdobędzie ją na zawsze?
Źródło opisu: okładka książki.

Na początku nie miałam zamiaru sięgać po tę książkę. Chciałam poczekać, aż zostanie wydany drugi tom, bo robię tak zazwyczaj, ale wyszło inaczej. I nie będę ukrywać, że troszeczkę się obawiałam, gdy ją zaczynałam, ale z drugiej strony bardziej byłam ciekawa, bo lubię książki Laurelin Paige i jak na razie przeczytałam wszystkie, jakie zostały wydane na polskim rynku. Czy tym razem też autorka spełniła moje oczekiwania czy może się zawiodłam?

Sabrina to kobieta dość ambitna i także pracowita, nawet bardzo. Jest błyskotliwa, mądra i staje się obiektem pożądania niejednego mężczyzny. Ma jednak pewne sekrety, pragnienia, o których nie wie nikt. A w zasadzie prawie nikt. Jest tylko jedna osoba, która zna tę stronę jej, którą przed innymi stara się ukrywać. Którą stara się stłumić od wielu lat. Momentami wydaje się troszeczkę zagubiona, ale też potrafi zawalczyć o swoje, choć nie zawsze.
Weston to mężczyzna, z którym chciałaby być niejedna kobieta. Związki nie bardzo go interesują, ale widać, że do Sabriny ma słabość. Jest dżentelmenem, jest miłym facetem i dobrym człowiekiem, który zarządza ze swoim przyjacielem dość wielką firmą. Z poczuciem humoru, przystojny. Ucieleśnienie marzeń niejednej, prawda?
Donovan natomiast jest jego przeciwieństwem. Poczucia humoru nie można mu zarzucić, bo go nie ma. Jest surowy, oschły, a także potrafi być wredny i nieobliczalny. Na początku w książce pojawiał się tylko w zmiankach przy rozmowach bądź we wspomnieniach, więc trochę miał dla mnie takiej aury tajemniczości. A jak już się pojawił to odkryłam w nim cechy, które wymieniłam powyżej. I nie bardzo go rozumiałam w niektórych momentach. Choć nie tylko ja, bo główna bohaterka też miała z tym problemy.

Zastanawiam się, co napisać, by nie zdradzić za wiele, a przede wszystkim by nie zdradzić wam, do którego z mężczyzn bardziej ciągnęło Sabrinę, a przede wszystkim – z którym coś ją połączyło. Który wygrał? Zanim sięgnęłam po tę książkę nie chciałam wiedzieć, który z bohaterów jest jej pisany, więc postaram się też tego tutaj wam nie zdradzić, ale powiem wam, że po przeczytaniu kilku rozdziałów najprawdopodobniej sami będziecie w stanie się domyślić, po której stronie stanąć. Z jednej strony wydawałoby się, że Donovan, skoro został wykreowany na tego złego, ale z drugiej Weston jest idealnym partnerem dla Sabriny. I z każdym z mężczyzn łączy ją przeszłość. Jak więc to się potoczy? Tym bardziej, że na drodze do związku z którymkolwiek z nich, stają pewne przeszkody.
Laurelin Paige stworzyła erotyk, jakiego nie czytałam do tej pory. Nie jest jakiś wyszukany, ale jest jednym z tych, które mogą się nie spodobać każdemu, bo choć sceny seksu nie wzbudzały we mnie zniechęcenia, to jednak nie są też tymi łagodniejszymi. Niektóre są brutalne, choć autorka stylem, w jaki to opisała mam wrażenie, że starała się trochę zatrzeć tę brutalność. Albo tylko ja takie wrażenie odnoszę, bo te sceny nie zrobiły na mnie większego wrażenia? Na pewno jest jednym z ostrzejszych, jakie autorka posiada na swoim koncie. Na pewno też występujący wątek trójkąta jest czymś, z czym rzadko się spotykam, no i sama relacja z jednym z bohaterów została pokierowana w sposób, z jakim też raczej się nie zetknęłam. Była, ale… nie do końca. Mogłabym powiedzieć więcej, ale naprawdę nie chcę zdradzać za dużo, bo może dla kogoś będzie frajdą odkrywanie i odgadywanie, z którym przystojniakiem skończy Sabrina? Ja niestety mam słabość do tych złych chłopców, więc od początku byłam sercem z Donovanem ryzykując tym samym, że skończę ze złamanym sercem.
Po części nie do końca wiedziałam czego się spodziewać po tej historii. A z drugiej była jednak przewidywalna. Najbardziej jednak ucieszyły mnie pewne… nawiązania. Jeśli ktoś czytał wszystkie książki Paige i przeczyta tę, to pewnie będzie wiedział o czym mowa, ale ja nic nie zdradzam! Cieszę się za to, że przeczytałam tę książkę teraz, a nie czekałam aż wyjdzie drugi tom. Co mam nadzieję, że stanie się bardzo szybko, bo nie mogę się doczekać, aż poznam kontynuacje tej historii!
No właśnie, co do zakończenia… Kurcze. Najchętniej to bym wam je szczegółowo opisała, ale oczywiście tego nie zrobię. Moim zdaniem została ta książka zamknięta w sposób jak najbardziej odpowiedni. Po przeczytaniu ostatnich zdań jeszcze bardziej nie mogę się doczekać „Perwersyjnej miłości”.

Nie powiem wam, że polecam tę książkę, bo musicie zdecydować niestety sami. Nie jest to romansidło ze słodką miłością. Nie. Jak wspominałam, to jest nieco ostrzejszy erotyk i nie będę ukrywać, że tu głównie na początku chodzi o sceny seksu, dopiero później odkrywamy, że w całości może być jednak coś więcej, ale podejrzewam, że to więcej będzie dopiero w drugim tomie – mam nadzieję! Jeśli ja miałabym powiedzieć czy ta książka mi się podobała, to tak. Te sceny brutalniejsze jakoś nie raziły mnie mocno, ale innemu czytelnikowi mogą już natomiast przeszkadzać. Ja uwielbiam książki Paige, które czyta się naprawdę szybko, a „Perwersyjny bogacz” na swój sposób wyróżnia się spośród erotyków, które czytałam do tej pory, ale jak mówię, musicie sami podjąć decyzję czy tę książkę chcecie przeczytać czy sobie darujecie. Mi się podobała i na pewno sięgnę po kontynuacje, jak tylko się pojawi. I mam nadzieję, że pomogłam wam w podjęciu decyzji – i że jednak się skusicie.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece.

25 stycznia 2020

124. "Tylko bądź przy mnie" ~ Laura Kneidl

Tytuł:Tylko bądź przy mnie
Tytuł oryginału:Verliere Mich. Nicht
Autor: Laura Kneidl
Data wydania: 22 stycznia 2020
Wydawnictwo: Jaguar

Z Lucą Sage była szczęśliwsza niż kiedykolwiek w życiu. Pokazał jej, co to znaczy ufać, żyć i kochać. Ale ciemna przeszłość Sage dopadła ją i zniszczyła wspólne szczęście.
Nawet po dramatycznym rozstaniu Sage nie może zapomnieć o Luce, bez względu na to, jak bardzo się stara. Każdego dnia odczuwa jego brak. Ale wtedy on pojawia się nagle u jej drzwi i prosi, by wróciła. Czy pomimo tego wszystkiego, co zaszło między nimi, mają szansę na nowy początek?
Źródło opisu: okładka książki.

Cieszę się, że pomiędzy przeczytaniem „Jednak mnie kochaj” a „Tylko mnie kochaj” nie minęło zbyt dużo czasu, bo miałam wszystko ‘na świeżo’ i przy czytaniu drugiego tomu nie musiałam się męczyć i przypominać sobie, co się wydarzyło w pierwszej części. Naprawdę nie mogłam doczekać się tej części i jak tylko do mnie przyszła, zabrałam się do niej jeszcze tego samego dnia – czy raczej wieczora, a potem nie mogłam się od niej oderwać. A z racji, że książka zaczyna się kilka godzin po wydarzeniach z pierwszego tomu, mimo kilkudniowej różnicy w czytaniu, nie odczuwałam tego i bardzo szybko znów odnalazłam się w tym świecie stworzonym Laurę Kneidl.

Luca jest zraniony, a Sage cierpi bardziej niż do tej pory. Nie tylko przez to, co dzieje się w jej życiu, ale także przez to, co zaszło pomiędzy nią a Lucą, który w tej części również okazał się cudowny i znów zdobył moje serce. Było mi szkoda ich obojga i naprawdę kibicowałam im, przewracając strony z nadzieją, że to właśnie ta chwila, kiedy będzie wszystko dobrze i wręcz idealnie. Niestety, życie nie jest idealne, co autorka pokazała w tej książce i kazała troszkę poczekać. Z jednej strony czułam smutek, bo chciałabym żeby było dobrze JUŻ, najlepiej na pierwszej stronie, ale z drugiej to wolniejsze tempo i nadanie wszystkiemu mniejszego biegu, sprawiło, że ta opowieść stała się przyjemniejsza i czytało się ją z większą naturalnością. Mogłabym powiedzieć, że ze swobodą, ale nie zawsze! Staram się nie przeżywać emocjonalnie książek, ale tym razem to mi się nie udało. Mocniej zabiło mi serce i trochę trzęsły mi się ręce. Reaguję przesadnie, zdaję sobie z tego sprawę, ale nie mogłam tego niestety zwalczyć. W pewnym momencie chciałam odłożyć książkę i iść spać, ale silniejsza była ciekawość tego, co się jeszcze wydarzy. „Tylko bądź przy mnie” naprawdę mnie wciągnęła, bo czytałam prawie do piątej nad ranem i pochłonęłam ją na dwa podejścia, co dawno mi się nie zdarzyło, więc to na pewno coś oznacza!
Na szczęście zmiany w samej Sage, która jest kluczową postacią tej powieści, nie zachodzą szybko. Dziewczyna buduje swoje nowe życie, ale niestety, przeszłość tak łatwo nie daje jej o sobie zapomnieć. Stawia powolne, naprawdę powolne, kroczki ku lepszemu, a czasem musi zrobić też większy krok wstecz i to mi się podobało. Autorka nie sprawiła, że jej życie było idealne, już po chwili, jak za machnięciem magicznej różdżki czy pstryknięciem palca. Pokazuje, że wyjście na prostą to naprawdę długi proces i wymaga wiele.
Myślę, że jestem gotowa bronić tej historii rękami i nogami. Była momentami smutna, ale cudowna – to chyba odpowiednie słowo. Trochę przewidywalna, owszem, ale także zaskakująca i oryginalna na swój sposób. To, że ta książka tak mnie wciągnęła, było zasługą pióra, jakim operuje Laura, ale także całości. Ciągle coś się dzieje, dzięki czemu nie ma czasu na nudę, ale też wzbudza ciekawość, bo tak naprawdę nie wiemy, w którym momencie autorka przygotowała jakiś większy ruch albo jakąś niespodziankę. Próbuje nam też pokazać, że powinniśmy walczyć o siebie, nawet jeśli ten proces potrwa i czasem należy zdobyć się na odwagę i zrobić coś, czego tak się boimy.

Nie chcę zdradzać już nic więcej, dlatego powiem krótko: TAK, jak najbardziej polecam wam tę książkę. Uzbrojcie się jednak w oba tomy, byście mogli sięgnąć od razu po drugi. Historia Sage i Lucki jest naprawdę ciekawa, wciągająca i świetna. Cieszę się, że mogłam ją poznać, bo naprawdę było warto – te książki są tego warte. Laura Kneidl wykonała kawał dobrej roboty i wiem jedno – na  pewno sięgnę po jej kolejne książki, jak tylko pojawią się na polskim rynku. Mam nadzieję, że jak przeczytacie tę serię, pokochacie ją tak samo, jak ja. I że udało mi się was przekonać, by to zrobić. Mam też małą iskierkę nadziei, że ukażą się tomy o pozostałych bohaterach, których poznałam. Naprawdę bym chciała! Na zakończenie jeszcze dodam, że o tej książce nie da się tak łatwo zapomnieć, a na pewno ja szybko nie wyrzucę jej z pamięci. Skończyłam i szybko zatęskniłam.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jaguar.

24 stycznia 2020

123. "Jednak mnie kochaj" ~ Laura Kneidl

Tytuł:Jednak mnie kochaj
Tytuł oryginału:Beruhre mich. Nicht.
Autor: Laura Kneidl
Data wydania: 14 sierpnia 2019
Wydawnictwo: Jaguar

Kiedy Sage przyjeżdża na studia do Melview w Nevadzie, nie ma ani przyjaciół, ani pieniędzy, ani dachu nad głową. Jej konto świeci pustkami, więc śpi w samochodzie, jest zagubiona i niepewna jutra, ale jednocześnie z determinacją walczy o nowe życie. Na szczęście, wkrótce spotyka na swej drodze bratnią duszę. Sage i April szybko się zaprzyjaźniają. Istnieje jednak pewien problem – April ma brata, przystojnego amatora erotycznych podbojów, a Sage, z uwagi na swoją przeszłość, stara się trzymać jak najdalej od nieznanych mężczyzn. Stopniowo okazuje się jednak, że Luca to wrażliwy, zraniony człowiek, który podobnie jak ona potrzebuje prawdziwej bliskości.
Kiedy wydaje się już, że Sage odzyskuje radość życia, przeszłość jeszcze raz pokazuje swe złowrogie oblicze i powraca jak upiór podczas radosnych świątecznych dni…

Bardzo długo zwlekałam z sięgnięciem po tę książkę, bo wolę czytać serie mając wszystkie tomy pod ręką, ale tym razem zrobiłam wyjątek. Dużo już słyszałam o tej książce, a teraz, gdy wychodzi drugi tom, znów zaczęto o niej mówić, dlatego się zdecydowałam. Przeczytałam jednak opis kolejnej części i to był błąd, dlatego jeśli jeszcze nie czytaliście „Jednak mnie kochaj”, nie sięgajcie po opis „Tylko bądź przy mnie”. Niestety to mi pewne wydarzenia zaspojlerowało i jeszcze zanim zaczęłam czytać, zastanawiałam się jak dojdzie do tego, co ma się wydarzyć i przez pierwsze rozdziały tak naprawdę to, co już wiedziałam, że się będzie działo, zaprzątało moje myśli. Dlatego sobie nie spojleruję książek (choć kiedyś sprawdzałam zakończenia) i staram się nie czytać opisów, a tym razem zdarzyło mi się to naprawdę przez przypadek! Mam nadzieję, że wam się uda tego uniknąć, żeby czerpać pełną radość z tej lektury!

Najpiękniejsze niespodzianki to te, których nie musimy robić.

Sage to inteligentna dziewczyna, której życie nieco dało w kość i jest zagubiona, a przede wszystkim: ostrożna. Jej postać pokazuje, że od przeszłości nie jest wcale tak łatwo się oderwać, a już na pewno nie da się od niej uciec. Z początku może sprawiać wrażenie nieśmiałej czy niepewnej siebie, ale za tym stoi coś więcej, a przy bliższym poznaniu tej bohaterki okazuje się, że jest zabawna, zdolna, pomysłowa.
Co do Lucki, spodziewałam się po nim, że będzie taki typowy: pewny siebie, kobiety tylko na jedną noc. I może po części to się sprawdziło, ale im bardziej poznawałam jego postać, tym coraz bardziej byłam nim zaskoczona – w pozytywnym sensie. Jego postać łamała stereotypy. Okazał się być miły, pomocny, inteligentny i naprawdę zyskiwał przy bliższym poznaniu. Nie chcę wam wiele zdradzać na jego temat byście mogli odkrywać jego osobowość, ale powiem wam, że moje serce ten bohater ma i to w całości.

Jak już wspominałam, o pewnych kwestiach wiedziałam i to odebrało mi nieco przyjemności z odkrywania tej książki i próby rozgryzienia jej, bo jednak kilku wydarzeń byłam już świadoma. Nie jest to oczywiście wina powieści, która okazała się być naprawdę przyjemną lekturą, w którą można się wciągnąć i myślę, że dla fanów Mony Kasten czy Bianci Iosivoni to będzie coś w sam raz. Laura Kneidl umiejętnie operuje słowem, przez co całość czyta się szybko i przyjemnie, a dodatkowo nie wyczuwa się w wydarzeniach czy dialogach takiej nienaturalności, z którą się spotkałam już kilkukrotnie i czego naprawdę nie lubię.
Znajomość Sage i Lucki miała dość powolne tempo. Nawet zanim mogli powiedzieć, że się lubią, upłynęło trochę czasu – czy też stron. Wszystko przyszło u nich z czasem i nie wydawało się to naciągane, a wręcz przeciwnie. Przyjemnie mi się śledziło rozwój ich znajomości, nie było nic stworzonego za szybko czy na wyrost, przynajmniej w moim odczuciu i to mi się podobało.
Może nie przeżywałam jakoś bardzo tej historii, choć spodziewałam się, że będzie inaczej, ale z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że ta opowieść mnie kupiła, a zwłaszcza Lucka. Sam pomysł na fabułę z jednej strony był troszkę typowy, podobny do innych książek tego rodzaju, ale więcej w nim było jednak z oryginalności. Jak wspominałam, relacje jak i wydarzenia, to wszystko było tak naturalne, że czytanie było samą przyjemnością i ciężko mi się było oderwać. „Jednak mnie kochaj” to historia, która skradła moje serce i zostanie w nim na pewno na długo. Bardzo szybko zatęskniłam za Sage i Lucką (no oczywiście zwłaszcza za nim) i odkąd skończyłam, zastanawiam się co autorka przygotowała dla nich w drugiej części, po którą sięgnę bez wątpienia od razu, jak tylko do mnie dotrze.

W prawdziwym życiu doskonałość tkwi czasem w niedoskonałości.

Pewnie już wiecie, że polecam wam tę książkę. Jasne, że tak! Momentami wesoła, momentami smutna. Nie powiem wam czy zostawia czytelnika ze złamanym sercem czy może je łamie i skleja na nowo. Przekonać musicie się sami, więc jeśli się zastanawiacie nad sięgnięciem po historię Lucki i Sage, to przestańcie, bo naprawdę warto! Mogłabym opowiedzieć o niej znacznie więcej, ale nie chcę wam nic zdradzać, więc pozostaje mi mieć nadzieję, że przekonałam was do sięgnięcia po tę książkę i przekonacie się sami czemu cała opowieść, a przede wszystkim główny bohater, skradli moje serce!

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jaguar.

16 stycznia 2020

122. Przedpremierowo: "Eleanor & Grey" ~ Brittainy C. Cherry

Tytuł:Eleanor & Grey
Tytuł oryginału:Eleanor & Grey
Autor: Brittainy C. Cherry
Data wydania: 22 stycznia 2020
Wydawnictwo: FILIA

Greyson East mnie naznaczył. Zakochałam się w nim jako młoda dziewczyna, która nie wiedziała nic o życiu. Dni były idealne… aż wszystko się zepsuło i musieliśmy się rozstać. Pozostawiając za sobą pierwszą miłość, trzymałam się wspomnień i pragnienia, aby móc go odnaleźć. A kiedy moje marzenie się spełniło, nic nie było takie, jak sobie wyobrażałam.
Dostałam drugą szansę z tym, który mnie naznaczył, więc miałam nadzieję, że w jakiś sposób ja również odcisnę się w jego duszy.
Źródło opisu: okładka książki.

Nie będę ukrywać, że mam kilka książek Brittainy C. Cherry, ale tak naprawdę dopiero przy tej pozycji zapoznałam się z jej twórczością, bo wcześniej jakoś nie mogłam się zmotywować, by sięgnąć po jakąś powieść spod pióra tej autorki i wiecie co? Z jednej strony może trochę szkoda, ale z drugiej cieszę się, że poznałam Brittainy właśnie przez tę książkę.

Nie trzeba było mówić o miłości, by wiedzieć, że istniała. Nie stawała się prawdziwa tylko dlatego, że ktoś o niej mówił. Nie, miłość tkwiła w mroku nocy, lecząc po cichu nasze złamane serca.

Bohaterów poznajemy jako nastolatków, ale także później, już jako dorosłych ludzi, którzy wiele przeszli i przez doświadczenia, jakimi raczyło ich życie, zmienili się. Chociaż w przypadku Eleanor nie ma mowy o dużej zmianie. Nadal pozostaje ciepłą osobą, która woli książki niż imprezy, jest nieśmiała, a gdy się denerwuje, potrafi dużo mówić. Przemądrzała i bystra, ale w tym pozytywnym znaczeniu. Jest też osobą o naprawdę wielkim sercu, o zdolności do przebaczania, zrozumienia i jest po prostu dobra. Ciężko jej nie polubić, a moją sympatię skradła od samego początku.
Greyson natomiast jest postacią, w której zmiany zaszły nieco bardziej i tutaj chyba wolałabym się zatrzymać, bo nie chciałabym psuć wam przyjemności z odkrywania jego bohatera. Powiem wam tylko, że już jako nastolatek skradł trochę mojego serca. Jego osobowość troszkę mnie zaskoczyła, chociaż w zdecydowanie pozytywnym sensie, bo nie jest na pewno typowym męskim bohaterem literackim. Więcej jednak już nie zdradzę. Przekonajcie się o tym sami, dobrze?

Może ludzie potrzebowali czasem, aby ktoś towarzyszył im w ciężkich chwilach, nawet jeśli starali się odsunąć od siebie tę osobę.

Eleanor & Grey” to zupełnie inna książka, niż te, które miałam okazję czytać do tej pory. Jest dojrzała i przede wszystkim: piękna. Dosłownie, nie mogłam się od niej oderwać i choć książka liczy sobie mniej więcej 460 stron, pochłonęłam ją w dwa dni. Jak już przestałam czytać, ciągle wracałam do niej myślami i wiem, że w moim sercu zostanie na długo. Choć jest piękna, jest też smutna. Chyba nigdy nie czytałam książki, którą opisywałoby to słowo tak dobrze, jak tę, ale to prawda. Brittainy C. Cherry chwyciła mnie tą lekturą za serce. Sprawiła, że momentami miałam w oczach łzy. Wiem też, że tak dobrej książki nie przeczytam pewnie jeszcze długi czas, bo ciężko będzie ją pobić. Ta powieść opowiada o stracie, z różnych pespektyw, bym powiedziała. Pokazuje, że na każdego działa inaczej, każdy inaczej ją znosi. Opowiada o cierpieniu i o tym, co może z nas zrobić, ale pokazuje też, że słońce znów może w naszym  mrocznym życiu zaświecić. Może wyolbrzymiam, a wasze zdania będą odmienne – nie mówię, że nie. Dla mnie jednak ta książka jest wyjątkowa, poruszająca i powtórzę raz jeszcze: po prostu piękna.
To, w jaki sposób autorka posługuje się piórem sprawia, że lektura wciąga i nie puszcza, a do tego czyta się ją w naprawdę szybkim tempie. Szczerze? Ja nawet nie wiem, jak to się stało, że tak szybko ją przeczytałam. Po pierwszym rozdziale czułam się już przekonana do tej powieści, a im dalej byłam, tym było według mnie jeszcze lepiej. I wiem, po prostu wiem, że sięgnę po kolejne części, bo pojawią się jeszcze dwie! Choć będą opowiadały losy kogoś innego niż Eleanor i Greysona.  

Oczywiście, że wam polecam tę książkę, bo nie mogłabym inaczej! Nie jest przewidywalna, ale myślę, że przypadnie wam do gustu, ale na pewno nie spodziewajcie się, że będzie to coś leciutkiego i na rozluźnienie. Na pewno nie. Cieszę się, że poznałam historię Ellie i Greya, bo była niezwykła i myślę, że drugiej takiej książki nie ma. Mam nadzieję, że was przekonałam, byście sięgnęli po tę książkę, a tymczasem kończę, bo mogłabym pisać o niej jeszcze więcej i nawet wtedy miałabym wrażenie, że czegoś nie powiedziałam, ale obawiam się, że w pewnym momencie napisałabym za dużo i odebrała wam radość z jej poznawania. A uwierzcie mi na słowo – naprawdę warto ją poznać i rozdział po rozdziale odkrywać, co autorka przygotowała.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu FILIA.

11 stycznia 2020

121. "Bądź moim światłem" ~ Agata Przybyłek


Tytuł:Bądź moim światłem
Autor: Agata Przybyłek
Data wydania: 30 października 2019
Wydawnictwo: Czwarta Strona

Gdy Magda wraca do mieszkania w pewien listopadowy wieczór, miasto niespodziewanie pogrąża się w mroku. Dziewczyna ma wyjątkowego pecha – nie dość, że w całej dzielnicy nie ma prądu, to jeszcze rozładował jej się telefon. Na szczęście przechodzący akurat z latarką mężczyzna oferuje jej pomoc. Rozmowa i wspólny spacer sprawiają, że między dwojgiem nieznajomych rodzi się nić porozumienia.
W domu na Magdę czeka mąż, z którym od lat kobieta dzieli los – przysięgali przecież, że to na dobre i na złe. Wydaje się jednak, że łączące ich uczucie dawno wygasło. Czy aby na pewno?
Ponowne spotkanie z poznanym tamtego pechowego wieczoru mężczyzną sprawia, że Magda ma coraz więcej dylematów. Co wybierze, lojalność czy własne szczęście?
Źródło opisu: okładka książki.

Tak, tak, wiem. Jest już dość sporo po świętach i pewnie niektórzy już nawet zapomnieli, że były (jak ja), ale stwierdziłam, że nie przeszkadza mi to w sięgnięciu po świąteczną książkę. Może dlatego, że niektóre z tych, które miały nadać ten klimat, wcale tego nie zrobiły i nadal tego poszukiwałam? A może dlatego, że ta książka czekała na swoją kolej i nie chciałam dłużej zwlekać? Mniejsza o większość, jak to mówią. W końcu zaczęłam czytać i… ciekawi co sądzę?

Magda to kobieta porządna, ale w jej życiu troszkę się namieszało i to niekoniecznie na korzyść. Musi zmagać się z problemami i życiem, które wcale takie lekkie nie jest. Musiała naprawdę wiele poświęcić, dla miłości i dla tego, co przysięgała przed ołtarzem. A jednak poznanie pewnego nieznajomego troszkę jej życie wywróci i pewne kwestie się odmienią.  I choć jest lojalną żoną, nad uczuciami człowiek nigdy nie ma władzy, prawda? Mimo to sądzę, że jest postacią godną podziwu, bo niejedna kobieta na jej miejscu dawno by odeszła, ale nie powiem wam dlaczego, żeby nie zdradzać za wiele z fabuły.

To wręcz niewyobrażalne, jak szybko pewne rzeczy nabierają znaczenia, gdy w życiu zachodzą zmiany. Coś, co wydawało się błahe, może być zaraz najważniejsze na świecie. Trzeba przykładać uwagę do najdrobniejszych szczegółów i gestów. Łapać chwilę, dopóki nie będzie za późno. Cieszyć się szczęściem, bo jest naprawdę ulotne.

Bądź moim światłem” to dojrzała historia, o trudnych wyborach, przewrotności życia i naprawdę przyjemnie się ją czyta, co zawdzięcza się głównie stylowi autorki. Agata Przybyłek umiejętnie operuje słowem i dzięki temu czytało się szybko, nawet nie odczuwałam ilości przeczytanych stron. Nie jest to jednak książka, która może być odskocznią, czymś luźniejszym na leniwe wieczory. Moim zdaniem to piękna historia, momentami też smutna. Opowiada o ludziach, których nie szczędził los, którzy już mają za sobą pewne doświadczenia. Na pewno była warta poznania i nie żałuję, że mogłam to zrobić. Mam jednak troszkę mieszane uczucia co do zakończenia, mogłoby być dla mnie dłuższe, ale rozumiem, że autorka miała zamysł właśnie na takie stworzenie i zakończenie tej powieści. To są tylko moje preferencje. A kto wie czy Agata Przybyłek w ten sposób nie zrobiła sobie furtki do kolejnej części?
Co do świąteczności… zabrakło tu jej na pewno. Nawet jak już pojawił się temat świąt, to tego klimatu nie czułam. I pewnie powiecie, że dlatego, że przeczytałam już ją po tym okresie Wigilii i Bożego Narodzenia, ale to nieprawda. W tej historii na pierwszy plan zawsze wchodził temat znajomości Magdy z pewnym nieznajomych (którego imienia wam nie zdradzę). I szczerze? Romans w tych książkach ze świątecznej paczki był czymś, czego szukałam od samego początku, bo jak wiecie, bardzo je lubię – wręcz uwielbiam. I dopiero teraz to dostałam, z czego jestem zadowolona, ale trochę szkoda, że nie było tego klimatu świąt, bo wtedy byłaby to jeszcze lepsza książka! Tak myślę.

Czy polecam? Cóż, okładka nawiązuje do świąt, ale myślę, że możecie ją przeczytać każdego dnia w roku i nie będzie wam to przeszkadzało. Jeżeli szukacie romansu, ale takiego, który ma coś w sobie, gdzie bohaterzy są dojrzałymi ludźmi, gdzie zmagają się z problemami, to myślę, że możecie śmiało sięgać. Natomiast jeśli chodzi o romans, przy którym można się odprężyć i pośmiać, to raczej szukałabym dalej.
Mam nadzieję, że moja opinia pomogła wam w podjęciu decyzji.


Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.

06 stycznia 2020

120. Przedpremierowo: "Maybe Now" ~ Colleen Hoover

Tytuł:Maybe Now
Tytuł oryginału:Maybe Not, Maybe Now
Autor: Colleen Hoover
Data wydania: 15 stycznia 2020
Wydawnictwo: Otwarte

MAYBE NOW
Ridge najchętniej nie rozstawałaby się z Sydney, jednak musi pomóc swojej byłej, z którą się przyjaźni. Po rozstaniu z nim Maggie postanowiła żyć pełnią życia i zrobić to wszystko, na co wcześniej nie miała odwagi. Kiedy skacze ze spadochronem, poznaje niezwykle inteligentnego i przystojnego Jake’a. Jednak obiecała sobie, że już z nikim się nie zwiąże, bo dzięki temu uniknie rozczarowań.
Może jednak warto czasem zaryzykować?
Może właśnie teraz?

MAYBE NOT
Co się stanie, kiedy charyzmatyczny i zabawny Warren zamieszka z zimną i wredną Bridgette? Może uda mu się ją przekonać, że warto czasami zdjąć pancerz i otworzyć się na miłość? A może nie…
Źródło opisu: okładka książki.

Znaleźć coś, co się kocha, to jedno. Zupełnie czymś innym jest dzielenie się tą miłością z kimś, kogo się kocha.

Maybe Now” to książka, nad której przeczytaniem nie musiałam się nawet zastanawiać. Wiedziałam, że chcę po nią sięgnąć, a jak dowiedziałam się o dodatku „Maybe Not” to po prostu klamka zapadła i naprawdę cieszę się, że miałam szansę przeczytać tę książkę jeszcze przed premierą. Pierwsza książka przeczytana w Nowym Roku! Czy chociaż zaczęłam go od dobrej lektury? Przekonajmy się!

Czasami troska o kogoś wiąże się z tym, że mówimy rzeczy, których nie chcemy powiedzieć, ale musimy.

Część opowiadająca o Warrenie i Bridgette jest krótka, a czyta się ją w szybkim tempie, co jest również zasługą stylu, w jaki Colleen Hoover wszystko opisuje i przedstawia. Ja nawet nie zauważyłam, kiedy dotarłam do końca tej historyjki. Tę dwójkę poznajemy już oczywiście w „Maybe Someday” i wydarzenia tych dwóch książek na siebie nachodzą, ale z racji, że pierwszy tom przeczytałam dość dawno temu, tak nie robiło mi to już żadnej różnicy, bo nie pamiętałam, co się wydarzyło pomiędzy dwójką głównych bohaterów. Ta część była, jak wspominałam, krótka, ale też przyjemna i zabawna. Nie było to nic ambitnego, ot, taki krótki dodatek, ale szczerze? Cieszę się, że autorka postanowiła opisać historię Warrena, bo jest to naprawdę fajne uzupełnienie do całości. A bohaterowie to naprawdę ciekawe i momentami także zabawne postaci.


Cieszę się, że „Maybe Not” zostało dołączone do „Maybe Now”, ale nawet gdyby te dwie opowieści zostały rozdzielone, to i tak jestem więcej niż pewna, że sięgnęłabym po obie. Powiem wam jeszcze na początku, że jeśli nie czytaliście „Maybe Someday”, to najlepiej zachować odpowiednią kolejność, zwłaszcza, że Ridge i Sydney pojawiają się tutaj bardzo często. Chociaż Colleen Hoover napominając o wydarzeniach z pierwszego tomu, niekoniecznie zdradza szczegóły, przez co czasem musiałam sobie przypominać, co tam się wydarzyło. I niestety, nie zawsze wszystko pamiętałam, bo jednak trochę czasu dzieli przeczytanie obu tych książek. Właśnie dlatego w przyszłości zamierzam przeczytać tą serię po raz kolejny, ale już bez przerwy czasowej.
Spodziewałam się, że ta książka będzie typowym romansem o historii miłosnej Maggie i Jake’a, ale tu się pozytywnie zdziwiłam. „Maybe Now” dotyczy tak naprawdę ułożenia wszystkiego pomiędzy Maggie, Ridge’em i Sydney: pogodzenia całej (dość skomplikowanej) sytuacji. Cieszę się jednak, że Colleen Hoover nie zapomniała w tej części o relacjach pomiędzy bohaterami, ale pokazała, że pomimo tego, jak wszystko się zakończyło między nimi, wszyscy mają jakiś wpływ na swoje życia. A przede wszystkim na związek Sydney i Ridge’a, który na dobrą sprawę dopiero co się zaczął. Cała trójka nie zapomniała o tych mniej przyjemnych momentach, wydarzeniach i urazach, ale… no przekonajcie się po prostu sami. Wiem też, że to co napisałam może brzmieć ogólnikowo, ale chcę wam przedstawić, za co ta książka mi się podoba, nie zdradzając jednocześnie wiele (także z pierwszej części, bo może ktoś jeszcze nie czytał). Mimo to ten ‘zabieg’ był naprawdę realistyczny i myślę, że dzięki temu ta historia zyskuje na wyjątkowości i jest jeszcze lepsza, niż się spodziewałam, że będzie. Chyba pokuszę się o stwierdzenie, że to jedna z lepszych historii Colleen Hoover. Może bardzo zaskakująca nie była, ale wzbudzała emocje i trzymała w napięciu. W tej serii nadal podziwiam to, że autorka zdecydowała się stworzyć bohaterów nieidealnych, z jakimś ‘ubytkiem’. Ten, kto czytał, ten wie, ale to właśnie w tej historii jest najpiękniejsze.

Może to, co przewidywalne, nie zawsze jest najlepsze.


Chyba nie macie wątpliwości, że jak najbardziej polecam wam tę książkę? To piękna historia, która pokazuje, że wszelkie ograniczenia siedzą wyłącznie w nas. Wszystko jest dla nas możliwe, jeśli tylko tego chcemy i postaramy się wystarczająco. Myślę, że jeśli się jeszcze macie jakieś wątpliwości, to możecie ich się wyzbyć, bo „Maybe Now” to mądra, warta przeczytania historia. Pióro, jakim operuje Colleen Hoover sprawia, że książkę czyta się przyjemnie, ale także szybko i naprawdę lektura wciąga. I na pewno jeszcze do tej historii wrócę.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwarte.