Tytuł: „Ugly love”
Tytuł oryginału: „Ugly love”
Autor: Colleen Hoover
Data wydania: 9 listopada
2016 (Wydanie drugie)
Wydawnictwo: Otwarte
„Czasami dopiero w
momencie spotkania zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo ci kogoś brakowało.”
Tate jest początkującą pielęgniarką i wprowadza się do mieszkania
swojego starszego brata. Nie spodziewa się, że poznanie jego przyjaciela –
przystojnego pilota – przyniesie zmiany w jej życiu. Duże zmiany.
Miles Archer ustala dwie zasady:
1. Nie pytaj o przeszłość.
2. Nie oczekuj przyszłości.
Jednak zasady są po to by je łamać, prawda?
„Łatwo wziąć złudzenia
za prawdziwe uczucia, zwłaszcza gdy patrzy się drugiej osobie w oczy.”
Słyszałam wiele o tej książce i nie wiem czy było chociaż jedno złe
słowo na jej temat. Ewentualnie po prostu je przeoczyłam. Dużo mówiono, że to
świetna historia, więc byłam jej bardzo ciekawa, jednak nie robiłam sobie zbyt
wielkich oczekiwań, by potem się nie zawieść, jak mi się już zdarzało.
Postanowiłam więc wyrobić sobie własne zdanie na temat „Ugly love”.
„Jeśli nie chcesz
otrzymać szyderczej odpowiedzi, nie zadawaj głupich pytań.”
Nie dostaniecie tutaj mdłego love story, którym będzie przesiąknięta
każda kartka tej książki, przez co przez całą lekturę będziecie czuć niesmak.
Nie dostaniecie szybkiej historii, szybkiej miłości. Choć książka jest krótka,
akcja pomiędzy bohaterami nie rozgrywa się zbyt szybko. Jak dla mnie Colleen
Hoover dała idealny czas na wszystko. Nie za szybko, nie za wolno. Autorka
pokierowała wydarzeniami w świetny sposób i dzięki niej wielokrotnie się
uśmiechałam czytając tę książkę. Jednak sprawiła też, że żołądek miałam w
gardle. Zdecydowanie nie jest to historia usłana różami. Nie dostajemy tu
samych świetnych kawałków, które są miodem na serce. Mamy też ból, rozdarcie,
cierpienie.
„Ugly love” jest historią
Milesa oraz Tate i to właśnie na ich relacji jest główne skupienie. Będę zawsze
powtarzać, że nienawidzę, gdy bohaterowie są wykreowani jako idealni. To
odbiera książce realizmu, przez co nie czyta jej się aż tak przyjemnie. Tu tego
nie dostaniemy. Żadne z bohaterów nie jest bez skazy, ale właśnie za to skradli
moje sympatie. Choć to oczywiste, że bardziej Miles niż Tate. Książka jest
napisana w taki sposób, że ciężko się od niej oderwać, a strony same uciekają.
„Czasami człowiek nie
ma aż tyle siły, żeby znieść widma przeszłości.”
Jest to czwarta książka Colleen Hoover jaką miałam okazję przeczytać.
I była to dla mnie naprawdę czysta przyjemność. Ukończyłam tę książkę w dwa
wieczory, choć gdyby nie fakt, że pierwszego wieczora kończyłam czytać inną
książkę, byłaby to jednowieczorowa lektura. Bez wątpienia ciągle sobie
wmawiałam „jeszcze tylko jeden rozdział i
pójdę spać” i naturalnie na jednym rozdziale się to nie kończyło. „Ugly love” wciągnęła mnie niesamowicie i
zaskarbiła sobie moje serce na wieki.
Cóż jeszcze mogę powiedzieć? Jest to tego rodzaju książka, po której
czujesz dziwną pustkę. Ja po przeczytaniu ostatniego zdania miałam ochotę
wrócić na sam początek i zacząć czytać od początku jeszcze raz. Już mi brakuje
tej dwójki i jestem w stu procentach pewna, że wielokrotnie powrócę do historii
Milesa i Tate.
„Różnica między brudną
a czystą stroną miłości polega na tym, że czysta strona jest o wiele lżejsza.
Sprawia, że masz wrażenie, że szybujesz. Unosi cię i niesie.
Czysta strona miłości
sprawia, że latasz ponad światem. Szybujesz ponad wszystkim, co złe. Patrzysz z
góry na to wszystko i myślisz sobie „Jejku, cieszę się, że tu jestem”.”
Czy polecam?
TAK! Zdecydowanie tak! Kurcze, mam wiele ulubionych powieści, ale ta
wepchnęła się na tę listę z wielkim impetem od pierwszych stron. Wywarzyła
sobie drzwi kiedy tylko zaczęłam czytać i powiedziała „zostaje”. I zostaje.