28 stycznia 2022

293. "Oculta" ~ Maya Motayne

Tytuł:Oculta

Tytuł oryginału:Oculta

Autor: Maya Motayne

Data wydania: 03 listopada 2021

Wydawnictwo: Jaguar

 

Alfie i Finn nie widzieli się od kilku miesięcy, od czasu, kiedy wspólnie ocalili Kastalanię przed starożytną mroczną magią. Alfie w końcu zaczyna akceptować swoją rolę następcy trony i bierze udział w przygotowaniach do rokowań pokojowych, zaś Finn podróżuje, upajając się wolnością i niezależnością od Ignacia. Przynajmniej do czasu, kiedy nieoczekiwanie zostaje nową przywódczynią jednej z najpotężniejszych grup przestępczych w całej Kastalanii.

Plany Alfiego również stają pod znakiem zapytania. Tajemnicza organizacja, odpowiedzialna za zamordowanie jego brata, powraca. Jej członkowie próbują w każdy możliwy sposób storpedować rozmowy pokojowe. ALFIE I FINN MUSZĄ RAZ JESZCZE ZJEDNOCZYĆ SIŁY, aby wytropić nieuchwytnych zabójców i ocalić szanse na zawarcie pokoju z Anglezją. CZY JEDNAK ZDOŁAJĄ powstrzymać tak podstępnych wrogów zanim ich królestwu zagrozi nowa wojna?

Źródło opisu: okładka książki.

 

Pierwszy tom tej serii, czyli „Nocturnę” czytałam już jakiś czas temu, dlatego zaczynając „Ocultę” miałam mały problem z przypomnieniem sobie wydarzeń z poprzedniej części, ale im dalej czytałam, tym było lepiej. Ta książka to dość spory grubasek, bo liczy sobie ponad pięćset stron i nie ukrywam, że troszeczkę czasu mi z nią zeszło. Dopiero po jakimś czasie się w nią wciągnęłam i większość przeczytałam w jakieś… dwa dni.

Mamy tutaj poruszone kwestie polityczne, charakterystyczne dla świata wykreowanego przez Mayę Motaynę i trochę tego sporo. Co jednak dla mnie się liczyło, to od początku coś się zaczynało dziać i jest to owiane tajemnicą, a bohaterowie planują tę zagadkę rozwikłać, więc wydarzenia wzbudzały moje zainteresowanie. Chociaż zaspojlerowałam sobie końcówkę, to powiem wam, że nie byłam tym zaskoczona, bo jakoś tak… spodziewałam się tego. Jak i pewnego zajścia, jakie tu nastąpiło, ale… nic nie zdradzam! Mimo wszystko, na szczęście, tak do końca przewidywalna ta lektura nie była. Powiem wam więcej. Pomimo tego, że zajrzałam na koniec (czego już od dawna nie robię!) to efekt zaskoczenia mimo wszystko tutaj był! Więc jak najbardziej jestem na tak! No i jest to jedna z tych książek, gdzie nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli i nie zawsze istnieją idealne rozwiązania. Powiem tak – nieco się tutaj działo!

Jedyne co tu zauważyłam i co delikatnie mnie bawiło, to dość często pojawiało się coś takiego, że bohaterowie rozumieli bardzo dokładnie myśli drugiej osoby tylko po spojrzeniu w oczy. Takie tam moje luźne spostrzeżenie.

Kwestia romantyczna… Nie spodziewajcie się tu nie wiadomo jakich fajerwerków. Raczej to jest tłem dla tej historii i choć uwielbiam romanse, to nie uważam, by to było coś złego. W tego typu książkach wręcz przeciwnie. Jeżeli chodzi o Finn i Alfiego, mamy tu jakby odwrócenie ról. To dziewczyna jest tą twardą, odważniejszą, a Alfie tym bardziej… delikatnym. Choć na szczęście nie jest jakimś ciamajdą. Na jego barkach spoczywa spory ciężar, który staje się z biegiem wydarzeń cięższy.

Jak sobie poradzą w obliczu tego, co się dzieje w ich świecie?

 

Jeśli lubicie takie klimaty fantastyki, to jak najbardziej polecam. Maya Motayne stworzyła oryginalny świat. Są tajemnice, intrygi, zwroty akcji – coś co ja bardzo lubię! Uważam też, że ta część jest lepsza od poprzedniej. No i jeżeli czytaliście pierwszy tom to na pewno warto się przekonać, co się dzieje u bohaterów, prawda? Teraz pozostaje tylko czekać na kolejną część!

 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jaguar.

22 stycznia 2022

292. "Miłość za milion dolarów" ~ Katy Evans

Tytuł:Miłość za milion dolarów

Tytuł oryginału:Million Dollar Devil

Autor: Katy Evans

Data wydania: 17 listopada 2021

Wydawnictwo: Niegrzeczne Książki

 

Elizabeth Banks wychowała się w świecie mężczyzn. Przez całe życie musiała udowadniać, że jest godna przejęcia schedy po swoim ojcu. Nie ustając w walce o jego aprobatę, bardzo wysoko stawia sobie poprzeczkę. Wprowadza na rynek nową linię garniturów i powinna to zrobić lepiej niż ktokolwiek w historii firmy. Ale żeby to osiągnąć, musi zatrudnić odpowiedniego modela – kogoś, kto uosabia wszystko to, co reprezentują najwyższej jakości garnitury: klasę, elegancję, styl i pewność siebie.

Kiedy nie udaje jej się znaleźć właściwego mężczyzny, pozostaje tylko jedno wyjście: trzeba go stworzyć. Po spotkaniu z niepokornym Jamesem Rowanem wie, że ma on to, czego jej potrzeba. Należy to jednak wydobyć na światło dzienne. Za milion dolarów James zgadza się zostać mężczyzną idealnemu, choć do tej pory do ideału było mu zdecydowanie daleko.

Czy po tym, jak Lizzy sama stworzy mężczyznę ze swoich marzeń – będzie umiała mu się oprzeć?

Źródło opisu: okładka książki.

 

Gówniane rzeczy się zdarzają. Każdy kiedyś umrze. Ale trzeba żyć. Trzeba podejmować ryzyko, pokazywać ludziom, kim jesteś i jakie wartości reprezentujesz, a jeśli im się to nie podoba, pieprzyć to. Trzeba sprawić, żeby każdy dzień miał znaczenie. Jeśli zamiast żyć, tylko wegetujesz, do cholery, co dobrego może z tego wyniknąć?

 

Lubię twórczość Katy Evans, dlatego też z chęcią sięgnęłam po jej najnowszą książkę, czyli „Miłość za milion dolarów”. W świecie Elizabeth mężczyźni są dżentelmenami – choć z innych romansów wiemy, że biznesmeni i bogaci nie zawsze tacy są! – natomiast James do niego nie należy. A co za tym idzie, do dżentelmena brakuje mu… wiele. Wszystkiego. Jednak Lizzy zamierza to zmienić. Uczyni z niego mężczyznę idealnego. Wartego milion dolarów.

Jak mówiłam, tych dwoje należy do kompletnie innych klas społecznych, różni ich dosłownie wszystko. Co za tym idzie, niemalże od razu wiadomo, że między nimi związek jest czymś raczej nierealnym. Tym bardziej, że dla ludzi z otoczenia Elizabeth ktoś taki jak James jest… nikim. Dosłownie – i było to niejednokrotnie zaznaczone w tej książce. Jednak mimo tego wszystkiego, między głównymi bohaterami od razu czuć chemię i od pierwszych stron coś się pomiędzy nimi zaczyna dziać. A James wcale tego nie ułatwia. Jest szczery w tym, że pragnie Lizzy i zamierza zrobić wszystko, by ją zdobyć.

Czytało mi się tę książkę dobrze, ale jednocześnie czułam wobec niej jakieś obawy, które sprawiały, że te czytanie odwlekałam w czasie i ostatecznie zeszło mi się z tą historią… za długo. Mimo, że to naprawdę dobra powieść, która mi się bardzo podobała a Jimmy skradł mi serce. Choć w pewnym momencie ten świat, w który wprowadziła go Elizabeth, nieco się zagubił. Sama Lizzy też nie miała łatwo. Chciała zasłużyć sobie na aprobatę ojca, musiała też zachować w tajemnicy prawdziwą tożsamość swojego modela, a przede wszystkim… musiała mu się opierać.

W tej historii autorka skupia się właśnie na pieniądzach. Pokazuje nam dwa różne środowiska. Jakie różnice tam panują. I że zwykły, szary obywatel, dla kogoś kto ma pieniądze, jest wart… niewiele. A może nic. Jednak w rzeczywistości może być lepszy od tych, którzy są na szczycie. No i wydaje mi się, że Katy chce też przekazać, że najważniejsza jest autentyczność i bycie szczerym. Bycie sobą. Po prostu. Podobało mi się też, że pomimo tego, że między bohaterami od początku coś się dzieje, to ich relacja nie ma jakiegoś szybkiego tempa i wszystko dzieje się w odpowiednim czasie. No i czy wspominałam już, że James skradł mi serce?

 

Jeśli jeszcze nie czytaliście „Miłość za milion dolarów”, ale się nad tym zastanawiacie, to od siebie mogę powiedzieć tyle, że ja naprawdę polecam. To dobra książka, która w moim przypadku wywołała mocniejsze bicie serca i ściśnięty żołądek, więc emocji nie zabrakło! Może i jest przewidywalna, ale jednocześnie nie można jej zarzucić braku oryginalności – co jak dla mnie na plus.

 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Niegrzeczne Książki.

14 stycznia 2022

291. "Mów mi Win" ~ Harlan Coben

Tytuł:Mów mi Win

Tytuł oryginału:Win

Autor:Harlan Coben

Data wydania: 10 listopada 2021

Wydawnictwo: Albatros

 

Na Manhattanie w apartamencie na ostatnim piętrze ekskluzywnego budynku zostaje znalezione ciało mężczyzny. Oprócz zwłok uwagę policji przykuwają bezcenne płótno Vermeera i skórzana walizeczka z inicjałami WHL3.

Tak się akurat składa, że Win zna te przedmioty – oba zostały przed laty skradzione jego rodzinie. Kiedy FBI odkrywa, że martwy mężczyzna był powiązany z aktami terroryzmu, Win musi mocno wysilić swój błyskotliwy umysł i sięgnąć głęboko do kieszeni, by połączyć tego człowieka z wydarzeniami, które odcisnęły piętno na jego rodzinie. A że w historii Lockwoodów najwyraźniej kryje się więcej tajemnic, niż przypuszczał, czeka go jeszcze gra w kotka i myszkę z FBI, bo nie chce, by te najmroczniejsze ujrzały światło dzienne.

A jeśli chodzi o sprawiedliwość… No cóż, Win zna to słowo, ale interpretuje je po swojemu,, czasem cynicznie, czasem emocjonalnie. I kto powiedział, że do wymierzania sprawiedliwości potrzebny jest system, skoro Win dysponuje odpowiednimi środkami?

Źródło opisu: okładka książki.

 

Z książkami Cobena mam tak, że odkąd przeczytałam pierwszy kryminał jego autorstwa, przepadłam. Było to jeszcze w gimnazjum, czyli dawno temu, ale od tamtej pory przeczytałam prawie wszystko, co zostało u nas wydane w Polsce. Nie sięgnęłam jedynie po te, w których Harlan jest współautorem - jeszcze. Dlatego też, kiedy zobaczyłam premierę „Mów mi Win” to wiedziałam, że ją przeczytam.

Win, a dokładniej mówiąc Windsor Horne Lockwood III, to postać, która już się przewinęła w książkach Cobena i jest mi bardzo dobrze znana. Jest to przyjaciel Myrona i jest dość... specyficzną postacią, ale ciekawą i oryginalną. Naprawdę go polubiłam i byłam ciekawa tej historii. A przede wszystkim samego Wina, bo możemy go tu lepiej poznać. Tym bardziej, że książka jest pisana z jego perspektywy.

Naprawdę dobrze się bawiłam, czytając. Historia mnie wciągała i intrygowała. Oczywiście pojawia się tajemnica i tak jak zawsze bywa w przypadku kryminałów tego autora, prawda nie zawsze jest oczywista. Tutaj było tak samo! Od początku do końca jest akcja, nie można powiedzieć o nudzie i uważam, że „Mów mi Win” to naprawdę dobra książka!

 

Jeżeli lubicie kryminały, to jak najbardziej wam polecam. Tak samo „Mów mi Win”, jak i wszystkie książki Harlana Cobena. Jest to powieść wciągająca, gdzie do samego końca prawda jest pod znakiem zapytania. A odpowiedzi, które macie, niekoniecznie są tymi prawdziwymi. Według mnie jak najbardziej warto zapoznać się z tą historią!

 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Albatros.

09 stycznia 2022

290. "Życie jest zbyt krótkie" ~ Abby Jimenez

Tytuł:Życie jest zbyt krótkie

Tytuł oryginału:Life’s Too Short

Autor: Abby Jimenez

Data wydania: 10 listopada 2021

Wydawnictwo: Muza

 

Zabójczo przystojny prawnik, Adrian Copeland, poznaje youtuberkę Vanessę, gdy którejś nocy, nad ranem, puka do jej drzwi. Jest poirytowany i zaniepokojony, bo za ścianą od kilku godzin płacze dziecko. Okazuje się, że sąsiadka opiekuje się noworodkiem, córeczką swojej młodszej siostry (uzależnionej od narkotyków, niezdolnej do opieki nad dzieckiem). Adrianowi udaje się uspokoić malutką Grace i dać Vanessie chwilę wytchnienia, a to nocne spotkanie staje się początkiem pięknej… przyjaźni. Przyjaźni i tylko przyjaźni, bo i on i ona (oboje koło trzydziestki) deklarują, że nie szukają miłości.

Oboje zresztą mają swoje powody. Adrian jest facetem po przejściach, niedawno przeżył bolesne rozstanie. A Vanesaa, przekonana, że cierpi na nieuleczalną chorobę (ALS, stwardnienie zanikowe boczne), nie chce nikogo obciążać swoimi problemami. Prowadzi na YouTubie kanał podróżniczy i dzięki temu ma pieniądze nie tylko na utrzymanie najbliższych, ale i na badania nad lekiem na ALS.

Przyjaźń Adriana i Vanessy rozkwita, wspierają się nawzajem w życiowych problemach. A że od przyjaźni do zakochania tylko jeden krok, to – mimo wcześniejszych postanowień, że „nigdy” i „wcale” – już wkrótce młodzi dają się porwać fali namiętności.

Źródło opisu: okładka książki.

 

Jestem dość emocjonalną osobą i bardzo przeżywam czytane historie. Mówienie sobie „to tylko książka” w moim przypadku w ogóle nie ma sensu. Dlatego przeczytania „Życie jest zbyt krótkie” się bałam. Vanessa może chorować na coś, co w stu procentach doprowadzi ją do śmierci. Czytałam raz książkę, w której główna bohaterka zmarła i był opisany przebieg jej historii – przeżyłam to naprawdę źle do tego stopnia, że przyjeżdżała do mnie znajoma.

Cóż. Czytane przeze mnie książki są dla mnie naprawdę ważne. Postanowiłam jednak, że chcę przeczytać tę powieść, bo poprzednie dwie od Abby Jimenez bardzo mi się spodobały i musiałam mieć po prostu nadzieję, że jakoś się ułoży.

Życie jest zbyt krótkie” to tak urocza historia, że czytało mi się ją wręcz z przyjemnością i praktycznie ciągle z uśmiechem na ustach. Polubiłam Vanessę, która żyła chwilą i nie przejmowała się jutrem. Była radosna mimo tego, że być może jej dni były policzone. Prócz tego miała też inne problemy, ale pozostawała silna i naprawdę ją podziwiałam. To, jak tryskała dobrą energią, którą roztaczała wokół siebie. Adrian natomiast jest prawnikiem, który musi mieć ciągłą kontrolę i wszystko ma być zaplanowane. Jego też bardzo polubiłam, bo nie dość, że seksowny z niego facet, to jeszcze miły i jest pierwszy do pomocy. Praktycznie ideał. Ta dwójka stworzyła naprawdę świetny duet przyjaciół. Choć wiadomo, że czasami uczucia mogą ulec zmianie… Podobało mi się też to, że mamy perspektywę obojga bohaterów. Biorąc pod uwagę to, o czym historia opowiada, fajnie było poznać myśli i opinie zarówno Vanessy jak i Adriana. No i nie można powiedzieć o tym, by w ich przypadku coś było za szybko. Jasne, szybko złapali dobry kontakt, ale czy to coś złego? W prawdziwym życiu też tak bywa. Natomiast jeśli chodzi o przebieg wydarzeń czy przerodzenie się uczuć w coś głębszego? Cóż. Przekonajcie się sami, jak to tutaj wygląda.

Wiecie co wam powiem? Przeczytałam już większość książki, kiedy nagle zdałam sobie sprawę z tego, że jest ona powiązana z poprzednimi dwoma książkami Abby, czyli „To tylko przyjaciel” oraz „Miłość szuka właściciela”. W jaki sposób, tego nie zdradzę, ale aż śmiać mi się chciało, kiedy to odkryłam – mimo, że dowody miałam wcześniej. Ale jakże się ucieszyłam!

 

W tej powieści jest przesłane dużo dobrej energii, naprawdę wywoływała ona mój uśmiech. Ale nie zawsze było kolorowo. Bywały też smutniejsze momenty. Takie, w których miałam łzy w oczach i ściśnięte gardło i byłam pewna, że zacznę płakać. Autorka stara się przekazać, że naprawdę warto żyć chwilą, bo nigdy nie wiemy co nas spotka jutro. I porzucenie kontroli na rzecz spontaniczności to nic złego. Wiem, że nie każdemu przypadła ta historia do gustu, ale mi bardzo się podobała i na pewno zapadnie w pamięci i sercu na dłuższy czas. Moim zdaniem Abby wykonała kawał dobrej roboty. Mam nadzieję, że jeśli wy po nią sięgniecie, to również wam się spodoba.

 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Muza.

04 stycznia 2022

289. "Złączeni krwią. Antologia" ~ Cora Reilly

Tytuł:Złączeni krwią. Antologia

Tytuł oryginału:Bound By Blood Anthology

Autor: Cora Reilly

Data wydania: 01 grudnia 2021

Wydawnictwo: NieZwyłe

 

Antologia „Złączeni krwią” jest zbiorem zarówno krótkich, jak i dłuższych historii z życia bohaterów „Born in Bloog Madia Chronicles”. Wśród tych pierwszych pojawiają się teksty dotyczące następujących bohaterów:

Aria & Luca Złączeni honorem

Liliana & Romero Złączeni pokusą

Growl & Cara Złączeni zemstą

A także bonusowe opowiadanie z narodzin Amo, syna Arii i Luki.

Ponadto pojawi się opowiadanie poświęcone nowej parze – Mauro i Stelii – z motywem zakazanego związku oraz przybranego brata. Autorka zapowiedziała rozwinięcie ich historii w jednej z kolejnych książek.

W antologii można znaleźć też dłuższy tekst poświęcony Matteo i Giannie (Złączeni nienawiścią).

Źródło opisu: okładka książki.

 

Przeczytałam już tyle książek Cory Reilly (tylko jeszcze jedna jest zaległa i jest to „Luca Vitiello”) i wciąż uwielbiam jej powieści, a po każdą kolejną sięgam z dużą chęcią. Tym razem nie mogłam się doczekać, aż przeczytam tę antologię i znów spotkam bohaterów, których już znałam i lubiłam – przede wszystkim Luca. Mam do niego wciąż największą słabość, tak samo jak i do Nino, ale o tym może innym razem.

Złączeni krwią. Antologia” to nie była powieść, po której spodziewałam się czegoś wow. Liczyłam na krótkie opowieści byśmy mogli znów spędzić trochę czasu z wykreowanymi przez nią postaciami. Tutaj przyznam, że przeżyłam malutkie zaskoczenie, bo nie było tak do końca. Autorka porusza coś ważnego, ale pójdę za jej przykładem i nie będę wam zdradzała o co takiego chodzi, bo mógłby to być zbyt duży spojler dla tych, którzy tej nie mają tej lektury za sobą.

Czy mi się podobała? A może jestem rozczarowana? Cóż. Uwielbiam pióro Cory, uwielbiam jej historie i tę antologię przeczytałam w jeden wieczór, co o czymś świadczy. Naprawdę przyjemnie się czytało, niejednokrotnie miałam uśmiech na twarzy i cieszyłam się z ponownego spotkania z bohaterami. A także cieszyło mnie to, że mogłam poznać nowe postaci, jak Mauro i Stellę. Nie było o nich zbyt wiele, ale przyznam, że ta krótka historia mnie zaciekawiła i na pewno sięgnę po ich pełnowymiarowe opowiadanie, bo nie mogę się doczekać tego, co tam się będzie działo! Mam nadzieję, że wydawnictwo zdecyduje się wydać tę książkę w Polsce już niedługo.

 

Jeżeli znacie bohaterów, o których autorka zdecydowała się napisać w tej antologii i ich lubicie, to jak najbardziej wam polecam, bo jest to przyjemne dopełnienie serii. Wiadomo, że fajerwerków tutaj nie ma, jak w przypadku innych powieści Cory Reilly, ale nudno też nie jest! No i „Złączeni krwią. Antologia” to fajny wstęp do pełnej historii Maura i Stelli. Także dla fanów twórczości autorki – zdecydowanie polecam! Jeśli jednak nie czytaliście nic od Cory, to jednak zalecałabym wcześniej zapoznać się z jej książkami. A powiem wam, naprawdę warto!

 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.

03 stycznia 2022

288. "Windą do nieba" ~ Corinne Michaels

Tytuł:Windą do nieba

Tytuł oryginału:A Holiday Lift

Autor: Corinne Michaels

Data wydania: 17 listopada 2021

Wydawnictwo: Muza

 

Święta, choinka, pocałunki pod jemiołą, kolędy i ogień w kominku… Holly nie cierpi Bożego Narodzenia i wolałaby, by je ktoś odwołał. Świąteczne dni przypominają jej jedynie o tym, że jest sama. Tym razem nie będzie inaczej… Choć ostatnia randka z Deanem, kolegą z pracy, dawała jej pewną nadzieję. Uprawiała z nim najlepszy seks w życiu i nawet świetnie im się rozmawiało. No ale przecież nie umawiali się na nic więcej. Holly czuje się jednak lekko zawiedziona.

I wtedy los bierze sprawy w swoje ręce.

Z powodu awarii Holly i Dean utknęli właśnie w windzie. Odcięci od świata i skazani tylko na swoje towarzystwo będą mogli wszystko sobie wyjaśnić. Czy to cudowne zrządzenie losu sprawi, że Holly znów poczuje niepowtarzalny klimat świąt? Czy Dean okaże się dla niej wymarzonym prezentem pod choinkę? A może Święty Mikołaj znów o niej zapomni?

Źródło opisu: okładka książki.

 

Czasami najtrudniej dostrzec coś obok albo tuż przed sobą.

 

Windą do nieba” to powieść bardzo krótka, zdecydowanie na jeden raz. Opowiada historię dwójki bohaterów i wiadomo, że jest ona szybka, a wielkich oczekiwań mieć nie można, bo autorka jakby się nie starała, w tak małej ilości stron nie może zamieścić zbyt wiele. Uważam jednak, że jak na tak krótkie opowiadanie, czy też nowelę, jest ona naprawdę dobra i przyjemnie mi się ją czytało.

Holly przestała wierzyć w magię świąt po tym, jak ją spotkało kilka przykrych wydarzeń w tym dniu. Dean jednak zamierza sprawić, by znów pokochała ten dzień. Czy mu się uda? Cóż. O tym przekonać musicie się sami, ale powiem wam, że mimo iż autorka stara się wprowadzić klimat Bożego Narodzenia, Gwiazdki, to wiadomo, że nie ma w tej kwestii czegoś spektakularnego, więc mimo wszystko myślę, że jeżeli przeczytacie poza tym czasem, nie będzie to wpływało na jakość tej książki. Aczkolwiek tą aurę świąt delikatnie czuć, kiedy się czyta tę historię.

 

Więcej o „Windą do nieba” nie jestem w stanie powiedzieć prócz tego, że jeśli chcecie czegoś takiego szybkiego i dosłownie na chwilę, to jak najbardziej wam polecam. Na pewno będzie też fajną lekturką dla fanów Corinne Michaels. Jest urocza, napisana prosto, czyta się przyjemnie i leciutko, a do tego jak wspomniałam, delikatnie klimat świąt tutaj czuć. W sumie bardziej niż czułam w niejednej pełnowymiarowej powieści, więc… to chyba coś znaczy. Także polecam, ale no wiadomo, nie nastawiajmy się na żadne fajerwerki – choć nie wątpię, że gdyby to opowiadanie było kilkukrotnie grubsze to autorka na pewno zafundowałaby nam niezłą historię.

 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Muza.