25 września 2019

102. "Uwikłani. Bez końca" ~ Laurelin Paige

Tytuł:Uwikłani. Bez końca
Tytuł oryginału:Fixed Forever
Autor: Laurelin Paige
Data wydania: 18 września 2019
Wydawnictwo: Kobiece

Po wielu burzliwych przejściach Alayna i Hudson prowadzą spokojne rodzinne życie. Wszystko do czasu, gdy Chandler oznajmia, że zamierza się ożenić. Jego wybranką jest córka Edwarda Fasbendera, a to może oznaczać tylko jedno…
Ich sielankę zakłóca żona Edwarda, Celia. Kobieta zrobi wszystko, aby wystawić na próbę trwałość rodziny Pierce’ów. Na dodatek Hudson otrzymuje tajemniczy list z pogróżkami.
Hudson musi chronić Alaynę. Nie tylko przed Celią, ale także przed swoją mroczną przeszłością, która teraz zaczyna go ścigać. Czy uda mu się utrzymać w tajemnicy błędy młodości, które mogą zniszczyć rodzinę? Czy to możliwe, aby ich szczęście trwało bez końca?
Źródło opisu: okładka książki.

Widząc, że Laurelin Paige wydała kolejną książkę opowiadającą o losach Alayny i Hudsona, podeszłam do tego pomysłu dość sceptycznie i z obawami. Ta seria jest jedną z moich ulubionych, tak samo jak bohaterowie, których wykreowała autorka – zwłaszcza Hudson. Bałam się, że po tak długim czasie ten tom będzie napisany na siłę i zniszczy historię, którą naprawdę ubóstwiam. Bo co innego jeszcze można dla nich wymyśleć tak, by wyszło to naturalnie i nienaciąganie? Zwłaszcza, że Alayna i Hudson przeszli już dość. A mimo obaw wiedziałam, że chcę tę część przeczytać. Przez pierwsze strony przechodziłam ostrożnie i ze sceptycyzmem, a jak było dalej?

– Nie tak wyobrażałem sobie nasze życie – powiedział słabym, pełnym napięcia głosem. – Nie taką przyszłość chciałem ci dać.

Strasznie się cieszę, że bohaterowie to nadal te same postaci, które poznałam w poprzednich tomach. Może troszeczkę odmienieni przez wydarzenia i lata, ale szybko rozpoznałam w nich cechy Alayny i Hudsona, których pokochałam dawno temu. Fajnie też było poznać ich role jako rodziców, zobaczyć jak się w tym nowym życiu odnajdują, jak funkcjonują jako małżeństwo, ale przede wszystkim podobało mi się to, że nie stali się miłośnikami miru domowego, nie zostali ‘usadzeni’, tylko jak mówiłam, nadal pozostawali tymi samymi ludźmi, z tymi samymi charakterami. Alayna to piękna kobieta, inteligentna i silna, choć jej umysł ciągle zaprzątały jakieś obawy, wątpliwości. Natomiast jej mąż, jak to Hudson, nad wszystkim musi sprawować kontrolę, jest pewny siebie i diabelnie seksowny, a także (nad)opiekuńczy. Bezpieczeństwo jego rodziny, to dla niego podstawą i jest gotów zapłacić za to każdą cenę. Poza tym ten facet w roli ojca? Nie potrzebowałam niczego więcej!

– Oboje byliśmy w rozsypce, Hudsonie. I naprawiliśmy siebie nawzajem.

Ta historia okazała się być dla mnie naprawdę miłym zaskoczeniem i teraz wiem, że moje obawy były bezpodstawne, bo ani trochę nie jestem zawiedziona tą książką. Nie wiem nawet czy nie pokuszę się o stwierdzenie, że to jedna z lepszych części tej serii. Laurelin okazała się być niezawodna w tym przypadku i nie tyle co od pierwszych rozdziałów, ale już od prologu coś się zaczyna dziać. Podobało mi się to, że autorka wplotła w ten tom nieco mroczniejszego wątku, kryminalnego. Sprawiła dzięki temu, że książka na pewno nie jest nudna, coś ciągle się dzieje, ale nic na siłę, wzbudza ciekawość, potrafi trzymać w napięciu. I na pewno wciąga.
Cieszę się, że mogłam spotkać też bohaterów z innej serii napisanej przez Laurelin, ale powiązanej z tą. A mowa tu oczywiście o Gwen i JC z cyklu Połączeni. Nie wiem dlaczego, ale naprawdę lubię spotykać postaci z innych książek w czytanej przeze mnie lekturze.
Może jednak skupię się teraz na nieco ważniejszych kwestiach, które autorka chciała nam pokazać w „Uwikłani. Bez końca”. Trochę tego jest, ale udało jej się to połączyć w świetną całość. Laurelin pokazuje nam tutaj jak to jest żyć z zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi. Prezentuje granice szaleństwa – albo czasem ich brak. Przedstawia problemy, z jakimi czasem zmierzają się małżeństwa po latach, analizowanie związku, wątpliwości. Myślę, że to w pewnych momentach może zdarzyć się każdemu.
Uwikłani. Bez końca” to romans o dwójce jednych z moich ukochanych bohaterów. A dodatkowo ten wątek pogróżek, który się pojawił i cała reszta, która wynika z kolejnych rozdziałów sprawiły, że ta książka naprawdę mnie wciągnęła. Uwielbiam romanse, uwielbiam tajemniczość, intrygi i właśnie to otrzymałam w tej części. Nie dość, że autorka posługuje się tu naprawdę lekkim piórem, przedstawia nam historię z perspektywy Alayny i Hudsona, to jeszcze sprawiła, że pokochałam tę serię po raz kolejny.

Nie bardzo jednak wiem co myśleć o zakończeniu. Czy rzeczywiście nim było? Czy może autorka szykuje już kolejny tom? A może zostawiła sobie tylko otwartą furtkę w razie, gdyby chciała kontynuować kiedyś historię Alayny i Hudsona? Jeśli tak, ja jestem za! To nie była przerysowana historia, nie była napisana na siłę, ale z pomysłem i umiejętnością. Manipulacja, intrygi, trzymanie w napięciu. Zaskoczenie. Właśnie to zaserwowała nam Laurelin Paige w tym tomie serii. Na pewno zabiło mi mocniej serce, wstrzymałam oddech, a uśmiech czasem sam pojawiał się na twarzy. I jeśli pytacie czy ją polecam, moja odpowiedź może być tylko jedna: oczywiście, że tak!

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece.

16 września 2019

101. Przedpremierowo: "Jesienny pocałunek" ~ Carrie Elks

Tytuł:Jesienny pocałunek
Tytuł oryginału:By Virtue Fall
Autor: Carrie Elks
Data wydania: 18 września 2019
Wydawnictwo: Kobiece

Jedno jest pewne: Juliet nie wierzy już w miłość. Ma teraz wystarczająco dużo na głowie – otwarcie własnej kwiaciarni, wychowywanie córki i bolesny rozwód z człowiekiem, który tylko czeka na jej błąd. Życie kobiety jest aktualnie wystarczająco skomplikowane – randki to jedynie kolejny kłopot.
Wszystko się zmienia, kiedy poznaje nowego sąsiada. Samotny tata jest utalentowanym fotografem i atrakcyjnym mężczyzną, na którym Juliet zbyt często i bardzo chętnie zawiesza oko.
Ryan przybył do jej miasteczka tylko na chwilę i powinien zająć się swoimi pilnymi sprawami, a nie rozpraszać się piękną sąsiadką. Jednak za każdym razem, gdy ją widzi, nie może się jej oprzeć. Czy romantyczna jesienna auta pomoże im przestać walczyć z emocjami i w końcu dadzą sobie drugą szansę na szczęście?
Źródło opisu: okładka książki.

Po przeczytaniu „Miłość zimową porą”, pierwszego tomu tej serii, który został wydany u nas w Polsce, wiedziałam, że będę chciała sięgnąć po kolejne części, bo ten cykl od razu skradł moje serce. Dlatego też, gdy zobaczyłam, że szykuje się premiera „Jesiennego pocałunku”, który opowiada historię ostatniej z sióstr, nie musiałam się nawet zastanawiać. Po prostu wiedziałam, że muszę ją przeczytać, tym bardziej, że losy Juliet ciekawiły mnie od samego początku i nie mogłam się doczekać aż zapoznam się z jej opowieścią.

Dom to nie budynek. Ani nawet nie kraj. Dom to miejsce, w którym jest rodzina

Juliet poznajemy już w poprzednich trzech częściach, ale niezbyt dobrze. Wiemy tylko, że jej życie z mężem wcale nie było tak proste i łatwe jakby chciała. Carrie w tym tomie wykreowała bohaterkę, którą można podziwiać. Kobieta nie ma łatwo. Jest w trakcie rozwodu, a jej mąż nie jest ani trochę miłym człowiekiem i niczego jej nie ułatwia, nawet wręcz przeciwnie. Choć została pozbawiona pewności siebie i żyje z pewnymi obawami, nie siedzi w kącie i nie użala się nad swoim losem. Co więcej, jest naprawdę silną kobietą – choć przez pewien czas nie zdaje sobie z tego sprawy – która stara się stanąć samodzielnie na nogi i na pewno można powiedzieć, że jest wspaniałą matką. Jest piękna, miła i dobra, a ta historia jest właśnie o niej, o jej walce o nowe życie i odkrycie na nowo samej siebie. Były momenty, kiedy byłam z postawy Juliet naprawdę dumna.
Ryan to przystojny fotograf, który skradł mi serce i został kolejnym mężem książkowym. Zabawny, lojalny, otwarty, szczery, opiekuńczy. Naprawdę można wymieniać same zalety tej postaci i może był idealnym facetem, ale na pewno nie przerysowanym, jeśli wiecie co mam na myśli. No i był naprawdę wspaniałym ojcem, który idealnie dogadywał się ze swoim dzieckiem. I choć wychowany w bardzo bogatej rodzinie, gdzie są pewne zasady, żyje tak, jak on tego chce i nie dostosowuje się do żadnych etykiet, jakich na pewno oczekiwał od niego ojciec. Ryan to po prostu bardzo porządny facet i pewnie niejedna czytelniczka zapragnęłaby go dla siebie.
Ryana i Juliet prócz samotnego rodzicielstwa łączy też to, że oboje dla swoich dzieci chcą wszystkiego co najlepsze i to ich dobro stawiają zawsze na pierwszym miejscu.

No co ja mogę powiedzieć? „Jesienny pocałunek” kupił mnie już od pierwszych stron swoją historią i wzbudzał moją ciekawość jeszcze zanim sięgnęłam po tę książkę. Carrie poświęca w swoich powieściach dużą uwagę relacjom rodzinnym i tak było także w tej części. Pokazała jej różne strony, od tych złych jak i dobrych. Ostatni tom najbardziej jednak pokazuje stronę rodzicielstwa, ale sytuacje Juliet i Ryana różnią się od siebie dość znacząco. Nie będę wam oczywiście zdradzała o co chodzi, bo musicie się sami przekonać!
Na tylnej stronie okładki jest napisane, że jest to „romans drugiej szansy, który skradnie Ci serce” i muszę zgodzić się z tym w stu procentach. Rzeczywiście, Carrie w tej powieści próbuje nam przekazać, że czasem należy dać sobie drugą szansę.
Już na początku odniosłam wrażenie, że „Jesienny pocałunek” to nieco inna część niż jej poprzedniczki, ale w pozytywnym sensie. Może dlatego, że oboje bohaterów miało już dzieci? Nie wiem, ale jednak ten tom miał w sobie coś innego i naprawdę bardzo mi się podobał. Po kilku rozdziałach zaczęłam się nawet zastanawiać czy nie będzie to najlepsza część i teraz, gdy książkę już skończyłam mogę śmiało powiedzieć, że według mnie owszem, była. Już od pierwszej strony czytało mi się leciutko i bardzo przyjemnie, a wydarzenia miały swój spokojny przebieg. Relacja między bohaterami rozwijała się powoli, choć już na początku zaczęło między nimi coś iskrzyć. Na szczęście Carrie pozwoliła, by wszystko nabrało odpowiedniego tempa, tak jak każdy inny wątek w tej historii.
Autorka napisała naprawdę przyjemny, momentami również zabawny, romans, w którym liczyło się o wiele więcej niż tylko pociąg seksualny. Scen seksu nawet nie było dużo, a jeśli już się pokazywały, to były napisane w sposób delikatny i subtelny. „Jesienny pocałunek” wzbudził we mnie emocje, przyspieszył bicie serca i ta książka sprawiła, że cały czas byłam ciekawa tego co zaraz się wydarzy, ale przede wszystkim nie wiedziałam czego się spodziewać. W każdej chwili mógł nastąpić zwrot akcji, jakaś intryga. I to było naprawdę fajne.

Czy polecam?
Oczywiście! I to każdej fance romansu, a najlepiej będzie jeśli przeczytacie właśnie teraz, w porze jesiennej, bo dzięki temu na pewno bardziej poczujecie klimat, jaki panuje w książce. Na pewno mi zapadnie na długo w pamięć i będę ją miło wspominać. Jeżeli miałabym znaleźć minus tej powieści, to jest tylko jeden. Za szybko się skończyła. Naturalnie, Carrie dokończyła wszystkie sprawy i dopięła je na ostatni guzik. Przyjemna, zabawna, poruszająca – taka właśnie była ta powieść.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece.

07 września 2019

100. "Z widokiem na miłość" ~ Kate Sterritt

Tytuł:Z widokiem na miłość
Tytuł oryginału:The Holly Project
Autor: Kate Sterritt
Data wydania: 14 sierpnia 2019
Wydawnictwo: Kobiece

Holly Ashton jest całkowicie pochłonięta pracą architekt w najbardziej prestiżowej firmie w Sidney. Stara się być silną i niezależną kobietą i tylko raz w roku pozwala sobie na żałobę po zmarłej matce.
Właśnie w dniu swoich dwudziestych piątych urodzin przypadkowo spotyka dyrektora firmy deweloperskiej Ryana Davenporta, który wywraca jej ściśle kontrolowany świat do góry nogami. Jest przebojowy, ambitny i przyzwyczajony do tego, czego chce. A aktualnie pragnie pięknej i wygadanej Holly.
Źródło opisu: okładka książki.

Nie będę oszukiwać. Do przeczytania tej książki skłoniła mnie okładka. W końcu każdy z nas jest czasem okładkową sroką, prawda? I u mnie czasem ta cecha się odzywa, chociaż sam opis również sprawił, że chciałam zapoznać się z tą historią. Nie znałam do tej pory autorki kompletnie, nie wiedziałam czego się spodziewać, a jednak nastawiłam się na tę lekturę dość pozytywnie. Tylko czy słusznie?

Główna bohaterka jest kobietą niezależną i bardzo ambitną, która w młodości przeżyła coś bardzo silnego i bardzo emocjonalnego, co wpłynęło na to, jaką kobietą stała się teraz. Musi wszystko kontrolować, by jej życie było spokojne, a przede wszystkim wokół siebie wzniosła bardzo silne mury obronne. Widać, że architektura jest jej pasją, że kocha to co robi. Jest też piękna i wygadana, ale w jej wnętrzu kryje się lęk, którego stara się nie dać po sobie poznać. Jednak w pewnym momencie ułożone życie pięknej Holly zaczyna się sypać wraz z murami, gdy poznaje pewnego przystojnego mężczyznę.
Rayan to postać, której rozbudowania troszeczkę mi brakowało. Owszem, występuje bardzo często, ale zabrakło mi w którymś momencie większego poznania jego postaci, jeśli rozumiecie o co mi chodzi. Niby jest pewny siebie, bogaty i przystojny, ale w pewnych momentach pokazuje niepewność i gdzieś tam w środku czają się jakieś uprzedzenia jeśli chodzi o związki. Bywa też zabawny i seksowny, ma swoją wrażliwą stronę, ale jak już wspomniałam, chciałabym by jego postać była przedstawiona w szerszym zakresie. Zabrakło mi tego, niestety.

Z widokiem na miłość” to książka, którą czyta się dość szybko i nawet całkiem przyjemnie, ale odniosłam wrażenie, że autorka nadała wszystkiemu zbyt szybkiego tempa. Kate mogła dodać trochę więcej stron, by nadać wszystkiemu wolniejszego rozwoju, bo według mnie zarówno relacja pomiędzy głównymi bohaterami jak i same wydarzenia… no cóż, potrzebowały trochę więcej czasu i uwagi. Nawet zwyczajne wyjście na obiad przez głównych bohaterów potrafiło być opisane w kilku rozdziałach, co mi osobiście troszkę wadziło. Nie zawsze czytało mi się tą książkę płynnie i naturalnie, co właśnie mogło być spowodowane tym przyspieszeniem… właściwie wszystkiego, bo moim zdaniem również dialogi czasem zbyt szybko zostały kończone. Fajnie byłoby, gdyby to zostało rozbudowane i wydłużone. Naprawdę kilka stron więcej nie zaszkodziłoby tej historii, a mogłoby ją tylko ulepszyć, bo jak najbardziej sam pomysł miał potencjał.
Zabrakło mi także emocji. Nie zawsze, ale jednak. Miałam czasami takie uczucie, że to jest trochę… bezemocjonalne, albo to ja po prostu nie potrafiłam się w tę historię wczuć, wgryźć i przez to takie a nie inne wrażenia.  Ta opowieść jest napisana z perspektywy Holly, bo to jest właśnie jej historia. O jej radzeniu sobie z uczuciami, o dostrzeganiu pewnych spraw, spojrzeniu na to innym okiem. Autorka w ten sposób pokazała, że niektóre wydarzenia i emocje wymagają po prostu więcej czasu, ale nie powinniśmy niczego w sobie dusić. Powinniśmy pozwolić, by to, co w nas siedzi, wyskoczyło na zewnątrz. Czasem to jest najlepsze rozwiązanie.

I teraz pytanie najważniejsze. Czy wam polecam tę książkę?
Nie jest ona idealna. Ma swoje wady, które wymieniłam, jest przewidywalna i trochę schematyczna, ale nie była wcale taka zła i nie mogę wam powiedzieć, że jej nie polecam, bo mimo minusów, nie żałuję, że ją przeczytałam i poznałam tę historię. A i z czasem czytało się ją lepiej, sprawiła, że mocniej mi zabiło serducho i wywołała uśmiech na twarzy. Nie była też mocno przesączona seksem, te sceny były opisane łagodnie i subtelnie, bez wywoływania zażenowania u czytelnika. „Z widokiem na miłość” była raczej niezobowiązującą lekturą, odskocznią i mimo zastrzeżeń, fajnym zabijaczem czasu.
Moim zdaniem najlepiej będzie, jeśli sięgniecie po tę książkę i ocenicie czy wam się podoba czy nie. I mam nadzieję, że moja opinia wam pomogła w podjęciu decyzji.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece.

03 września 2019

99. Przedpremierowo: "Warta ryzyka. Życiowi bohaterowie" ~ K. Bromberg

Tytuł:Warta ryzyka. Życiowi bohaterowie
Tytuł oryginału:Worth the Risk (Everyday Heroes #3)
Autor: K. Bromberg
Data wydania: 10 września 2019
Wydawnictwo: Editio Red

Trzeci tom serii Życiowi bohaterowie, opisujące niezwykłe historie przystojnych braci w mundurach. Ostatni z nich, Grayson Malone, ma za sobą paskudną przeszłość. Jako młody chłopak zakochał się bez pamięci w dziewczynie, która nie była warta jego uczuć. Ta snobka z bogatej rodziny i egoistka z rozdętymi ambicjami pozostawiła go ze złamanym sercem i z małym dzieckiem. Luke, uroczy chłopczyk, jest miłością życia Graysona. To dla syna mężczyzna stał się dojrzałym, odważnym i silnym facetem, ale równocześnie jest zamkniętym w sobie samotnym ojcem.
Tą nadętą bogaczką była Sidney. Lata ciężkiej pracy zmieniły jej system wartości, jednak to wciąż uparta i pełna temperamentu dziewczyna, która czasami popełnia poważne błędy. Ten zabójczy zestaw cech doprowadza ją do kryzysu w relacjach z szefem. Aby odzyskać jego zaufanie, dziewczyna wyrusza do małego miasteczka z misją ratowania jednego z magazynów. Ma nakłonić do udziału w konkursie Hot Dad kogoś, kto nawet nie chce o tym słyszeć. Tym kimś jest jej były facet, Grayson Malone.
Oto opowieść, w której znajdziesz pytania bez jasnej odpowiedzi. Upłynęły lata, Grayson i Sidney są innymi osobami. Przeszłość jednak wypaliła na sercu Graysona bolesne piętno. Poznasz ból i lęk, które każą silnemu mężczyźnie zamknąć się w skorupie samotności. Przekonasz się, że ten, kto pragnie szczęścia, musi podejmować ryzyko. I nie ma żadnych gwarancji, że to ryzyko się opłaci…
Źródło opisu: okładka książki.

Przyznam wam się, że już po przeczytaniu pierwszej części serii Życiowi bohaterowie, byłam bardzo ciekawa historii Graysona i Luke’a, bo w poprzednich tomach autorka nie zdradziła nam praktycznie nic. Najwyżej jakiś szczegół, o którym szybko się zapomniało. Dlatego, gdy tylko w moje ręce trafiła „Warta ryzyka”, wzięłam się za nią z ciekawością. I powiem już teraz, zanim zapomnę, że na początku tej historii byłam nieco skołowana. Opis podaje pewną informację, która – jak się okazuje po kilku rozdziałach – może czytelnika zmylić, ponieważ jest błędna.

Graysona poznajemy już w poprzednich dwóch częściach i tak samo jak swoi bracia, jest człowiekiem odważnym, ale także dobrym, pewnym siebie i dobrze wychowanym. Jednak to on z całej trójki jest najbardziej lojalny i w rodzinnych konfliktach zawsze jest rozjemcą. A co najważniejsze, jest naprawdę wspaniałym ojcem. Widać, że kocha swojego syna ponad własne życie i wszystko, co robi, robi z myślą o Luke’u, dlatego w pewnych sytuacjach wykazuje się ostrożnością. Jest też bardzo zranionym mężczyzną, który ma poważne problemy z zaufaniem. Żądzą nim demony przeszłości oraz obawy, co wpływa na niektóre jego zachowania i walczy z tym tak naprawdę przez całą książkę.
Sidney to całkowicie nowa postać, chociaż nie dla Graysona. Bałam się, że jej nie polubię, ale na szczęście się myliłam. Może i jest nieco rozpuszczoną, bogatą pięknością, która uwielbia swój apartament i markowe ciuchy, ale jest też bardzo dobrą osobą, która nie zadziera nosa – choć wszyscy właśnie tego się po niej spodziewają. Jest też kobietą ambitną, zdolną, a także ambitną.
Nie mogę nie wspomnieć o Luke’u, który był bardzo słodkim chłopcem, potrafiącym skraść serce chyba każdej czytelniczki. Był naprawdę rozczulający i rozbrajający, ale w pewnym momentach wykazywał się naprawdę sporym zrozumieniem do niektórych spraw, jak na takiego małego człowieczka.

Przyznaję, że ten lekki błąd, czy może niewłaściwy dobór słów, lekko zbił mnie z tropu na początek, a przede wszystkim wniosek – błędny, rzecz jasna – który wyciągnęłam, trochę mnie zniechęcił. Szybko jednak stało się dla mnie jasne, że tak historia, jak i dwie poprzednie, przypadnie mi do gustu. K. Bromberg porusza tutaj temat samotnego ojcostwa. Pokazuje, że to nie jest wcale takie łatwe, nawet jeśli dajemy z siebie dwieście procent naszych możliwości. A Grayson dawał, wierzcie mi. Niestety, nie zawsze to wystarczało. Przedstawia z jakimi problemami musi zmagać się ojciec, ale również – a może przede wszystkim – jak to wszystko wpływa na małe dziecko, które wychowuje się bez matki.
Autorka przedstawia nam także motyw spotkania po latach, a także delikatne hate-love, ale najbardziej skupia się na tym, że człowiek zasługuje na drugą szansę, że może się zmienić. I nie chodzi mi tu jedynie o Sidney, ale również o Graysona. Od swojego ostatniego spotkania minęło sporo czasu i oboje stali się różnymi ludźmi, ale co więcej, w trakcie odnowienia relacji, również zachodzą w nich zmiany.
Autorka posługuje się tutaj lekkim piórem, tworząc przyjemną lekturę, zabawną, ale przemycając w nią ważniejsze tematy, próbując nauczyć czegoś czytelnika, co bardzo mi się podobało. Nie skupia się na scenach seksu, które oczywiście się pojawiają, jak i odważniejsze rozmowy czy sprośne sms’y, ale wszystko zostaje utrzymane w granicach subtelności. Utrzymuje tu małomiasteczkowy klimat, gdzie każdy zna się z każdym i plotki rozchodzą się w trybie natychmiastowym. Troszeczkę zabrakło mi tu bohaterów z poprzednich części. Owszem, mieliśmy braci Malone w pełnej grupie i rozumiem, że to nie na nich skupiona jest ta historia, ale mimo wszystko nie pogniewałabym się, gdyby było ich troszeczkę więcej.
W budowaniu relacji, jak i w przebiegu wydarzeń, nie ma zbyt szybkiego tempa. Wszystko ma swój czas, swój rytm i bardzo mi się to podobało, a charakterystyka postaci sprawiła, że wydają się być bardziej realni. Jedyne do czego się przyczepię to moje odczucie, że troszkę za mało zostało pokazane, jak buduje się relacja pomiędzy Sidney a Luke’em, co w tej sytuacji wydaje mi się być dość ważne i znaczące.

Warta ryzyka” to książka, która mnie poruszyła, rozczuliła, rozbawiła. Polecam ją każdemu, kto lubi takie historie, ale zalecałabym zapoznanie się z całą serią, nie tylko z jednym tomem. Będzie mi brakowało braci Malone i jest mi smutno, że to koniec ich historii. Aczkolwiek była to fajna przygoda, której nigdy nie będę żałowała.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Editio Red.