21 sierpnia 2018

44. "Na scenie. Show" ~ Vi Keeland

Tytuł: Na scenie. Show
Tytuł oryginału: Throb (Life on Stage #1)
Autor: Vi Keeland
Data wydania: 13 lipca 2018
Wydawnictwo: Kobiece

Kate podpisała kontrakt na udział w show, w którym miała rywalizować z innymi kobietami o względy kawalera. Kiedy zobowiązywała się do przestrzegania zawartych w nim zasad, uważała, że będzie to bardzo proste.
Było tak, póki nie poznała Coopera – faceta, który jak żaden inny sprawił, że jej ciało i serce obudziło się do życia. Jednak związek z Cooperem nie jest możliwy. W końcu podpisała kontrakt z jego bratem na dział w show. Teraz powinna skupić się na zabieganiu o względy kawalera, czyli Flynna.
Każdy pocałunek, każdy dotyk Coopera jest zakazany. Kate stąpa po kruchym lodzie, jednak nie może się temu oprzeć. W końcu łamanie zasad ma wyjątkowo słodki smak.
Czy Kate posłucha głosu serca?
Źródło opisu: okładka książki.

Jak może wiecie – a może nie – poszerzam listę książek Vi Keeland i „Na scenie. Show” jest dopiero trzecim tytułem tej autorki, z którym miałam do czynienia i mam już pewne zdanie na temat jej twórczości, a także wyrabiają się pewne oczekiwania, więc ta historia została przed nimi postawiona, choć jeszcze nie są one wielkie, ale spodziewałam się i tak dostać coś dobrego. Czy tak było, musicie się dowiedzieć.

Kate została wykreowana jako osoba, która jest gotowa poświęcić swoje szczęście dla dobra swoich bliskich. I rzeczywiście to robi. Nie patrzy na swoje życie i na to co będzie dobre dla n i e j. Ważniejsza jest rodzina i przyjaciele. Jest typem dziewczyny z sąsiedztwa i naprawdę ją polubiłam. Wyróżnia się na tle innych dziewczyn biorących udział w show w tym pozytywnym sensie. Choć będzie miała nie lada wyzwanie, kiedy na jej drodze stanie Cooper. Będzie rozdarta pomiędzy nim a Flynnem.
Cooper natomiast jest biznesmenem w branży filmowej i zarazem totalnym despotą. Nie przyjmuje odmowy i zawsze dąży do celu. A już na pewno nie odpuści tak łatwo Kate, która wzbudziła w nim jakieś uczucia na samym początku. Jest człowiekiem, którego ludzie lubią, a przede wszystkim szanują i pewnie także podziwiają. I jak się okazuje, również potrafi poświęcić swoje szczęście dla najbliższych.

Jeśli czegoś c h c e s z, dążysz do tego po trupach i nie pozwalasz, by cokolwiek stanęło ci na drodze. Ale jeśli k o c h a s z, czasem nie masz wyboru. Musisz kogoś puścić wolno, żeby znalazł drogę powrotną, tym razem na zawsze.

Zastanawiam się od czego zacząć i nie bardzo wiem. Z książkami Vi (choć to dopiero trzecia, przypominam) mam właśnie tak, że chciałabym powiedzieć wiele, ale kiedy przychodzi do pisania, wszystko jak na złość wylatuje mi z głowy.
Może więc postaram się tak od początku?

Wydawało mi się, że po pierwszych zdaniach wiem już jak to się wszystko skończy. Z czasem, kiedy coraz lepiej zapoznawałam się z tą historią moje wyobrażenie uległo zmianie. Aż w końcu już przestałam cokolwiek sądzić, bo Vi sprawiła, że niczego nie byłam pewna. Nawet tego, z którym z przystojniaków skończy Kate. Na początku byłam pewna, którego wybierze, ale nie było tak łatwo. A im bliżej końca byłam, tym coraz większe wątpliwości miałam. Naprawdę nie wiedziałam czy Kate wybierze Coopera czy Flynna, przez co moje serce było gruchotane. I aby było ciekawiej, na ostatnich rozdziałach z każdą przerzuconą stroną z moim sercem było tylko gorzej.
Kate musiała w końcu wybrać. A to, jakiego dokonała ostatecznie miała dokonać wyboru, będziecie musieli się przekonać sami, bo autorka ponownie nie uprościła sprawy i Flynn nie był kompletnym dupkiem. Był miłym i wyrozumiałym facetem. Mamy szansę poznać go naprawdę dobrze, bo Kate spędza z nim bardzo dużo czasu. I co więcej, z nim może – a nawet powinna – spotykać się z w miejscach publicznych. Relacja łącząca ją z Cooperem musi pozostać tajemnicą.
Co okaże się być silniejsze? Musicie się koniecznie przekonać sami!
Nie mogę ominąć tego, że spotkanie Kate i Coopera, było jak dla mnie niespotykane. Oczywiście nic nie zdradzę. Co najbardziej podobało mi się w ich relacji to to, że byli ze sobą szczerzy. Nie wisiały nad nimi tajemnice, które mogliby wyjawić, ale tego nie robili. Wiedzieli od początku w co się pakują i na co się piszą. Choć największym minusem ich związku było to, że tak jakby nie byli w tym sami. Pamiętajmy jeszcze, że był Flynn. I Cooperowi ani trochę się nie podobało, że ten może dotykać  j e g o kobiety. Który facet by to wytrzymał?

W „Na scenie. Show” byłam trzymana w niepewności do samego końca, jak mówiłam. W jednej chwili wiedziałam co się wydarzy, a w następnej wszelkie moje wyobrażenia padały jak po ostrzale. Bałam się, że nie dostanę tego, czego oczekiwałam. I nie dostałam. Dostałam za to coś o wiele lepszego niż powstało w mojej głowie. Nie wszystko było tak jak tego chciałam, ale to właśnie w tej książce było cudowne i piękne.
Autorka ma przyjemne pióro, wplata w fabułę humor, gorące sceny, choć na odpowiedniej granicy. Tę książkę czytało się naprawdę lekko, bez przymusu i  jej czytanie sprawiało przyjemność.
Może i nie była to najlepsza książka jaką w życiu przeczytałam i na pewno nie najlepsza, która wyszła spod pióra Vi, bo „Bossman” jest na liście jako pierwszy, ale naprawdę mi się podobała, choć wielu może mieć inne zdanie. W końcu gusta są różne, ale o nich ponoć się nie dyskutuje.
Była to historia o miłości, wyborach i poświęceniu. Sprawiła, że moje serce się radowało, by w następnej chwili spaść i roztrzaskać się w pył. Polecam ją każdemu, pod warunkiem, że lubi ten gatunek.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwo Kobiece.

16 sierpnia 2018

43. "Playboy" ~ Laurelin Paige

Tytuł: Playboy
Tytuł oryginału:Sex Symbol
Data wydania: 13 lipca 2018
Autor: Laurelin Paige
Wydawnictwo: Kobiece

„Pożądanie, gorące spojrzenia i wielka pokusa.”

Micah Preston uchodzi za najbardziej pożądanego kawalera w Hollywood, który króluje na pierwszych stronach gazet. Ten młody, sławny i bogaty aktor wciąż jest widywany z różnymi kobietami u boku, a tabloidy uwielbiają takie historie.
Kiedy Maddie poznała Micah, on nie był jeszcze sławny. Okazał się jedynie seksownym chłopakiem, z którym połączyły ją upojne chwile na imprezie i który już nigdy do niej nie zadzwonił.
Po siedmiu latach spotykają się ponownie. Maddie zostaje asystentką kamerzysty na planie najnowszego filmu Micah. Czy mężczyzna jeszcze ją pamięta? A może lepiej, aby zapomniał o niej na zawsze?
Źródło opisu: okładka książki.

Jak wiecie – albo i nie – kiedy widzę w nadchodzących premierach książkę Laurelin Paige moje oczy zapalają się jak lampki na choince. Nie jest tajemnicą, że to jedna z moich ulubionych autorek i sięgam po jej  książki w ciemno. Jeszcze nigdy się nie zawiodłam, ale czy było tak i tym razem? Cóż, podsumujmy i się przekonajmy.
Maddie jest osobą, którą myślę, że polubiłabym w prawdziwym życiu. Nie jest pewna siebie, ale nie jest też nieśmiała. Tak pomiędzy, jeśli wiecie o co mi chodzi. Miła, inteligentna i skryta romantyczka, która marzy o zaręczynach na plaży w świetle księżyca, o białej sukni, torcie weselnym i domku z białym płotkiem. Pracuje jako asystentka kamerzysty i widać, że zna się na tym co robi. A przede wszystkim, że lubi swoją pracę, choć to nie jest jej ostateczne marzenie. Ono wydaje jej się nieosiągalne przez wydarzenia z przeszłości. Choć minęło siedem lat odkąd ostatni raz widziała Micah okazuje się, że jego ponowna obecność w jej życiu nie będzie taka łatwa, jakby tego chciała.
Micah Preston to typowa gwiazda. Seksowny i pewny siebie aktor, który nigdy się nie wiąże. Miał w swoim życiu wiele kobiet, z którymi łączył go tylko niezobowiązujący seks i właśnie dlatego ma miano Playboya. Jego zasadą jest niewiązanie się na stałe z żadną kobietą, bo nie wierzy w miłość między gwiazdami Hollywood.
Czy Micah zaryzykuje dla Maddie? Czy oboje zaryzykują?

Pomiędzy piękną asystentką a seksownym aktorem zapłonie pożądanie i w pewnym momencie nie będą potrafili nad nim zapanować.  Będzie gorąco, będzie zabawnie, będzie burzliwie. Maddie marzy o szczęśliwym zakończeniu, co jest przeciwieństwem pragnień Micah. Kobieta chce związku, którego on nie może jej dać. W pewnym momencie odnajdują kompromis, ale na jak długo on wystarczy? Czy to, co ich połączyło będzie można nazwać miłością?
Playboy” to historia, w której już od pierwszych stron jest gorąco. Sceny seksu, jakie w tej książce znajdziemy – a będzie tego sporo – nie są niesmaczne. Czyta je się bez zażenowania, raczej z lekkością i przyjemnością, a policzki wielokrotnie zapłoną, serce mocniej zabije. Autorka skupiła się tu na tym, by pokazać nam, że czasami to, co wydawało nam się najważniejsze przez wiele lat życia nie jest najważniejsze. I czasem musimy to poświęcić. Tylko czy którekolwiek z nich będzie na to gotowe?
Przyczepię się tylko do tego, że akcja w „Playboyu” dzieje się wcześniej niż w „Twardzielu”, choć został on wydany wcześniej. Micah nie pojawia się tam często, aczkolwiek po tym wiedziałam jakie zakończenie czeka bohaterów „Playboya”. Na szczęście to nie przeszkodziło mi w cieszeniu się lekturą i przeżywaniem wszelkich emocji wraz z bohaterami.
Muszę jednak zauważyć coś jeszcze.
Z pozoru ktoś może powiedzieć, że „Playboy” to nie jest ani trochę ambitna książka. Piękny aktor, asystentka, dużo seksu, życie w luksusie i wśród blasku reflektorów. Zatrzymam się właśnie przy tym. Sama w pierwszym momencie pomyślałam: „Co ta książka może wnieść do życia?”. A jednak po zastanowieniu się wiem, że byłam w błędzie. Laurelin Paige próbuje nam w tej książce coś pokazać i przesłać jakieś wartości. Z góry zakładamy, że życie cele brytów jest idealne: są piękni, żyją w luksusie. A tymczasem autorka pokazuje ten świat od kuchni. Mimo sławy, pięknego wyglądu i pieniędzy, gwiazdy to mimo wszystko tylko ludzie. Tacy sami jak my. Także mają swoje problemy, swoje wady i też nie są idealni. To, co widzimy w gazetach czy internecie może być jedynie fasadą, którą tworzą dla mediów i fanów.

Tak więc czy polecam? Oczywiście, jak zawsze jeśli chodzi o książki tej autorki. Laurelin Paige dla mnie jak zawsze okazała się być niezawodna. Uwielbiam jej lekkie pióro, sceny seksu, które nie wprawiają w zakłopotanie i to, jak potrafi manipulować emocjami  czytelnika. Może nie jest to jej najlepsza powieść, ale czytanie tej historii i zapoznanie się z losami Maddie i Micah sprawiło mi dużo przyjemności. „Playboy” jest jednak lekturą, która dla mnie kryła w sobie coś więcej niż początkowo się wydawało. Jeśli ją skończycie, dajcie sobie dzień bądź dwa na przemyślenie tego, co autorka próbowała wam pokazać.


Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece.

10 sierpnia 2018

42. "Wbrew grawitacji" ~ Julie Johnson

Tytuł: Wbrew grawitacji
Tytuł oryginału: Like gravity
Autor: Julie Johnson
Data wydania: 13 lipca 2018
Wydawnictwo: Kobiece

Pełne napięcia uczucie, które rodzi się wbrew wszystkiemu.

Dwudziestoletnia Brooklyn od dzieciństwa walczy z traumą po morderstwie ukochanej matki. Dziewczyna nikomu nie pozwala się do siebie zbliżyć. Boi się, że ktoś znów ją zrani.
Na studiach poznaje Finna, najprzystojniejszego faceta w kampusie. Początkowo jest odporna na zaloty intrygującego wokalisty. Jednak wkrótce przyciąganie staje się zbyt silne, aby oboje byli w stanie z nim walczyć.
Brooklyn nie wie jeszcze, że będzie musiała zmierzyć się z trudną przeszłością. Ma jednak świadomość, że z Finnem łączy ją znacznie więcej niż przyjaźń. Może nawet więcej niż miłość.
Źródło opisu: okładka książki.

Ludzie powtarzają głupoty, żeby się pocieszyć, że niby „czas leczy rany”, ale każdy, kto zaznał prawdziwego żalu, wie, że on nigdy nie mija. Z czasem tylko coraz lepiej udaje nam się oszukiwać samych siebie, zamaskować się i udawać normalność.

Z Julie Johnson nie miałam jeszcze styczności, nie wiedziałam czego się spodziewać po jej twórczości i starałam się nie robić sobie zbyt wielkich oczekiwań, ale przeczytałam już tyle książek od tego wydawnictwa, że mimo tej próby, gdzieś w głębi mnie narodziła się duża nadzieja, że ta książka będzie d o b r a. Czy rzeczywiście była? Na pewno za chwilę się dowiecie.

Nie możesz przestać żyć dlatego, że się boisz. Nie możesz czekać w nieskończoność na skraju urwiska tylko dlatego, że tam jest bezpiecznie.
Musisz skoczyć.

Jak zawsze zacznę od bohaterów, bo wydaje mi się, że to zawsze jest istotne. To, jacy są ludzie, których historię poznajemy i to, w jaki sposób są przedstawieni. Powtarzałam wiele razy, że dla mnie ważne jest kiedy mam styczność z bohaterami, którzy mają w sobie życie. Są realistyczni, nieidealni. Na to zwracam główną uwagę przy czytaniu książek. I oczywiście tutaj także tak było. A Brooklyn i Finn niemalże od razu przypadli mi do gustu.
Brooklyn jest zwyczajną studentką, która ma pewną opinię, ale nie wyróżnia się niczym z tłumu. I nie pragnie się wyróżniać. To zagubiona dziewczyna, która nie potrafi ufać. Jest zdystansowana i wzniosła wokół siebie naprawdę bardzo solidne mury. Spotkało ją w dzieciństwie coś, co nie powinno nigdy spotkać żadnego dziecka. Oczywiście wam nie powiem, by nic nie zdradzać. Mija długi czas, a mimo to Brooklyn nadal ma traumę i to wszystko siedzi w niej głęboko zakorzenione. Możecie mówić, że po tak długim czasie powinna była sobie z tym poradzić. Pamiętajmy jednak, że każdy człowiek jest inny i inaczej znosi wszystko. Tak więc ja w pełni rozumiem zachowanie głównej bohaterki i nawet nie przeszkadzało mi jej wredne zachowanie, bez którego kilka razy mogłaby się obyć. Chociaż momentami jej wredna strona była przyczyną wielu zabawnych dialogów.
Humor w książce? Zawsze!
Co do Finna, był typowym jaskiniowcem. Ten, który miał każdą. Ten, który nigdy się nie wiąże. Znacie ten typ? Jest bardzo popularny w tego typu książkach. I choć się wiele razy taka charakteryzacja męskiej postaci powiela, ja i tak nie mogę się im oprzeć i skradają moje serce. I do Finna Chambersa także ono należy. Przystojny, seksowny, arogancki, zaborczy i dowcipny dupek, który bierze wszystko co chce. A zarazem jest niezwykle troskliwym oraz opiekuńczym chłopakiem, który wobec Brooklyn zachowuje się dodatkowo jak samiec alfa, ale nie tylko. Przy niej pokazuje się także od drugiej strony. Staje się Finnem, którego nikt do tej pory nie znał.
W tej historii nie tylko Brooklyn ma swoje tajemnice, ale przystojny wokalista także.

Dobre rzeczy, takie, które są coś warte, nigdy nie przychodzą łatwo.

Już się rozpisałam, ale to nie koniec mojej wypowiedzi. Postaram się swoje słowa ukrócić, ale o tej książce mogłabym wam naprawdę wiele opowiadać.
Po przeczytaniu kilku rozdziałów wiedziałam, że to jest to, co lubię. Akcja nie toczy się mozolnie i przede wszystkim nie skupia jedynie nie Brooklyn i Finnie. Rozdziały są pisane z jej perspektywy, więc to oczywiste, że jej zabraknąć nie może, ale jego już tak. Gdy go poznaje, to wcale nie znaczy, że jej świat zaczyna się kręcić wokół niego. Owszem, jest go więcej w jej życiu niż dotychczas, ale przecież bez tego nie byłoby tego, co dostaliśmy.
Jak wspomniałam, fabuła nie jest męcząca. Dużo się w tej książce dzieje. Pomiędzy Finnem a Brooklyn, ale – uwaga! – nie tylko. Co do dwójki naszych głównych bohaterów, choć coś się między nimi zadziało od pierwszego spotkania to nie jest tak, że już wtedy się w sobie zakochali. O nie, nie. Uczucia przyjdą z czasem. Musicie być tutaj cierpliwi, bo pamiętajmy, że Brooklyn ma problemy z zaufaniem. I pojawienie się przystojnego Finna wcale tego nie zmieni, ale w ten sposób książka zyskuje w moich oczach bardziej jako rzeczywista. Ich relacja jest chwiejna. W jednej chwili wszystko idzie w jak najlepszym kierunku. Cieszymy się, kibicujemy im, dostajemy sporą dawkę humoru. A potem wszystko się odmienia i już nie jest nam do śmiechu. Jeden krok do przodu, trzy skoki w tył. I nie jest tak, że kiedy coś zacznie się dziać, ta dwójka dostanie swoje szczęśliwe zakończenie. Być może im nie będzie dane.
 Myślałam, że wiem w jaki sposób Brooklyn będzie musiała stawić czoło przeszłości, ale im bardziej się zagłębiałam w lekturze tym coraz bardziej odkrywałam, że moje pierwotne wyobrażenie było dalekie od rzeczywistości. Zostałam leciutko zaskoczona, ale to co się działo w książce dodało jej smaku i myślę, że także nieprzeciętności.

„– Ludzie to ułomne istoty, przeważnie samolubne i tchórzliwe. Kłamiemy, oszukujemy i kradniemy, i łatwo nam to przychodzi. Ranimy się nawzajem słowami, czynami i zaniedbaniami. (…) Mamy sto procent gwarancji, że ludzie, których najbardziej kochamy, nas zawiodą. Takie ryzyko podejmujemy, kiedy otwieramy serce. (…)
– Trzeba jednak zdecydować, którzy z tych ludzi liczą się bardziej niż ból, i przebaczyć im błędy.

Myślę, że to wszystko co chciałam wam powiedzieć. A przynajmniej te najważniejsze punkty, bo pewnie mogłabym jeszcze dwa razy tyle napisać o tej książce.
Jeśli możemy mówić o historii bez końca to znaczy, że albo była tak zła albo tak dobra. Dla mnie „Wbrew grawitacji” była świetną przygodą, przy której się uśmiałam, a pewnym momencie chciałam rzucać książką. Nie rzuciłam! Dodatkowym faktem jest to, że po skończeniu, Finn Chambersa i Brooklyn Turner nadal byli w mojej głowie. I nadal są. Przetwarzałam to, co tam się wydarzyło.
Polecam ją każdemu, kto lubi tego typu historię. Kto chce się pośmiać i poczuć jak serce się zatrzymuje. Kto chce przeczytać historię, która nie jest łatwa, a życie bohaterów nie jest usłane różami. Jest to historia o miłości, odnajdywaniu samego siebie, walce z zaufaniem i burzeniu murów. Czas, który spędziłam z tą dwójką nie był przeze mnie czasem straconym. I jeśli wy także się zdecydujecie mam nadzieję, że podzielicie moje zdanie.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece.

05 sierpnia 2018

41. "Dearest. Clementine" ~ Lex Martin

Tytuł: Dearest. Clementine
Tytuł oryginału: Dearest Clementine
Autor: Lex Martin
Data wydania: 13 lipca 2018
Wydawnictwo: Kobiece

Clementine to dziewczyna, która musi nauczyć się na nowo kochać. Problemy z rodzicami, zdrada ukochanego chłopaka oraz napaść seksualna ze strony jej wykładowcy sprawiły, że stała się nieufną i zamkniętą w sobie osobą.
Jej podstawowa zasada? Zero randek. Kiedy na horyzoncie pojawia się nieziemsko przystojny Gavin – chłopak, którego każda dziewczyna chciałaby spotkać na studiach, wiele się zmienia.
Gdy zaczyna między nimi skrzyć, wplątują się w historię tajemniczego zaginięcia pewnej studentki. Clementine nieświadomie staje się kolejnym celem. Gavin wie, że musi być ostrożny, bo zagrożone jest nie tylko serce, ale też życie jego dziewczyny.
Źródło opisu: okładka książki.

Nigdy nie słyszałam o tej książce ani nawet o samej autorce, więc nie miałam pojęcia czego się spodziewać, ale po opisie stwierdziłam, że mam ochotę przeczytać tę książkę, bo może się okazać czymś, co wpasowuje się w moje gusta. Miałam racje czy raczej się zawiodłam? Jeśli chcecie się dowiedzieć jakie jest moje zdanie, to przeczytajcie koniecznie dalej.

Pierwsze, co po prostu muszę zauważyć, to wykreowanie bohaterów. Nie są idealni. Bardzo polubiłam Clementine, czyli główną postać. Nie jest słodką studentką, która wszystkim pomaga i każdy ją lubi, co jest bardzo często spotykane w literaturze. Clem jest kompletnym przeciwieństwem. Nie rozgląda się za facetami i nie trzepocze rzęsami do pierwszego lepszego przystojniaka. Co więcej, jak mamy w opisie, randki w ogóle jej nie interesują. Potrafi być naprawdę wredna, co jest przyczyną bagażu, który ze sobą dźwiga. Nie miała lekko. Nie najlepsze relacje z rodzicami, zdrada chłopaka i napaść seksualna. To sprawiło, że straciła zaufanie do ludzi. A mimo to nie schowała się w szafie i nie zaczęła nad sobą użalać. I choć nie zawsze miała łatwo, postanowiła sobie poradzić.
Natomiast jeśli chodzi o Gavina to myślę, że jest ucieleśnieniem marzenia niejednej dziewczyny. Przystojny, dobrze zbudowany, dowcipny i seksowny. A dodatkowo jest typem bohatera, z którym rzadko się spotykam w tego typu literaturze. Jego myśli nie kręcą się tylko wokół jednego – seksu. A nawet jeśli, to nie daje tego po sobie poznać. Co więcej, pokazuje Clementine, że w ich relacji chodzi mu zdecydowanie o coś więcej niż tylko o zaciągnięcie jej do łóżka. Jest momentami pewny siebie i zadziorny, ale też dobry, czuły i troskliwy. A dodatkowo słodki, w ten czarujący sposób. Mam nadzieję, że wiecie o czym mówię.

Autorka nie skupiła się na relacji między tą dwójką bohaterów, ale także pozwoliła nam poznać postaci drugoplanowe, które jak najbardziej miały wpływ na życie Clementine oraz Gavina. Mamy tu także poruszony wątek niebezpieczeństwa, które może grozić Clem i co było dla mnie przyjemną odmianą, choć może mogłoby być tego więcej. Bardzo mi odpowiadało to, że relacja między tą dwójką nie miała przyśpieszonego obrotu. Wszystko działo się powoli i ostrożnie. Chyba skłonię się ku stwierdzeniu, że to wszystko było idealnie wyważone. Nie dostaniemy tu szybkiej miłości, która ma miejsce od pierwszych stron. O nie. Musimy być tu cierpliwi i czekać grzecznie na rozwój wypadków, które doprowadzą nas do uśmiechu, ale nie tylko.
Kolejną rzeczą, którą muszę zauważyć, jest szczerość pomiędzy bohaterami. Oczywiście nie wyznają sobie wszystkiego już w pierwszym rozdziale, ale nie pozwalają, by jakieś niedomówienia weszły im w drogę. A jednak nie wszystko idzie po ich myśli. Co się tam dzieje, to musicie sięgnąć po tę książkę i ją przeczytać.

Dearest. Clementine” nie pozostawia nic wyobraźni. Wszystko zostaje w tej historii wyjaśnione od początku do końca. Co jest kolejnym plusem tej historii, która ma ich naprawdę sporo. Lekki język, który ułatwia nam czytanie, a także sprawia, że przyjemnie brnie się przez kolejne strony. Nie jest to słodko-gorzka historia, od której robi się niedobrze, a naprawdę cudowna lektura z poczuciem humoru, podczas której czytelnik chce więcej i więcej.
Jedyne do czego bym się przyczepiła to to, że moim zdaniem niepotrzebnie w opisie zawarto co spotkało w przeszłości Clementine. Choć i po tym, jak wiemy czemu jest taka a nie inna, to z tą książką po prostu nie da się nudzić. Ciągle coś się dzieje.


Polecam ją naprawdę każdemu, kto lubi ten gatunek. Ja miałam ogromną przyjemność przy jej czytaniu. Uczy o zaufaniu i odnajdowaniu samego siebie. Lecz nie jest to spokojna lektura. Jest to emocjonalny rollercoaster. Jeszcze przy żadnej książce serce nie biło mi tak mocno, że to słyszałam. „Dearest. Clementine” jest historią, od której nie sposób się oderwać. A już na pewno zapomnieć. 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece.