30 sierpnia 2017

12. Przysłowiowy tag

Tym razem przychodzę do was z tak zwanym Przysłowiowym Tagiem, do którego zostałam nominowana przez Maobmaze. Oczywiście bardzo dziękuję za nominację!


1.       Apetyt rośnie w miarę jedzenia – czyli książka jednotomowa, której kontynuację chętnie bym przeczytała.
Chyba coś takiego mi się nie zdarzyło – jeszcze. Zazwyczaj mam tak z seriami. W tej chwili żadna książka, która nie ma kontynuacji nie przychodzi mi do głowy.

2.       Co za dużo, to niezdrowo – czyli kontynuacja, która była gorsza od pierwszej części.
Od razu pomyślałam o cyklu „Wady” autorstwa Irene Cao. W pierwszej części byłam zakochana, ale druga mnie totalnie rozwaliła. A zwłaszcza jej zakończenie, które według mnie zostało wzięte znikąd. Byłam tak wkurzona na tę książkę i nadal jestem, kiedy o niej myślę. Dlatego postanowiłam sobie, że dla mnie jest tylko pierwsza część, czyli „Za wszystkie błędy”.

3.       Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki – czyli książka, którą mogę czytać wielokrotnie.
Mogę wskazać tutaj sagę „Zmierzch” Stephenie Meyer. Dawniej przeczytałam ją chyba z osiem razy, a teraz ciągle mam coś do czytania, więc do tego nie wróciłam jednak myślę, że kiedyś jeszcze to zrobię. I na pewno seria Crossa. Zdecydowanie powrócę do historii Evy i Gideona.

4.       Stary, ale jary – czyli ulubiona książka z dzieciństwa.
W dzieciństwie mało czytałam książek. Jednak są dwie lektury z podstawówki, które bardzo polubiłam. Jest to „Pies, który jeździł koleją” oraz „Ten obcy”. Myślę, że kiedyś wzbogacę swoją biblioteczkę o te dwie książki.

5.       Nie taki diabeł straszny – czyli książka, która mnie miło zaskoczyła.
Jest to zdecydowanie „Coś niebieskiego” Emily Giffin. Początkowo strasznie denerwowała mnie główna bohaterka i siłą się powstrzymywałam, by nie odłożyć jej na półkę, ale w ostateczności ta książka okazała się być miłą lekturą i cieszę się, że miałam szansę ją przeczytać.

6.       Nie chwal dnia przed zachodem słońca – czyli książka, która rozczarowała mnie swoim zakończeniem.
Za całą miłość” Irene Cao. Zdecydowanie.

7.       Wyśpisz się po śmierci – czyli książka, w którą tak się wciągnęłam, że mogłabym zarwać przy niej nockę.
Bez dwóch zdań „Ostatni pocałunek” Laurelin Paige. Zaczęłam po godzinie dwudziestej i z bólem serca skończyłam o 3:26, bo rano musiałam wstać. Przeczytałam dokładnie 384 strony i jestem pewna, że gdybym następnego dnia nie musiała budzić się o wczesnej godzinie, nie odłożyłabym lektury.

8.       Mowa jest srebrem, a milczenie złotem – czyli książka z najlepszymi dialogami.
Trochę myślałam, ale w końcu powiem tylko tyle, że najlepsze dialogi według mnie znajdziemy w książkach Harlana Cobena – w szczególności w serii z Myronem Bolitarem.

9.       Raz na wozie, raz pod wozem – czyli książka, która miała dużo zwrotów akcji.
Myślę, że tu również wskażę książki Harlana Cobena. Z nimi nigdy się nie nudziłam.

10.   Pierwsze koty za płoty – czyli książka, przez którą nie mogłam przebrnąć.
Ponownie „Coś niebieskiego” Emily Giffin. Naprawdę chciałam wyrzucić tą książkę przez okno.

11.   Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu – czyli książka, którą zna prawie każdy.
Saga „Zmierzch” Stephenie Meyer. Któż jej nie zna, hm?

12.   Co ma wisieć, nie utonie – czyli książka, której zakończenie przewidziałam w trakcie czytania.
Kurcze, nie potrafię teraz żadnej wskazać, ale na pewno takie się znalazły.

13.   Od przybytku głowa nie boli – czyli ulubiona powieść licząca ponad 400 stron.
Jest tego za dużo, ale wskażę cykl, który ostatnio pokochałam – „First and Last” Laurelin Paige.

14.   Wszystko co dobre szybko się kończy – czyli ulubiona książka licząca mniej niż 200 stron.
Jak się okazało, nie mam takiej książki. Zwykle są one bardziej obszerne.

15.     Być kulą u nogi – czyli książka, w której występuje trójkąt miłosny.
Zmierzch”, gdzie Edward ciągle rywalizuje z Jacobem o Bellę. A także druga część „Na każde jego żądanie”, czyli „O dwa słowa za dużo” Sary Fawkes.

16.   Jedna jaskółka wiosny nie czyni – czyli autor, którego przeczytałam więcej niż jedną książkę/serię i każda z nich mi się podobała.
Harlan Coben, oczywiście.

17.   Darowanemu koniowi się w zęby nie zagląda – czyli bohater, który czuje się niekomfortowo w sytuacji, w jakiej się znalazł.
Wydaje mi się, że takich bohaterów mamy wiele, ale nie jestem w stanie wskazać kogoś konkretnego.

18.   Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni – czyli bohater, który pod wpływem różnych czynników dorośleje.
Darcy, główna bohaterka „Coś niebieskiego” Emily Giffin – i bardzo dziękuję za to!

No, to byłoby na tyle. Jeszcze raz dziękuję za nominację do tego Tagu! A ja chciałabym nominować:

Wierzę w was, dziewczyny!

11. Magiczna Księgarnia Tag

Już jakiś czas temu zostałam nominowana do Magiczna Księgarnia Tag, za co bardzo dziękuję Maria.reads oraz Maobmaze. Jestem jednak tak roztrzepaną osobą, że zapominałam o tym ciągle, aż w końcu powiedziała sobie, że muszę się za to nareszcie wziąć. Jest to pierwszy Tag, jaki zamieszczę na blogu, ale nie ostatni!


1.       Ulubiona księgarnia w Twoim mieście?
Niestety nie mieszkam w mieście, a to, w którym bywam najczęściej ma tylko dwie księgarnie, dodatkowo bardzo mało znane i niestety, ale są one bardzo słabo zaopatrzone w książki, które mogłyby mnie zainteresować. Są to głównie księgarnie, w których półki gną się od podręczników szkolnych.

2.       Ulubiona sieć księgarni?
Matras. Rzadko kiedy kupuję książki stacjonarnie, ale właśnie tam udaję się najchętniej, bo książki często są przecenione, a dodatkowo mają śliczne zakładki.

3.       Największa ilość książek kupiona dla siebie jednorazowo?
Sześć. Myślę, że to była największa ilość, na jaką się zdecydowałam. Choć w przyszłości chcę tę liczbę pobić.

4.       Najlepszy, najbardziej pomocny księgarz?
Nie mam kogoś takiego. Wolę sama pochodzić pomiędzy półkami i popatrzeć na pozycje, które mi się podobają. Choć raz skorzystałam, kiedy miałam zbyt mało czasu, a księgarnia była naprawdę skąpo zaopatrzona w książki, które mnie by interesowały.

5.       Ulubione miejsce w księgarni?
Już po przestąpieniu wejścia czuję się jak w raju, więc cała księgarnia jest moim ulubionym miejscem. Zdecydowanie.

6.       Książka, którą kupiłeś/przeczytałeś tylko dzięki wizycie w księgarni?
Jest to seria Crossa. Zakupiłam trylogię – więcej części nie było – w jednej z tych mało znanych księgarni w mieście, w którym często bywam. Poszłam pooglądać książki, bo miałam sobie wybrać od siostry na gwiazdkę. Były w pakiecie, opis mnie zaciekawił, więc wzięłam. I dziś mam już wszystkie części, a dodatkowo naprawdę uwielbiam tę serię.

7.       Księgarnia internetowa czy stacjonarna?
Zdecydowanie internetowa – naprawdę rzadko kiedy kupuję coś stacjonarnie. Na spokojnie mogę przejrzeć książki, leżąc na łóżku. Dodatkowo są promocje, dzięki czemu można dodać do koszyka więcej książek. No i do porządnej księgarni mam naprawdę daleko, a w ten sposób mam wszystko na miejscu.

8.       Co jest najważniejsze w dobrej księgarni?
Dużo książek. Porządek. Atmosfera. I wystrój. Nic nie cieszy oka jak ładnie urządzona księgarnia.

9.       Jak powinna wyglądać Twoja wymarzona księgarnia?
Nie mogę powiedzieć, bo moim marzeniem jest założenie księgarni i odtworzenie obrazu mojej idealnej księgarni. Więc na razie cii!

10.   Czy wyobrażasz sobie świat bez księgarni stacjonarnych?
Lubię zakupy przez Internet, ale też bardzo lubię wchodzić do księgarni, nawet jeśli nie mam zamiaru nic kupować. Więc nie, nie wyobrażam sobie.


Mam nadzieję, że bardzo was nie przynudziłam! Oczywiście chciałabym nominować do dalszej zabawy osoby, które mają na to ochotę. Nie będę wybierała poszczególnych osób – każdy może nominować samego siebie!

18 sierpnia 2017

10. "Ostatni pocałunek" ~ Laurelin Paige

Tytuł: Ostatni pocałunek
Tytuł oryginału: Last kiss
Autor: Laurelin Paige
Data wydania: 21 lipca 2017
Wydawnictwo: Kobiece

Nadal jednak wzbudzał we mnie pewien lęk, głównie dlatego, że był tak nieprzewidywalny. Potrafi być podły, co jednocześnie w jakiś sposób czyniło go urzekającym.

Emily Wayborn pomimo swoich uczuć, które żywi do przystojnego miliardera, nie potrafi mu zaufać w pełni, choć to jedyny mężczyzna, który potrafi w pełni ją zaspokoić i zna wszystkie jej potrzeby. Można by powiedzieć, że zna ją lepiej, niż ona sama. Seksowny Reve Saliis to jedyny facet, przy którym Emily może być po prostu sobą.
Zaufanie stanowi jeden problem pomiędzy Emily a Reve’em. Drugi problem stanowi ktoś, kto usilnie próbuje tę dwójkę rozdzielić z własnych pobudek.
Emily będzie musiała dokonać trudnego wyboru pomiędzy dwiema osobami, które kocha. Są to zarazem najważniejsze osoby w jej życiu. Wie, że wybranie jednej z nich równa się ze stratą tej drugiej.
Czy wybierze przystojnego miliardera Sallisa czy to ta druga osoba okaże się dla Emily ważniejsza?

Moja miłość do niego była lekka jak piórko, jak promyk światła, a ja czułam się tak, jakbym opadała coraz niżej i niższej – łagodnie i bez końca.

Naprawdę ogromnie się cieszyłam, że miałam tę część na swojej półce, bo od razu mogłam po nią sięgnąć po zakończeniu pierwszej części, czyli „Pierwszy dotyk”. Książkę czytało mi się tak lekko, że prawie ją pochłonęłam. Ona to dopiero odblokowała mój zastój czytelniczy, bo jak się dorwałam, tak przeczytałam prawie czterysta stron, a resztę zostawiłam na później z racji na późną porę i fakt, że rano muszę wstać. Niestety, zrobiłam to z wielkim bólem i później się jeszcze biłam sama ze sobą w myślach, że może jednak w ogóle nie pójdę spać, a będę jedynie czytać.
Ostatni pocałunek” wywołał we mnie ogrom emocji i ciągle się bałam, jak całość się potoczy. Przez wszystkie rozdziały towarzyszył mi strach, pewnie równy strachowi głównej bohaterki, ale wkradały się też tam nutki nadziei, że może jednak skończy się tak, jakbym tego chciała. Oczywiście czy skończyło się moją radością czy złamanym sercem, tego nie zdradzę.
Po skończeniu rozdziału przerzuciłam stronę by zacząć kolejny i spotkałam się z niemiłym rozczarowaniem, kiedy zobaczyłam słowo „Podziękowania”. Przeżyłam wtedy naprawdę niemały szok i ogromny niedosyt, bo było mi mało. Chciałam jeszcze więcej. Móc jeszcze więcej zagłębiać się w historii Emily, Reeve’a i kogoś trzeciego. Przez długi czas nie mogłam uwierzyć, że to już koniec. Ogromnie żałuje, że nie ma i nie będzie trzeciej części. Prawda? Nie potrafiłam po jej zakończeniu nic zacząć, bo ciągle myślałam o historii tej dwójki i nie mogłam uwierzyć w to, że to naprawdę koniec.
W drugiej części cyklu „First and Last” zdecydowanie się więcej działo, przez więcej momentów wstrzymywałam oddech i to na pewno była też lepsza część. Już dawno tak bardzo książka mnie nie wciągnęła i cieszę się, że miałam tę przyjemność przeczytać „Ostatni pocałunek”. Oczywiście jest to książka z gatunku erotyków, więc powinna ona trafić jedynie w ręce kogoś o odpowiednim wieku.



Zdecydowanie ją polecam. Każdemu, kto lubi książki tego typu. Przy niej naprawdę nie idzie się nudzić. Ja ciągle się zastanawiałam, co czeka na mnie w następnych rozdziałach i wiem, że to jest cykl, do którego jeszcze powrócę z ogromną przyjemnością. I gdyby jakimś cudem wszedł tom trzeci, bez wahania dokonałabym jego zakupu.

16 sierpnia 2017

09. "Pierwszy dotyk" ~ Laurelin Paige

Tytuł: Pierwszy dotyk
Tytuł oryginału: First Touch
Autor: Laurelin Paige
Data wydania: 14 kwietnia 2017
Wydawnictwo: Kobiece

Może i rzucałam się prosto w ogień, ale istniała szansa, że nie będę w tym osamotniona.

Emily Wayborn odsłuchuje na sekretarce swojej matki wiadomość od dawnej przyjaciółki, z którą nie widziała się ani nie utrzymywała kontaktu od sześciu lat. Niepozorna wiadomość, a jednak Emily wie, że osoba, która ją zostawiła, ma kłopoty. Postanawia jej pomóc, ale okazuje się, że jest pewien problem – Amber zaginęła.
Bez wahania rozpoczyna śledztwo i jest zdeterminowana, by dowiedzieć się prawdy. Co stało się z jej przyjaciółką sprzed lat? I czy ona jeszcze żyje?
Emily wpada na trop i to sprowadza na jej drogę Reeve’a Sallisa. Mężczyzna jest enigmatycznym miliarderem, który szczyci się reputacją playboya. Musi go uwieść, by poznać odpowiedzi dotyczące dawnej przyjaciółki. I choć wie, że Sallis może być niebezpieczny, postanawia zaryzykować i kontynuować swoje dochodzenie.
Czy przypłaci tym życie?

Problem z ludźmi, którzy naprawdę są niebezpieczni, Emily, polega na tym, że nigdy nie wiesz, jak bardzo są groźni, dopóki nie jest za późno.

Niedawno spotkałam się u siebie z ogromnym zastojem czytelniczym. Czytałam po dwadzieścia – trzydzieści stron dziennie. W zetknięciu z pierwszymi stronami „Pierwszego dotyku” coś się we mnie odblokowało, a książka wciągnęła mnie dosłownie od pierwszej strony. Za każdym razem, kiedy ją odkładałam, czułam niedosyt i chciałam więcej. Chciałam poznać odpowiedzi na pytania, które dręczyły Emily, tworząc w głowie swoje własne teorie spiskowe.
Wiem, że wielu osobom ta książka się nie spodobała. Zauważyłam negatywne opinie, a jednak to nie sprawiło, że zniechęciłam się do tej pozycji. Spowodował to zapewne fakt, że miałam już przyjemność spotkać się z książkami Laurelin Paige (jestem dumną posiadaczką wszystkich, w polskim wydaniu) i każda jak najbardziej przypadła mi do gustu. Owszem, obawiałam się, że z tą może być inaczej, ale nie zamierzałam opierać się na opiniach innych ludzi i wiecie co? Nie żałuję.
Po skończeniu pierwszej części od razu miałam ochotę sięgnąć po drugą, ale z racji tego, że był środek nocy, powstrzymałam się z tym do następnego dnia. Zakończenie było dość niespodziewane. Może nie aż tak bardzo szokujące, ale pozostawiło po sobie niedosyt, by sięgnąć po więcej i narodziło nowe pytania.


Jego słabością byłam ja. Pragnął mnie i nienawidził tego może nawet tak bardzo, jak ja nienawidziłam jego.

Jest to książka na pewno dla osób dorosłych, bo autorka nie oszczędza nam w niej licznych scen seksu. A zarazem specyficznych upodobań, które nie każdemu czytelnikowi przypadną do gustu. Wiem, że to może wiele osób zrazić, ale mnie wręcz przeciwnie. Podobało mi się to, że bohaterzy nie są stereotypowi i nie są zbudowani na szkielecie szablonowości tego typu książek – oczywiście to tylko moje odniesienia, zaznaczam.

Czy polecam? Zdecydowanie t a k! „Pierwszy dotyk” wprawiał mnie w zaskoczenie. Sprawiał, że uśmiechałam się od ucha do ucha. I wywoływał też szybsze bicie serca, a żołądek ściskał się w nerwowym oczekiwaniu. Doradzam jednak, by od razu zaopatrzyć się w drugą część, bo na pewno będziecie żałować, że jej nie macie obok siebie. 

09 sierpnia 2017

08. "365 dni. Zobaczymy się znów" ~ Alicja Górska

Tytuł: 365 dni. Zobaczymy się znów
Autor: Alicja Górska
Data wydania: 24 października 2016
Wydawnictwo: Novae Res

Gdzie była moja miłość, która mogła przywołać uśmiech na twarzy?

Lullaby Moore studiuje kompozytorstwo z elementami sztuki na uczelni muzycznej i jest szczęśliwa u boku przystojnego Evana, obracającego się w filmowym biznesie. Wydawać by się mogło, że ma wszystko i nic jej do szczęścia już nie potrzeba Do czasu, aż poznaje swojego nowego wykładowcę historii sztuki – Louisa Smitha. Studentka i jej wykładowca szybko odnajdują wspólny język, mają mnóstwo tematów do rozmów, a co za tym idzie, zaczynają spędzać razem coraz więcej czasu.
Którego z mężczyzn wybierze Lullaby? Niemalże idealnego Evana czy przystojnego pana Smitha? I co zrobi dziewczyna, gdy odkryje, że obaj mężczyźni ją okłamywali?

Miłość. Czym jest miłość? Miłość bywa trudna i zawiła. Rzuca nam pod nogi kłody, ale tylko wtedy, gdy wie, że je przekroczymy. Kiedy jednak się poddamy – okażemy słabość. Miłość oczekuje wierności i oddania drugiej osobie. Mimo gorszych chwil, krzyków i kłótni, odwracania się plecami do siebie wiemy, że to minie. Patrzymy ukochanemu w oczy i czujemy pragnienie, szczęście, radość, nadzieję, otuchę… Bo miłość to ratunek dla tonących. Miłość jest słodka jak Karmen, ale gorzka jak piołun. Miłość jest mieszanką radości i smutku. Miłość jest najcięższym narkotykiem.
To uczucie bywa wybuchowe. Pojawia się znikąd, nagle. Przychodzi co nas i puka w zamknięte na klucz serca. Wtedy nie czekajmy. Otwórzmy je na miłość, która jest potężna, ale powinna być też wyrozumiała i wybaczająca.

Zacznę może od tego, że w pewnym momencie pojawił się pewien wątek dotyczący ojca Baby, który był dla mnie dość trudny do przebrnięcia. Od pewnego czasu, ilekroć ta tematyka pojawia się w książce, nawet w jednym zdaniu, jest to dla mnie trudne. Natomiast zakończenie go w Epilogu mnie doprowadziło do tego, że musiałam książkę zamknąć na kilka minut.
Akcja rozgrywa się niepozornie. Spodziewałam się miłosnej historii Lullaby, która będzie się wahać pomiędzy swoim narzeczonym a wykładowcą. Zostałam jednak mile rozczarowana. Wszystko dzieje się spokojnie, niczego się człowiek nie spodziewa, aż w końcu się okazuje, że mamy tam również tematykę fantastki. To połączenie jak najbardziej mi odpowiadało i podobało mi się jak autorka włączyła w to wszystko kwestię Religii.

Zło tworzy człowiek i człowiek za zło odpowiada przed Bogiem.

365 dni. Zobaczymy się znów” ma w sobie pewne niedoskonałości i podejrzewam, że autorka zdaje sobie z tego sprawę. Troszeczkę przeszkadzały mi krótkie zdania, jak dla mnie bohaterzy byli może zbyt idealni i niektóre sceny wydawały się być nieco podkoloryzowane. Akcja powieści rozgrywała się szybko – momentami może zbyt szybko – i było też przechodzenie w momencie z jednego wydarzenia w drugie. No i zabrakło mi interakcji bohaterów z postaciami drugoplanowymi. Pojawili się tam rodzice głównej bohaterki i krótkie wzmianki z kilkoma innymi postaciami. Zauważmy jednak, że książka nie jest obszerna, więc wybaczam szybką akcję jak i brak innych postaci. No i na plus jest to, że zabrakło tam tak zwanych zapychaczy, od których powieki same by się zamykały.
Wymienione powyżej niedoskonałości wcale nie zniechęciły mnie do książki. Zdawałam sobie sprawę, że autorka miała szesnaście lat, kiedy ją napisała, więc mimo tego co napisałam powyżej, jestem pełna podziwu dla Alicji Górskiej. Zdaję sobie sprawę, że wiele osób w jej wieku nie potrafiłoby skleić porządnego zdania, nie mowa już o napisaniu książki! Więc wielkie brawa dla niej za ten sukces, jakim jest wydana książka w tak młodym wieku.
No i pomysł na fabułę! Nie wydaje się być zabrany od kogoś – a już na pewno nie czytałam czegoś podobnego. I zauważmy, że nie jest to również historia szablonowa. Kobieta, mężczyzna, wielka miłość aż po grób. Tutaj mamy coś więcej, czym jest właśnie dodany element fantastyczny. No i zakończenie, które zostawia chęci na więcej. Zdecydowanie! Więc Alicjo, ja chętnie dorwę w swoje ręce kolejną część.


Na koniec powiem, że nie ważne jakie błędy i niedoskonałości można w tej książce znaleźć, epilog wynagrodzi wszystko. Jak dla mnie była to najlepsza część i naprawdę doprowadziła mnie do łez. Jeszcze piosenka, którą poleciła mi sama autorka wszystko spotęgowała. Plus te wszystkie cudowne cytaty, które wszystko tak pięknie dopełniły.

Ryzykujesz albo tracisz. Cenna zasada.

Czy polecam książkę? Oczywiście! Trzymam kciuki za kolejną część i mam nadzieję, że będę miała przyjemność już niedługo ją przeczytać. To była bardzo przyjemna lektura – choć znalazł się tam dla mnie ciężki temat – i szczególnie polecam ją młodym osobom.


Za egzemplarz bardzo dziękuję Autorce oraz Wydawnictwu Nowae Res

01 sierpnia 2017

07. "Misery" ~ Stephen King

Tytuł: Misery
Tytuł oryginału: Misery
Autor: Stephen King
Data wydania: 15 maja 2017r
Pierwsze polskie wydanie: 1991r
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka, Wydawnictwo Albatros

Cokolwiek może się nie udać, na pewno się nie uda.

Stephen King nie bez powodu jest nazywany mistrzem grozy. Jestem skłonna powiedzieć, że ten autor nie ma żadnych hamulców, ale o tym większość z was już wie, prawda?
Paul Sheldon jest autorem tandetnych romansideł. Napisany przez niego cykl o Misery Chastain zdobywa ogromną popularność. Niestety, autor miał dość stworzonej przez siebie tytułowej Misery i w ostatniej części postanawia ją uśmiercić.
Podczas zamieci śnieżnej, jadąc pod wpływem alkoholu, auto Paula wpada w poślizg i mężczyzna ulega poważnemu wypadkowi.
Budzi się w domu Annie Wilkes, byłej pielęgniarki, która jest jego najzagorzalszą wielbicielką. Paul jest zdany całkowicie na kobietę, gdyż drogi są zasypane, a dom Annie mieści się na odludziu. Wszystko jest w jak najlepszym porządku, dopóki była pielęgniarka nie wraca z jego najnowszą powieścią „Dziecko Misery”. Wtedy Paul odkrywa prawdziwą naturę Annie Wilkes.
Przyznam szczerze, że nie byłam zbyt entuzjastycznie nastawiona do tej książki. Nie przepadam za takim gatunkiem, ale książka kosztowała grosze więc sobie pomyślałam „Czemu nie?”. Czekała na swoją kolej dość długo jednak w końcu postanowiłam, że nadszedł na nią czas i zagłębiłam się w historię Paula Sheldona, Annie Wilkes oraz Misery Chastain. I być może to niezbyt optymistyczne nastawienie mnie uratowało. Niejednokrotnie mi się zdarzało, że kierując się opiniami innych sięgałam po książkę z ulgą, że w końcu ją zacznę. A potem przeżywałam wielkie rozczarowanie, bo… to nie było to, czego chciałam i oczekiwałam.
W tym przypadku nie kierowałam się opiniami ludzi, którzy mówili, że dzięki tej książce rozpoczęli swoją przygodę z Kingiem albo też się do niego przekonali. Ja oczekiwałam raczej, że będę się troszeczkę męczyła z tą książką, ale przeżyłam miłe rozczarowanie i z całego serca mogę wszystkim ją polecić. Nie powiem, że to była miła książka, bo taka nie była. Stephen wprowadził w nią momenty grozy, a przez jeden rozdział odłożyłam książkę i powiedziałam sobie: „Reszta jutro”. Choć najbardziej serce biło mi w ostatnich scenach, kiedy byłam kompletnie skołowana tym co się stało i zastanawiałam się „Jakim cudem?!”. Ano takim cudem, że to w końcu King, prawda? W jego książkach możemy spodziewać się wszystkiego.

Prawda wcale nie różni się tak bardzo od fikcji, jak powiadają. Zazwyczaj wiesz dokładnie, jak potoczą się różne sprawy.

Dla dopełnienia historii obejrzałam ekranizację „Misery”. I tak, jak nie lubię filmów na podstawie książki, bo różnice mnie denerwują, tak to było dla mnie bardzo miłym dodatkiem. Oczywiście – różnice były, jak to w każdym filmie tworzonym na podstawie książki. Jednak nie były tak bardzo rzucające się w oczy, przynajmniej dla mnie. I tak jak w książce skończyłam po pewnej scenie czytać i wróciłam następnego dnia do historii, tak w filmie wyłączyłam dźwięk i zamknęłam oczy. Wiem, że wielu może tego nie rozumieć i spojrzeć na to bez mrugnięcia okiem, ale zauważmy, że każdy człowiek jest inny.



Odważny człowiek potrafi myśleć. Tchórz – nie.


Więc czy polecam tę pozycję? Tak, jak najbardziej. Ta książka bardzo mi się podobała i miło się zaskoczyłam. Podobało mi się to, jakie poruszenie wprowadza w czytelniku i ten efekt Jeszcze jednego rozdziału. Jeśli ktoś się zastanawiał czy sięgnąć po „Misery”, to według mnie nie powinien robić tego dłużej i od razu to zrobić.

Books Holic!