Tytuł: „Misery”
Tytuł oryginału: „Misery”
Autor: Stephen
King
Data wydania: 15
maja 2017r
Pierwsze polskie
wydanie: 1991r
Wydawnictwo: Prószyński
i S-ka, Wydawnictwo Albatros
„Cokolwiek może się
nie udać, na pewno się nie uda.”
Stephen King nie bez powodu jest nazywany mistrzem grozy. Jestem
skłonna powiedzieć, że ten autor nie ma żadnych hamulców, ale o tym większość z
was już wie, prawda?
Paul Sheldon jest autorem tandetnych romansideł. Napisany przez niego
cykl o Misery Chastain zdobywa ogromną popularność. Niestety, autor miał dość
stworzonej przez siebie tytułowej Misery i w ostatniej części postanawia ją
uśmiercić.
Podczas zamieci śnieżnej, jadąc pod wpływem alkoholu, auto Paula wpada
w poślizg i mężczyzna ulega poważnemu wypadkowi.
Budzi się w domu Annie Wilkes, byłej pielęgniarki, która jest jego najzagorzalszą wielbicielką. Paul jest
zdany całkowicie na kobietę, gdyż drogi są zasypane, a dom Annie mieści się na
odludziu. Wszystko jest w jak najlepszym porządku, dopóki była pielęgniarka nie
wraca z jego najnowszą powieścią „Dziecko
Misery”. Wtedy Paul odkrywa prawdziwą naturę Annie Wilkes.
Przyznam szczerze, że nie byłam zbyt entuzjastycznie nastawiona do tej
książki. Nie przepadam za takim gatunkiem, ale książka kosztowała grosze więc
sobie pomyślałam „Czemu nie?”.
Czekała na swoją kolej dość długo jednak w końcu postanowiłam, że nadszedł na
nią czas i zagłębiłam się w historię Paula Sheldona, Annie Wilkes oraz Misery
Chastain. I być może to niezbyt optymistyczne nastawienie mnie uratowało.
Niejednokrotnie mi się zdarzało, że kierując się opiniami innych sięgałam po
książkę z ulgą, że w końcu ją zacznę. A potem przeżywałam wielkie
rozczarowanie, bo… to nie było to, czego chciałam i oczekiwałam.
W tym przypadku nie kierowałam się opiniami ludzi, którzy mówili, że
dzięki tej książce rozpoczęli swoją przygodę z Kingiem albo też się do niego
przekonali. Ja oczekiwałam raczej, że będę się troszeczkę męczyła z tą książką,
ale przeżyłam miłe rozczarowanie i z całego serca mogę wszystkim ją polecić.
Nie powiem, że to była miła książka,
bo taka nie była. Stephen wprowadził w nią momenty grozy, a przez jeden
rozdział odłożyłam książkę i powiedziałam sobie: „Reszta jutro”. Choć najbardziej serce biło mi w ostatnich scenach,
kiedy byłam kompletnie skołowana tym co się stało i zastanawiałam się „Jakim cudem?!”. Ano takim cudem, że to w
końcu King, prawda? W jego książkach możemy spodziewać się wszystkiego.
„Prawda wcale nie różni
się tak bardzo od fikcji, jak powiadają. Zazwyczaj wiesz dokładnie, jak potoczą
się różne sprawy.”
Dla dopełnienia historii obejrzałam ekranizację „Misery”. I tak, jak nie lubię filmów na podstawie książki, bo
różnice mnie denerwują, tak to było dla mnie bardzo miłym dodatkiem. Oczywiście
– różnice były, jak to w każdym filmie tworzonym na podstawie książki. Jednak
nie były tak bardzo rzucające się w oczy, przynajmniej dla mnie. I tak jak w
książce skończyłam po pewnej scenie czytać i wróciłam następnego dnia do
historii, tak w filmie wyłączyłam dźwięk i zamknęłam oczy. Wiem, że wielu może
tego nie rozumieć i spojrzeć na to bez mrugnięcia okiem, ale zauważmy, że każdy
człowiek jest inny.
„Odważny człowiek
potrafi myśleć. Tchórz – nie.”
Więc czy polecam tę pozycję? Tak, jak najbardziej. Ta książka bardzo
mi się podobała i miło się zaskoczyłam. Podobało mi się to, jakie poruszenie
wprowadza w czytelniku i ten efekt Jeszcze
jednego rozdziału. Jeśli ktoś się zastanawiał czy sięgnąć po „Misery”, to według mnie nie powinien
robić tego dłużej i od razu to zrobić.
Books Holic!
Czytałam, również mi się podobała :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
ver-reads.blogspot.com
Kusząca pozycja, mam nadzieję, że wkrotce ją przeczytam 😊
OdpowiedzUsuńJakoś nie jestem fanką powieści grozy, jakoś nie lubię się bać. Ale twoja recenzja brzmi tak zachęcająco, ze aż szkoda mi jej nie przeczytać. Jeśli dostanę paranoi po jej przeczytaniu, to będziesz mi płacić za psychiatrę xD Pozdrawiam Książkowa Dusza
OdpowiedzUsuńCzytałam narazie tylko Carrie, średnio przypadło mi do gustu, ale ta powieść wydaje się lepsza. Chętnie po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuńPozdawiam.
mariadoeseverything.blogspot.com
Nigdy nie czytałam książek Kinga,ale ostatnio wszyscy mi je polecają, więc będę musiała wreszcie sprawdzić o co tyle szumu 😊
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
jaholiczka.blogspot.com
U mnie ta pozycja czeka jeszcze na przeczytanie :) Na ten moment, jeśli chodzi o Kinga, czytałam jedynie "Pana Mercedesa". Rewelacyjna książka! Polecam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńA czytałam całą trylogię! Również mi się podobała :)
UsuńEfekt Jeszcze jednego rozdziału? To mnie kupiło! Od dawna przymierzam się, żeby zamówić tę książkę i kurcze, muszę w końcu wrzucić ją do koszyka! :D
OdpowiedzUsuńObsession With Books
Lubię książki Stephena Kinga, wiadomo - jedne mniej, drugie bardziej. "Misery" była jedną z powieści, które zaliczają się do tej drugiej grupy. Bardzo podobał mi się klimat tej historii i opisany przez Ciebie efekt "jeszcze jednego rozdziału". Myślę, że niedługo znów ją przeczytam - na przykład wtedy, gdy już spadnie śnieg. ;D
OdpowiedzUsuńWilcza Dama ^^