29 lutego 2020

136. "Vincent Brothers" ~ Abbi Glines

Tytuł:Vincent Brothers
Tytuł oryginału:The Vincent Brothers
Autor: Abbi Glines
Data wydania: 12 lutego 2020
Wydawnictwo: Kobiecie

Lana, odkąd pamięta, żyje w cieniu swojej kuzynki. Ash zawsze była tą ładniejszą, mądrzejszą – prawdziwą duszą towarzystwa i chodzącym ideałem. Do tego jej wybrankiem jest boski Sawyer Vincent, jedyny chłopak, którego Lana pragnie.
Kiedy jednak Ash i Sawyer zrywają ze sobą, dziewczyna wreszcie może odmienić los brzydkiego kaczątka. Sawyer ma złamane serce, a ona wystarczająco dużo miłości, aby je wyleczyć.
Lana decyduje się wziąć sprawy w swoje ręce. Czas wejść do gry i zawalczyć o uczucie, które może zaskoczyć wszystkich.
Źródło opisu: okładka książki.

Sawyer w „Vincent Boys” wydawał mi się być zbyt idealny. Grzeczny, ułożony i nikt o nim nie mógł powiedzieć złego słowa. Wtedy był dla mnie za miękki, po prostu. Jednak rozstanie z Ashton go zmieniło. Stał się złośliwy, a wszystko przez złamane serce, którego nie uleczył pomimo upływu czasu. Na pewno też nie pomagał mu widok byłej dziewczyny w ramionach jego brata, którzy się obściskiwali i ostentacyjnie okazywali swoje uczucia. Jak się okazało, nie tylko to rozstanie wyzwoliło na wierzch inne jego cechy, ale również pojawienie się Lany uwolniło w nim coś, o czym sam nie miał pojęcia. Mogłabym tu powiedzieć, jaki się stał pod jej wpływem, ale Ci, którzy czytali pierwszy tom, mogą przez to stracić trochę frajdy z odkrywania nowego Sawyera. Który w tej części bardziej przypadł mi do gustu.
Lana to bardzo miła dziewczyna, którą poznajemy troszeczkę w poprzednim tomie. Przechodzi metamorfozę pod względem wyglądu oraz ubioru i przyjeżdża na wakacje do kuzynki z pewnym postanowieniem, które dotyczy Sawyera. Jest naprawdę sympatyczna, ale też skryta i bardzo szybko można ją zranić. Stara się nie pokazywać po sobie, że ma problemy, bo nie chce się obnażać przed innymi, ale też ma inny cel. Może troszkę za szybko wybaczała Sawyerowi niektóre wybryki, ale w końcu serce nie sługa i podobno trudno się temu chłopcu oprzeć. Może nie od razu, ale szybko polubiłam jej postać i czasami było mi jej szkoda, bo naprawdę ta dziewczyna troszkę dostała w kość. I to od tych, na których jej najbardziej zależało.

Kiedy się zakochasz w odpowiedniej osobie, jako jedyna na świecie będzie miała moc doprowadzenia cię do łez.

Gdy tylko zobaczyłam zapowiedź „Vincent Brothers” wiedziałam, że po nią sięgnę. Przede wszystkim byłam ciekawa, jak potoczy się historia tej dwójki, ale nie będę też ukrywać, że chciałam zobaczyć, jak układa się Ashton i Beau. Sawyer w tej części naprawdę cierpi po utracie swojej pierwszej – i jakby się wydawało: jedynej – miłości. I choć zwykle w tego typu książkach bywa, że po pojawieniu się tej odpowiedniej osoby złamane serce się goi, tak w tym przypadku chłopak naprawdę długo ubolewał nad rozstaniem i miał nadzieję, że dla niego i Ash jeszcze jest nadzieja. Za to Lana musiała na to patrzeć ze świadomością, że jest na drugim miejscu, ale się nie poddawała. Choć nie zawsze starcza siły, by walczyć, prawda?
Ta historia opowiada o stracie, o radzeniu sobie z nią i ruszeniu do przodu. Jednak nie wszystko przychodzi z łatwością i czasem trzeba więcej czasu i wysiłku. I nie chodzi tu tylko o sprawę Sawyera i Ashton, bo Lana również w jakiś sposób jej doświadczyła. Chociaż jeśli chodzi o młodego Vincenta, dość długo żył przeszłością, nie potrafił ruszyć do przodu nawet, gdy mu się wydawało, że jest inaczej. Z czego tak naprawdę się cieszę, bo Abbi nie zdecydowała się na szybkie rozwiązanie tej sprawy i nie uleczyła jego duszy już po kilku spotkaniach ze słodką i seksowną Laną.
Tak naprawdę ta książka nie opowiada tylko o tym, co dzieje się pomiędzy tą dwójką głównych bohaterów, ale jest to także zamknięcie rozdziału obu braci Vincent. Obaj przeszli ciężką drogę i nie chodzi tylko o to, że jeden drugiemu odbił dziewczynę. I podobało mi się to, w jaki sposób autorka domknęła pewną sprawę, jak rozwiązała to, co wydarzyło się w życiu… rodzinnym obu tych chłopców. Którzy tworzą naprawdę świetny zespół, ale tylko wtedy, gdy nie chcą sobie nawzajem skoczyć do gardeł. „Vincent Brothers” to nie tylko opowieść Lany i Sawyera, ale także Sawyera i Beau. Sawyera i Ashton. Kilka wątków, ale poprowadzonych w umiejętny sposób, bez tworzenia niepotrzebnego chaosu. Udało się z tego stworzyć przyjemną lekturę.

Jeżeli lubicie literaturę młodzieżową, to polecam wam tę książkę, ale zalecałabym jednak sięgnąć najpierw po „Vincent Boys”, bo bez tego możecie się w tej historii pogubić. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że drugi tom jest bardziej dojrzalszy od poprzedniego i podobał mi się bardziej, choć jednak jestem sercem przy Beau, który znów pokazał tą swoją stronę i zaborczość wobec Ashton. Czytało się tę książkę lekko oraz szybko, a do tego perspektywę mamy zarówno Sawyera, jak i Lany, co pomaga nam się zagłębić w uczucia ich obojga. Cieszę się też, że Abbi Glines zdecydowała się też zamknąć całkowicie tę sprawę pomiędzy Sawyerem i Beau w takim kierunku, jaki obrała. Skończyłam czytać z uczuciem, że wszystko zostało zamknięte, dopięte na ostatni guzik. I to mi się podobało. Mam nadzieję, że swoją opinią wam pomogłam i że zdecydujecie się po tę serię sięgnąć.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece.

28 lutego 2020

135. "Elita Brayshaw High" ~ Meagan Brandy

Tytuł:Elita Brayshaw High
Tytuł oryginału:Boysh of Brayshaw High
Autor: Meagan Brandy
Data wydania: 12 lutego 2020
Wydawnictwo: FILIA

„Dziewczyny takie jak ty, nie są mile przyjmowane w podobnych miejscach, więc się nie wychylaj i odwracaj wzrok”.
Powiedziała opiekunka społeczna, po czym podrzuciła mnie do kolejnej nory zwanej domem dla trudnej młodzieży.
Nie posłuchałam i wzbudziłam zainteresowanie. Chłopcy próbowali sprawić, bym przestrzegała ich zasad, dostosowała się do zaprowadzonego przez nich porządku społecznego. Niestety dla nich, nie uznaję zasad. Niestety dla mnie, są zdeterminowani, by mnie do nich zmusić.
Niesłychanie przystojni i traktowani jak elita trzęsą szkołą średnią Brayshaw High. A ja jestem dziewczyną, która stoi im na drodze.
Źródło opisu: okładka książki.

Raven to dziewczyna, która miała trudne życie i nadal ma, a przeszłość ciągnie się za nią w miejsca, do których podąża. A dodatkowo nigdzie nie przynależy. Jest osobą trudną, którą ciężko poskromić i na pewno nie trzyma się żadnych zasad. Nie jest też nigdy damą w opałach, bo przyzwyczaiła się radzić sobie sama, bez względu na sytuację. Jest pewna siebie, władcza i waleczna. Nie jest łatwo ją złamać. Swoją drogą nie wiem czy to możliwe, chociaż z czasem pojawia się coś, przez co można ją zranić. Raven to twarda dziewczyna, mocno stąpająca po ziemi i wie, czego chce. Nie oszukuje, jest szczera aż do bólu, ale też nie pozwoli, by ktokolwiek nią rządził.
Co nie podoba się trzem przystojnym chłopakom, którzy są Elitą w szkole. Wszyscy się ich boją, wszyscy im ulegają – jednak nie Raven. I to im się nie podoba. Na początku. Nie zdradzę wam imion tego trio, które skradło moje serce, chociaż nie od razu. Trzeba im dać czas. Na początku są groźni, dostają czego chcą i idą po trupach do celu, ale odkryłam również, że tych chłopców łączy naprawdę silna i wyjątkowa więź. Rozumieją się momentami bez słów, idą za sobą w ogień i są przy sobie zawsze. Chociaż każdy z nich jest różny, to  tworzą świetny zespół, którego nie sposób nie uwielbiać. To jest seksowne, władcze trio, którego wiele ludzi się boi. Prócz naszej głównej bohaterki, która, jak się okazuje, nie trzyma się ich zasad, lecz idealnie do nich pasuje. 

Wiecie, rzadko sięgam po książki, gdy są serią, a nie ma kontynuacji, ale sięgnięcie po „Elita Brayshaw Hight” mnie kusiło i w końcu zdecydowałam, że zaryzykuję. I z jednej strony bardzo się cieszę, że poznałam tę historię już, bo po prostu ją uwielbiam, ale z drugiej strony naprawdę ubolewam, że teraz muszę czekać na kolejne części i będę myśleć, co tam się wydarzy jeszcze, bo autorka skończyła w takim momencie, że naprawdę drugi tom i najlepiej trzeci przydałyby mi się w tej chwili.
Jest to literatura młodzieżowa i spodziewałam się czegoś typowego, ale na pewno tej książki nie mogę tak opisać. Nie spotkałam jeszcze się z taką historią i dlatego w głównej mierze ma moje serce. To, co dostałam, jest zupełnie czymś innym, niż oczekiwałam. Daleko do schematyczności. Wciągnęłam się w „Elita Brayshaw High” bardzo szybko i wiedziałam, że gdy skończę, będę czuła niedosyt. I tak właśnie jest. Meagan Brandy napisała bardzo ciekawą książkę, momentami zabawną, gdzie akcja jest dynamiczna i sporo się dzieje, ale w taki sposób, że we wszystkim idzie się orientować i nie ma niepotrzebnego chaosu. I choć tę powieść można liczyć do Young Adult, ponieważ bohaterowie są na etapie liceum, to jednak jest ostrzejsza niż historie z tego gatunku, które miałam okazję czytać. Tak naprawdę od początku do końca nie wiedziałam czego oczekiwać, co wydarzy się za kilka stron. Może nie zostałam zszokowana, ale też nie było przewidywalności.  To nie jest słodka historia, żadne love story. To opowieść o silnej braterskiej więzi, o władzy, zasadach i trosce o osoby, które są dla nas ważne. 


Myślę, że z czystym sercem mogę polecić „Elita Brayshaw High” każdemu, choć oczywiście wiem, że skoro w moim sercu zapadła naprawdę mocno, to innym może nie podobać się w ogóle. Jest to literatura młodzieżowa, ale coś zupełnie innego niż czytałam do tej pory (a trochę jednak tego było). Zabawna, troszkę zwariowana, pełna akcji. Nie ma czasu na nudę. Uwielbiam tą historię i jej bohaterów, za którymi tak naprawdę już tęsknię i liczę na to, że długo nie będę musiała czekać na kontynuację. Mimo, że to co dzieje się w tej książce, cała ta władza, jaką mają chłopcy, to coś, co raczej nie dzieje się w normalnym świecie, to jednak autorka stworzyła to wszystko tak, że dla mnie było to zupełnie naturalne i nawet nie brałam pod wątpliwość to, co się tam działo, a rozkoszowałam się każdym rozdziałem, które czytało mi się bardzo szybko i trochę żałuję, że skończyłam już. Potrzebuję więcej, bo mam delikatnego kaca książkowego! Mam nadzieję, że jeśli sięgnięcie po tę książkę to pokochacie tę historię tak samo jak ja!

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu FILIA.

25 lutego 2020

134. "Jego przesyłka" ~ Penelope Bloom

Tytuł:Jego przesyłka
Tytuł oryginału:His package
Autor: Penelope Bloom
Data wydania: 12 lutego 2020
Wydawnictwo: Albatros

Jego paczuszka wylądowała w mojej skrzynce… Hej, spokojnie, mojej skrzynce POCZTOWEJ. I od chwili, kiedy zobaczyłam, co jest w środku, wiedziałam, że ta paczka powinna trafić do mojego gorącego sąsiada. Który najwyraźniej ma brudny sekret…
Niespecjalnie lubię koty, ale jestem trochę jak one – nie znoszę większości ludzi. Ale mój sąsiad nie jest jak większość ludzi. Chodzi w koszulach zapiętych pod szyję, pachnie jak reklama Calvina Kleina i wygląda na takiego, co regularnie używa nitki dentystycznej… Słowem – sprawia wrażenie, że ma życie uporządkowane od początku do końca. Pan Idealny, jeśli chcecie znać moje zdanie.
Źródło opisu: okładka książki.

Lilith to specyficzna kobieta, z którą nie wiadomo czy żartuje, gdy mówi o popełnieniu jakiejś zbrodni. Rzadko – a może nigdy? – się uśmiecha i czerpie satysfakcję, gdy innych spotykają drobne przykrości. Twierdzi, że to karma. Bywa groźna i ma czarne poczucie humoru, ale po prostu nie mogłam jej nie polubić. Takich bohaterek moim zdaniem powinno być więcej, bo była to przyjemna odmiana, jeśli chodzi o tego typu literaturę.
Liam jest za to ucieleśnieniem ideału. W końcu na początku poznajemy go jako Pana Idealnego. Przystojny, zadbany, bardzo pewny siebie i z poczuciem humoru. Nie daje się łatwo zbić z tropu i wcale mnie nie dziwi, że główna bohaterka nie mogła mu się oprzeć. Mężczyzna ma jednak sekret, który Lilith udaje się odkryć.

Wiedziałam czego spodziewać się po tej książce, bo już znam twórczość Penelope Bloom i nie mogłam się doczekać, co wymyśliła tym razem. Postanowiłam przed premierą „Jego przesyłki” nadrobić poprzednie części co zajęło mi jeden weekend i wiedziałam, że to seria, z którą muszę być już na bieżąco, bo po prostu uwielbiam. Książki tej autorki nie są ambitne, ale dla mnie są po prostu świetne i tym razem wcale się nie rozczarowałam. Ta część, tak ja i każda poprzednia, cechuje się lekkością stylu, ciekawymi historiami i wielkim poczuciem humoru pomieszanym z pikanterią. Jest to po prostu literacka komedia, która wywołała mój śmiech – nie tylko uśmiech. A historia Lilith i Liama skradła mi serce, bo była troszeczkę inna i w jakiś sposób nie do końca przewidywalna. Może ich relacja rozwija się bardzo szybko, ale w tej książce się tego spodziewałam i mimo większego tempa, w ogóle mi to nie przeszkadzało. Cały czas im kibicowałam i nie mogłam się doczekać, aż poznam całość!
Nie wiem czy wiecie, ale Lilith poznajemy już wcześniej, chociaż ja nie wiedziałam, że to o niej będzie opowiadał ten tom, bo w opisie nie jest zdradzone żadne imię! I miałam miłe zaskoczenie. A do tego wiedziałam, jaką kobietą jest, więc tym bardziej byłam ciekawa, jak to będzie. Bo z nią nie da się nudzić. I wyszło na to, że Liam idealnie dostosował się do jej charakteru i naprawdę do siebie pasowali, ale jak to zawsze w przypadku książek Penelope Bloom, idealnie być nie mogło, więc trochę w ich relacji się tam zadziało. Co? Przekonacie się sami!
Nie mogłam też powstrzymać radości, gdy pojawiły się znani już bohaterowie, którzy nic się nie zmienili. A już zwłaszcza William, który do każdej części wprowadza więcej humoru i jest po prostu Williamem. Ci, którzy go znają, wiedzą o czym mówią, a jeśli nie znacie – sięgnijcie koniecznie po poprzednie tomy! „Jego przesyłka to lektura zabawna, przyjemna i czyta się ją naprawdę szybko, bo w zależności o której godzinie zaczniecie czytać, może wam zająć jeden wieczór. Mi przeczytanie „zabrało” tylko kilka godzin i przeczytałam ją na jeden raz, bo jak już zaczęłam, nie mogłam się oderwać i chciałam skończyć.

Naprawdę wam polecam, jeżeli szukacie zabawnego romansu z dodatkiem pikanterii. Jest to historia przewidywalna i prosta, że tak powiem, bez żadnych wielkich tajemnic czy intryg, ale ja jestem kupiona, jak za każdym razem, gdy czytam coś z tej serii. Podobało mi się też, że autorka tym razem nie rozwiązała ich problemów w typowy sposób i chciałabym wam powiedzieć o co mi chodzi, ale nie mogę, bo zdradziłabym za dużo. Jeśli lubicie tego typu literaturę, to koniecznie zapoznajcie się z książkami Penelope Bloom – będziecie mieli dobrą zabawę.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Albatros.

24 lutego 2020

133. "Nocturna" ~ Maya Motayne


Tytuł:Nocturna
Tytuł oryginału:Nocturna
Autor: Maya Motayne
Data wydania: 12 lutego 2020
Wydawnictwo: Jaguar

W Kastalanii magia to dobro luksusowe – na jej studiowanie mogą sobie pozwolić tylko najbogatsi. Ale za żadne pieniądze nie można kupić magii popio, tej najbardziej osobistej, organicznej, najmocniejszej.
Książę Alfie interesuje się zakazaną magią. Często bierze udział w nielegalnych rozgrywkach, by móc korzystać z najpotężniejszych zaklęć. Finn, nastoletnia złodziejka, z równą swobodą porusza się po najbiedniejszej dzielnicy San Cristóbal, jak pomiędzy rezydencjami bogaczy. Magia, którą włada, pozwala jej bowiem dowolnie zmieniać wygląd. Losy tych dwojga splatają się po tajemniczym zniknięciu księcia Dezmina, starszego brata Alfiego. Alie, pragnąc uratować Deza, przypadkowo wypuszcza na świat potężną pierwotną magię, która zamierza doprowadzić do triumfu zła. KSIĄŻĘ I ZŁODZIEJKA PODEJMUJĄ WSPÓŁNĄ WALKĘ Z MROKIEM, ale najtrudniej jest im pokonać własne demony z przeszłości.
Źródło opisu: okładka książki.

Alfie i Finn są swoimi przeciwieństwami. Książę jest pełen dobroci i wrażliwości, choć nie zawsze postępuje słusznie. Ma zasiąść wkrótce na tronie, co nigdy nie było mu pisane i czego nigdy nie pragnął. Ta rola miała przypaść jego starszemu bratu – który zaginął. Alfie stara się nie krzywdzić ludzi. Dobro odzywa się w nim nawet wtedy, gdy ma do czynienia z kimś, kogo naprawdę nienawidzi. Zanim jednak zasiądzie na tronie, musi ratować królestwo przed kłopotami, które sam na nie ściągnął. I pomóc ma mu w tym Finn, złodziejka, której nie brak pewności siebie i sprytu. To ona jest odważniejsza i jak wspomniałam, chociaż oboje się od siebie różnią, tworzą naprawdę zgrany duet, choć nie od razu.
Nie będę ukrywać, że prócz opisu, skusiła mnie również okładka tej książki. „Nocturna” to fantastyczny świat, w którym magia przybiera różne barwy, a każdy, kto jest obdarzony propio – a nie każdy może się tym szczycić – posiada inną moc. Nie będę wam jednak zdradzać, jak funkcjonuje, by nie odbierać wam przyjemności z odkrywania, jeśli zdecydujecie się przeczytać. Podobało mi się, że to, co wymyśliła Maya Motayne w tej historii, jaką nadała formę magii, nie zostało jeszcze przeze mnie spotkane w żadnej literaturze z gatunku fantastyki. Jak dla mnie jest to coś oryginalnego i odkrywanie, jak funkcjonuje tam wszystko, było dla mnie przyjemną podróżą po tym świecie, który został także obdarowany własnymi legendami. I na szczęście autorka przedstawia wszystko w sposób, który pozwala nam się orientować w sytuacji i otoczeniu. A dla tych, którzy są miłośnikami mapek, w tej książce także ją znajdziecie!
Nie będę ukrywać, że w tej książce jest sporo opisów i wiem, że niektórym to przeszkadza. Mi na szczęście tym razem to nie wadziło w żaden sposób, ale też nie powiem, że czytało się szybko, bo nie, choć jest napisana prostym językiem, bez wyrażeń sprzed kilku wieków czy godnych tylko tego wykreowanego świata. Akcja też zaczyna się niemalże od początku, co mi się podobało, bo rozdziały nie ciągnęły się w nieskończoność i nie nudziły, a przede wszystkim tempo według mnie było odpowiednie. Wydarzenia miały swoje miejsce i czas, nie rozgrywały się to w ślimaczym tempie, ale też nie działy się za szybko. I nie zawsze wszystko szło zgodnie z planem głównych bohaterów,  co dodawało ciekawości, ale… niestety troszkę była to historia przewidywalna, a lubię, gdy w fantastyce mogę się zaskoczyć.

Może „Nocturna” nie stanie się moją ulubioną lekturą z gatunku fantastyki, nie wywarła na mnie wielkiego wrażenia, ale na pewno nie powiem, że mi się nie podobała. Bynajmniej. Była to fajna historia, mimo, że jak dla mnie trochę za bardzo do przewidzenia i na pewno nie żałuję, że przeczytałam. Jestem też pewna, że gdy pojawi się kontynuacja, to po nią sięgnę, bo jestem w sumie ciekawa, co autorka przygotowała dla swoich bohaterów. Jest to książka, która pewnie nie każdemu przypadnie do gustu, dlatego mam nadzieję, że moja opinia pomoże wam w podjęciu decyzji czy chcecie po tę historię sięgnąć.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jaguar.

21 lutego 2020

132. "Ryzyko" ~ Elle Kennedy

Tytuł:Ryzyko
Tytuł oryginału:The Risk
Autor: Elle Kennedy
Data wydania: 11 lutego 2020
Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Wszyscy twierdzą, że niedobra ze mnie dziewczyna. Mają rację tylko po części – nie pozwalam, by rządził mną strach i z pewnością nie obchodzi mnie, co myślą o mnie ludzie.
Jake Connelly – gwiazdorski napastnik Harvardu na swoje nieszczęście grzeszy arogancją, butnością i zbyt przystojną aparycją. Niestety, okrutny los sprawił, że muszę prosić go o pomoc w zdobyciu tak upragnionego przeze mnie stażu. Na moją prośbę Jake Connelly udaje, że jest moim chłopakiem. On jednak nie ułatwia mi zadania, za każdą udawaną randkę żąda… prawdziwej.
Źródło opisu: okładka książki.

Brennę poznałam już wcześniej, kiedy czytałam „Pościg” i bardzo polubiłam jej postać. Jest pewną siebie dziewczyną, która wie czego chce i przede wszystkim nie boi się powiedzieć tego głośno. Jest szczera i zabawna, ale jak się też okazuje, pod tą maską uśmiechu i pewności siebie skrywa pewne tajemnice i… wrażliwość. Jej historia mnie zaskoczyła, bo w pierwszym tomie autorka nie daje odczuć, że za przeszłością tej dziewczyny może kryć się coś więcej, więc fajnie było odkrywać to, jaka Brenna jest naprawę i co siedzi w jej głowie. Uwielbia hokej i oczywiście gorąco kibicuje swojej drużynie z Briar. A jednak ciągnie ją do gracza z Harvardu.
Jake to marzenie każdej dziewczyny i nie ma problemu z ich zdobyciem. A jednak Brenna potrafi mu się oprzeć i chyba właśnie dlatego go do niej ciągnie – bo jest dla niego wyzwaniem. Chłopak gra w hokeja i jest w tym naprawdę niesamowity, a do tego widać, że bardzo mu na tym zależy, bo to właśnie to jest dla niego priorytetem. Connelly to mój książkowy mąż literacki i myślę, że niejedna czytelniczka straci dla niego serce. Nie dość, że przystojny, to jeszcze pewny siebie w ten pozytywny i powodujący uśmiech sposób. Nie jest go łatwo zbić z tropu, ale łatwo go polubić. I jeśli o niego chodzi, nie przejmuje się tym, że podoba mu się dziewczyna, która kibicuje konkurencyjnej drużynie.

Podejrzewałam, że drugi tom serii „Briar U” może być właśnie o Brennie i Jake’u, bo ich znajomość już troszkę zaczęła się w pierwszej części, a gdy to się potwierdziło wiedziałam, że będzie ciekawie i nie dadzą się nudzić czytelnikowi. Jeśli ktoś z was nie czytał „Pościgu” i wolałby przeczytać tylko „Ryzyko” to nie widzę przeciwwskazań. Nawet jeśli chcecie tę serię przeczytać w innej kolejności. Wiadomo, będzie wtedy znajomy finał poprzedniej pary, ale autorka nie zdradza żadnych szczegółów i nie wyłapałam żadnych momentów, które mogłyby wam zdradzić coś z życia Summer i Fitza.
Wracając jednak do tej historii, tak jak się spodziewałam, było ciekawie. Jensen i Connelly tworzyli zabawny, zgrany duet i dobrze się z nimi bawiłam. Relacja pomiędzy nimi to coś zakazanego. Jake gra dla wrogiej drużyny, a Jenna przyjaźni się z zawodnikami z Briar i co więcej, jest córką ich trenera. Czy taki związek może się w ogóle udać, skoro jest wbrew wszystkiemu? Cóż, o tym musicie przekonać się sami, ale powiem wam, że łatwo nie mieli, bo już od początku wszystko wskazywało na to, że nie mają szans.
Ryzyko” to zabawna historia, ale też w pewnym momencie się wzruszyłam. Podobała mi się na pewno bardziej od pierwszego tomu, zarówno sam pomysł, fabuła jak i wykreowanie bohaterów. Jest to powieść, która niekoniecznie wyróżnia się z tłumu, ale jednocześnie myślę, że zapada w pamięć.
To seksowna opowieść młodych ludzi, pełna namiętności i humoru. Prócz zakazanej miłości, autorka wplotła również wątek hate-love, co bardzo mi się podobało i było interesującym połączeniem, bo naprawdę, przy tej książce nie dało się po prostu nudzić. Pomiędzy Brenną a Jake’em ciągle dochodziło do słownych potyczek, z których czerpałam radość chyba nawet taką samą jak oni. Widać było od razu, że coś ich do siebie ciągnie, ale oboje uparcie się do tego nie przyznawali. Do czasu. Cieszę się, że Elle Kennedy nie pospieszyła z rozwinięciem ich relacji, ale było warto czekać na to, co się wydarzy.

Ta książka na pewno wpadnie na listę moich ulubionych i cieszę się, że zdecydowałam się poznać serię „Briar U” oraz bohaterów. Fajnie było spotkać nie tylko Summer oraz Fitza, ale także całą resztę, no i koniecznie musicie poznać Rupi – ta dziewczyna jest szalona! Nie mogę się też doczekać kolejnej części z tej serii, ale na razie sobie nie będę zdradzać o kim będzie, choć mam już swoje małe domysły. Nie wiem też dlaczego tyle czasu wstrzymywałam się z sięgnięciem po książki tej autorki, ale w wolnej chwili na pewno wszystko nadrobię.
Ryzyko” jest warte polecenia. Naprawdę! Może troszkę przewidywalna, ale na przykład ja nie spodziewałam się, że historia Brenny będzie wyglądać w taki sposób, więc nie tak do końca da się przewidzieć wszystko. Jest napisana lekkim piórem, przez co czyta się ją naprawdę szybko i co więcej, z ciekawością dzięki temu, że relacja pomiędzy bohaterami jest dość zawirowana, ale dla mnie też intrygująca.
Jeżeli lubicie książki z tego gatunku, a także jeśli lubicie twórczość Elle Kennedy to pewnie, że wam polecam! I mam nadzieję, że ta historia spodoba się wam w takim samym stopniu jak mi!

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

20 lutego 2020

131. "Królowa niczego" ~ Holly Black

Tytuł:Królowa niczego
Tytuł oryginału:The Queen of Nothing
Autor: Holly Black
Data wydania: 15 stycznia 2020
Wydawnictwo: Jaguar

Władzę o wiele łatwiej zdobyć, niż utrzymać. Taką bolesną lekcję odebrała Jude, gdy w zamian za królewski tytuł zwolniła złego króla Cardana z przysięgi posłuszeństwa.
Teraz jest królową elfów, lecz na wygnaniu i wyczekuje okazji, by odzyskać, co utraciła. Sposobność pojawia się w osobie Taryn, nielojalnej siostry bliźniaczki, której śmiertelnemu życiu zagraża teraz śmiertelne niebezpieczeństwo.
Aby ją ratować, Jude ryzykuje własnym życiem; zakrada się w przebraniu na elfowy dwór, choć oznacza to konfrontację z Cardanem i własnymi uczuciami. Tymczasem w krainie elfów trwają przygotowania do krwawej wojny. Los rzuca Jude daleko na tyły przeciwnika, czego królowa nie omieszka wykorzystać w swojej własnej grze o tron.
Źródło opisu: okładka książki.

Po zakończeniu w „Złym królu”, jakie zafundowała Holly Black, byłam ciekawa co przygotowała dla swoich bohaterów w ostatnim tomie, a zwłaszcza jakie jest wytłumaczenie tego, co tam się wydarzyło. I tak jak „Okrutny książę” nie bardzo przypadł mi do gustu, tak kolejne części już mi się podobały, aczkolwiek bez zastrzeżeń się nie obyło. W drugim tomie główna bohaterka przyprawiała mnie o lekką irytację, ale w „Królowej niczego” już nie, chociaż małe ‘ale’ będę miała do tej historii.
Książkę czytało mi się przyjemnie i wzbudzała moją ciekawość, a zwłaszcza to co wydarzy się pomiędzy Jude a Cardanem i dlaczego zachował się w ten a nie inny sposób na koniec poprzedniego tomu.
Jeżeli chodzi o samą akcję, zaczęło się coś dziać dość szybko i bardzo dobrze, bo dzięki temu książka się nie ciągnęła, a naprawdę mnie interesowało to, co będzie dalej. Ponownie autorka odpuściła sobie elfowe żarciki, a stworzyła intrygi i różne knucia, co spowodowało, że tak naprawdę nie bardzo wiedziałam, czego się spodziewać. I mogę śmiało powiedzieć, że to mi się podobało. Ta historia przypadła mi do gustu, chociaż nie trafi do mojej ulubionej fantastyki.
Królowa niczego” to fantasy z lekką domieszką wątku romantycznego, ale w tej powieści jest to jedynie dodatkiem, bo główną rolę w tej historii przejmuje to, co dzieje się w magicznej krainie i cieszę się, że nie stało się to bardziej romansem niż fantastyką i było więcej akcji, intryg niż uczuć. Aczkolwiek dla mojej miłości do wszelkiego rodzaju romansu w każdym gatunku literackim, troszkę było tego za mało (nie będę się jednak czepiała!).
Niestety, jest też jeden minus, który troszeczkę zepsuł moją ocenę tej książki. Wydaje mi się, że to, co działo się w ostatnich rozdziałach, rozegrało się zbyt szybko. Holly Black mogłaby dodać nieco stron i rozbudować te końcowe wydarzenia. Czegoś mi tam zabrakło i przede wszystkim było za krótkie. Gdyby autorka zrobiła to w nieco inny sposób, ta historia byłaby moim zdaniem jeszcze lepsza.

Seria „Okrutny książę” na pewno spodoba się niejednemu, bo wielu czytelników ją kocha i sama też ją wam polecam mimo, że pierwszy tom podobał mi się najmniej i nie będę wielką miłośniczką tego cyklu, ale druga i trzecia część w moim spojrzeniu tę historię uratowały. Zarówno w Jude, jak i w Cardanie zachodzą zmiany. Zwłaszcza w nim. Widać, że dojrzewa, nie tylko jako postać, ale także – a może przede wszystkim – do swojej roli i to mi się naprawdę podobało. Tak samo jak ciągłe intrygi i knucie za plecami oraz to, że nie wszystko było przewidywalne. A przede wszystkim to, w jaki sposób Holly Black wykreowała ten magiczny świat. Był niepowtarzalny, rządzący się swoimi prawami, pełen knowań i układów. Jeżeli fantastyka to wasz gatunek literacki, może wam się spodobać ta opowieść i mam nadzieję, że moja opinia pomoże wam w podjęciu decyzji czy jest to lektura dla was.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jaguar.

19 lutego 2020

130. "Zły król" ~ Holly Black

Tytuł:Zły król
Tytuł oryginału:The Wicked King
Autor: Holly Black
Data wydania: 27 lutego 2019
Wydawnictwo: Jaguar

Ziemia kryje szczątki tych, którzy musieli odejść, ale to dopiero początek… Najpierw bestialski mord, potem krwawa rzeź królewskiej rodziny i nieoczekiwana koronacja – ale tak, to był dopiero początek.
Niemało trzeba sił, by zadawać cios za ciosem i nigdy nie poddawać się znużeniu. O tak, to pierwsza i najważniejsza lekcja: musisz być silna.
Gdy wyszło na jaw, że w żyłach Dęba płynie królewska krew, na Jude spoczęło brzemię odpowiedzialności za to, żeby jej braciszek po prostu dożył dnia, w którym będzie mógł przywdziać na swoje skronie koronę.
Tymczasem na tronie elfów zasiada zły król, Cardan, a Jude przybiera niewdzięczną rolę szare eminencji. Nie dość, że w świecie opętanych żądzą władzy magicznych istot wciąż zmieniają się sojusze i układy, to niełatwo jest zapanować nad kapryśnym władcą. Cardan nie zaniedbuje żadnej okazji, by sponiewierać i upokorzyć Jude, choć wcale nie słabnie jego deliryczna fascynacja dziewczyną.
Gdy staje się aż nazbyt jasne, że za sprawą knowań kogoś z bliskiego otoczenia śmirtnelne niebezpieczeństwo zagraża wszystkim, których Jude darzy miłością, nadchodzi pora, by zdemaskować zdradę, a przy tym przecież trzeba jakoś sobie radzić z mieszanymi i bardzo żywymi uczuciami, które w niej budzi Cardan – ongiś zepsute książątko, teraz król – król, nad którym należy panować, bo stawką jest utrzymanie się kruchej lesz zdeterminowanej ludzkiej istoty przy władzy (i przy życiu) w czarodziejskim świecie.

Bardzo długo zwlekałam z sięgnięciem po kontynuację tej serii, ale w końcu moja ciekawość zwyciężyła chwilę po premierze trzeciego tomu i stwierdziłam, że skoro już zaczęłam tę historię, chcę ją zakończyć. No i nie ukrywam, że ciągłe pochlebne opinie mnie ciekawiły, bo ja do „Okrutnego księcia” nie mogę przekonać się do tej pory dlatego pomyślałam, że przeczytanie kolejnych części może jednak mnie do tego świata i postaci przekona.
Nie będę ukrywać, że Jude troszeczke mnie denerwowała. Owszem, była inteligentna, waleczna, odważna i miała głowę do knucia i snucia intryg, ale czasami była zbyt pewna siebie i swoich umiejętności oraz wykazywała się próżnością. Za bardzo momentami jej się wydawało, że sama da sobie radę ze wszystkim i uważała się za troszkę zbyt ważną niż była w rzeczywistości.
Już bardziej przypadł mi do gustu Cardan, chociaż tytuł wpasował się w opis jego postaci. Był skory do złośliwości, do bycia wrednym i raczej nic go nie tłumaczy, ale w pewnym momencie jego postawa mi się podobała. Zaszła w nim pewna zmiana na korzyść. Choć powiem wam, że nie było to długotrwałe. Tak mi się przynajmniej wydaje.
Na pewno ta część podobała mi się bardziej niż pierwszy tom. W poprzednim jak dla mnie było zbyt dużo zwyczajnej złośliwości magicznych istot, zbyt dużo igraszek, a za mało samej akcji. Natomiast w „Złym królu” może akcja od początku nie jest dynamiczna, ale coś zaczyna się dziać i jest tego więcej niż w przypadku „Okrutnego księcia”. Świat wykreowany przez autorkę jest pełen swoich zasad i praw, które sami musicie poznać. Jest wypełniony magicznymi stworzeniami, po których nie wiemy czego się spodziewać. Jest mnóstwo intryg, knucia, zwodzenia i łudzenia. Dałam się też kilkukrotnie zaskoczyć, co jest na plus tej historii, bo uwielbiam, kiedy książka chociaż troszkę mnie zdziwi.
Cała narracja jest przedstawiona wyłącznie z punku widzenia Jude i troszeczkę się zastanawiałam co też siedzi w głowie Cardana, gdy dzieje się to wszystko. I z jednej strony nie mogłam jakoś bardzo wgryźć się w tę książkę, ale z drugiej byłam ciekawa tego, co wydarzy się dalej i myślami już wybiegałam do trzeciego tomu – za który zamierzam wziąć się za chwilę. Przyznaję, że chwilami miałam problemy z przypomnieniem sobie co działo się w pierwszej części, bo od tego momentu minęło wiele czasu, ale na szczęście nie były to jakieś ważne elementy, a te ważniejsze kwestie zostały wyjaśnione w tym tomie. I chociaż jest to magiczny świat, na szczęście Holly Black przedstawia wszystko w sposób, który jest zrozumiały dla czytelnika.

Tak jak nie byłam przekonana do „Okrutnego księcia”, tak w tym przypadku troszeczkę zmieniłam zdanie. Nie jest nudno, chociaż postać Jude to czasami irytująca część tej historii, ale dałam się zaskoczyć i zakończenia nie do końca się spodziewałam, a które pozostawia w czytelniku ciekawość tego, co będzie dalej. Napisana w sposób zrozumiały i przede wszystkim ten świat, który wykreowała autorka nie jest powielany z żadnej innej historii fantasy, lecz po prostu stworzyła coś swojego i niespotykanego. Także jeśli to wasz gatunek literacki, to już będziecie wiedzieli po mojej opinii czy to książka dla was czy też nie – a przynajmniej mam nadzieję, że wam pomogłam w podjęciu tej decyzji.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jaguar.

03 lutego 2020

129. Przedpremierowo: "Zostań" ~ Elle Kennedy & Sarina Bowen

Tytuł:Zostań
Tytuł oryginału:Stay
Autor: Elle Kennedy & Sarina Bowen
Data wydania: 05 lutego 2020
Wydawnictwo: NieZwykłe

Czy można zakochać się w kimś, kogo nigdy się nie spotkało?
Hailey Taylor Emery podejrzewa, że ulubionym klientem w jej firmie – oferującej anonimowo wirtualnych asystentów – jest nikt inny jak gwiazda hokeja, Matt Eriksson.
Sprawdzenie tego w dokumentacji byłoby niezgodne z zasadami, niemniej kobieta jest przekonana, że każdego dnia wymienia wiadomości z mężczyzną, w którym od dawna się podkochuje. Hailey wciąż nie może dojść do siebie po rozwodzenie, ale nie przeszkadza jej to w nieszkodliwym flircie przez Internet. Przynajmniej do momentu, kiedy musi się spotkać z owym klientem twarzą w twarz. Wtedy zaczyna panikować.
Matt Eriksson dobre wie, co znaczy mieć złamane serce. Nie przebolał jeszcze rozpadu swojego małżeństwa i jako jedyny w drużynie odkrył pewną prawdę – hokej i stałe związki to toksyczne połączenie. Mężczyzna niemal nie widuje swoich dzieci, a była żona doprowadza go do szały. Ma wrażenie się, że rozumie go tylko osoba, która nie chce pokazać mu swojej twarzy.
Czy już zawsze będą się znali tylko z relacji online?
Źródło opisu: okładka książki.

Hailey jest kobietą, która niegdyś była pewna siebie, ale rozwód podkopał jej wiarę w siebie. Jest współwłaścicielką firmy, która pomaga innym, zapewniając im anonimowość i widać, że ta firma jest dla niej ważna, że robi to, co naprawdę kocha. I podchodzi do swojej pracy bardzo profesjonalnie, ale… w pewnym momencie będzie musiała troszkę o tym zapomnieć. Kobieta to naprawdę wielka fanka hokeja, a zwłaszcza jednego z hokeistów: Matta Erikssona. Polubiłam jej postać za poczucie humoru, dystans i wyrozumiałość, jaką później się okazuje w stosunku do przystojnego hokeisty i za podejście jakie ma do jego dzieci – oraz psa. Chociaż nie będę ukrywała, że fajnie było obserwować jej reakcje na Matta, bo było to zabawne, ale do tego wrócimy.
Jeżeli chodzi o Matta Erikssona, jego już poznałam w pierwszej części serii, czyli „Dobry chłopak” i nie wiem czemu, ale wydał mi się troszkę burkliwy. Może dlatego, że bardzo mało się udzielał i był bardziej milczący. Dopiero teraz odkryłam, że to porządny facet, który jest troszkę skrzywdzony i ma nieco problemów, ale stałam się jego fanką, tak jak Hailey. Do tego naprawdę dobry z niego ojciec. Widać, że kocha swoje dzieci i zrobiłby dla nich wszystko. To nie jest tylko przystojny mięśniak, oj nie, ale sami musicie się przekonać jaki naprawdę jest Matt Eriksson.

Zostań”, tak samo jak pierwszy tom, jest napisana ‘na luzie’, ale jednak trochę bardziej poważna Może dlatego, że bohaterowie są bardziej dojrzalsi i oboje są już po przejściach. W końcu zarówno Matt jak i Hailey mają za sobą nieudane małżeństwa zakończone rozwodem i mają pewne obawy względem… przyszłości. I ewentualnych związków. Przez to jednak ich podejście do niektórych spraw jest inne niż w przypadku Blake’a i Jess (bohaterów z „Dobry chłopak”). Wracając też do reakcji Hailey na Matta, fajnie było to przeczytać, bo zachowywała się trochę jak typowa fanka, a zazwyczaj w tego typu książkach główna bohaterka jest bardziej odporna na urok faceta albo bardziej się kontroluje. W tym przypadku zachowania Hailey dodały tej książce niewątpliwie humoru.
Jeżeli miałabym wybierać, którą książkę wolę bardziej – tę czy pierwszą część, możliwe, że „Zostań” byłoby wyżej. Naprawdę podobała mi się ta historia, choć należy do tych luźniejszych i całkiem w niej sporo scen seksu, ale wcale mi one nie przeszkadzały, bo nie były ani wulgarne ani brutalne. Sam pomysł na fabułę może i nie był oryginalny, ale mi przypadł do gustu, jak i to, w jaki sposób wydarzenia zostały przedstawione oraz pokierowane. Troszeczkę była przewidywalna, ale w pewnym momencie leciutko się zdziwiłam, więc na plus, bo uwielbiam, kiedy książka chociaż odrobinę potrafi zaskoczyć czytelnika. Oczywiście nie każdy może doświadczyć tego uczucia, bo każdy na daną książkę może spojrzeć inaczej, prawda?
Cieszę się, że nie przeczytałam przed tą serią żadnej książki Elle Kennedy, bo wiem, że osoby, które to zrobiły, mają czasami wysokie wymagania względem cyklu „Hokeiści” i niektórzy się zawodzą, bo jak wspominałam, są to pozycje z gatunku tych luźniejszych, zabawnych, na jeden bądź dwa wieczory. Więc być może to coś innego, niż Elle pisała do tej pory, dlatego jeśli ktoś czytał jej książki, postarajcie się nie narzucić wysokiego progu oczekiwań. Dzięki nieznajomości twórczości żadnej z tych dwóch autorek, nie miałam wysokich wymagań i nie poczułam zawodu. Chociaż, gdy sięgnęłam po pierwszą część i przeczytałam kilka stron myślałam, że tak będzie, ale o tym możecie przeczytać w mojej opinii „Dobry chłopak”.  Na szczęście nie odczuwałam też zmiany w stylu pisania, a zawsze troszkę się tego obawiam, gdy jakąś książka napisana jest w duecie.

Jak w przypadku pierwszego tomu, polecam „Zostań” osobom, które chcą sięgnąć po lżejszą lekturę. Dobrze mi się czytało obie te części i na pewno będę je miło wspominała. Fajnie też było spotkać w tej historii bohaterów z „Dobry chłopak” i jeśli autorki zdecydują się na kontynuowanie serii, to po kolejną część, bądź części, sięgnę, bo czasem lubię czytać coś, co jest właśnie w takim stylu. Aczkolwiek radziłabym, byście nie nastawiali się na coś mocnego ani wzbudzającego silne emocje, bo możecie się tylko zawieźć. Mam nadzieję, że moja opinia pomogła wam w podjęciu decyzji i sięgnięcie po tę historię.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.

01 lutego 2020

128. Przedpremierowo: "Dobry chłopak" ~ Elle Kennedy & Sarina Bowen

Tytuł:Dobry chłopak
Tytuł oryginału:Good Boy
Autor: Elle Kennedy & Sarina Bowen
Data wydania: 05 lutego 2020
Wydawnictwo: NieZwykłe

Zorganizowanie bratu wesela, na którym będą gościć znani hokeiści, okazuje się największym wyzwaniem w życiu Jess Canning. Jej rodzina uważa, że dziewczyna jest ofiarą losu, więc porażka nie wchodzi w grę. Nie ma mowy. I nikt, absolutnie nikt, nie może się dowiedzieć o tym, że jakiś czas temu uległa seksownemu hokeiście, który w dodatku jest drużbą pana młodego. To był błąd i Jess nie ma zamiaru go powtórzyć. Nawet jeśli ten hokeista jest najgorętszym facetem na świecie.
Dla Blake’a Rileya zbliżające się wesele to szczęśliwe zrządzenie losu. Jess jest druhną, a on drużbą, więc zabawa może się rozpocząć na całego. Co z tego, że napotyka mały (no dobrze, znaczny) opór ze strony Jess? Musi tylko przekonać upartą blondynkę, że jest naprawdę przyzwoitym facetem, który ma jedynie złą reputację. Na szczęście każdy zawodowy hokeista wie, że aby odnieść sukces, trzeba się wysilić.
Jess ma jednak znacznie poważniejsze problemy niż igraszki z pewnym dobrze zbudowanym facetem. Między innymi martwi się o to, czy ceremonia rozpocznie się o czasie, mimo że ktoś upił babcię. I czy zamordowanie drużby naprawdę byłoby takie złe?
Źródło opisu: okładka książki.

Jessica jest piękną blondynką, której brak pewności siebie, przez co czasami łatwo się poddaje albo ucieka. Nie wie nadal, co chce w życiu robić tak naprawdę, co daje jej radość. Albo jakby to powiedział Blake: co jest jej super mocą. Próbowała wiele razy i zazwyczaj ponosiła porażkę, ale mimo tego jest inteligentną dziewczyną, która ma też uczulenie na związki i nigdy w żadnym długo nie była. Jest zabawna i bardzo uparta, ale też dobra i najbardziej przejmuje się tym, że może zawieść swoich bliskich. Po raz kolejny.
Blake to trochę taki typowy bohater. Przystojny, dobrze zbudowany, z ogromnym poczuciem humoru, słodki, czasami trochę nieznośny i uwielbiający robić dwuznaczne aluzje. Zwłaszcza, gdy rozmawia z Jess. Nie interesują go związki, a przygody na jedną noc. Brzmi znajomo, prawda? Cóż, nawet bardzo. Tylko przy bliższym poznaniu jego postać bardzo zyskuje i odkrywamy, że jest w nim coś więcej niż tylko koleś, który lubi dobrze się bawić. Jest dobrym chłopakiem, jak mówi sam tytuł. Ma dobre, a także wielkie serce i troszczy się o tych, na których mu zależy. A nawet o tych, o których może nie powinien. To naprawdę porządny facet.

Nie wiedziałam czego się spodziewać po tej książce, gdy się za nią zabierałam, ale już po kilku rozdziałach wiedziałam, że to będzie jedna z tych luźniejszych pozycji, przy których można spędzić swobodnie czas i trochę się pośmiać. Była niewątpliwie zabawna i przyznaję szczerze, że troszkę miałam obawy, że poczuję zawód. Mimo wszystko, choć nie wiedziałam, jak się nastawić, to liczyłam jednak na coś… hm… poważniejszego? Nie bardzo wiem, jakie słowo tu będzie pasowało. A po przeczytaniu paru stron myślałam, że tego w ogóle nie dostanę i pewnym momencie okazało się, że jednak troszkę się myliłam. Nie jest to żadna poruszająca lektura, ani jeden z tych ambitniejszych romansów, ale pojawia się tu coś więcej niż tylko to, co dzieje się pomiędzy tą dwójką.
Książka jest napisana z perspektywy obojga bohaterów i wiele razy powtarzałam, że wolę właśnie taki sposób przedstawienia historii, bo możemy wtedy poznać uczucia i opinię obu stron, co zawsze fajnie się uzupełnia. Naprawdę podobała mi się ta książka, chociaż była jedną z tych lżejszych i zabawniejszych, a odniesień do seksu znajdziecie tutaj sporo. Jak i samych scen erotycznych, ale są napisany w sposób subtelny, więc mi to nie przeszkadzało. Nie są ani wulgarne ani brutalne. Nie odczułam też zmiany stylu w żadnym momencie, a jednak została stworzona przez dwie autorki. Zawsze przy duetach się boję, że będą odczuwalne inne style, ale nic w tym rodzaju, nie w tym wypadku. „Dobry chłopak” jest napisany prosto, a także przyjemnie, przez co całość czyta się szybko. A wiem co mówię, bo przeczytałam tę książkę za jednym razem.
Tak się zastanawiam czy zawarłam wszystko, co chciałam powiedzieć i… chyba tak. Podobała mi się ta historia. To, jak autorki wykreowały swoich bohaterów, nie nadały sztuczności ani wszystkim wydarzeniom, a przede wszystkim relacji pomiędzy Jess a Blake’em.  Może i zaczyna między nimi coś się dziać bardzo szybko, ale to tylko ze względu na to, że bohaterowie już się znali. Natomiast jeśli chodzi o przerodzenie się tej znajomości w coś więcej… Cóż. Elle i Sarina się z tym nie spieszyły, a ich relacja nie zawsze była pewna, ale to bardzo dobrze, bo odczuwało się tę naturalność. Żadnego naciągania czy zbyt szybkiego tempa – przynajmniej w moim odczuciu.

Tak, polecam wam tę książkę. Pod warunkiem, że szukacie czegoś swobodniejszego, co może wam zając nawet jeden wieczór, może dwa. Ja naprawdę miło spędziłam czas przy tej lekturze i czytało mi się ją dobrze, a przede wszystkim: tak, podobała mi się. Była zabawna, choć troszeczkę przewidywalna i w pewnym momencie odniosłam wrażenie, że przypomina mi trochę „Dearest. Madeline”. Może to tylko moje skojarzenie przez to, że kilka wątków było podobnych, a obie te książki czytałam w niewielkim odstępie czasowym. Mam nadzieję, że pomogłam wam w podjęciu decyzji i będziecie wiedzieli czy „Dobry chłopak” to książka dla was.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.