25 marca 2020

142. Przedpremierowo: "Test na miłość" ~ Helen Hoang

Tytuł:Test na miłość
Tytuł oryginału:The Bridge Test
Autor: Helen Hoang
Data wydania: 25 marca 2020
Wydawnictwo: Muza

Khai jest wybitnym specjalistą od finansów, jednak ma problemy z emocjami. Z powodu autyzmu nie potrafi przeżywać głębszych uczuć takich jak miłość i żal. Dochodzi do wniosku, że jest wybrakowany i powinien unikać angażowania się w związki z kobietami. Jego mama, doprowadzona do ostateczności, postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i znaleźć synowi idealną kandydatkę na żonę.
Śliczna, ale uboga Esme Tran zawsze czuła, że jej życie powinno wyglądać inaczej. Kiedy pojawia się możliwość ślubu z obcokrajowcem, decyduje się podjąć ryzyko, licząc na to, że będzie to szansa poprawy losu jej rodziny. Żeby wyjść za mąż, musi najpierw uwieść Khaia, ale niestety nie wszystko idzie zgodnie z planem.
Okazuje się, że „test na miłość” przeszła tylko ona. Dziewczyna beznadziejnie zakochuje się w mężczyźnie, który uważa, że nie jest w stanie odwzajemnić jej uczuć. Esme musi go przekonać, że jest inaczej. Khai nie ma wiele czasu, żeby wreszcie zrozumieć, jak działa jego serce. Inaczej Esme wróci do domu, na drugi koniec świata.
Źródło książki: okładka książki.

Podobała mi się postawa Esme. Może i nie była bogata, może i chciała zacząć nowe życie, ale pamiętała co to godność i była silna. Mimo braku pewności siebie i niskiej samooceny nie zachowywała się jak kobieta, która błaga o uczucia innych. Była miłą osobą, która troszczy się o bliskich i o tych, na których jej zależy, a także pracowita. Nawet bardzo. Owszem, liczyła, że ślub z Khaiem zmieni jej życie, da nowe możliwości, ale wizyta w Stanach Zjednoczonych odmieniła ją na lepsze. Zrozumiała pewne rzeczy, a przede wszystkim – czegoś ją to nauczyło. Ta kobieta zaczęła się zmieniać i przyjemnie było to obserwować.
Khai to specyficzny mężczyzna przede wszystkim dlatego, że ma autyzm. Jego podejście do świata, rozumienie rzeczywistości, jest zupełnie inne niż innych. Jest na pewno trudnym człowiekiem, ale jednocześnie bardzo prostym. Wystarczy tylko go poznać i zrozumieć, na jakich zasadach on funkcjonuje. To dobry facet, miły i pomocny, ale jest przekonany, że jego serce jest z kamienia. A mimo to potrafi skraść serce kobiety – moje skradł.

Nigdy nie czytałam książki, w której główny bohater chorowałby na tego typu chorobę i nie znam nikogo, kto na to choruje, ale widać, że autorka wie, o czym mówi – czy też raczej pisze. Stworzyła historię, jakich w świecie literatury mało, przynajmniej ja nie poznałam takiej powieści, ale moim zdaniem powinno ich być więcej. Skupiła się na tym, jak autyzm wpływa na nasze życie i przede wszystkim na spojrzenie drugiego człowieka na osobę chorą. Zwłaszcza, jeśli o tej chorobie nie wie. Takie osoby są odbierane za inne, czasami dziwne i nie zawsze odnajdują zrozumienie. A to przede wszystkim powinny otrzymywać – próbę zrozumienia. Osoba Khaia, choć z tym schorzeniem i uważana czasem za dziwną, jest tak naprawdę lepsza niż niejeden człowiek, który jest zdrowy i zdolny do uczuć – a Khai jest przekonany, że został tej zdolności pozbawiony.
Nie sięgnęłam po pierwszą książkę tej autorki, czyli „Więcej niż pocałunek” i wiecie co? Naprawdę żałuję. Przeczytałam mnóstwo pozytywnych opinii, dlatego, gdy tylko dostałam propozycję przeczytania tej książki wiedziałam, że chcę dać jej szansę. I teraz wiem, że sięgnę po poprzednią powieść Helen Hoang – i każdą następną, jaka zostanie wydana. A mam nadzieję, że będzie ich dużo!
Test na miłość” to nie tylko historia mężczyzny chorego na autyzm. To opowieść o tym, że możemy zawalczyć o lepsze życie – sami. Polegając wyłącznie na sobie. Wystarczy tylko sporo chęci, dużo cierpliwości i jeszcze więcej pracy. Możemy dużo osiągnąć, ale musimy tego po prostu chcieć.

Szczerze mogę powiedzieć, że żałuję, że nie przeczytałam „Więcej niż pocałunek”. I ogromnie się cieszę, że tym razem się zdecydowałam, bo czytanie tej książki to była czysta i wielka przyjemność. Autorka wykonała kawał dobrej roboty i nie jest to klasyczny romans. Czegoś takiego nie znajdziecie w co drugiej książce. Helen Hoang postawiła na oryginalność i tym mnie kupiła. Nie jest to też książka totalnie przewidywalna, choć jest… prosta. I to jest jej zaleta. To historia naprawdę urocza, po której przeczytaniu ma się chęć zrobić to jeszcze raz – przynajmniej ja tego doświadczyłam. Postanowiła dodać też troszkę ostrzejszych scen, ale bardzo subtelnie napisanych i zdradzę wam, że nawet ten wątek jest zupełnie inny niż w każdym romansie, jaki przeczytałam. To, na co zdecydowała się autorka… cóż. Przekonać musicie się sami!
Więc tak, polecam „Test na miłość”, bo moim zdaniem naprawdę warto zapoznać się z opowieścią Khaia i Esme, która bywa słodka, zabawna i urzekająca.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Muza.

19 marca 2020

141. Przedpremierowo: "Mroźne łzy" ~ Bree Barton

Tytuł:Mroźne łzy
Tytuł oryginału:Tears of Frost
Autor: Bree Barton
Data wydania: 25 marca 2020
Wydawnictwo: Kobiece

Mia Rose powraca do świata żywych. Musi odnaleźć swoją matkę w mroźnym królestwie Luumii. To jedyna szansa, aby ocalić bliskich.
Pilar uwalnia się od uroku Angelyne. Chce dotrzeć do Śnieżnego Wilka, legendarnego zabójcy czarownic. Na swojej drodze spotyka księcia Quina, który również szuka schronienia w Luumii.
Wszyscy muszą zmierzyć się z bolesną przeszłością i zdradą. Czy zdołają dotrzeć do magicznego królestwa, zanim będzie za późno? Czy w lawinie kłamstw istnieje jeszcze szansa na wolność?
Źródło opisu: okładka książki.

Uważam, że smutek ma moc. Zalewa nas, czy tego chcemy, czy nie. Jeśli go zignorujemy, narasta w nas i wydobywa się na wszelkie możliwe sposoby. Jeśli pamiętamy, co straciliśmy, smutek staje się silniejszy, ale my też rośniemy w siłę.

Byłam bardzo ciekawa tej książki, zwłaszcza po zakończeniu, jakie zafundowała autorka w „Serce z cierni”, czyli pierwszym tomie tej serii, który naprawdę mi się podobał. Zabrałam się za tą część z pozytywnym nastawieniem, które niestety, zostało trochę zgaszone, gdy już zaczęłam czytać. Na początku w ogóle nie mogłam się wkręcić w tą historię i jak dla mnie, za mało się działo. Rozdziały mi się ciągnęły, czułam się troszkę rozczarowana, a przede wszystkim bałam się, że tak będzie aż do końca.
I tu jest dobra wiadomość, bo w końcu coś zaczęło się dziać, choć nie było tego efektu ‘wow’. „Mroźne łzy” to książka opowiadająca o magicznym świecie, który działa na własnych zasadach, z legendami, w które jedni wierzą, inni nie. To wszystko z czasem poznajemy,  sprawia, że ta książka jest lepsza. Do tego nie będę ukrywać, ale akcja mnie troszeczkę zaskoczyła, co jest jak najbardziej na plus, bo nic nie można wziąć w tej historii za pewnik. Nawet ludzi, którym ufamy. Historii, które znamy. Tego, w co wierzymy.

Żal za popełnione czyny zżera człowieka od środka jak trucizna. Wstyd jest zakrzywionym ostrzem. Patroszy cię, wyjmuje z ciebie wszystko, co – jak sądziłaś – ma jakś wartość. Wstyd drąży w tobie pustą przestrzeń, której nic nie zdoła wypełnić.

Wstęp „Od autorki” polecałabym przeczytać zanim zaczniecie zagłębiać się w tę opowieść, bo daje nieco inne spojrzenie na to, co się działo i w jakiś sposób wszystko uzupełnia. Bree Barton chce nam pokazać, że my, kobiety, powinnyśmy trzymać się razem. I nieco więcej, ale to musicie odkryć sami. „Mroźne łzy” jest książką, która jest podzielona na perspektywy i części. Możemy zobaczyć, co dzieje się u Pilar oraz Quina, ale także co u Mii. Każdy z tych bohaterów przeżywa własne rozterki, ma własne problemy. Te za sobą, jak i przed sobą.
To jest lektura, która wywołała lekki mętlik w mojej głowie. Miałam co do niej spore oczekiwania i niestety, na początku zostałam trochę zawiedziona, ale później sytuacja nieco się polepszyła. A zakończenie zostawiło we mnie ciekawość tego, co wydarzy się w trzeciej części, po którą najprawdopodobniej sięgnę, gdy tylko zostanie wydana na polskim rynku. Jeśli liczycie, że będzie to fantastyka z dodatkiem romansu, to nic z tych rzeczy. Owszem, pojawia się ten wątek, ale naprawdę w delikatnym stopniu, że prawie go nie było i tak naprawdę nie ma wpływu na to, co się dzieje. Co mi się podobało, bo w fantastyce, jak dla mnie, miłość powinna być w tle, a na pierwszym miejscu cała reszta. Myślę, że bardziej niż na uczuciach pomiędzy kobietą a mężczyzną, autorka skupiła się na siostrzanej więzi, ale tylko tyle zdradzę, bo ten wątek był jak dla mnie dość ciekawy i fajny.


Może serca maleją za każdym razem, gdy ktoś je łamie, aż w końcu zostaje ci w piersi tylko krwawy strzęp.

I najważniejsze pytanie: czy polecam?
Nie jest to najlepsza książka z tego gatunku, jaką czytałam, ale też nie najgorsza i myślę, że należy dać jej szansę, bo wiem, że może się czytelnikowi spodobać, więc jeśli czytaliście pierwszy tom albo ciekawi was ta seria, to myślę, że możecie spróbować. Na początku byłam rozczarowana, potem zostałam trochę udobruchana tym, że akcja mnie zaskoczyła. Były intrygi i niepewność tego, kto jakie ma zamiary. „Mroźne łzy” ma swoje plusy i minusy. Mimo wszystko nie żałuję, że po nią sięgnęłam i mam nadzieję, że moja opinia wam pomogła.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece.

11 marca 2020

140. Przedpremierowo: "Gdyby nie ty" ~ Colleen Hoover

Tytuł:Gdyby nie ty
Tytuł oryginału:Regretting You
Autor: Colleen Hoover
Data wydania: 11 marca 2020
Wydawnictwo: Otwarte

Gdyby nie córka, życie Morgan wyglądałoby inaczej. Nie planowała ciąży w młodym wieku i szybkiego ślubu. Teraz jest zdeterminowana, żeby uchronić Clarę przed błędami, które sama popełniła.
Gdyby nie matka, Clara mogłaby iść do przodu. Według niej Morgan staje się coraz bardziej zgorzkniała i zupełnie brak jej spontaniczności. Clara nie chce być taka jak ona.
Gdy tragiczny wypadek dotyka ich rodzinę, życie kobiet wywraca się do góry nogami. Morgan znajduje wsparcie u ostatniego mężczyzny, po którym by się tego spodziewała. Clara zwraca się do chłopka, z którym nie mogła się kontaktować. Dla jednej i drugiej to relacje okupione dylematami i trudnymi decyzjami. Czy zakazane uczucia zdołają przetrwać?
Źródło opisu: okładka książki.

Byłam podekscytowana, gdy zobaczyłam, że będzie wydana kolejna książka Hoover. Wprawdzie nie przeczytałam jeszcze jej wszystkich książek, choć je mam, ale uwielbiam twórczość tej autorki i sięgam po nowości z przyjemnością. I jeśli mam być szczera, po tej książce mam leciutki mętlik w głowie. Sam opis niewiele zdradza i nie do końca wiedziałam, czego się spodziewać. Oczywiście miałam swoje domysły, ale potem zaczęłam czytać i nadal nie wiedziałam, na co mam czekać przede wszystkim dlatego, że nie od razu dzieje się to, co dziać się musi, ale zostajemy wprowadzeni w historię. I właśnie przez to sądziłam, że ta książka będzie dla mnie pełna zaskoczeń, ale szczerze? W trzecim rozdziale domyśliłam się pewnych kwestii, które okazały się słuszne. Jednym słowem, ta powieść była dla mnie przewidywalna.
Uwielbiam książki Hoover za umiejętności pióra, za historie, które tworzy i to, co próbuje przekazać swojemu czytelnikowi. „Gdyby nie ty” to coś zupełnie innego. Autorka trochę poeksperymentowała i absolutnie nie uważam, by było to coś złego. Lubię, gdy autorzy stawiają się na coś nowego, świeżego, by nie dawać non stop tego samego, tych samych utartych schematów.  Romans tak naprawdę był tutaj drugoplanowy. Na pierwszym miejscu była relacja pomiędzy matką i córką oraz to, jak bardzo zmieniło się ich życie, jak zmienił się kontakt między nimi po tragedii, która ich spotkała. Obie cierpiały i radziły sobie na swój sposób z nową sytuacją. Nie jest to zła książka, ale uważam, że Colleen napisała już lepsze i stać ją na więcej. Wiem, jak świetne historie tworzy, dlatego nie będę ukrywać, ale gdy sięgam po jej książki, oczekuję wiele. I chociaż „Gdyby nie ty” nie jest zła, to jednak czuję się troszkę rozczarowana. Choć może ono wynikać z tego, że nastawiłam się na typowy romans, a tego tutaj nie było.
Z tyłu na okładce mamy dopisek: „Przejmująca powieść o miłości, rodzinie i stracie. Colleen Hoover z wielką wrażliwością i zrozumieniem opisuje relacje, które prawie przestały istnieć. I zadaje nam pytanie: czy i jak o nie walczyć?”. Absolutnie się z tym zgadzam, a jednak mam wrażenie, że coś mogłoby być inaczej w tej książce.  Rozumiem, że Morgan i Clara cierpią, że przechodzą przez to na swój sposób i ich zachowania zasługują w pewnym sensie na dyspensę z tego powodu, ale nie będę też ukrywać, że ta druga bardzo często swoim zachowaniem mnie irytowała, bo zachowywała się przesadnie, czasem egoistycznie. Jakby to, co się stało dotknęło tylko ją. Jakby zapomniała, że inni z tego powodu również cierpią. Obie są zagubione i cierpią, próbują odnaleźć się w nowej sytuacji i choć może Morgan też nie zachowywała się zawsze wzorowo, jestem jednak w stanie to zrozumieć i to mi nie przeszkadzało. Zachowanie Clary jednak już tak.

Teraz pytanie kluczowe: czy polecam tę książkę? Myślę, że mimo wszystko tak, bo wiecie. To, co stworzyła autorka nie jest złe, co powtarzam już kolejny raz, ale to coś innego. Tym razem nie skupia się na uczuciach pomiędzy mężczyzną a kobietą, a pomiędzy matką i córką. Oczywiście dla fanów romansów też się tutaj coś znajdzie. A powiem nawet więcej: znajdzie się podwójnie. I to, jak dla mojej romantycznej duszy, na plus. „Gdyby nie ty” w pewnym stopniu mi się podobało, bo autorka decyduje się na coś nowego w swojej twórczości, ale niektóre kwestie wydawały mi się nie do końca przemyślane. Mogłabym tu wam wymienić konkretnie co mam na myśli, ale wtedy wam zdradzę za dużo. I zabrakło mi, niestety, wyjaśnienia pewnej – dość kluczowej – sprawy, choćby w najmniejszym stopniu.  
Mam nadzieję, że wy odbierzecie tę książkę, bez tego lekkiego rozczarowania, które ja poczułam i że moja opinia wam pomogła.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwarte.

09 marca 2020

139. "Ryzykowny rzut" ~ Kennedy Ryan


Tytuł:Ryzykowny rzut

Tytuł oryginału:Long Shot
Autor: Kennedy Ryan
Data wydania: 28 lutego 2020
Wydawnictwo: Papierówka

Myślisz, że wiesz, co to znaczy być dziewczyną koszykarza? Uwierz mi, nie masz pojęcia. Moja bajka zamieniła się w koszmar. Szczęśliwe zakończenie nie było mi pisane. Pocałowałam księcia, a on zmienił się w oszusta, zaś jego miłość okazała się złotem głupców.
W grze jednak pojawił się nowy zawodnik, August West. Jedna z najjaśniejszych gwiazd NBA. Jest wspaniały, a do tego mnie pragnie. A ja pragnę jego… Tylko co mam zrobić, by wyrwać się z objęć fałszywego księcia? Jak uwolnić się od toksycznej przeszłości?
Źródło opisu: okładka książki.

Iris jest kobietą, która sobie obiecuje, że nigdy nie będzie jak jej matka czy ciotka. Pragnie kariery, niezależności, jest inteligentna,  zna się na koszykówce i jest fanką tego sportu. Niestety, nie wszystko idzie tak, jak to sobie planowała i jej życie bardzo się zmienia. Niektórzy by powiedzieli, że jest słabą osobą, ale według mnie to wszystko zależy od tego, pod jakim kątem spojrzymy na jej sytuację. Jak dla mnie, była naprawdę silna i podziwiałam ją w pewnym momencie za to, że przeszła przez pewne… trudności i jak sobie z tym wszystkim radziła. Znalazła się w pewnej pułapce, a gdy się zorientowała, było za późno. Co ją spotkało i czy z tego wybrnęła, przekonacie się, jeśli przeczytanie.
August West to facet powiedziałabym, że idealny. Mega przystojny, wysportowany i utalentowany. Koszykówka to jego życie, prawdziwa pasja, ale zdaje sobie sprawę, że życie nie tylko na tym polega i chce osiągnąć coś poza tym. Jest troskliwy, delikatny, życzliwy i zrobiłby wszystko dla tych, na których mu zależy. Liczy się z innymi, jest bardzo ambitny, ale też wrażliwy.

Życie to nie droga, która się rozgałęzia, lub rząd wind, do których można wsiąść lub nie. Nie ma alternatywnej rzeczywistości, gdzie zostały podjęte wyłącznie dobre wybory. Jest tylko to jedno życie i idziemy tam, gdzie nasze decyzje nas zaprowadzą, stajemy się mądrzejsi dzięki naszym błędom.

Przeczytałam już sporo książek z jakimś sportowcem w tle i często bywały to zabawne historie albo takie, które poruszały jakiś ważny temat, ale nic ciężkiego. Tym razem po raz pierwszy miałam do czynienia z koszykówką w romansie i spodziewałam się, że tak jak zawsze, będzie to lektura z humorem, do przeczytania na dwa bądź trzy wieczory, bo jednak ta książka liczy sobie ponad pięćset stron. I jak się okazało, nic bardziej mylnego. Czego na pewno nie mogę powiedzieć o tej książce to tego, że była lekka. Nie była ani trochę. Czasem musiałam robić sobie przerwy, bo po prostu nie dawałam rady czytać, chociaż naprawdę chciałam, bo ciekawość tego, co będzie dalej we mnie zwyciężała. Jeżeli mam być szczera, już sam prolog troszkę mnie zaintrygował i miałam nadzieję co do reszty. Nie będę jednak ukrywać, że pierwszy rozdział swoją długością troszkę mnie przystopował, bo był naprawdę długi i miałam obawy, że może wszystkie takie będą i treść będzie się ciągnęła, ale na szczęście, nic takiego się nie wydarzyło! Dla fanów (czy też raczej fanek) koszykówki będzie to lektura jak najbardziej na plus, bo pojawia się jej sporo i widać, że autorka wie, o czym pisze. A moim zdaniem to zawsze jest ważne, gdy podejmowany temat jest bardziej rozwinięty i czuć, że autor wie, o czym tak naprawdę pisze.
Ryzykowny rzut” to historia, która zapadnie mi w pamięć na bardzo długo. Czytało się ją szybko, ale na pewno nie lekko. Jest to coś innego, niż czytałam do tej pory i nie to, czego się spodziewałam, ale zostałam zaskoczona w sposób jak najbardziej pozytywny. Tak naprawdę przez cały czas nie miałam pojęcia, co może się wydarzyć i czego mam oczekiwać, bo to nie jest przewidywalna książka. Kennedy Ryan porusza w tej książce bardzo trudne tematy, o których nie wspomnę, bo w ten sposób zdradziłabym naprawdę za wiele, ale daje nam spojrzenie na to, co może się dziać tak naprawdę nawet obok nas, a my tego być może nie dostrzegamy.
Ta książka przekazuje również, żeby walczyć o własne marzenia, by się nie poddawać. Nie rezygnujmy z tego, co jest dla nas ważne i czego pragniemy. Jeśli marzymy, musimy też do tego dążyć. Autorka pokazuje, co jesteśmy w stanie zrobić dla miłości i z miłości. Do czego jesteśmy w stanie się posunąć i jak wiele znieść, by chronić tych, których kochamy. I nie oceniajmy postępowania innych, bo nigdy nie wiemy, co ich do tego skłoniło.

Czy polecam wam „Ryzykowny rzut”? Jeśli szukacie czegoś innego, czegoś co was może poruszyć i nie jest przewidywalną lekturą ani typową, to myślę, że ta książka może być jak najbardziej dla was. Mnie ta historia kupiła, chociaż nie czytało się jej swobodnie, bo jak wspominałam, potrzebowałam czasem zrobić sobie przerwę, ale nie żałuję, że ją przeczytałam. Autorka wiedziała, co robi i moim zdaniem zrobiła dobrą robotę, pisząc tę książkę i to w taki sposób, bo stara się nią coś mocnego przekazać. Oczywiście wasze odczucia mogą być inne, ale w moim przypadku jest, jak piszę. Dla mnie ta książka była ciężka, ale też cudowna. Więź, jaka narodziła się pomiędzy Augustem a Iris, może troszkę szybko, bo po pierwszym spotkaniu, ale miała niesamowitą moc. I szczerze? Choć to fikcja literacka, życzę każdemu, by doświadczył takiego silnego uczucia, jakie połączyło tych dwoje.
Mam nadzieję, że moja opinia przekonała was do tej książki i przede wszystkim, że będziecie mieli takie same, albo chociaż podobne, wrażenia. No i mam nadzieję, że dodatek do tej książki, jakim jest krótki ciąg dalszy historii Augusta i Iris, zostanie wydany w Polsce chociażby w formie ebooka!

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Papierówka.

05 marca 2020

138. "Offside" ~ Juliana Stone


Tytuł:Offside
Tytuł oryginału:Offside
Autor: Juliana Stone
Data wydania: 26 lutego 2020
Wydawnictwo: NieZwykłe

Kiedy hokejowy fenomen Billie-Jo Barker wraca po kontuzji do rodzinnego miasteczka i postanawia dołączyć do miejscowej męskiej ligi hokeja, rozpętuje się piekło. Nie chodzi nawet o to, czy Billie ma talent, bo tego nikt nie kwestionuje, ale o to, że Billie jest kobietą. Niektórzy miejscowi faceci nie chcą, żeby dziewczyna i do tego tak utalentowana należała do ich męskiego klubu.
Wkrótce Billie staje się tematem wszystkich rozmów w miasteczku i przyczyną swoistej wojny płci. Każdy mieszkaniec ma w tej sprawie coś do powiedzenia. Jednak Billie interesuje opinia tylko jednej osoby, która akurat niezbyt przejmuje się tym konfliktem – Logana Foresta. Mężczyzna złamał jej serce, gdy miała osiemnaście lat, a teraz w każdy piątek wychodzi z nią na lodowisko.
Billie-Jo Barker ma wiele do udowodnienia. Sobie, swoim siostrom oraz mieszkańcom miasteczka. Na lodowisku zdobywa bramki, ale czy uda jej się zdobyć mężczyznę, o którym marzyła całe życie? I czy Logan w końcu dostrzeże, że dawna chłopczyca jest teraz niesamowicie seksowną kobietą?
Źródło opisu: okładka książki.

Billie na razie nie wie, co chce robić w życiu. Jej marzenie o zawodowej grze w hokeja się spełniło, ale także skończyło, dlatego wraca do rodzinnego domu. I nie ma łatwo. Chciała tylko zagrać w miejscowej piątkowej lidze. Niby nic takiego, prawda? Wielu jednak się to nie podoba zwłaszcza, że jest to męska drużyna i robią wiele, by ją zniechęcić. Kobieta za to pokazuje, że nie tak łatwo ją złamać i wystraszyć. Jest waleczna i zdarza jej się pokazywać silny i zadziorny charakterek. Billie ma pewną tajemnicę, o której wie tylko i wyłącznie ona, a dodatkowo jej relacje z siostrami pozostawiają wiele do życzenia.
Logan to cudowny facet, który wykazuje się troskliwością, jest miły i porządny, ale nie interesują go związki na stałe, choć nie bawi się kobietami i potrafi wdać się w dłuższe relacje niż na jedną noc. Za to on interesuje każdą kobietę w pobliżu, bo jest przystojny i seksowny. I ma charyzmę. To mężczyzna, któremu bardzo ciężko się oprzeć.

Ta książka jest… inna niż te, które czytałam do tej pory. A przeczytałam ich sporo. Nie wiedziałam czego się po niej spodziewać, ale jakaś część mnie sądziła, że będzie to zabawna lektura. Nic bardziej mylnego. Juliana Stone pokazała w tej książce kilka ciekawych rzeczy, z jakimi się chyba do tej pory nie spotkałam. Nie w taki sposób.
Ostatnio miałam okazję przeczytać trochę książek z hokeistami i ta oczywiście też się do tego odnosi, ale tym razem ten zawód jest miłością kobiety. Billie nie wyobraża sobie bez tego życia i hokej jest dla niej wszystkim. Cieszę się, że autorka zdecydowała się to pokierować właśnie w tym kierunku, bo pokazała przez to w pewien sposób dyskryminację. Nie chcą jej w drużynie tylko dlatego, że jest kobietą, choć jej umiejętności są znacznie wyższe niż każdego z nich. I tak naprawdę ten pomysł spotyka się nie tylko z oburzeniem członków drużyny, ale także z innymi mieszkańcami. Przez co jej życie wcale nie jest tam lekkie. Większość uważała, że kobiety nie powinny grać w hokej, a już na pewno nie z mężczyznami, bo to męska gra i dla słabszej płci nie ma miejsca.
Offside” to naprawdę ciekawa książka, choć trochę przewidywalna, ale nieschematyczna. Czytało mi się ją naprawdę dobrze i jest to lektura na wieczór, bądź dwa. Podobało mi się to, że autorka chce coś przekazać i coś tą historią pokazuje. Jak na przykład to, żebyśmy nie marnowali dawania drugich szans, bo życie jest na to zbyt krótkie i nieprzewidywalne i możemy stracić jedyną okazję, ale też warto walczyć o to, co się kocha. Ludziom nie zawsze będzie się podobać to, czego my pragniemy i jakie życie prowadzimy, ale ważniejsze jest nie to, co powiedzą i uważają inni, co robią, ale to, czego my sami pragniemy. I powinniśmy o to zawalczyć.
 Jedyne, do czego mogę się przyczepić to zakończenie tej książki. Jak dla mnie było zbyt krótkie i szybkie, autorka mogłaby dodać jeszcze jeden rozdział i to bardziej pociągnąć i rozwinąć, ale! Jeszcze się bardzo nie będę z tego powodu czepiać, bo przede mną dwie części o pozostałych siostrach Barker (które swoją drogą nie bardzo przypadły mi do gustu, ale liczę, że to ulegnie zmianie) i mam nadzieję, że tam zostanie troszkę pociągnięty ten wątek Logana i Billie.

Jeżeli lubicie tego typu romanse to oczywiście wam „Offside” polecam! Muszę jeszcze zaznaczyć, że w tej książce było mało scen seksu, które i tak były opisane w sposób subtelny i… delikatny? A do tego było naprawdę malutko przekleństw, choć nie wiem czy tego chciała uniknąć Juliana Stone czy to zasługa tłumacza, ale mówię, jak jest. Na pewno sięgnę po pozostałe dwa tomy, bo historie pozostałych dwóch sióstr mnie ciekawią i ta książka mi się naprawdę podobała. Jeszcze tylko żeby autorka w następnych częściach rozwinęła mi trochę to, co zadziało się między Billie a Loganem, to będę bardzo szczęśliwa!
Mam nadzieję, że moja opinia pomogła wam w podjęciu decyzji i sięgniecie po „Offside”!

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.

03 marca 2020

137. "Seks, nie miłość" ~ Vi Keeland

Tytuł:Seks, nie miłość
Tytuł oryginału:Sex, Not Love
Autor: Vi Keeland
Data wydania: 12 lutego 2020
Wydawnictwo: Kobiece

Nat i Hunter poznają się na weselu przyjaciół. Ona nie szuka miłości, bo ma na koncie wystarczająco dużo problemów po rozwodzie. On jest łamaczem kobiecych serc i nie angażuje się w poważniejsze związki.
Po mocno zakrapianej imprezie weselnej budzą się w jednym pokoju hotelowym. Nat dobrze zna ten typ facetów, więc zostawia „łowcę” z fałszywym numerem telefonu i znika.
Dziewięć miesięcy później znów na siebie trafiają. Teraz jednak Hunter nie da się tak łatwo zbić z tropu. Tym bardziej że ma kuszącą propozycję nie do odrzucenia.
Źródło opisu: okładka książki.

Zaufanie jest jak szklanka. Uszkodzone rozsypuje się na kawałki i choćbyś próbował je posklejać, to rysy zawsze będą widoczne. I już nigdy nie jest tak mocne, jak przed roztrzaskaniem.

Natalia jest kobietą, która ma problemy z zaufaniem. Zwłaszcza wobec mężczyzn. Została zraniona przez byłego męża i teraz jej życie wcale nie jest łatwe i lekkie, jakby się mogło wydawać, ale nie użala się nad sobą i stara się jak może. Nat jest silną osobą, odpowiedzialną i rozsądną, a do tego chce pomagać innym i jest miła. Chociaż potrafi też być troszkę zadziorna i czasami stanowcza. Mówię czasami, bo przy głównym bohaterze miała momentami problemy ze skupieniem.
Myślałam, że Hunter będzie seksownym dupkiem, który nie będzie brał pod uwagę uczuć innych. Nic bardziej mylnego. Owszem, gdy tylko miał okazję podczas rozmowy z Natalią rzucał aluzjami do seksu, bywał zarozumiały i bezczelny, ale w ten pozytywny sposób. Poza tym bywał słodki, zabawny, a czasem także troskliwy. I chociaż był szczery oraz bezpośredni, to jednak krył w sobie sekret, o którym nie mówił nikomu.
Oboje bywają mądralińscy i nadęci, nie w złym znaczeniu tego słowa, a ich słowne utarczki już od pierwszych stron wywoływały mój uśmiech.

Kiedy za dużo czasu spędzasz na patrzeniu wstecz i rozmyślaniu, co poszło nie tak, tracisz szansę na to, by iść do przodu.

Uwielbiam książki Vi Keeland i mam nadzieję, że kiedyś nadejdzie taki dzień, że przeczytam wszystkie, jakie zostały wydane w Polsce, bo oczywiście mam je u siebie na półce. Jak do tej pory twórczość autorki mnie nie zawiodła, choć wiadomo, że bywają książki lepsze i gorsze, ale „Seks, nie miłość” to historia, którą na pewno będę wspominać z uśmiechem i polecać. Owszem, bywa momentami schematyczna, a pewien element nawet pasował mi do „Zgryźliwe wiadomości” autorstwa Vi Keeland i Penelope Ward, ale to mi nie przeszkadzało. Ta lektura była przyjemna, ale wzbudzała też moją ciekawość, bo autorka zdecydowała się pomieszać teraźniejszość z przeszłością, nie od razu wyjaśniając, o co chodziło. I powiem wam, że dopiero po jakimś czasie domyśliłam się odpowiedzi, gdy zostały rzucone nowe fakty.
Seks, nie miłość” to książka, przy której buzia sama się uśmiecha. I chociaż tytuł mówi nam czego można się spodziewać i niewątpliwie jest mnóstwo dwuznacznych aluzji, tych scen seksu nie ma tak wiele w tej książce. A jak są, to nawet nie bardzo rzucają się w oczy, bo są napisane w sposób subtelny. Vi bardziej skupiła się na relacji między Hunterem a Natalią i nie od razu pchnęła ich do łóżka. Sami zresztą się przekonacie o czym mówię, jeśli zdecydujecie się tę książkę przeczytać.  
I mimo, że jest to erotyk, próbuje nam coś przekazać. Jak to mówią: strach ma wielkie oczy. Często jest powodem, dla którego rezygnujemy z niektórych rzeczy, ale zapominamy, że życie mamy tylko jedno i czasami warto zaryzykować, a nie pozwolić, by strach coś nam z niego odebrał. Pokazuje też, że zaufanie to rzecz krucha. Choć czasem łatwo je zyskać, to jeszcze łatwiej je stracić. Gorzej z zaufaniem komuś, gdy nasze zaufanie zostało już skruszone.

Czasami pewność siebie jest tylko maską, która ma nas chronić przed tym, by ludzie nie zobaczyli tego, jacy jesteśmy zagubieni.

Czytaliście książki Vi Keeland? Jeżeli nie, a lubicie romanse z nutką pikanterii to wam oczywiście polecam jej twórczość, ale także „Seks, nie miłość”, bo to zabawna i przyjemna lektura, którą czyta się szybko, z małą ciekawością tego, co będzie dalej. I co tym razem autorka wymyśliła dla swoich bohaterów? Same postaci były, jak dla mnie, odpowiednio wykreowane. Nieprzerysowane. Oboje mieli swoje trudne przejścia i oboje w pewnym momencie pozwolili, by to strach nimi kierował, nie rozum czy serce.
Myślę, że to książka warta przeczytania i mam nadzieję, że moja opinia pomogła wam w podjęciu decyzji czy jest to lektura dla was i czy chcecie ją przeczytać.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece.