26 czerwca 2018

38. "Bossman" ~ Vi Keeland

Tytuł: Bossman
Tytuł oryginału: Bossman
Autor: Vi Keeland
Data wydania: 15 czerwca 2018
Wydawnictwo: Kobiece

Wejdź do jego pokoju i dobrze zamknij za sobą drzwi…

Kiedy Reese relacjonowała przez telefon nieudaną randkę, nie podejrzewała, że ktoś przysłuchuje się tej rozmowie. Przystojny nieznajomy nie omieszkał skomentować jej niegrzecznego zachowania.
Dla zadziornego faceta było to jednak za mało i wkrótce przysiadł się do stolika Reese. Przed jej randkowym partnerem odegrał rolę przyjaciela z dzieciństwa, opisując zabawne szczegóły z ich życia.
Wydawało się, że po tym dziwnym wieczorze Reese nie spotka już nigdy tego seksownego przystojniaka. Jednak wkrótce sprawy się skomplikowały, bo tajemniczy mężczyzna z restauracji został jej nowym szefem.
Źródło opisu: okładka książki.

Vi Keeland do tej pory była autorką, o której twórczości jedynie słyszałam, ale nie miałam okazji przeczytać nic, co wyszło spod jej pióra. Szczerze mówiąc, czułam także lekkie obawy. Wszyscy zachwycali się jej książkami, a ja po prostu się bałam, że przeżyję wielkie rozczarowanie. Jednak nadszedł w końcu czas, że zapoznałam się z twórczością Vi Keeland.
Biurowy romans. Czyż to nie jest już oklepany temat? Być może. Tylko czy rzeczywiście autorka dała nam banalną, stereotypową historię?

Strach nie powstrzyma śmierci. Ale zatrzyma życie.

Reese i Chase to dwójka bohaterów, którzy wiedzą tak naprawdę co oznacza życie. Poznają się w restauracji podczas, gdy Reese krytykuje swoją nieudaną randkę, a Chase postanawia skrytykować jej zachowanie. Później, jak wynika z opisu, dosiada się do jej stolika i udaje przyjaciela z dzieciństwa, wymyślając przeróżne historie. Wydawać by się mogło, że ich ścieżki więcej się nie skrzyżują, a jednak. Chase zostaje szefem Reese.
I tu spodziewałam się kolejnego schematu. Sądziłam, że Chase będzie wielkim biznesmenem, który jedyne czego pragnie, to dobrać się do majtek Reese. Jak się okazało, w większym błędzie być nie mogłam. Owszem, mężczyzna nie kryje się z tym, że pragnie swojej podwładnej i otwarcie przedstawia jej czego chce, ale to wszystko nie dzieje się w tak szybkim tempie jak mogłoby się zdawać. Dodatkowo Reese nie jest naiwną kobietką, której wystarczy uśmiech przystojnego faceta, by wskoczyć mu do łóżka. Jest kobietą zabawną, przyjacielską, mądrą i ambitną.
Natomiast Chase nie jest klasycznym szefem, który chciałby rządzić wszystkimi i uważa, że ma do tego pełne prawo. Jest szefem, którego każdy lubi oraz szanuje, a także jego pracownicy czują się przy nim swobodnie. Traktują go raczej jak kolegę z pracy niż pracodawcę.
Oboje zostali wykreowani na osoby, które zdobyły moją sympatię już od pierwszych stron. Po prostu nie mogłam ich nie polubić.

Jak już wspomniałam wcześniej, nie było tutaj przyśpieszenia akcji. Co więcej, wszystko działo się powoli i jeśli miało do czegoś dojść – było to w odpowiednim czasie. Nie spodziewajcie się tutaj miłości od pierwszego wejrzenia, ale nie bójcie się także nudy. W książce nieco się dzieje, a co więcej, mnie wciągnęła już od pierwszego rozdziału i sprawiła, że przy każdej innej czynności, niż czytanie, myślałam tylko i wyłącznie o „Bossmanie” oraz o tym, kiedy wreszcie znów będę mogła czytać.

Najbardziej spodobało mi się w „Bossmanie” to, że bohaterowie nie postanowili chować swoich sekretów głęboko w sobie. I to było coś, z czym chyba po raz pierwszy się spotkałam w tego typu literaturze. Zawsze były mroczne tajemnice, które robiły później duże zamieszanie, bo bohaterowie nie potrafili się zdobyć, by wyznać je ukochanej osobie. A tu kompletna odmiana. Choć nie jest im łatwo mówić o swoich zmorach, postanawiają to zwalczyć, by dać szansę temu, co ich połączyło. Naturalnie, nie doszło do tego od razu. Wszystko musiało mieć swój czas. I autorka dała temu odpowiedni rozwój.
Ale! Nie spodziewajmy się idylli, bo nie wszystko pójdzie zgodnie z oczekiwaniami. Czemu? Cóż… tego nie powiem.

Mam nadzieję, że zawarłam tu wszystko, o czym chciałam wam powiedzieć, choć bardzo możliwe, że coś pominęłam, bo o tej książce można mówić wiele. „Bossmana” przeczytałam w niecałe dwadzieścia cztery godziny i po raz pierwszy od dawna siedziałam nad książką do późna. Czytało ją się samo i zdecydowanie ta książka ma efekt jeszcze tylko jeden rozdział. Ja nie potrafiłam się od niej oderwać i nie mówię tego, by tę książkę podkoloryzować, ale było tak w rzeczywistości.

Podejrzewam, że z moich małych podsumowań już mogliście wywnioskować, że tę książkę polecam. Oczywiście, że polecam! Każdemu! Bez wątpienia się nie zawiodłam i jestem kolejną fanką Vi Keeland. Gorąca, zabawna, z idealnym tempem akcji, z idealnie wykreowanymi postaciami. Czegóż chcieć więcej?
Bossman” to zmysłowa powieść, od której policzki zapłoną, a serce znacznie przyśpieszy. Polecam ją każdemu, kto gustuje w tego typu literaturze.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece.

23 czerwca 2018

37. "Uwikłani. Grzeszne noce" ~ Laurelin Paige

Tytuł: Uwikłani. Grzeszne noce
Tytuł oryginału: Falling Under You
Autor: Laurelin Paige
Data wydania: 15 czerwca 2018
Wydawnictwo: Kobiece

Ona ma władzę
On pokaże jej, jak seksowne może być wydawanie rozkazów

Norma Anders to niezwykle inteligentna i ambitna kobieta, która w pracy lubi wydawać rozkazy i mieć wszystko pod kontrolą. Tylko ona wie, jak wiele kosztowało ją wspięcie się niemal na szczyt w Pierce Industries.
Jednak Norma, która lubi dominację w pracy, chętnie pozwoliłaby się zdominować w łóżku. Niestety sukcesy zawodowe kobiety nie idą w parze z miłosnymi.
Wszystko się zmienia, kiedy pewnego dnia jej znacznie młodszy asystent Boyd kompletnie ją zaskakuje, ujawniając swoją drugą, bardzo niegrzeczną, naturę.

Jak wiele osób wie, a może jednak nie, Laurelin Paige jest jedną z moim ulubionych autorek. Natomiast seria Uwikłani już na samym początku skradła moje serce. Właśnie dlatego, gdy dowiedziałam się, że wychodzi kolejny tom, bardzo się ucieszyłam. Tylko czy słusznie?

Normę Anders i jej asystenta, Boyda, poznajemy już w poprzednich tomach tej serii, a także w duologii Połączeni. Boyd jest od niej młodszy, czego chyba jeszcze ani razu nie spotkałam w żadnym romansie i to była fajna odmiana – choć sama jestem zwolenniczką, gdy jednak mężczyzna jest starszy, ale to zależy od preferencji. Mają prosty układ: ona rządzi w pracy, on poza nią. Tylko czy przyzwyczajona do wiecznej kontroli Norma zdobędzie się na to, by ją oddać?

Cóż ja mogę powiedzieć na temat tej książki, skoro liczy sobie 155 stron? Na pewno nie można spodziewać się zbyt wiele po tak krótkiej lekturze. „Uwikłani. Grzeszne noce” jest jedynie dodatkiem do całej serii. Pozwala nam głębiej zajrzeć w świat Boyda i Normy, ale czy daje nam więcej niż mieliśmy w pozostałych tomach? Niewiele, ale jednak książka zawiera w sobie rzeczy, o których w poprzednich tomach nie wiemy i to jest fajne.
Co do samej akcji, jej tempo nie jest szybkie, choć naprawdę sądziłam, że tak właśnie będzie. A jednak nie. Sprawy pomiędzy Boydem i Normą nie mają wielkiego przyśpieszenia, choć nie ukrywam, że książka zawiera w sobie kilkumiesięczne przeskoki, ale myślę, że tak właśnie powinno być, bo bez nich książka byłaby dłuższa, ale też zapchana. A to nie jest powieść tylko zwyczajny dodatek do serii, więc nie trzeba się po nim spodziewać nie wiadomo czego. On ma na celu wyjaśnienie nam jedynie pewnych spraw, o których nie zostało wspomniane wcześniej w Uwikłanych ani nawet w Połączonych. I ten cel zostaje spełniony. Tyle.

Teraz pytanie najważniejsze: czy polecam?
Jeżeli mam być szczera, a powinnam i zamierzam, to zależy. Jeśli szukacie książki ambitnej, musicie poszukać gdzie indziej. W przypadku, gdy chcecie sięgnąć po coś lekkiego, bo mieliście ciężki dzień, to może być lektura odpowiednia. „Uwikłani. Grzeszne noce” to książka na jeden wieczór, na jeden raz. Czyta się ją szybko, a zarazem lekko, więc jeśli potrzebujecie czegoś na odpoczynek, to może być lektura właśnie dla was. Jeśli o mnie chodzi, podobało mi się. Gdy tylko zobaczyłam objętość książki wiedziałam, że nie powinnam spodziewać się wiele, więc nastawiłam się na coś, co nie będzie ciężką ani szokującą lekturą, a raczej taką zwykłą książkową odskocznią i nie myliłam się.
Dodam jeszcze, że jeśli zastanawiacie się czy przeczytać tę książkę bez wcześniejszego zapoznania się z poprzednimi tomami myślę, że śmiało możecie, bo choć książka jest krótka, wszystko najważniejsze zostało w niej zawarte.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece.

21 czerwca 2018

36. "Trust again" ~ Mona Kasten

Tytuł: Trust again
Tytuł oryginału: Trust again
Autor: Mona Kasten
Data wydania: 06 czerwca 2018
Wydawnictwo: Jaguar

Każdy ma w swoim życiu sprawy, o których nie chce opowiadać.

Ona postanowiła skończyć z miłością.
On nie chce z niej zrezygnować.
Od pierwszej chwili, gdy Dawn zobaczyła Spencera Cosgrove’a, wiedziała, że w jej życiu pojawił się właśnie poważny problem. Spencer jest seksowny, szarmancki i pogodny, dokładnie w jej typie. Na dodatek od razu zaczyna z nią flirtować. Dawn jednak przysięgła sobie, że już nigdy nie zwiąże się z żadnym mężczyzną. Za bardzo cierpiała, gdy zaufała niewłaściwemu człowiekowi, za bardzo ciągle boli zadana przez niego rana.
Ale Spencer nie daje za wygraną. A kiedy okaże się, że również on skrywa bolesną tajemnicę, Dawn zrozumie, że tym razem nie zdoła oprzeć się temu uczuciu, które stawia jej świat na głowie…

Z twórczością Mony Kasten miałam już przyjemność się spotkać, gdy czytałam „Begin again”, które swoją drogą skradło mi serce. Dlatego po „Trust again” sięgnęłam najszybciej jak to było możliwe z nadzieją, że również zakocham się w twórczości Mony Kasten. Pytanie tylko czy rzeczywiście tak było czy przeżyłam niemiłe rozczarowanie?

Własny ból to  nic w porównaniu z cierpieniem, którego człowiek doznaje, obserwując nieszczęście bliskiej osoby. To było o wiele grosze.

Dawn i Spencera poznałam już wcześniej, podczas czytania „Begin again” i wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy, co tak naprawdę dzieje się pomiędzy tą dwójką bohaterów. Żarty wydawały się być żartami, a jednak „Trust again” pokazuje, że za tym wszystkim kryło się coś więcej.

Gotowość do poświęcenia nie naprawi złamanego życia.

Wydawać by się mogło, że będzie to kolejna zwykła historia dwójki młodych ludzi, których przyjaźń przerodzi się w miłość. A jednak nie do końca tak było. Autorka nie poszła na łatwiznę, nie przedstawiła nam słodkiego love story. Dawn jest oddaną przyjaciółką, cudowną osobą, ale przestała wierzyć w happy endy. Przeszłość nałożyła się na jej teraźniejszość i dlatego nie chce zaryzykować ponownego związku. Z góry zakłada, że jeśli ponownie się z kimś zwiąże, kolejny raz zostanie zraniona. Właśnie dlatego Spencerowi nigdy nie udało się jej zaprosić na randkę. A jeśli o nim mowa, jego beztroskie podejście do życia, wiecznie dobry humor i ciągła gotowość do żartów to tylko fasada, która ma skryć tajemnicę.
Oboje bardzo przypadli mi do gustu za to, że nie byli przerysowani. Nie mam do zarzucenia nic, jeśli chodzi o ucharakteryzowanie tych postaci. Ani Dawni ani Spencer nie mieli lekkiego życia. Są zwyczajnymi studentami, którzy muszą sobie poradzić z przeszłością, by móc normalnie żyć. Skorzy do pomocy i nigdy nie zostawili przyjaciół w potrzebie. Gotowi przedłożyć ich dobro nad swoje. Nie uczyniła ich idealnymi bohaterami. Oboje mają wady, a także popełniają błędy, które wpływają na ich życie.

Nie zawsze udaje się zostawić przeszłość za sobą, zwłaszcza jeżeli człowiek dusi wszystko w sobie. (…) Przeszłość ma to do siebie, że nie odpuszcza, dopóki człowiek się z nią nie zmierzy.

To, co uważam za ogromny plus tej książki, to to, że autorka nie skupiła się wyłącznie na relacji Dawn i Spencera. Nie tylko wokół nich kręciła się cała książka. Mona Kasten dała nam o wiele, wiele więcej. Pokazała nam życie tych bohaterów. Skupiła się na przyjaźniach, a także na więzi rodzinnej. Nie zrobiła z tego mdłej historyjki. Ani szybkiej akcji. Wszystko, co się działo w książce, miało powolny, rzeczywisty obrót. Nie dostaliśmy tam niepotrzebnych akapitów, które miały tylko wydłużyć fabułę. Wszystko, co opisywała autorka, miało swój cel. Zarówno Dawn, jak i Spencer mają problemy z całkowitym zaufaniem. W książce jest pokazany naprawdę powolny proces radzenia sobie z przeszłością. I na tym autorka naprawdę się skupiła. Pokazała, dlaczego bohaterzy postępują teraz tak, a nie inaczej. Dlaczego Dawn odrzuca Specera. Przedstawiła uczucia bohaterów tak, że wszystko dla nas jest zrozumiałe i nie denerwuje nas jej zachowanie, bo po raz kolejny daje mu kosza. Wręcz przeciwnie – wiemy i rozumiemy dlaczego znów go odrzuca.
No i oczywiście nie mogę pominąć faktu, że miło było znowu poczytać o Allie i Kadenie, który pozostanie w moim sercu na długo, a zaraz po nim Spencer. Są to dwie historie, do których wrócę jeszcze nie raz.

Oczywiście popełniamy błędy, ale nie wynikają one ze złego wychowania, tylko z ludzkiej natury i tego, że jeszcze musimy dorosnąć.

Więc oczywiste pytanie na sam koniec: czy polecam „Trust again”?
Myślę, że wywnioskowaliście, że tak. Naprawdę nie mam się do czego przyczepić w tej książce! A to, jaki autorka wprowadziła zabieg, by uświadomić obojgu, gdzie popełnili błędy w swojej relacji – genialny! Książka, która była niesamowicie genialna, bo inaczej się tego określić jej nie da. Emocjonalna huśtawka, która poprowadzi nas od złości, po niepohamowane wybuchy śmiechu. Jest to historia, po której zakończeniu macie ochotę znów ją przeczytać.
Jeśli się wahaliście – przestańcie. „Trust again” zawładnie waszym sercem, tak jak zawładnęło moim.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jaguar.

07 czerwca 2018

35. "Słowa w ciemnym błękicie" ~ Cath Crowley

Tytuł: Słowa w ciemnym błękicie
Tytuł oryginału: Words in Deep Blue
Autor: Cath Crowley
Data wydania: 11 kwietnia 2018
Wydawnictwo: Jaguar

Jeśli ktoś chce być z tobą na zawsze, to jest to miłość.

Jak to jest wyznać miłość swojemu najlepszemu przyjacielowi? Rachel Sweetie przekonała się o tym na własnej skórze. Henry Jones był jej najbliższym przyjacielem, w którym się zakochała. I dzień przed przeprowadzką postanowiła powiedzieć mu o swoich uczuciach, zostawiając w jego ulubionej książce list z wyznaniem, że jej uczucia to coś więcej niż tylko przyjaźń. Czekała na odpowiedź, ale ta nigdy nie nadeszła.
Po kilku latach Rachel wraca do rodzinnego miasta, postanawia zamieszkać z ciotką Rose i próbuje uciec od myśli o śmierci brata, który utonął w ocenie kilka miesięcy temu. Ma zacząć pracę u boku dawnego przyjaciela, choć wolałaby go już więcej nie spotkać.
Rachel nie chce już więcej niczego czuć.
Jednak nie tylko w jej życiu się pozmieniało, bo ostatnie miesiące były również ciężkie dla Henry’ego. Zostawiła go dziewczyna, na której punkcie miał obsesję. Rodzinny antykwariat, który jest dla niego wszystkim ma zostać zlikwidowany, a rodzice nie potrafią ze sobą rozmawiać.
Henry i Rachel, pracując razem, zaczynają wymieniać między sobą listy, które są początkiem lepszego spojrzenia na jutro.

Gdyby wszyscy ludzie porzucali to, co kochają najbardziej, kiedy tylko pojawią się trudności, ten świat stałby się potwornym miejscem.

Słowa w ciemnym błękicie” to moje drugie spotkanie z twórczością Cath Crowley. Po raz pierwszy miałam przyjemność się z nią zapoznać, kiedy przeczytałam „Graffiti Moon” (do której recenzje macie tutaj) i miałam nadzieję, że tym razem także miło spędzę czas przy książce tej autorki. Ogromną zachętą było to, że książka jest… o książkach. Czy może być coś wspanialszego? Pytanie tylko, czy się nie przeliczyłam?

Wspomnienia pozostają w słowach.

Utrata brata była dla Rachel nie lada ciosem, dlatego powrót do miejsca, w którym się wychowała wydaje się dobrym rozwiązaniem. Nie jest tajemnicą, że taka strata zmieniła dziewczynę w kogoś innego. Nie chce czuć, jest kompletnie zagubiona. A perspektywa pracy u boku dawnego przyjaciela, którego niegdyś kochała i który nie odpowiedział na jej miłosny liścik, nie poprawia jej samopoczucia.
Jak możemy wnioskować z opisu i o czym przekonujemy się później, Henry’emu też nie jest lekko. Zostawiła go dziewczyna, z którą był związany kilka lat. Rodzice ze sobą nie rozmawiają, a preludium tego wszystkiego jest to, że jego ukochany antykwariat, w którym się wychował i mieszkał, dosłownie, ma zostać sprzedany.
Rachel i Henry nie zaczynają najlepiej ponownej znajomości, ale z czasem ich relacje zaczynają się polepszać, dzięki listom, które wymieniają między sobą w książce.  I nie są jedyny, którzy wymieniają w ten sposób wiadomości. Poznajemy w ten sposób historię innych osób, co nadaje tej książce lepszego brzmienia i sprawia, że lektura staje się jeszcze przyjemniejsza, niż na początku.

Książki są wyjątkowe, Rachel. Książki są ważne. Słowa są ważne. I mają znaczenie.

Autorka nie skupia się wyłącznie na sprawie Rachel i Henry’ego, o nie. Za co zdobywa u mnie ogromny plus. Pozwala nam poznać losy innych bohaterów. Główne postaci bardzo przypadły mi do gustu, choć przyznam, że Henry z pewnym podejściem do jednej sprawy mnie denerwował, ale jestem skłonna mi to wybaczyć. Historia jest nieszablonowana, a perspektywa wymiany listów w książkach sprawiła, że chciałabym poznać taki antykwariat. Taki zabieg mógłby być naprawdę przyjemną i ciekawą przygodą i gdyby to było możliwe, najprawdopodobniej wzięłabym udział. Jestem nieśmiała, ale przecież nie musiałabym się zdradzać z tym, kim jestem, prawda? „Słowa w ciemnym błękicie” nie jest książką, którą możemy przypiąć do jakiegoś schematu. Tam samo jak „Grafiiti Moon”, książka może pochwalić się oryginalnością fabuły. Choć oczywiście ktoś mógł spotkać się z niemalże identyczną historią, dla mnie obie te książki są jedyne w swoim rodzaju, choć „Słowa w ciemnym błękicie” podobały mi się bardziej.
Nie jest tajemnicą, że Cath Crowley porusza w tej książce temat, który dla niektórych jest tematem tabu, a dla wszystkich jest raczej nieprzyjemny. Ja sama nie lubię rozmawiać o śmierci i kiedy ktoś porusza tę kwestię albo się nie udzielam albo staram się nie słuchać. Autorka pokazuje, że stara kogoś bliskiego przez śmierć może nas odmienić. Pokazuje, że śmierć nie jest raną, która się zagoi tak jak ta po stłuczeniu kolana. Ta książka jest ścieżką Rachel w odnalezieniu siebie po śmierci brata. Po śmierci, której była świadkiem. Jesteśmy świadkami, jak zmienia się spojrzenie na świat, kiedy ból staje się lżejszy – jednak ból pozostaje bólem i nigdy nie zniknie.

Przeszłość jest ze mną, przyszłość jest nieokreślona i zmienna. Poddaje się naszej wyobraźni. Rozciąga się przed nami. Warstwa wypełniona słonecznym blaskiem, warstwa w ciemnym błękicie i całkowita ciemność.

Więc pytanie, czy polecam? Oczywiście! Jest to historia, którą pochłonęłam w dwa wieczory. Historia, która czytała się sama i nie pozwalała się od siebie oderwać. Nie oszczędziła mi emocji, była zabawna i bardzo przyjemna oraz ciekawa. Może jest to literatura młodzieżowa, ale podejrzewam, że nie jest kierowana tylko do nich. Śmierć jest końcem, który nadał tej historii początek.

Za egzemplarz bardzo dziękuję Wydawnictwu Jaguar.