27 lutego 2021

217. "Wróć do mnie" ~ Corinne Michaels

Tytuł:Wróć do mnie

Tytuł oryginału:Come Back for Me

Autor: Corinne Michaels

Data wydania: 17 lutego 2021

Wydawnictwo: Muza

 

Ocaliła mnie tamtej nocy osiem lat temu.

Żadnych imion.

Żadnych obietnic.

Tylko dwoje nieszczęśliwych ludzi, desperacko pragnących ukoić swój ból i żal.

Rankiem zniknęła i zabrała z sobą cząstkę mnie. Tego dnia pojechałem na obóz dla rekrutów. Przysiągłem sobie, że nigdy nie wrócę do Pensylwanii.

Wracam tam jednak, by pochować znienawidzonego ojca. Liczę, że razem z braćmi pozbędę się zaniedbanej farmy pełnej złych wspomnieć, które chciałem wyprzeć z pamięci.

I wtedy odnajduję JĄ. Jeszcze piękniejszą niż zapamiętałem. Ma dziecko. Najbardziej uroczą istotę, jaką znam.

Mimo upływu lat moje uczucia nie zmieniają się ani trochę. Tym razem robię wszystko, by ją zatrzymać, ale kiedy wychodzą na jaw bolesne tajemnice sprzed lat, boję się, że ona znowu odejdzie…

Źródło opisu: okładka książki.

 

Nie chodzi o doskonałość czy bycie całością. Chodzi o bycie sobą.

 

Z twórczością Corinne Michaels nie miałam zbyt wielkiej styczności, ale kiedy zobaczyłam zapowiedź „Wróć do mnie”, nie mogłam się powstrzymać przed jej przeczytaniem. A kiedy czytałam pozytywne opinie innych czytelników, ta ciekawość tylko wzrastała. I wiecie co? Zdecydowanie należę do grona fanów tej historii.

Autorka stworzyła dwoje bohaterów z ciężkim bagażem życiowych doświadczeń. Choć Connor i Ellie spotkali się tylko raz, przed wieloma laty i spędzili razem jedną noc, były to chwile, których żadne z nich nie potrafiło wyrzucić z pamięci. I chociaż nawet nie znali swoich imion, tamtej nocy stali się dla siebie w jakiś sposób ważni. I nawet po ośmiu latach pamiętają doskonale, co wtedy się wydarzyło. Pamiętają siebie.

Ta historia wkradła się do mojego serca i uważam, że Corinne Michaels stworzyła naprawdę dobrą powieść. Bohaterowie mają do przepracowania swoje problemy i zmory, by móc cieszyć się sobą i być naprawdę szczęśliwymi. Czy to się im uda? No cóż. Miejmy nadzieję. Mimo iż Connor i Ellie się poznali przed laty i pozostali dla siebie w jakiś sposób ważni, kiedy spotykają się po latach, ich relacja nie przybiera jakiegoś gwałtownego obrotu. Co naprawdę mi się podobało. Ich znajomość i uczucie rozwijało się w sposób naturalny i trzymałam za nich cały czas kciuki. I mimo problemów, potrafili ze sobą rozmawiać, potrafili to wszystko przepracować, jak dorośli ludzie. Nawet wtedy, gdy wydawało się to niemożliwe. „Wróć do mnie” to książka wartościowa i warta przeczytania. Może i jest troszeczkę przewidywalna i schematyczna, ale przez to w żaden sposób nie traci na swoim uroku. I historią Ellie i Connora autorka kupiła mnie całkowicie. Bywa trudno, ale również cukierkowo. A główny bohater skradnie niejedno serce – z moim mu się udało.

 

– Miłość? Miłość nie odbiera. Miłość nie pozbawia szansy wyboru. Miłość daje, miłość jest troską.

 

Czy wam polecam? Oczywiście! I to bardzo. Wiem, że „Wróć do mnie” zachwyciła już niejednego czytelnika i mam szczerą nadzieję, że jeśli wy też zdecydujecie się po nią sięgnąć, to w waszych serduszkach również zostanie. To jedna z tych historii, o której myśli się nawet po jej zakończeniu i tęskni się za bohaterami, fabułą – wszystkim. Już nie mogę się doczekać opowieści o bracie Connora i oby była jak najszybciej, bo naprawdę chcę ją przeczytać!

 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Muza.

23 lutego 2021

216. Przedpremierowo: "Layla" ~ Colleen Hoover

Tytuł:Layla

Tytuł oryginału:Layla

Autor: Colleen Hoover

Data wydania: 24 lutego 2021

Wydawnictwo: Otwarte

 

Layla oczarowała Leedsa swoją szczerością i bezpośredniością. Znany muzyk już od pierwszej chwili czuł, że łączy ich wyjątkowa więź. Po pierwszej wspólnie spędzonej nocy oboje byli pewni, że są bratnimi duszami, że będą razem już do końca życia…

Jednak ktoś ma inne plany i próbuje zabić Laylę. Dziewczyna przez wiele tygodni dochodzi do siebie po brutalnym ataku. Niestety, jej psychiczne rany nie goją się równie szybko jak fizyczne. Leeds ma wrażenie, że to zupełnie inna kobieta niż ta, w której się zakochał. Aby ratować ich związek, zabiera ukochaną do pensjonatu, w którym wszystko się zaczęło. Tam Layla zaczyna czuć się jeszcze gorzej, a jej dziwne zachowania coraz bardziej się nasilają. A to tylko niektóre z wielu niewytłumaczalnych zdarzeń w pensjonacie…

Leeds musi podjąć trudną decyzję. Wie, że jeśli dokona złego wyboru, może zaszkodzić nie tylko Layli.

Źródło opisu: okładka książki.

 

Wiedziałam, że „Layla” to nie jest typowy romans spod pióra Hoover i że mogę się w nim spodziewać zjawisk paranormalnych, ale mimo to byłam naprawdę ciekawa tej powieści. Zresztą, lubię książki Colleen i podoba mi się to, że próbuje wychodzić ponad to, co tworzyła do tej pory, choć jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, że przez to wielu jej fanów nie sięgnie po najnowszą książkę, bo to nie jest normalny romans. Ma w sobie elementy paranormalne, co nie każdego interesuje i znam osoby, które właśnie z tego powodu zrezygnowały z przeczytania tej historii.

Kiedy już zaczęłam czytać, z jednej strony się bałam, a z drugiej strony byłam niesamowicie ciekawa tego, co tam się dzieje tak naprawdę. Te pierwsze uczucia brały się stąd, że obawiałam się złamanego serca. A w zasadzie moja romantyczna część, bo uwielbiam romanse i szczęśliwe zakończenia. A tu było naprawdę wątpliwe i kilka razy moje serce zostało nadszarpnięte. Ciekawość brała się z tego wszystkiego, co tam się działo. Nie chcę wam nic zdradzać, więc zbyt wiele powiedzieć nie mogę, ale było całkiem interesująco, choć może nie zaskakująco.

Co do wyjaśnienia całej sytuacji, domyśliłam się go jakieś osiemdziesiąt stron przed zakończeniem, ale wiem, że dla wielu może nie być to tak oczywiste, choć też niekoniecznie. Mimo to uważam, że autorka całkiem dobrze sobie poradziła z tą historią, która mi się podobała, ale nie ukrywam, że znacznie lepiej czyta mi się jej ‘zwykłe’ romanse.

 

Layla” to historia ciekawa, ale nie porywająca ani przerażająca, więc w tej kwestii możecie być spokojni. Colleen Hoover stworzyła coś nietypowego, oryginalnego i fajnie udało się jej ująć siłę uczuć pomiędzy głównymi bohaterami (tak, odzywa się ta część odpowiedzialna za romantyczność), ale przez tę powieść nie stałam się fanką romansów paranormalnych mimo iż ten naprawdę mi się podobał i w pewnym momencie wciągnął. Sam element fantasy też był całkiem ciekawy i fajnie przedstawiony, a przede wszystkim – dopracowany, w moim odczuciu. Nie chcę jej polecać ani odradzać, dlatego sami musicie zdecydować czy tego typu historia to coś dla was czy raczej wolicie, kiedy miłości nie towarzyszą dziwne zjawiska. Jak wspomniałam, mimo iż mi się podobało, to jednak wolę twórczość Hoover w wydaniu zwyczajnych romansów, bo te wychodzą jej naprawdę świetnie i jestem ich ogromną zwolenniczką, dlatego mam nadzieję, że autorka nie postanowiła przerzucić się wyłącznie na tego typu twórczość.

 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwarte.

17 lutego 2021

215. "Niegrzeczna miłość"

Tytuł:Niegrzeczna miłość

Autor: Vi Keeland & Penelope Ward, Nana Bekher, Anna Bellon, Agata Czykierda-Grabowska, Michał Gałkowski, Gabriela L. Orione, Monika Skabara, Alicja Skirgajłło, Ludka Skrzydlewska, Riva Scott

Data wydania: 10 lutego 2021

Wydawnictwo: Niegrzeczne Książki

 

Tajemniczy nieznajomi, niespodziewane spotkania, gorące pocałunki, namiętności warte grzechu i ekscytujące prezenty. Uważaj, w środku zawarta jest dawka emocji większa niż na najlepszej randce! Nie musisz czekać na specjalną okazję, by zafundować sobie prezent, a nowa niegrzeczna antologia to doskonały pretekst, aby ze sprawianiem sobie przyjemności nie zwlekać ani chwili dłużej!

Źródło opisu: okładka książki.

 

Nawet gdybym się zastanawiała nad sięgnięciem po ten zbiór opowiadań (co wcale nie miało miejsca), to fakt, że znajduje się tu historia Vi i Penelope, rozwiałaby wszelkie wątpliwości w momencie, bo uwielbiam ten duet i nie mogłabym sobie odpuścić nawet krótkiego romansu. Oczywiście nawet bez tego sięgnęłabym po tę książkę, bo byłam bardzo ciekawa tych niegrzecznych opowiadań, które tak naprawdę już na wstępnie zyskują nutkę tajemniczości, bo nie mamy żadnego opisu. Nie wiemy, co każdy z autorów stworzył. Jedyne co wiemy to to, że będą niegrzeczne. Każda czytana przez nas strona danej historii to odkrywanie, o czym ona jest.

Jest to idealna pozycja na okres walentynek, ale nie tylko, bo ja przeczytałam już po tym czasie i bawiłam się bardzo dobrze. Mamy dziesięć krótkich romansów. Każdy inny. Wszystkie spod pióra innego twórcy. Niektórych znałam, innych tylko kojarzyłam, a o innych słyszałam po raz pierwszy. I jak wspominałam w opinii „Niegrzeczne święta”, taka antologia to fajny sposób na zasmakowanie tego, jak dany autor czy też autorka pisze.

Sporo historyjek – bo chyba tak możemy te krótkie romanse nazwać – bardzo przypadło mi do gustu i nawet żałowałam, że okazały się tylko opowiadaniami liczącymi kilkadziesiąt stron, a nie pełnowymiarową lekturą. Jak dla mnie wszystkie były dobre i naprawdę mi się podobały. Nie zabrakło też pikantnych scen, o co przecież w tym chodziło, więc na to możecie się przygotować. Choć oczywiście niektóre podobały mi się mniej, niektóre bardziej, to jednak nie będę wyróżniała, bo wiem, że każdy może te opowiadania odebrać inaczej, niż ja.

 

Jeżeli lubicie i sięgacie po antologie, bardzo wam polecam. Jest to książka, którą ja pochłonęłam w dwa wieczory. W pierwszy przeczytałam tylko dwa pierwsze opowiadania, a drugiego już pozostałe osiem. Choć oczywiście możecie też czytać te historie w różnych odstępach czasowych, bo przecież nie są ze sobą w żaden sposób powiązane, więc mogą być takimi przerywnikami tradycyjnych, pełnych książek. No i do takich krótkich opowiadań, tych ulubionych, można po jakimś czasie wrócić, co ja pewnie zrobię, bo kilka z nich głębiej zapadło mi w pamięć.

 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Niegrzeczne Książki.

16 lutego 2021

214. "Sprośne listy" ~ Vi Keeland & Penelope Ward

Tytuł:Sprośne listy

Tytuł oryginału:Dirty Letters

Autor: Vi Keeland & Penelope Ward

Data wydania: 10 lutego 2021

Wydawnictwo: Editio Red

 

Griffin Quinn był moim korespondencyjnym powiernikiem z dzieciństwa, angielskim chłopcem, od którego różniło mnie wszystko. Z biegiem lat, wraz z setkami napisanych listów, staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi – dzieliliśmy się najgłębszymi, najmroczniejszymi sekretami i zbudowaliśmy więź, która wydawała się niezniszczalna.

Do czasu. Pewnego dnia wszystko się zmieniło.

Nagle, zupełnie niespodziewanie, przyszedł kolejny list. Pełen wyrzutów i gniewu nagromadzonego przez osiem lat. Nie miałam wyboru i w końcu musiałam się przyznać, dlaczego przestałam odpowiadać na korespondencję. Grifiin mi wybaczył i po jakimś czasie udało nam się ożywić relację z lat dziennych. Z tym że byliśmy już dorośli i wszystko nabrało rumieńców. Nasze listy stały się niegrzeczne, odkrywaliśmy w nich swoje najdziksze fantazje. Jedynym logicznym wyjściem z sytuacji wydawało się więc przeniesienie znajomości na kolejny poziom i spotkanie twarzą w twarz.

Tyle że Griffin wcale tego nie chciał. Uznał, że tak będzie dla nas najlepiej. Jednak ja musiałam go zobaczyć, więc wykonałam skok na głęboką wodę i zaczęłam go szukać. Przecież ludzie robili w imię miłości bardziej szalone rzeczy, prawda?

Ale to, czego się dowiedziałam, może zmienić wszystko…

Źródło opisu: okładka książki.

 

Miłość jest wszystkim. Znaczy więcej niż strach, więcej niż śmierć. Wykracza poza czas.

 

Nie jest tajemnicą, że książki z duetu Vi i Penelope biorę w ciemno, a kiedy widzę jakąś nowość, po prostu wiem, że ją muszę przeczytać. Tak samo było w przypadku „Sprośne listy” i wiecie co? Wprost przepadłam, jak zawsze zresztą w przypadku tych autorek. Znów wykonały kawał dobrej roboty i nie mogłam się od tej książki oderwać.

Mimo iż jest to naprawdę zabawny i uroczy romans, po raz kolejny Vi i Penelope postanowiły poruszyć pewien temat, o którym nie chcę mówić, by wam niczego nie spojlerować. Jest to jednak pewna przypadłość, która nie musi, ale potrafi utrudnić życie i autorki pokazują, że gdy jest to bardziej zaawansowane, jak w przypadku tej historii, człowiek na co dzień musi się zmagać z trudnościami, które dla innej osoby wydają się błahe. To mi się bardzo podobało, tym bardziej, że trochę się z tym utożsamiam, choć w moim przypadku ma to dużo słabszy przebieg.

Podobał mi się też sam pomysł na fabułę. Z dużą przyjemnością czytało mi się listy i tak naprawdę wyczekiwałam ich z równą niecierpliwością co Griffin i Luka. Ich znajomość rozpoczyna się dość nietypowo, bo przez listy. Nie e-meile, a zwyczajne, papierowe listy. I właśnie podczas korespondowania coś pomiędzy bohaterami zaczyna iskrzyć, rodzą się uczucia, poznają się tak naprawdę. Nic jednak dziwnego, skoro początek ich znajomości miał miejsce, gdy byli dziećmi.

Moje serce bezapelacyjnie skradł Griffin. Był po prostu świetnym facetem, któremu naprawdę zależy na Luce i jest to zresztą obustronne. I dużo ważniejsza jest dla nich ich znajomość niż to, by sprośne fantazje z listów przerodziły się w rzeczywistość. Oczywiście pojawiają się sceny seksu, ale są subtelne i nie wchodzą na pierwszy plan. Podejście Griffina do przyjaciółki z dzieciństwa mnie po prostu urzekło. Natomiast Luka to świetna kobieta, o ogromnym sercu.  I pomimo tego, jak starają się być ze sobą szczerzy, na ich drodze czeka jeszcze sporo przeszkód, muszą zmagać się z problemami. A jak sobie z nimi poradzą? Cóż. Oczywiście musicie przekonać się o tym sami! Sama kreacja bohaterów, nie tylko tych głównych, ale również drugoplanowych, jak najbardziej na plus. Byli to zwyczajni ludzie, pełni obaw i strachu, popełniający błędy. I naprawdę polubiłam ich wszystkich! Oraz Hortensję, ale kto to taki, to musicie odkryć sami.

 

Sprośne listy” to historia, w której znajdziecie sporą dawkę humoru, ale jest też naprawdę urocza, trochę przewidywalna, ale nie można jej zarzuci braku oryginalności i z całego serca wam ją polecam. Czyta się bardzo szybko i wciąga, przez co mi było ciężko od lektury odejść. A jednocześnie żałuję, że skończyłam, bo po wszystkim poczułam niedosyt. Ta historia i bohaterowie zostaną ze mną na długo. Autorki mają umiejętność w tworzeniu luźnej opowieści, w której poruszają cięższy wątek, dzięki czemu są tak dobre i co najważniejsze, został zachowany realizm. Dlatego mam nadzieję, że kolejna powieść tego autorskiego duetu pojawi się szybko i że wy zdecydujecie się sięgnąć po „Sprośne listy”.

 

Ze egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Editio Red.

15 lutego 2021

213. "Przypadkowy narzeczony" ~ Denise Grover Swank

Tytuł:Przypadkowy narzeczony

Tytuł oryginału:The Substitute

Autor: Denise Grover Swank

Data wydania: 10 lutego 2021

Wydawnictwo: Kobiece

 

Megan rozstała się z narzeczonym, kiedy odkryła, że ten ją zdradził. Zataiła to przed członkami rodziny, obawiając się ich reakcji. Kilka dni przed planowanym ślubem dziewczyna leci jednak do domu i ma nadzieję, że uda jej się wytłumaczyć bliskim, co tak naprawdę się stało. Przed podróżą zażywa tabletkę na chorobę lokomocyjną, która w połączeniu z alkoholem ścina ją z nóg.

Josh wsiada do samolotu, żeby wykonać misję – postanawia uratować rodzinną firmę przed bankructwem. Żeby to zrobić, musi udowodnić, że konkurencji ukradli jego projekt, będący ich ostatnią deską ratunku. W samolocie poznaje Megan, która pod wpływem chwili i… alkoholu zwierza mu się ze swoich problemów. Dziewczyna nie jest w stanie o własnych siłach opuścić pokładu, dlatego Josh chce jej pomóc. Na lotnisku czeka rodzina Megan, która bierze Josha za jej narzeczonego. On nie wyjaśnia nieporozumienia, dostrzegając w nim szansę na realizację swego planu.

W ten sposób oboje postanawiają udawać narzeczonych – każde z innego powodu – i zerwać ze sobą tuż przed ślubem. Wyrachowany plan zaczyna brać w łeb, gdy Megan i Josh spędzają razem więcej czasu i nieoczekiwanie rodzi się między nimi autentyczne uczucie.

Źródło opisu: okładka książki.

 

Przypadkowy narzeczony” to powieść, która wzbudziła moje zainteresowanie, jak tylko o niej usłyszałam, ale też książka, która po przeczytaniu wywarła na mnie pozytywne wrażenie. Przede wszystkim czytało się ją bardzo szybko i przyjemnie. Mam do niej parę zastrzeżeń, ale o tym może później, dobrze?

Autorka postawiła na szybki rozwój wydarzeń, bo cała akcja trwa tylko parę dni, podczas których między bohaterami pojawia się silne uczucie. I te kilka dni liczy sobie ponad czterysta papierowych stron. Wydawać więc by się mogło, że wszystko będzie niepotrzebnie rozwlekane, będzie nudno i znajdą się tak zwane zapychacze. Nic bardziej mylnego. Ja, czytając, miałam wrażenie, że to wszystko trwa znacznie dłużej, niż tylko parę dni. Denise Grover Swank tak pokierowała akcją, że naprawdę dała swoim bohaterom czas na poznanie się. Oczywiście, że kilka dni to za szybko, by pomiędzy nimi pojawiło się silne uczucie, ale jak przeczytałam później w słowach od autorki, traktowała od początku tę książkę z przymrużeniem oka. I choć, jak wspomniałam, te kilka dni to za krótko, to jednak w tym przypadku nie miałam takiego wrażenia, a już na pewno mi to nie przeszkadzało. Plus taki, że z tych uczuć nie od razu sobie zdali sprawę.

Megan i Josh idealnie do siebie pasowali do samego początku. Dogadywali się i dobrze się czuli w swoim towarzystwie. Świetnie bawiłam się w ich towarzystwie i trzymałam za nich kciuki od początku mimo, że Josh to tylko przypadkowy narzeczony. A jednocześnie porządny, uczciwy facet, który ma spory problem na głowie, a wkrótce także stanie przed poważnym wyborem. Natomiast Megan to fajna babka, że tak powiem i ma dobre serce. I niestety nie potrafi się przeciwstawić matce, a także się jej obawia, przez co znalazła się w takiej a nie innej sytuacji.

Do czego się przyczepię? Do zakończenia. Zabrakło mi w nim rozwinięcia w sprawie rozwiązania problemów z firmą Josha, ale także autorka mogłaby się skupić jeszcze bardziej na rozstrzygnięciu sytuacji nie tylko z matką Megan, ale również z tym, że Josh nie jest tym, za kogo się podawał. Jak dla mnie to poszło za szybko, za łatwo. Denise mogła poświęcić więcej stron, ale bardziej to rozwinąć, przez co książka byłaby dopięta na ostatni guzik, a tak tym zakończeniem zepsuła.

 

Mimo wszystko wam książkę polecam, bo była naprawdę fajna, czytało się szybko i przyjemnie, była może i przewidywalna, ale za to bardzo dobrze się przy niej bawiłam. I chyba właśnie to był cel tej powieści. By dobrze się bawić i potraktować ją z lekkim przymrużeniem oka. Końcówka była niedociągnięta, czego żałuję, ale i tak uważam, że „Przypadkowy narzeczony” to fajna, zabawna i wciągająca historia, którą warto poznać. A ja na pewno sięgnę po kolejne części, których nie mogę się już doczekać i mam nadzieję, że będą jeszcze lepiej!

 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece.

12 lutego 2021

212. "Bromance. Klub książki" ~ Lyssa Kay Adams

Tytuł:Bromance. Klub książki

Tytuł oryginału:The Bromance Book Club

Autor: Lyssa Kay Adams

Data wydania: 10 stycznia 2021

Wydawnictwo: Kobiece

 

Małżeństwo Gavina Scotta ma poważne problemy. Mężczyzna dowiedział się, że jego żona udawała WSZYSTKIE orgazmy. To prawdziwy cios w serce, zwłaszcza dla członka drużyny Nashville Legends. Pod wpływem chwili podejmuje on najgorszą z możliwych decyzji – robi żonie awanturę! Kiedy Thea uznaje, że to dla niej za dużo, prosi go o rozwód. Gavin nie może pogodzić się z rozpadem małżeństwa i chce zrobić wszystko, żeby naprawić swój błąd.

Zrozpaczony mężczyzna znajduje pomoc w tajnym klubie, w którym zasiadają najwięksi samce alfa z Nashville. I to nie jest byle jaki klub. Klub książki! Jego członkowie biorą na czytelniczy tapet najpopularniejsze romanse i przy ich pomocy próbują uratować małżeństwo Gavina.

Czy mężczyzna odzyska zaufanie żony, zanim jego związek całkowicie się rozpadnie?

Źródło opisu: okładka książki.

 

Książka o książkach. Faceci czytający romanse. Pewien przystojniak gotów zrobić wszystko, by ratować swoje małżeństwo. Czy to nie brzmi dobrze? Dla mnie owszem. I miałam nadzieję, że właśnie takie się okaże. Już na wstępie ta powieść zyskiwała, bo motyw ratowania małżeństwa jest raczej dość rzadko spotykany. No i w którym romansie zdarza się, że główny bohater nie może zaspokoić swojej parterki? Zawsze jest raczej w tym najlepszy, prawda? Ja osobiście chyba jeszcze nie czytałam takiej historii, więc „Bromance. Klub książki” już na wstępie zyskuje na oryginalności.

Ale jak z wykonaniem?

Na początku przyczepię się tylko troszeczkę do tego, że Thea mnie nieco irytowała swoim postępowaniem, choć trzeba przyznać, że miała swoje powody, a przede wszystkim sama później się przyznała do tego sama przed sobą. No i inni bohaterzy drugoplanowi też mi troszkę działali na nerwy, ale to może tylko mi, więc proszę – nie zrażajcie się tym.

Cała reszta? Jak dla mnie – super! Naprawdę. Treść wciągała i czytało się bardzo szybko. Książka liczy ponad trzysta pięćdziesiąt stron, ale to nie było dla mnie odczuwalne. Dobrze się bawiłam przy tej lekturze i trzymałam kciuki za głównego bohatera, któremu widać, że bardzo zależy na żonie. I jak wspomniałam wyżej, zrobi wszystko, by ją odzyskać. W tej książce Thea i Gavin mają sporo problemów, które muszą przepracować i jeszcze wielu rzeczy muszą się dowiedzieć. Nie tylko o sobie nawzajem, ale też o sobie samych. Jeśli chcą, by ich małżeństwo przetrwało i miało szansę, muszą zajrzeć w głąb siebie. Autorka pokazuje też, że mężczyźni również mają uczucia, mogą się bać, płakać i nie czyni ich to mniej atrakcyjnymi.

Gavin to przystojny sportowiec, a co się kojarzy z takim bohaterem? Seksowny, pewny siebie, często też dupek. Właśnie. Lyssa Kay Adams z tego zrezygnowała. Postanowiła wykreować swojego głównego bohatera na seksownego, ale też uroczego i czasami nieśmiałego. W ten pozytywny sposób. I bywał dupkiem, ale tylko dlatego, że popełniał błędy, a nie dlatego, że taka już była jego osobowość. Ja go pokochałam i coś czuję, że nie tylko moje serce może skraść. Natomiast Thea jest twarda, stanowcza i… zaczyna od początku. Ale o tym nic więcej nie powiem, bo musicie dowiedzieć się sami, o co chodzi.

 

Sam pomysł, jak i wykonanie, bardzo mi się podobały i dla fanów romansów serdecznie polecam. Nie jest to erotyk, choć scen seksu nie zabraknie, ale są bardzo subtelne i napisane ze smakiem. Autorka bardziej skupia się na swoich bohaterach, na nadaniu im historii i przeprowadza ich przed drogę, której unikali do tej pory. „Klub książki. Bromance” jest napisana prostym, przyjemnym piórem i czytanie to sama przyjemność. Ta historia jest też urocza, zabawna i dobra. A dodatkowo jest to książka w książce, więc… naprawdę polecam i mam nadzieję, że się zdecydujecie po nią sięgnąć, bo ja na pewno przeczytam kolejne części, na które już się nie mogę doczekać.

 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece.

09 lutego 2021

211. "Igrając z szefem" ~ Ewa Maciejczuk

Tytuł:Igrając z szefem

Autor: Ewa Maciejczuk

Data wydania: 03 lutego 2021

Wydawnictwo: NieZwykłe

 

Życie Olivii Hall od dawna było zaplanowane przez jej zamożnego, apodyktycznego ojca, który chciał, żeby dziewczyna po skończeniu studiów pracowała w jego firmie. Jednak ona nigdy o tym nie marzyła.

Po zakończeniu edukacji Olivia w przypływie odwagi wyprowadza się do przyjaciółki, gdzie po raz pierwszy czuje smak wolności. Chcąc poradzić sobie na własną rękę, przyjmuje posadę sekretarki w firmie modowej.

Jej życie zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni, kiedy w cukierni poznaje nieziemski przystojnego mężczyznę. To spotkanie zwala ją z nóg. Jeszcze nigdy żaden facet nie wywarł na niej takiego wrażenia.

Wkrótce, ku jej wielkiemu zaskoczeniu, okazuje się, że nieznajomy jest prezesem firmy, w której została zatrudniona. Olivia szybko zrozumie, że przyjazne zachowanie Alexandra to tylko gra pozorów.

A może prezes ma więcej twarzy?

Źródło opisu: okładka książki.

 

Sięgam coraz częściej po książki polskich autorek i nie mam za bardzo szczęścia. Chciałabym powiedzieć, że ten przypadek był inny, ale nie. Niestety. Zacznę może jednak od pozytywnej części, by nie było, że narzekam od samego początku. Autorka  starała się dodać nieco akcji do wydarzeń, coś spoza zwyczajnych dram pomiędzy parami. Zrobiło się nawet trochę niebezpiecznie, tajemniczo i był maleńki element zaskoczenia, więc to wpłynęło na pewno na korzyść.

Teraz jednak przejdę do tych mniej przyjemnych uwag, których jest znacznie więcej. Przede wszystkim to, że cała relacja pomiędzy Alexandrem a Olivią zaczęła się naprawdę, ale to naprawdę za szybko. Nie wiem, w którym momencie cokolwiek między nimi się narodziło. Tego po prostu tu nie było, bo po pierwsze, choć główna bohaterka pracowała bezpośrednio dla Alexandra, to długo nawet nie wiedziała, jak gość wygląda, a pracowali dodatkowo na tym samym piętrze. Potem było trochę interakcji pomiędzy nimi na stopie szef-podwładna. Prócz tego spotkania w kawiarni, o którym mowa jest w opisie. Ich związek, jak już się rozpoczął, też rozwijał się po prostu za szybko. Kiedy Olivia myślała o chemii pomiędzy nimi, ja się zastanawiałam: „Jaka chemia?”.

Nie będę ukrywać, ale męczyłam się przez wiele rozdziałów. Potem było troszkę lepiej, czytało się jakoś łatwiej, ale nie jestem zachwycona tą książką. Była jak dla mnie przesłodzona, przesadzona, pozbawiona emocji i nie został zachowany realizm. Dodatkowo też mimo tego jednego elementu zaskoczenia, cała reszta była jednak przewidywalna. A główna bohaterka miała według mnie małe skłonności do przesady. Natomiast Alexander miał zmienne nastroje i to byłam w stanie w pełni zaakceptować, ale zmieniały się w taki nienaturalny sposób. I jak dla mnie mógł być trochę bardziej męski, bo czasami to Olivia była tą mocniejszą stroną. Oczywiście nie mam nic przeciwko silnej damskiej postaci, absolutnie. Tylko szkoda, że Alexander nie był nieco bardziej twardszy, że tak powiem. Sceny seksu, które się pojawiły, też nie sprawiły, że mocniej zapiekły policzki. Były opisane w sposób subtelny, ale jednak też nie podgrzały atmosfery.

 

Igrając z szefem” do mnie nie trafiła. Starałam się być wyrozumiała, ze względu na to, że to jest debiut autorki, ale jak dla mnie to była słaba książka, niestety. Zdarzały się też tam powtórzenia i na przykład na jednej stronie naliczyłam dziewięć razy słowo „prezes” tylko oczywiście w różnej formie. Jak wspomniałam, później nieco sytuacja się poprawiła i czytało się lepiej oraz szybko, ale jednak decyzję czy przeczytacie tę książkę czy nie, pozostawiam wam.

 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.

03 lutego 2021

210. Przedpremierowo: "Midnight Chronicles. Moc amuletu" ~ Bianca Iosivoni & Laura Kneidl

Tytuł:Midnight Chronicles. Moc amuletu

Tytuł oryginału:Midnight Chronicles. Schattenblick

Autor: Bianca Iosivoni & Laura Kneidl

Data wydania: 10 lutego 2021

Wydawnictwo: Jaguar

 

449 zbiegłych dusz. 449 dni, żeby posłać je z powrotem do krainy umarłych. Łowczyni duchów Roxy wie, że to misja praktycznie niewykonalna. Jej dni zdają się więc policzone. Dlatego nie jest jej na rękę, że musi mieć na oku tajemniczego Shawa, który był opętany i od tamtej pory nic nie pamięta. Szczególnie że z każdą chwilą, którą ze sobą spędzają, iskrzy między nimi coraz wyraźniej. A przez to Roxy może stracić nie tylko serce, lecz także życie…

Źródło opisu: materiały wydawnictwa.

 

Midnight Chronicles. Moc amuletu” to książka, po którą po prostu musiałam sięgnąć i to nie tylko ze względu na śliczną okładkę. Została napisana przez dwie autorki, które bardzo lubię. Byłam też ciekawa, jak poradzą sobie nie tylko w duecie, ale również w nowym gatunku, bo pewnie wiecie, ale do tej pory słynęły raczej z romansów, nie z fantastyki. I przyznam szczerze, że na początku mój entuzjazm trochę opadł, bo jakby nie rozpoznawałam w stylu pióra ani Laury ani Bianci. Coś mi nie pasowało. Rozumiałam jednak, że obie musiały się odnaleźć. Nie tylko w tworzeniu historii razem, ale również w nowym gatunku.

I powiem wam, że tak jak na początku trochę marszczyłam nos, a dodatkowo uważałam główną bohaterkę za dość niemiłą osobę, tak potem przepadłam. Te dwie autorki, po których książki sięgam w ciemno, stworzyły naprawdę ciekawą opowieść.  Ta złośliwość Roxy też potem gdzieś zaginęła i odkryłam, że jest naprawdę zdolną, ambitną dziewczyną, która dźwiga spory ciężar. I to właśnie jej osoba i wydarzenia z jej życia nakręcają to, co się dzieje w tej powieści. No i jest też Shaw, który jest bardzo tajemniczą postacią.

Bianca i Laura w pełni skupiają się tutaj na wykreowaniu świata pełnym paranormalnych istot i na przedstawieniu go nam, czytelnikom. Porzucają też wątek romansu, choć też nie całkowicie, bo coś tam się pojawi. Na tym się jednak nie skupiają, co uważam za plus w tego typu literaturze. Też nie trzymają akcji w miejscu, ani też za bardzo nie rozwlekają wydarzeń. Na początku mamy lekkie wprowadzenie, a potem… cóż. Przekonacie się sami, jeśli zdecydujecie się sięgnąć po „Midnight Chronicles. Moc amuletu”. Mamy oczywiście wpleciony humor, choć wierzcie mi, nie zawsze jest wesoło. Warto też wspomnieć, że autorki stworzyły coś swojego, oryginalnego. I ciekawego. Dodatkowo wszystko poprowadziły w sposób spokojny, dzięki czemu łatwo jest się orientować w sytuacji i przebiegu wydarzeń, a nie ma się poczucia, że panuje chaos i niewiadomo o co chodzi. Absolutnie. Dodatkowo mamy niewyjaśnione tajemnice, które wzbudzają ciekawość. I zdecydowaną chęć sięgnięcia po kolejne tomy. Podobało mi się to, jak autorki wykreowały świat paranormalnych istot i łowców duchów. I nie jest to historia przewidywalna ani nudna.

 

Jeśli jesteście fanami fantastyki, to jak najbardziej wam polecam. Może nie jest to wybitna i najlepsza książka z tego gatunku, ale na pewno bardzo dobra. Bez wątpienia sięgnę po kolejne części, bo jestem bardzo ciekawa tego, co wydarzy się dalej. Z tego co widziałam na goodreads, drugi tom ma lepsze oceny niż pierwszy. Jestem też pewna, że okładka skusi niejedną osobę, ale też środek jest wart zapoznania. A ja naprawdę nie mogę się doczekać dalszych losów bohaterów i trzymam za nich mocno kciuki, bo przed nimi jeszcze niejedno wyzwanie. W końcu ta seria New adult fantasy, która zaczęła się naprawdę obiecująco, ma liczyć sześć tomów.

 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jaguar.