30 kwietnia 2021

235. "Najpiękniejsza pamiątka" ~ Vi Keeland & Penelope Ward

Tytuł:Najpiękniejsza pamiątka

Tytuł oryginału:My Favorite Souvenir

Autor: Vi Keeland & Penelope Ward

Data wydania: 20 kwietnia 2021

Wydawnictwo: Editio Red

 

Od początku wszystko szło nie tak. Zerwane tuż przed ślubem zaręczyny. Samotna wycieczka zamiast podróży poślubnej. Fatalna pogoda, odwołane loty, a w perspektywie koczowanie w lobyy hotelu zamiast oczekiwania na koniec śnieżycy w cywilizowanych warunkach. To wtedy nieoczekiwanie zaczęła się historia fałszywego rodzeństwa Madeline i Milo Hookerów, bo oboje nazywali się zupełnie inaczej i wcale nie byli bratem i siostrą.

Śnieżyca minęła, loty przywrócono, a Madeline i Milo nie potrafili się rozstać. Stali się sobie bliscy. Przez kilka cudownych dni byli nierozłączni. Nie poznali swoich prawdziwych imion, choć zdradzili sobie najpilniej skrywane sekrety. Zwiedzali razem różne miejsca i zbierali pamiątki. A gdy wreszcie przyszedł czas rozstania, obiecali sobie, że spotkają się znów, za trzy miesiące w Nowym Orleanie. Wtedy będą już wiedzieć, czy są na siebie gotowi.

Powrót do domu przyniósł dziewczynie nowe rozterki i kolejne znaki zapytania. Od chwili pożegnania wiedziała, że będzie tęsknić za pięknym nieznajomym. Serce mówiło jej, że są dla siebie stworzeni i mogą zbudować cudowny związek. Rzeczywistość jednak okazała się zupełnie inna od marzeń o bajkowej miłości. Madeline – a właściwie już Hazel – zaczęła sobie zadawać pytania, czy w jej przyszłości jest w ogóle miejsce dla mężczyzny i czy ma jeszcze szansę na prawdziwe, szczere uczucie.

Ogarnęło ją zwątpienie, a czas powoli upływał…

Źródło opisu: okładka książki.

 

– Cóż, czasem nie można skleić swojego serca samodzielnie. Zawsze jednak można je oddać komuś innemu. I z czasem będzie coraz lepiej, bo ta nowa osoba w twoim życiu pomoże ci zapomnieć o zaznanych krzywdach.

 

Główni bohaterowie przeżyli przygodę, przez którą autorki ciekawie nas poprowadziły. Podobało mi się to, jaki miały pomysł na tę historię, jak to rozegrały i jak wykreowały Hazel i przystojnego nieznajomego. „Najpiękniejsza pamiątka” to twórczość Vi i Penelope, ale w nieco innym wydaniu, niż miałam okazję poznać do tej pory. Jest spokojniejsza, ma mniejszą dawkę humoru niż pozostałe książki tych autorek i jest też urocza.

Słyszałam, że opinie na temat tej powieści są pomieszane. Uwielbiam twórczość tego duetu i z największą przyjemnością sięgam po każdą kolejną nowość, jaka pojawia się na polskim rynku wydawniczym. Jeszcze nigdy nie poczułam się zawiedziona, w tym przypadku również. Owszem, te dwie autorki napisały już lepsze romanse, ale ten naprawdę mi się podobał i cieszę się, że miałam okazję go przeczytać.

Jak już wspomniałam, jest to nieco coś innego, co już poznałam od Vi i Penelope, ale przypadła mi ta historia do gustu. Była ciekawa, może i przewidywalna, ale ja się dobrze bawiłam, czytając i zajęło mi to dwa wieczory, bo naprawdę się wciągnęłam. Czyta się szybko, przyjemnie i przede wszystkim – chce się czytać. Nie była to nudna powieść, dla mnie nie. Obserwujemy, jak rozwija się relacja pomiędzy fałszywym rodzeństwem Hookerów, jak przeżywają przygodę i coś się między nimi zaczyna dziać. W tym przypadku naprawdę nie było żadnego, ale to żadnego pośpiechu. Wszystko działo się tak naturalnie i czytałam to z uśmiechem. Tylko, że później oboje musieli zderzyć się z rzeczywistością i tam już nie wszystko było tak łatwe, jakby tego chcieli.

Najpiękniejsza pamiątka” to historia, w której autorki chcą nam przekazać coś istotnego. Coś, o czym myślę, że czasami zapominamy – ja sama również. Pamiętajmy, że to jest nasze życie. Podążajmy za własnymi pragnieniami, za głosem naszego serca. Róbmy to, czego chcemy MY i co uszczęśliwia NAS, a nie to, czego chce od nas ktoś drugi czy trzeci.

 

Podsumowując. Mi naprawdę podobała się ta książka i polecam wam ją z czystym sercem, choć oczywiście pamiętajmy, że każdy jest różny i mimo, że ja zostałam kupiona nie tylko historią, ale bohaterami oraz sposobem wykonania, to wam może coś jednak w tej powieści nie pasować. Mam jednak nadzieję, że jeśli się zdecydujecie sięgnąć po „Najpiękniejszą pamiątkę”, to nie będziecie żałować.

 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Editio Red.

28 kwietnia 2021

234. "Siostra gwiazd" ~ Marah Woolf

Tytuł:Siostra gwiazd

Tytuł oryginału:Sister of the Stars: Von Runnen und Schatten

Autor: Marah Woolf

Data wydania: 24 marca 2021

Wydawnictwo: Jaguar

 

Ukąszona przez sylfidę młoda czarownica walczy o życie, miłość i utraconą magię. Wielki Mistrz Loży rezygnuje z uczucia, by ocalić kraj przed inwazją zmiennokształtnych bestii. A szaleńczo przystojny i uwodzicielski demon rzuca się w wir misji dyplomatycznej.

Źródło opisu: okładka książki.

 

Siostra gwiazd” to książka, która zebrała sporo pozytywnych opinii i przez to byłam jej coraz bardziej ciekawa. Podejrzewam, że jej oprawa przyciągnie niejedną okładkową srokę, bo mnie osobiście to także nieco skłoniło. Jednak jak mówią: nie oceniaj książki po okładce. Więc tego nie robiłam.

Jest to niezły grubasek i byłam pewna, że trochę czytanie mi jej zajmie, bo ostatnio z tym u mnie nie najlepiej. Aczkolwiek, pierwszego wieczora przeczytałam jakieś 97 stron, a następnego pochłonęłam całą resztę, bo nie mogłam się oderwać. To coś znaczy, prawda?

W fantastyce jest zazwyczaj tak, że główną część zajmuje magia i cały ten świat, a czasem romans zostaje wykluczony albo jest dodatkiem. W tym przypadku było inaczej. Oba te elementy są jakby na równi i w obu przypadkach bywało trochę nieprzewidywalnie, więc mogę powiedzieć, że elementy zaskoczenia były – co jak najbardziej na plus! Po tej książce można by się spodziewać wszystkiego i powiem wam jedno: nie zawsze istnieją idealne rozwiązania. Nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem i tak, jakbyśmy tego chcieli. Choć autorka stworzyła swój oryginalny świat, to wplotła też coś, co niektórym może być znane z filmów czy seriali i na tym trochę to oparła, co było dość fajnym zabiegiem.

Ta książka to nie tylko ładna okładka, ale również dobre wnętrze. Historia sióstr mnie wciągnęła i już teraz wam powiem, że sięgnę bez dwóch zdań po kolejne tomy, na które czekam z niecierpliwością. I dla okładkowych srok – wszystkie trzy będą na pewno świetnie wyglądać na półce! Ta powieść wywołała we mnie sporo emocji, że aż ścisnęło mi żołądek, dosłownie niestety, bo ja przeżywam mocno książki. Bywała momentami przewidywalna, ale jak wspomniałam – było też czym się zaskoczyć. No i czytało się bardzo dobrze, szybko, a co najważniejsze w takim gatunku, autorka pisze jasno i klarownie, przez co nie idzie się pogubić w tym świecie, jaki wykreowała i wszystko od początku do końca jest zrozumiałe. Bywało też momentami zabawnie, ale gdzieś od połowy czytałam ze ściśniętym serduchem. No i nie zabrakło tutaj akcji, która rozpoczyna się od początku, więc nie wieje nudą, choć jak wspomniałam: magia i romans idą ze sobą na równi. Pokazana jest też siła siostrzanej miłości i to, jak mogą liczyć na siebie w każdej chwili, niezależnie od wszystkiego.

 

Dla fanów fantastyki i romansu w jednym, naprawdę wam polecam. Nie mogę się już doczekać i jestem bardzo ciekawa, co też Marah Woolf przygotowała dla swoich bohaterów, których polubiłam i chętnie poczytam o ich dalszych losach. Mam nadzieję, że „Siostra księżyca” pojawi się już niedługo w zapowiedziach wydawnictwa, zwłaszcza po takim zakończeniu!

 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jaguar.

26 kwietnia 2021

233. "Zawalcz o mnie" ~ Corinne Michaels

Tytuł:Zawalcz o mnie

Tytuł oryginału:Fight for Me

Autor: Corinne Michaels

Data wydania: 07 kwietnia 2021

Wydawnictwo: Muza

 

Zakochałem się w Sydney Hastings, kiedy miałem dziesięć lat. Kiedy mieliśmy po szesnaście lat, przyrzekliśmy sobie być razem na zawsze.

Kiedy miałem dwadzieścia dwa lata, złamałem wszystkie dane jej obietnice. Zostawiłem ją i przyrzekłem sobie, że nigdy nie wrócę w rodzinne strony.

Teraz po śmierci ojca muszę jechać do Sugarloaf na pół roku. Zobaczę ją znowu. Już nie tylko w moich wspomnieniach. Kiedy jesteśmy razem, czuję, jakby czas stanął w miejscu. Ciągle jej pragnę, ale na nią nie zasługuję. Zamiast przepraszać, biorę ją w ramiona.

A potem ona mnie zostawia.

Teraz muszę walczyć. Dla niej. Dla nas.

O życie, którego oboje pragniemy…

Źródło opisu: okładka książki.

 

Poprzedni tom serii „The Arrowood Brothers” bardzo mi się podobał i oczywistością dla mnie było, że sięgnę po każdą następną część. Tutaj od razu powiem, że jeśli planujecie przeczytać historie braci Arrowwoodów, to powinniście zacząć od pierwszego tomu, bo możecie sobie niepotrzebnie tylko zaspojlerować. Na przykład w „Zawalcz o mnie” jest bardzo kluczowa informacja z „Wróć do mnie”.

Na początku jakoś nie mogłam się wciągnąć w historię Declana i Sydney. Słyszałam też od wielu osób, że ten tom jest słabszy, ale jak dla mnie oba są równie dobre. Jak już się wciągnęłam, tak za jednym razem przeczytałam jakieś ¾ tej książki, byle tylko skończyć. A czytało się naprawdę szybko i leciutko, więc tych ponad dwustu stron w ogóle nie odczułam. W „Zwalcz o mnie” mamy motyw drugiej szansy. Głównych bohaterów łączyło coś głębokiego, coś ważnego, o czym nie da się zapomnieć nawet po latach rozłąki. Mają do przepracowania nie tylko przeszłość, ale też muszą zagoić rany, które powstały.

Bardzo podobało mi się, że choć Declan i Sydney żywili do siebie mocne uczucia, to ich relacja nie przebiega szybko. To, co się wydarzyło w przeszłości, błędy, jakie zostały popełnione – nie zakopują tego od razu pod dywan, nie zapominają i nie wybaczają sobie w mgnieniu oka. Wszystko przepracowują, walczą. Moim zdaniem całość została przeprowadzona w idealnym tempie i bohaterowie nie dają się nam nudzić. Zalążek ich historii już mieliśmy w „Wróć do mnie”, więc naprawdę ciekawiło mnie to, jak sobie poradzą, jakie wydarzenia autorka dla nich przygotowała. Nie wszystkiego się spodziewałam, troszkę emocji ta pozycja we mnie wywołała. Podobała mi się postawa Sydney, bo była silną kobiecą postacią. Oczywiście, że ją polubiłam, już w poprzednim tomie. Natomiast Declan to nieco pogubiony facet, który sam siebie karze. Ta dwójka tworzyła idealny duet, pasowali do siebie i nawet mimo upływu lat, nie potrafili trzymać się od siebie z daleka.

 

Pewnie już się domyśliliście, ale i tak to napiszę: naprawdę polecam wam tę książkę! Był to super romans, o którym prędko nie zapomnę i czytało się go wręcz z przyjemnością. Owszem, jest to powieść nieco schematyczna, ale co z tego? Jest dobra, po prostu. I warta przeczytania. Podoba mi się też pewien element, który został stworzony już od pierwszej części. Każdy z braci ma inne motto, związane z ich nazwiskiem, które ma prowadzić ich w życiu. I rzeczywiście, tak się też dzieje.

Na pewno sięgnę po trzeci tom i mam nadzieję, że długo czekać nie będę na niego musiała! Corinne na sam koniec dała nam już malutkie nawiązanie do historii kolejnych bohaterów i naprawdę wzbudziła moją ciekawość, więc tym bardziej będę czekać. Mam nadzieję, że jeśli przeczytacie, bądź już przeczytaliście, to ta lektura wam się spodoba.

 

Ze egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Muza.

22 kwietnia 2021

232. "Mężczyzna bez uczuć" ~ Celia Aaron

Tytuł:Mężczyzna bez uczuć

Tytuł oryginału:The Bad Guy

Autor: Celia Aaron

Data wydania: 31 marca 2021

Wydawnictwo: NieZwykłe

 

Sebastian Lindstrom do perfekcji opanował ukrywanie prawdziwych intencji przed innymi. Z jego twarzy nie można niczego wyczytać. Jest chłodny i zdystansowany. Jako odnoszący sukcesy biznesmen, zarządzający firmą, którą przejął po ojcu, ze względu na swój sposób bycie jest jednym z najbardziej tajemniczych ludzi w Nowym Jorku.

Jednak kiedy na imprezie firmowej poznaje Camille Briarlane – dziewczynę jednego ze swoich pracowników – coś zwala go z nóg. Kobieta nie przyszła sama, co sprawia, że potrzeba, by ją mieć, staje się jeszcze silniejsza.

Sebastian z trudem nad sobą panuje, co nigdy mu się nie zdarzyło. Gdyby mógł, zabrałby Camille od razu do siebie i sprawił, aby należała tylko do niego.

Kobieta nie ma pojęcia, że w głowie tego potężnego i jednocześnie bardzo zimnego mężczyzny narodził się pewien plan…

Źródło opisu: okładka książki.

 

Mężczyzna bez uczuć” to nie jest słodki romans, gdzie pełno będzie romantycznych uniesień i słodkich słówek. Jest to mroczna odsłona i chyba już teraz mogę wam powiedzieć, że ta książka niekoniecznie każdemu przypadnie do gustu. Wszystko dlatego, że Sebastian Lindstrom to trudny człowiek i funkcjonuje inaczej, niż przeciętna, normalna osoba. Nie chcę wam tu zdradzać o co dokładnie chodzi, ale jego postać jest… specyficzna. Tytuł książki prawidłowo go opisuje, naprawdę. Mimo to przypadł mi do gustu ten bohater i pomimo jego ‘inności’, polubiłam go.

Camille to jego totalne przeciwieństwo. Jest miła, dobra i przyciąga do siebie ludzi. A jednak Sebastian dostrzega w niej coś, czego nie dostrzega nikt inny, nawet ona sama. Mimo iż tak bardzo się od siebie różnią, jest coś, co ich łączy i o czym na początku wie tylko Lindstrom.

Przyznam szczerze, że od pierwszego rozdziału poczułam się zaintrygowana tą powieścią i bardzo szybko poczułam tę chęć, by odkryć, co wydarzy się dalej. W pewnym momencie, gdy zostało mi jakieś osiemdziesiąt stron, odłożyłam książkę i powiedziałam sobie, że skończę następnego dnia. Czułam jednak coś, co mnie do niej ciągnęło, tą ciekawość tego, co się zadzieje i ostatecznie zarwałam trochę nocy, by skończyć. Dla mnie była to powieść wciągająca, nie było absolutnie mowy o nudzie i rozwój relacji pomiędzy głównymi bohaterami, wcale nie był szybki. Sebastian nie zdobył Camille tak szybko, jak na to liczył. Okazała się w tej kwestii twarda i zaczekała, aż mężczyzna zrobi coś odpowiedniego.

Jak mówiłam już wcześniej, to nie będzie książka dla każdego, bo to jest jeden z tych mroczniejszych romansów. Zapewniam was jednak, że nie ma tu mowy o żadnym przekraczaniu granic i moim zdaniem nie pojawiło się nic, co mogłoby zniechęcić czy zdegustować. W trakcie czytania obserwujemy też zmiany w Camille czy Sebastianie, ale nie są one drastyczne. Pozostają wciąż tymi samymi ludźmi, ale po prostu dochodzą do pewnych wniosków w trakcie wspólnej historii.

 

Jeśli lubicie takie klimaty, to naprawdę wam polecam tę książkę. Mi się bardzo podobała i mimo, że to raczej mroczna odsłona powieści romantycznych, to nie będzie tu brutalności, a sceny seksu, których nie ma wcale wiele, są mimo wszystko napisane w sposób subtelny. Podobało mi się też to, że Celia wyszła nieco poza schemat i napisała ją z perspektywy obojga bohaterów, ale dała też troszkę więcej. Było to fajne i wprowadziło nieco zamieszania. Autorka zdobyła mnie tą książką, podobało mi się, co stworzyła. Zarówno historia, jak i sposób, w jaki wszystko poprowadziła. Jest to coś oryginalnego, innego, ale kiedy czytałam, czasami przychodziła mi na myśl książka „Jej stalker” Lily White. Więc myślę, że osobom, którym się to podobało, spodoba się również „Mężczyzna bez uczuć”.  Ja teraz czekam na kolejne powieści Celii Aaron i mam nadzieję, że coś pojawi się niedługo, bo sięgnę po to na pewno. Mam też nadzieję, że jeśli ktoś z was zdecyduje się na tę książkę, to również wam się spodoba, choć co do tej lektury, zdania mogą być podzielone.

 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.

17 kwietnia 2021

231. "Zarozumiały playboy" ~ Sloane Howell & Alex Wolf

Tytuł:Zarozumiały playboy

Tytuł oryginału:Cocky Playboy

Autor: Sloane Howell & Alex Wolf

Data wydania: 24 marca 2021

Wydawnictwo: NieZwykłe

 

Tate Reynolds wraz ze swoim szefem przyjeżdża do Chicago na spotkanie biznesowe, w trakcie którego jest omawiana fuzja dwóch firm prawniczych. Jeżeli dojdzie do finalizacji tego przedsięwzięcia, oba podmioty na tym zyskają. Kobieta ma asystować podczas dogadywania szczegółów.

Tate – świetnej prawniczce i profesjonalistce – nagły wyjazd bez dokładnego przygotowania nie jest na rękę. Podobnie jak poznanie pod hotelem prawdziwego, chociaż niestety przystojnego, dupka. I to dzień przed spotkaniem w drugiej firmie.

Na miejscu wychodzi na jaw, że tym dupkiem jest partner biznesowy Decker Collins, z którym Tate i jej szef mają rozmawiać. Facet okazuje się jeszcze bardziej arogancki, niż sądziła. Ale Tate da sobie z nim radę. Pyszałek nie ma pojęcia, z kim zadarł.

Źródło opisu: okładka książki.

 

Zarozumiały playboy” to książka, co do której nie jestem w pełni przekonana. Czytając, nie czułam w pełni naturalności w tym, co autorki stworzyły. Sloane Howell i Alex Wolf postawiły na wątek biurowego, zakazanego romansu i hate-love, który mam wrażenie, że w ostatnich czasach stał się bardzo popularny i ja go bardzo lubię. Niestety mam wrażenie, że ta niechęć pomiędzy bohaterami wzięła się z nieco przesadnej reakcji ze strony Tate, po pierwszym spotkaniu. Przynajmniej w moim odczuciu nie wydarzyło się nic takiego, by powstały takie negatywne emocje, ale być może tylko ja odnoszę takie wrażenie. No i moim zdaniem Tate zbyt szybko oceniła Deckera. Co jeszcze? Chyba zabrakło mi czegoś pomiędzy ich nienawiścią a potem przyjaźnią. Ta granica jakby nie była do końca przecierana stopniowo i nie jestem w stu procentach przekonana do tego, w jaki sposób rozwijała się relacja głównych bohaterów. W scenach seksu też mi czasami brakowało tej subtelności.

Co mi się podobało? Na pewno to, że Tate nie była cichą kobietką, która da się mężczyznom. Nie. Ona była twarda i dobra w swojej profesji. Nie było z nią łatwo i lepiej z nią nie zadzierać. Została przedstawiona jako postać silna i niezależna, która potrafi skopać tyłki na sali sądowej. To? Jak najbardziej na plus. Natomiast Decker to przystojny facet, który skrywa pewną tajemnicę. Dla mnie nie była ona czymś ‘wow’, gdy już wyszła na wierzch, domyśliłam się tego. Aczkolwiek fajne było to, że ten mężczyzna po jakimś czasie pokazuje się od innej strony i okazuje się inny, niż początkowo można sądzić.

Poznajemy też braci Deckera i szczerze mówiąc trochę się gubiłam na początku, który jest który, bo każdy miał imię na tę samą literę. Czasami też zachowywali się troszeczkę dziecinnie, ale nie przeszkadzało mi to aż tak bardzo. Jestem za to ciekawa ich historii, bo o reszcie Collinsów będą kolejne części serii „Faceci w garniturach”.

 

Ta książka nie kupiła mnie do końca, mam odrobinę mieszane uczucia, ale też nie jest zła. Jest to jedna z tych lżejszych pozycji. Jeśli poszukujecie czegoś takiego, to polecam. Być może wam bardziej przypadnie do gustu niż mnie i kupi was w stu procentach.

 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.

15 kwietnia 2021

230. "Rywale" ~ Vi Keeland

Tytuł:Rywale

Tytuł oryginału:The Rivals

Autor: Vi Keeland

Data wydania: 24 marca 2021

Wydawnictwo: Niegrzeczne Książki

 

Nasi dziadkowie rozpoczęli tę wojnę, gdy z najlepszych przyjaciół stali się największymi rywalami biznesowymi w historii. A wszystko za sprawą kobiety, ich partnerki w interesach, którą obaj kochali, lecz żaden nie zdobył jej serca. Nasi ojcowie kontynuowali te rodzinną tradycję. A potem zrobiliśmy to ja i Weston. Pewnie trwałoby to nadal, gdyby dawna ukochana naszych dziadków nie umarła i nie zostawiła im w spadku jednego z najcenniejszych hoteli świata.

I tak oto jesteśmy tu razem. Zamknięci. Dwoje zaciekłych rywali. Ogień i woda. Próbujemy posprzątać bałagan, który odziedziczyliśmy po przodkach, i się przy tym nie pozabijać. Mamy tę wojnę w genach. Jest tylko jeden problem – im bardziej ze sobą walczymy, tym mocniej pragniemy siebie nawzajem.

Źródło opisu: okładka książki.

 

Uwielbiam książki Vi Keeland i sięgam po nie już w ciemno. Podoba mi się pióro autorki, to jak kreuje swoich bohaterów, jakie historie im przypisuje, jak pogrywa ich losami. Oczywiście zawsze jest mała obawa, że kolejna nowość jej autorstwa mnie rozczaruje, ale z „Rywalami” tak nie było. Absolutnie! Ta powieść spodobała mi się od razu.

Od pierwszych stron mamy tutaj humor charakterystyczny dla pióra Vi i uśmiech sam ciśnie się na usta. Pomiędzy rodziną Sophii a Westona od dawna panuje wzajemna, głęboko zakorzeniona nienawiść. Są wrogami. Wiadomo więc, że pomiędzy głównymi bohaterami również muszą być negatywne uczucia, by tradycji stało się zadość, że tak powiem. Jednak! Mimo niechęci, pomiędzy nimi buzuje również namiętność, a wzajemnie utarczki tylko potęgują pożądanie. Zabawnie obserwowało się ich starcia, naprawdę przyprawiało mnie to o lepszy humor.

Vi Keeland jak zawsze stworzyła świetny romans, który czyta się szybko i wciąga. Przyjemne pióro, ciekawa i zabawna treść. Jak zawsze autorka postawiła na coś więcej niż tylko zwyczajne romansidło. Porusza nieco kwestię lojalności, ale także inne, o których musicie przekonać się sami. Nadała tej powieści czegoś głębszego, niż na początku mogłoby się wydawać. Weston i Sophia to charakterne postaci, które zmagają się z pewnymi problemami, ale o tym nic więcej wam nie powiem, by nie zdradzać za dużo. Kobieta jest inteligentna, zdolna i na pewno nie da sobą pogrywać. Podobała mi się jej postać, która była silna i pewna siebie. Weston natomiast był mężczyzną przystojnym, seksownym i zdawał sobie z tego doskonale sprawę, a co więcej – potrafił to wykorzystywać na swoją korzyść. Pomiędzy nimi zaczyna się dziać już od pierwszych stron: zabawne utarczki, kłótnie podsycające namiętność. Natomiast jeżeli chodzi o kwestię uczuć, tutaj nic się nie dzieje za szybko.

 

Jeżeli znacie tę autorkę i ją lubicie, to myślę, że „Rywale” również wam się spodobają. Jest to też książka dla fanów wątku hate-love, który w tej powieści ma swoje miejsce. Jest pełna humoru, a pożądanie i namiętność elektryzują w powietrzu, ma w sobie coś więcej, a sceny erotyczne są subtelne i nie powodują niechęci. Może nie jest wyjątkowa i oryginalna, lecz nie jest to coś oklepanego, co znajdziecie w co drugim romansie. Nie jest to mój faworyt, jeśli chodzi o historie spod pióra Vi Keeland, ale naprawdę wam ją polecam.


Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Niegrzeczne Książki.

12 kwietnia 2021

229. "Przeklęty kontrakt" ~ Melanie Moreland

Tytuł:Przeklęty kontrakt

Tytuł oryginału:The Contract

Autor: Melanie Moreland

Data wydania: 23 marca 2021

Wydawnictwo: Editio Red

 

Richard VanRyan był cholernie dobry w swoim biznesie. Parł do celu jak taran, z całą bezwzględnością. Jeśli po drodze kogoś zniszczył – przyjmował to z obojętnością. Nie miał skrupułów i nie liczył się z nikim. Jeśli pojawiała się przy nim jakaś kobieta, była jego zabawką najwyżej przez kilka nocy. Podobnie postępował ze wszystkimi: pozywał się każdego, kto okazywał się nieprzydatny w osiągnięciu danego celu. Richard żył, jak chciał, i robił, co chciał. Był zimnym, wyrachowanym i amoralnym typem.

Niebieskooka, drobna Katherine Elliot pracowało jako osobista sekretarka Richarda. Nie cierpiała tego zajęcia i nie znosiła swojego szefa – z wzajemnością. Dla niego była „pieprzonym ideałem”. Według niej natomiast mężczyzna był wrednym, despotycznym tyranem. Trzymała się jednak tej pracy i pokornie znosiła wszelkie szykany – bardzo potrzebowała pieniędzy.

Niekiedy, aby się odegrać, trzeba zacisnąć zęby i robić to, na co nie ma się najmniejszej ochoty. Ale jeśli dzięki temu uderzy się mocno i boleśnie – warto. Właśnie dlatego któregoś dnia Richard złożył Katherine zadziwiającą propozycję. Właściwie nie było w niej niczego szokującego – mężczyzna po prostu potrzebował wiarygodnie wyglądającej narzeczonej, a w pracy miał przecież idealną kandydatkę. Problemem, że oboje się nie znoszą, postanowił chwilowo się nie zajmować.

Czy ta wysmakowana mistyfikacja ma jakiekolwiek szanse powodzenia?

Czy ludzie, którzy się nie cierpią, mogą zachowywać się jak zakochana para?

A jeśli coś między nimi zaiskrzy? No i co się stanie, gdy umowa się skończy?

Źródło opisu: okładka książki.

 

Seria „Prywatne imperium” od Melanie Moreland bardzo mi się podobała, dlatego też zdecydowałam się sięgnąć po „Przeklęty kontrakt”. Słyszałam o niej dużo dobrego, zanim zdołałam przeczytać, ale nie nastawiałam się za bardzo, by nie poczuć rozczarowania.

Przyznam, że główny bohater na początku nie zdobył mojej sympatii. Został przedstawiony dość schematycznie, jako utalentowany pracownik, który nie pragnie związków i słynie z tego, że jest playboyem. To mi nie przeszkadzało. Co innego już kwestia jego podejścia do panny Elliot. Z drugiej strony potrafiłam dostrzec w tym plus, bo to już nie był element znany z romansów, więc potrafiłam przymknąć na to oko i dałam Richardowi szansę. A ten facet naprawdę zyskuje przy lepszym poznaniu.

Ta książka to ciekawy, przyjemny romans i chyba podobał mi się bardziej niż „Bentley” czy „Aiden”, choć pewnie opinie są podzielone. Mamy tutaj wątek hate-love i udawany związek. Głównych bohaterów nie łączy nic, prócz kontraktu, który ma przynieść obopólne korzyści. To nie jest historia, gdzie uczucia pojawiają się od razu. Ich relacja rozwija się naprawdę powoli i to przyjemnie się obserwowało, bo autorka poprowadziła to w taki naturalny sposób. Nie miało się wrażenia, że coś się dzieje za szybko czy powiewa sztucznością.

Mimo początkowej niechęci do Richarda, naprawdę go polubiłam. On, jak i Katherine, mają swoją przeszłość, która na nich wpłynęła i wpływa nawet w dorosłym życiu. Są to postaci z charakterem, które nie są takie, jak na początku się wydaje. Cała ta książka bardzo mi się podobała i cieszę się, że miałam okazję ją poznać.

 

Czy wam polecam? Zdecydowanie tak! Jednak pamiętajcie, żeby Richarda nie skreślać od razu, jeśli tak jak mnie, nie przypadnie wam jego postać do gustu. Jest to fajny romans, który czytało się przyjemnie, szybko i lekko. Scen seksu nie ma zbyt wiele, nie jest wulgarna ani brutalna. Dlatego mam nadzieję, że jeśli przeczytacie, wam również się spodoba.

 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Editio Red.

08 kwietnia 2021

228. "Ukochany wróg" ~ Kristen Callihan

Tytuł:Ukochany wróg

Tytuł oryginału:Dear Enemy

Autor: Kristen Callihan

Data wydania: 23 marca 2021

Wydawnictwo: Muza

 

On, Macon Saint, jest bogatym, seksownym aktorem. Został gwiazdą dzięki roli w popularnym serialu.

Ona, Delilah Baker, jest szefową kuchni świetnie prosperującej firmy cateringowej. Znają się od dzieciństwa i od tamtego czasu po prostu się nie znoszą. Pogarda i nienawiść – to właśnie czuje Delilah do Macona. A Macon? Czyżby on miał inne zdanie na temat ich relacji? Może zawsze potajemnie ją podziwiał?

Tak czy inaczej, on był najprzystojniejszym chłopakiem w szkole, a ona niepozorną dziewczyną o umyśle ostrym jak brzytwa i jeszcze ostrzejszym języku. Prócz wrogich uczuć w czasach szkolnych łączyło ich jeszcze jedno – jej siostra Samantha, która przez całe liceum była jego dziewczyną. Z chwilą, gdy Macon zrywa z Sam, znika z życia sióstr Baker na długie dziesięć lat.

I pojawia się równie nagle, jak zniknął – szuka Sam, która podstępem została jego asystentką, ukradła mu cenny zegarek i uciekła. Po nieudanych poszukiwaniach Delilah postanawia odpracować u Macona dług swojej siostry.

Czy Macon zgodzi się na jej propozycję naprawienia nie swoich błędów? Czy dziewczyna zdecyduje się na dwuznaczną propozycję zamieszkania w jego rezydencji?

Źródło opisu: okładka książki.

 

Gdy oddasz komuś serce, ten ktoś staje się częścią ciebie. Gdy odejdzie, masz w sobie pustkę.

 

Byłam niesamowicie ciekawa tej książki, bo zanim mogłam po nią sięgnąć, słyszałam już pozytywne opinie. I w żaden sposób się nie zawiodłam. „Ukochany wróg” liczy sobie ponad 400 stron, ale w ogóle tego nie odczuwałam. Naprawdę szybko się czytało, a przede wszystkim – lekko i przyjemnie. Autorka ma bardzo dobre pióro, dzięki któremu ta powieść czytała się sama. No i historia, którą stworzyła, na pewno się do tego również przyczyniła.

Mamy tu motyw hate-love, co wiem, że dużo osób uwielbia. Ja również. Nienawiść Delilah do Macona jest głęboko zakorzeniona i trwa wiele lat. Niełatwo więc będzie to uczucie zmienić, ale jak to mówią: nienawiść od miłości dzieli cienka linia. Rozwinięcie relacji głównych bohaterów Kristen poprowadziła w odpowiedni sposób, z wyczuciem. Nic nie dzieje się za szybko i naprawdę przepracowują swoje problemy, nie udają, że nic się nie wydarzyło. Zarówno Delilah, jak i Macon, to osoby, które są nieco poranione i to wpływa na ich decyzje, na przyszłość. Muszą zmierzyć się z tym, co było kiedyś.

Ukochany wróg” to książka, która naprawdę mi się podobała i to już od pierwszych stron. Pojawia się tu humor, który nieraz sprawił, że na mojej twarzy pojawił się uśmiech, za sprawą docinek pomiędzy głównymi bohaterami. Pojawiło się też małe ściśnięcie gardła w pewnym momencie. Ta historia ma swoje małe elementy zaskoczenia i choć mogą znaleźć się elementy schematyczne, to jednak więcej ma w sobie z oryginalności. A ja nie jestem w stanie się tu do niczego przyczepić. Mimo ilości stron, nic tu nie dzieje się na siłę, nie ma zbędnych zapychaczy i nie wieje nudą. Wszystko jest po coś i mnie osobiście wciągnęła ta opowieść.

 

[…] jeśli coś warto mieć, warto też o to walczyć.

 

Czy wam polecam? Jak najbardziej! Jest subtelna, urocza, zabawna. Nie wiem czy ta książka jest lepsza od serii „VIP” tej autorki, bo jej nie czytałam, ale mam nadzieję, że dla osób, które ją znają, nie będzie ta powieść zawodem. Kristen tą historią mnie kupiła i na pewno nadrobię jej inne książki. Dlatego mam nadzieję, że jeśli zdecydujecie się po nią sięgnąć, to spodoba wam się tak samo, jak mi.

 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Muza.

03 kwietnia 2021

227. "Serce trolla" ~ Holly Black

Tytuł:Serce trolla

Tytuł oryginału:Valiant

Autor: Holly Black

Data wydania: 24 lutego 2021

Wydawnictwo: Jaguar

 

Świat siedemnastoletniej Val nieoczekiwanie wali się w gruzy, a ona szuka schronienia w wielkomiejskiej dżungli, gdzie wpada w towarzystwo zdecydowanie nieodpowiednie dla grzecznej panienki…

Tyle że Val nie jest zwyczajną dziewczyną z prowincji zagubioną w Nowym Jorku: jest uparta i nieposkromiona. Gdy na jej drodze pojawia się troll-alchemik, Val zostaje dilerką przedziwnego narkotyku, który może uchronić Mały Ludek przed zgubnym działaniem żelaza. Wplątana w rozgrywającą się na styku świata elfów i ludzi perfidną intrygę, Val dzielnie staje do walki, by odegrać decydującą rolę w dramatycznym starciu dwojga władców nie z tego świata.

Źródło opisów: okładka książki.

 

Z książkami Holly Black mam tak, że jedne podobają mi się bardziej, drugie mniej, ale jeszcze żadna mnie nie zachwyciła. Mimo wszystko widząc jej nazwisko w książkowych zapowiedziach, decyduję się po nie sięgnąć. „Serce trolla” to powieść, w której na początku pojawia się tylko namiastka magii, a potem musiałam trochę poczekać, aż będzie znów. Czasami miałam też wrażenie, że panuje tam lekki chaos i taki… luz w podejściu bohaterów do życia, odrobinę za bardzo.  Natomiast jeśli chodzi o Val, nie zawsze jej zachowanie mi pasowało i czasami mnie denerwowała swoim postępowaniem. Mogłabym tu przytoczyć konkretne przypadki, ale mimo wszystko nie chcę zbyt wiele zdradzać osobom, które nie czytały.

Ten tom, jak i poprzedni, są powiązane, ale nie są to dalsze losy Kaye i Roybena. Valerie to nowa postać, tak samo jak jej znajomi i tytułowy troll, który z wszystkich postaci, jakie się tam pojawiły, przypadł mi do gustu najbardziej. Co na plus? Na pewno to, że pojawiają się tam małe zwroty akcji i są pewne zdarzenia, dzięki którym robi się nieco ciekawiej i tajemniczo, bo nie wiadomo kto za wszystkim stoi i przede wszystkim – dlaczego? Na pewno w momencie, gdy zaczęły pojawiać się magiczne istoty, akcja nieco nabrała tempa i bardziej mi się podobała ta historia, choć i tak jakoś bardzo się w ten świat nie wciągnęłam.

 

Serce trolla” polecam fanom fantastyki, choć nie nastawiałabym się na zbyt wiele, ale też wiem, że może się niektórym czytelnikom spodobać. Mi też się podobało, aczkolwiek nie mogę powiedzieć, że ta lektura mnie zachwyciła. Raczej też do niej nie powrócę po raz kolejny i zbyt często nie będę wracała do niej myślami, ale nie była to zła książka i czytało się ją dość szybko. Chociaż tom pierwszy i drugi opowiadają historię innych bohaterów, to mimo wszystko, jeśli planujecie tę lekturę, zacznijcie od „Złej królowej”.

 

 Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jaguar.