29 maja 2020

152. Przedpremierowo: "Dream again" ~ Mona Kasten


Tytuł:Dream again
Tytuł oryginału:Dream again
Autor: Mona Kasten
Data wydania: 03 czerwca 2020
Wydawnictwo: Jaguar

Jude Livingston straciła wszystko: oszczędności, dumę i marzenia o karierze aktorskiej. Załamana, przeprowadza się do brata do Woodshil, a tam spotyka nie kogo innego, jak Blake’a Andrewsa. Jude i Blake byli parą, póki dziewczyna nie postanowiła wyjechać do Los Angeles i zostawić Blake’a, czego ten nigdy jej nie wybaczył. Jude szybko dostrzega, że miejsce dawniej pogodnego chłopaka zajął złamany mężczyzna. I choć wzajemne przyciąganie jest równie silne, jak dawniej, muszą odpowiedzieć sobie na pytanie, czy są gotowi ponownie zaryzykować…
Źródło opisu: materiały wydawnictwa.

Po książki Mony Kasten sięgam już w ciemno i jej twórczość skradła sobie część mojego serca. Uwielbiam historie, jakie autorka tworzy, jak kreuje swoich bohaterów. Każdy z osobna jest inny, wyjątkowy. Tak było również w przypadku „Dream again”. Często staram się podchodzić z ostrożnością do książek autorów, których lubię, ale tym razem nie mogłam nic poradzić na to, że nastawiłam się na coś naprawdę dobrego. Głównie dlatego, że seria „Again” jest jedną z moich ulubionych. A historii Blake’a byłam bardzo ciekawa, zwłaszcza po przeczytaniu „Hope again”, bo tam nieco bardziej mogliśmy poznać jego postać.
Mona jak zawsze sprawiła, że zakochałam się w jej książce, w bohaterach. Wydaje mi się, że ten tom był dojrzalszy, niż te poprzednie. Na pewno był inny i to mi się bardzo podobało, bo w ten sposób autorka pokazuje, że potrafi tworzyć coś nowego, a nie tylko opierać się na tych samych schematach. „Dream again” to książka o walce o własne marzenia, o drugiej szansie, o zdobywaniu zaufania. Pomiędzy Blake’em a Jude jest sporo do wyjaśnienia, a przede wszystkim do przepracowania. Jude to młoda aktorka, bardzo zdolna, ale również zagubiona. Popełniła swoje błędy i teraz musi się zmierzyć z wieloma sprawami. Zwłaszcza ze swoim byłym chłopakiem. Jej historia jest owiana nutką tajemniczości i wzbudza pytania, to na pewno. Jej życie totalnie uległo zmianie, ale już więcej wam nie zdradzę, musicie odkryć to sami. Natomiast Blake jest zagubiony i nieco przestraszony. Dziewczyna złamała mu serce i nagle znów pojawia się w jego życiu. I super było to, że ich relacja, odbudowywanie jej, było powolnym procesem i było tak bardzo naturalne i przyjemne w czytaniu, że naprawdę chciało się zagłębiać w tę historię, choć szczerze mówiąc, to nie wiedziałam czego mogę się spodziewać na kolejnych stronach, więc nie mogę powiedzieć, że akcja była przewidywalna. Trochę na pewno, ale w pewnym momencie nawet nieco się zaskoczyłam – i nie wiem czy wiecie, ale uwielbiam być zaskakiwana! Jak najbardziej na korzyść tej historii podziałało także to, że ani Jude ani Blake nie byli idealnymi ludźmi. Popełniali błędy, zachowywali się głupio i czasem pochopnie. I mimo tej nieidealności, historia stała się lepsza. W moim odczuciu.
Nie ukrywam, że brakowało mi już znanych postaci z poprzednich tomów, chociaż rozumiem też, że Jude jest nowa w tym świecie (choć nie dla Blake’a) i Mona nie mogła jej ‘wrzucić’ w tę znaną i bardzo zgraną paczkę. W tej historii został zachowany umiar, nic nie było przekoloryzowane i chyba dlatego nie mogę wyzbyć się wrażenia, że jest to jedna z lepszych części tej serii. Do tej pory moją ulubioną była „Begin again” i myślę, że te dwa tomy mogą ze sobą konkurować. Całość jest z perspektywy Jude i trochę zabrakło mi perspektywy Blake’a, bo lubię, gdy książka jest napisana oczami obojga bohaterów i szkoda, że nie mogłam odkryć, co siedzi w głowie tego przystojniaka, który skradnie serce niejednej czytelniczce.
Powiem wam jeszcze na koniec, że „Dream again” w pewien sposób, niewielki ale jednak, opowiada też historię pewnego pobocznego bohatera. Nie rzuca się to bardzo w oczy, nie próbuje się wbić na pierwszy plan przed relację Blake’a i Jude, ale nie da się też jej zignorować – przynajmniej ja tego nie zrobiłam i to też było fajnym zagraniem.

Mona Kasten, choć przedstawia nam nieco już znany świat, to tworzy nową historię, inną niż wszystkie. Nie ma tu motywu studenckiego, jest za to bardziej dojrzała, o czym już wspomniałam. Oboje coś stracili i ta książka opowiada o walce z własnymi słabościami, walce o marzenia. Pokazuje, że świat jest lepszy, gdy obok mamy bliskich. „Dream again” to naprawdę warta poznania książka, którą polecam wam z całego serca tym bardziej, że miałam tę przyjemność objąć ją swoim patronatem. I naprawdę, naprawdę mam nadzieję, że nadejdzie taki dzień, w którym zobaczę zapowiedź kolejnego tomu tej serii.
Naprawdę ją polecam i mogłabym robić to bez końca, ale najlepiej będzie, jeśli po prostu po nią sięgniecie i przekonacie się czy ta opowieść spodoba się wam choć w minimalnym stopniu tak, jak spodobała się mnie.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jaguar.

23 maja 2020

151. "Naga prawda" ~ Vi Keeland

Tytuł:Naga prawda
Tytuł oryginału:The Naked Truth
Autor: Vi Keeland
Data wydania: 06 maja 2020
Wydawnictwo: Kobiece

Ambitna Layla Hutton pracuje w nowojorskiej kancelarii. Kiedy dostaje od szefa propozycję reprezentowania prestiżowej firmy, przyjmuje ją bez wahania. Jej nowy klient to Grayson Westbrook. TEN Grayson Westbrook.
Ponad rok temu roztrzaskał jej serce na milion kawałków. Teraz stoi przed nią z nadzieją na nowy początek, bardziej pociągający niż kiedykolwiek.
Prawniczka postanawia zachować profesjonalizm i nie rezygnuje z obsługi firmy Graya. Jeśli ON sam chce od niej czegoś więcej, tym razem będzie musiał naprawdę się postarać. O ile Layla jako pierwsza nie ulegnie jego seksapilowi.
Źródło opisu: okładka książki.

[…] czasem ludzie kłamią nie dlatego, że chcą przed nami ukryć prawdę. Po prostu się chronią.

Nie wiem jak to się dzieje, ale Vi Keeland potrafi mnie kupić swoją twórczością za każdym razem na nowo. Uwielbiam książki tej autorki i sięgam po nie w ciemno, chociaż jeszcze nie wszystkie przeczytałam, ale jestem już w ich posiadaniu i na pewno to nadrobię. To, co wychodzi spod pióra Vi jest może trochę schematyczne i przewidywalne, ale też na swój sposób odświeżające i oryginalne. Ta historia, jaką przedstawia w „Nagiej prawdzie” kupiła mnie w zupełności. Prócz znanego mi już humoru, jaki w niej występuje i jakim charakteryzują się książki tej autorki, są też poruszane ważne kwestie. Jak to, że każdy zasługuje na drugą szansę i jak funkcjonuje miłość, na jakich zasadach się opiera. Może dlatego, że bohaterowie mieli już wspólną przeszłość i Layla musiała na nowo zaufać Graysonowi, to także czekały na nich sprawy, z którymi musieli się zmierzyć i których się nie spodziewali. Nie tylko oni zostali zaskoczeni rozwojem sytuacji i wydarzeń, ale nie ukrywam, że ja troszeczkę też i to jest jak najbardziej na plus – uwielbiam, kiedy dzieje się coś, czego nie do końca się spodziewam.
Jak zawsze w przypadku twórczości Vi Keeland, pokochałam bohaterów od pierwszych stron, a najbardziej oczywiście tę męską postać. Widać od początku, że Grayowi bardzo zależy na kobiecie i nie zamierza się poddać. Walczy o odzyskanie jej zaufania i mimo swojej męskości, pewności siebie i seksownej arogancji, jest też kochany i momentami chciałoby się go przytulić. Wcale się nie dziwię, że skradł serce Layli i nie mogła się mu oprzeć. Jeśli o nią chodzi, jej bohaterka naprawdę przypadła mi do gustu. Była bardzo pracowita, ambitna, inteligentna i pewna siebie. W obliczu problemów oczywiście miała swoje wątpliwości, obawy, ale też nie uciekała jak tchórz. Starała się postępować rozsądnie, a nie pochopnie. Jej zachowanie na samym początku, zanim spróbowała czegokolwiek z Graysonem – ponownie – na pewno zasługuje na plusa za uczciwość. Nie chcę zdradzać o co chodzi, więc jeśli przeczytacie, to mam nadzieję, że będziecie rozumieli, do czego nawiązuję. Jeśli nie – chętnie wyjaśnię! I szczerze mówiąc, już chwilę po zakończeniu czytania tej lektury, zatęskniłam za wszystkimi bohaterami (zwłaszcza za Laylą i Graysonem) oraz za ich historią.

Czasem, kiedy życie nagle zatrzymuje się w miejscu, człowiek ma szansę spojrzeć wstecz. Wtedy wszystko staje się znacznie klarowniejsze, niż kiedy pędzi się przed siebie, rzadko patrząc przez ramię.

Gdybym powiedziała, że nie polecam tej książki, to byłoby to największe kłamstwo. Jeżeli tylko lubicie romanse pełne humoru, ale i pikanterii, przy których się pośmiejecie, ale i które przysporzą wam trochę emocji, to naprawdę, naprawdę polecam. Vi Keeland jak zawsze mnie zachwyciła i powiem wam jedno. Od jakiegoś czasu moje czytanie jest nikłe. Natomiast tę książkę pokonałam w jeden wieczór i jeden dzień, także to coś znaczy, prawda? Czytało mi się ją naprawdę szybko, a przede wszystkim z wielką przyjemnością. Mam nadzieję, że udało mi się was przekonać i sięgniecie po „Nagą prawdę”.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece.

21 maja 2020

150. "Ktoś tu kłamie" ~ Jenny Blackhurst

Tytuł:Ktoś tu kłamie
Tytuł oryginału:Someone is lying
Autor: Jenny Blackhurst
Data wydania: 06 maja 2020
Wydawnictwo: Albatros

Minął rok, odkąd Erica Spencer zginęła w wyniku tragicznego wypadku. Wydaje się, że nikt w Severn Oaks już nie pamięta o dramatycznym wydarzeniu, które wstrząsnęło tą małą społecznością. Do czasu, gdy do sieci trafia zapowiedź serii podcastów zatytułowanych Prawda o Erice. Ich autor zapowiada, że ujawnią, co tak naprawdę wydarzyło się na halloweenowym przyjęciu, podczas którego Erica… została zamordowana.
Podejrzanych jest sześcioro, a autor nagrań obiecuje w ostatnim z nich zdemaskować mordercę. Ponieważ każdy kolejny podcast skupia się na innym podejrzanym, mieszkańców Severn Oaks zaczyna ogarniać niepokój, a gdy jednak z wytypowanych osób znika – wszyscy wpadają w panikę. Uciekła? Jest winna? Grozi jej niebezpieczeństwo? Kiedy napięcie rośnie, sąsiedzi zwracają się przeciwko sobie. Zwłaszcza że każdy z nich ukrywa jakiś sekret. A jeden z nich już ma na koncie morderstwo…
Źródło opisu: okładka książki.

Mimo, że ostatnio czytam znacznie więcej romansów, kryminały to gatunek, który naprawdę lubię i nie ukrywam, że jestem też wobec nich dość wymagająca. Z twórczością Jenny Blackhurst nie miałam jeszcze styczności i czytając opis miałam lekkie wahanie czy się na nią zdecydować, ale jak widzicie, w końcu postanowiłam, że ją przeczytam. I zanim sięgnęłam po tę książkę, słyszałam pozytywne opinie, więc byłam ciekawa historii, ale jednocześnie nie chciałam się nastawiać za bardzo entuzjastycznie, by nie poczuć rozczarowania.
I szczerze mogę powiedzieć, że styl autorki oraz sam pomysł na fabułę, a przede wszystkim to, w jaki sposób Jenny zaczęła kierować akcją powieści, spodobały mi się już po kilku rozdziałach i pomyślałam sobie, że to może być naprawdę niezła historia. Z biegiem czasu zostawały odkrywane coraz to nowsze fakty i nie będę ukrywać, ze zostałam nieco zaskoczona, co w kryminałach wprost uwielbiam, a nawet i wymagam. Nie lubię, kiedy ten typ literatury jest przewidywalny i nie ma elementu zaskoczenia. Tutaj się na szczęście pojawiły i Jenny Blackhurst starała się nieco zmylić czytelnika, podsuwając różne fakty, które dawały do myślenia i sprawiały, że zaczęłam się zastanawiać kto co zrobił, kto jest winny i co jest prawdą, a co nie? A gdy nie czytałam, to myślami byłam wciąż przy wydarzeniach z tej książki i wciąż rozmyślałam nad tym, kto jest tym dobrym a kto złym. Kto kłamie?

Ktoś tu kłamie” polecam dla fanów tego gatunku, bo naprawdę warto. Historia mnie zaskoczyła, nie była przewidywalna, a do tego wciąż coś się działo. Bardzo się cieszę, że miałam możliwość przeczytania tej książki, bo naprawdę mi się podobała. Autorka umiejętnie kręciła akcją i faktami, zmylając czytelnika, a zakończenie też nie do końca jest do przewidzenia, choć nie jest też szokujące, ale i jestem usatysfakcjonowana i na pewno sięgnę po inne książki Jenny Blackhurst. Więc jeśli lubicie kryminały, naprawdę polecam.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Albatros.

16 maja 2020

149. "Opór" ~ K. Bromberg

Tytuł:Opór
Tytuł oryginału:Resist
Autor: K. Bromberg
Data wydania: 28 kwietnia 2020
Wydawnictwo: Editio Red

Ryker Lockhart to bez wątpienia bardzo przystojny i bogaty mężczyzna. Jednak jego profesja powinna wzbudzać w kobietach nieufność. Ryker jest znanym i wziętym prawnikiem, specjalizującym się w sprawach rozwodowych. Zawodowe wywlekanie brudów nie byłoby może problemem dla bardziej osobistej relacji, gdyby nie to, że po bliższym poznaniu mężczyzna okazywał się zimnym draniem. Przystojnym i inteligentnym, ale wciąż aroganckim i paskudnym typem. Wiązanie się z kimś takim to nigdy nie jest dobry pomysł.
Vaughn z całą pewnością wykluczała jakąkolwiek relację z kimś takim jak Ryker. Była zbyt niezależna i odważna, do tego miała wybujały temperament. A dodatkowo na głowie bardzo konkretne zobowiązania. Zdrowy rozsądek podpowiadał jej, że jeśli pozwoli temu facetowi wkroczyć w swoje życie, w krótkim czasie może stracić wszystko, co z takim wysiłkiem zbudowała. Niestety, dziewczyna nie zawsze słuchała zdrowego rozsądku. Spotkała się z Lockhartem, który dla osiągnięcia swoich celów posunął się do szantażu. Ona jednak dostrzegła w nim coś, co sprawiło, że zamiast się wycofać, postanowiła podjąć ryzykowną grę.
Łamanie własnych zasad i uleganie takim facetom rzadko kiedy prowadzi do szczęśliwego finału. Vaughn i Ryker nie mogli przecież pozostać obojętni wobec siebie. Oboje mieli silne charaktery i żelazną wolę. Żadne nie zamierzało cofnąć się ani o krok. Tylko jak długo można stawiać opór rosnącej namiętności? I jak grać zgodnie z zasadami, gdy na horyzoncie pojawia się widmo katastrofy, a sytuacja wymyka się spod kontroli?
Źródło opisu: okładka książki.

Miłość to miłość, uderza znienacka i uderza bez ostrzeżenia.

Książki K. Bromberg to już u mnie must have i wiedziałam, że tę też muszę przeczytać mimo, że to seria, a drugiego tomu nie ma jeszcze wydanego i zazwyczaj takich sytuacji unikam, ale nie mogłam się tym razem oprzeć. Lubię bohaterów, jakich autorka kreuje i to, jakie tworzy historie, jednak nie ukrywam, że „Opór” mnie zaskoczył. Nie wiem czego się spodziewałam, ale na pewno nie tego, co w rzeczywistości dostałam. Sam pomysł okazał się dość oryginalny i naprawdę mi się spodobał, nie był to typowy romans, ale najbardziej jednak podobało mi się to, jakie postaci autorka stworzyła tym razem. Zarówno Vaughn, jak i Ryker, byli osobami o ciężkich charakterach, uparci i wciąż ze sobą walczyli. Vaughn  nie była kobietą, która da się zastraszyć. Była twarda i momentami nieugięta, ale skrywała pewne tajemnice. Do relacji z Lockhartem podchodziła momentami buntowniczo i czasami z wrogością. Dla niej w pewnych chwilach najlepiej by było, jakby w ogóle się nie znali, ale on również był nieustępliwy i nie zamierzał odpuścić tak łatwo i nie chciał pozwolić, by to ona wygrała. To, co łączyło tych dwoje, prócz uporu i silnych charakterów, to na pewno problemy z zaufaniem i zdecydowanie, że związki ich nie interesują. Prócz wzajemnej nieugiętości, denerwowania się nawzajem, pomiędzy tym dwojgiem było pożądanie i coś, do czego oboje nie chcieli się przyznać sami przed sobą. Tak naprawdę ta powieść była odkrywcza na każdym kroku, bo gdy już zaczęłam, nie wiedziałam czego się spodziewać zarówno po bohaterach, jak i samej sytuacji. Główny bohater mimo, że nie słynie z subtelności i naprawdę potrafi być dupkiem, to po jakimś czasie mnie zaskoczył swoim zachowaniem i tym… co w sobie skrywał, że tak powiem. Co więcej, po kilku rozdziałach byłam pewna, że w tej książce będzie dużo scen erotycznych, ale szczerze? Na zbyt wiele się nie nastawiajcie, bo autorka skupia się bardziej na oporze, z jakim Ryker spotyka się wciąż ze strony Vaughn i na samej ich historii, na budowaniu ich relacji i wzajemnego zaufania.
To była naprawdę przyjemna podróż przez tę historię i jestem skłonna powiedzieć, że „Opór” to jedna z lepszych książek K. Bromberg, jakie czytałam do tej pory i czekam już na drugi tom z niecierpliwością, ale też jestem bardzo, ale to bardzo ciekawa, co autorka wymyśliła w kolejnej części, która z tego co kojarzę, będzie nosiła tytuł „Pojednanie”, bo powiem wam w małym sekrecie, że zakończenie tej książki sprawia, że chciałabym czytać dalej i dalej. Dlatego mam nadzieję, że dalsze losy Vaughna i Rykera dostanę jak najszybciej, bo tworzyli naprawdę intrygujący i nieco niespotykany duet.

Szczerze i bez wahania polecam tę książkę każdemu miłośnikowi romansów. Myślę, że może wam się spodobać, bo w dość oryginalny sposób jest napisana, ale nie spodziewajcie się tutaj słodkiego romansidełka, mnóstwa czułości i całej tej otoczki. Oj, tego nie dostaniecie, więc jeśli tego oczekujecie – to jednak tę lekturę sobie odpuśćcie. Mam jednak nadzieję, że zdecydujecie się sięgnąć po „Opór” i moja opinia wam pomogła, a przede wszystkim mam nadzieję na to, że spodoba wam się tak, jak mi i razem będziemy wyczekiwać kolejnego tomu.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Editio Red.

08 maja 2020

148. "Nieidealnie dopasowani" ~ Corinne Michaels & Melanie Harlow

Tytuł:Nieidealnie dopasowani
Tytuł oryginału:Imperfect Match
Autor: Corinne Michaels & Melanie Harlow
Data wydania: 29 kwietnia 2020
Wydawnictwo: NieZwykłe

Pierwsza zasada zawodowej swatki: Nie zakochuj się w swoim kliencie. Jednak Willow złamała tę zasadę, kiedy zakochała się w Reidzie Fortino – swoim najlepszym przyjacielu, który był jednocześnie jej klientem. Miała mu znaleźć dziewczynę. Myślała, że to będzie łatwe. Nie było.
Willow musi udowodnić mace, że jest w stanie przejąć jej biznes – firmę zajmującą się dobieraniem idealnych partnerów. Inaczej rodzinny interes zostanie zamknięty.
Reid zgłasza się zostać jej klientem i w ten sposób pomóc przyjaciółce. Do tej pory stałe związki lub małżeństwo go nie interesowały, ale tym razem daje się namówić na swatanie.
Im więcej czasu tych dwoje spędza razem, próbując znaleźć Reidowi idealną dziewczynę, tym bardziej Willow chciałaby mieć go tylko dla siebie.
Wszystko się pogmatwało. Willow nie tylko może zrujnować rodzinny biznes, ale też stracić swoje serce.
Źródło opisu: okładka książki.

Sięgając po „Nieidealnie dopasowani” nastawiłam się na lekturę lekką i luźną, na jeden bądź dwa wieczory. Mi zajęła jeden i czytało się naprawdę szybko i miałam chęć, by dalej brnąć w tę historię, która tak naprawdę już na początku mnie kupiła. Przede wszystkim poczuciem humoru, którego tam nie brakowało, zwłaszcza ze strony Reida, który był oczywiście przystojny, zabawny i na pewno nie chce się ustatkować. Na małżeństwo i dzieci od razu mówi „nie”. Od razu zapałałam do niego sympatią, ale z czasem się okazuje, że mimo ‘zblazowanego’ stylu, ma swoje demony, którymi nie lubi się dzielić, nawet przed swoją najlepszą przyjaciółką, Willow. Kobieta jest młoda, inteligentna i choć dobrze jest jej być samej, pragnie mieć dziecko, a kiedyś w przyszłości chciałaby szczęśliwej, idealnej rodziny. Tych dwoje jest zupełnie różnych, czego przykładem jest podejście do małżeństwa i dzieci, ale pasują do siebie idealnie, dlatego ich przyjaźń jest taka mocna. Znają wszystkie swoje strony i słabości, w swoich różnicach świetnie się dopełniają i naprawdę zabawnie było czytać i przyglądać się ich różnym zachowaniom i docinkom. No i byli ekstra duetem, jak dla mnie.
Podobało mi się to, że autorki nie zdecydowały się na klasyk w tego typu relacjach, że się przyjaźnią, ale od dawna coś do siebie czują. Nie. Oni obstają uparcie, że między nimi jest tylko przyjaźń, na której obojgu naprawdę bardzo zależy i nie chcą jej stracić. Nie ma czegoś „więcej”. To pojawia się dopiero z czasem i również z tym pojawi się strach, że to może zniszczyć ich więź, a tego oboje nie chcą.
W sumie trochę żałuję, że ta książka była taka krótka, bo podobała mi się ta historia i przyjemnie było się w niej zagłębić, odkrywać jak rozegra się relacja pomiędzy Willow a Reidem. I chociaż wydawać by się mogło, że skoro się znają lepiej niż ktokolwiek, wiedzą wszystko o swoich zaletach, wadach, poglądach, to może być tylko idealnie, ale... czasem mimo tego trzeba coś przepracować. Nie możemy próbować zmienić drugiego człowieka, a przede wszystkim nie możemy zmieniać się dla innych, więc między tym dwojgiem jest trochę pracy. Rozdziały są z perspektywy ich obojga, więc wiemy co siedzi w ich głowach w danym czasie i powiem wam, że dla mnie od początku byli dla siebie stworzeni i trzymałam kciuki w oczekiwaniu, aż w końcu to się stanie.

Naprawdę polecam wam tę książkę, jeśli szukacie przyjemnego, ale nienudnego romansu, z którym można spędzić wieczór z uśmiechem na twarzy, bo ta książka mi to zagwarantowała. Scen seksu autorki nam nie szczędzą, ale na szczęście nie jest tego za dużo i są napisane w sposób subtelny, więc nie przeszkadzają w czytaniu. Mam nadzieję, że jeśli sięgniecie po historię Willow i Reida to spodoba wam się tak samo, jak mi.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.

07 maja 2020

147. "Bogaty i grzeszny" ~ Meghan March


Tytuł:Bogaty i grzeszny
Tytuł oryginału:Richer Than Sin
Autor: Meghan March
Data wydania: 14 kwietnia 2020
Wydawnictwo: Editio Red

Pełna nienawiści wspólna przeszłość od lat zatruwa życie Riscoffów i Gable’ów. Wojna między rodzinami przeszła już do legendy. Nawet mieszkańcy miasta byli zmuszeni opowiedzieć się po jednej ze stron. W takich warunkach związek kogokolwiek z Riscoffów z kimkolwiek z Gable’ów nie miał najmniejszych szans powodzenia. Kiedy więc wbrew zdrowemu rozsądkowi Lincoln Riscoff dał się oczarować pięknę Whitney Gable, na drodze do ich szczęścia stanął cały świat. W rodzinie Riscoffów wszystko, łącznie z najbardziej osobistymi sprawami, było podporządkowane pomnażaniu majątku i dbaniu o władzę.
I Whitney i Lincoln prędko zrozumieli, że łącząca ich więź to prawdziwa miłość. Byli gotowi na przeciwstawienie się presji ze strony klanów. Ale w grze niespodziewanie pojawił się ten trzeci. Ricky Rango, wschodząca gwiazda rocka i bożyszcze nastolatek. Mógł mieć niemal każdą kobietę, jednak za cel postawił sobie zatrzymanie przy sobie Whitney. Musiała być jego, chociaż w sercu Ricky’ego nie było wobec niej szczerych uczuć…
Źródło opisu: okładka książki.

[…] biegłaś tak długo, że nie wiesz, jak się zatrzymać. Może powinnaś spróbować i przekonać się, jak to jest po prostu być.

Z twórczością Meghan March nie miałam jeszcze styczności, choć jedną jej książkę, a dokładniej „Pakt z Diabłem”, mam na półce, jednak jeszcze nie było okazji, żebym po nią sięgnęła. Natomiast „Bogaty i grzeszny” mnie kusiła mimo, że się wahałam czy po nią sięgnąć, bo w końcu to trylogia, a kolejnych tomów jeszcze nie ma, ale zdecydowałam się zaryzykować i zobaczyć czy z tą autorką się polubimy.
Powiem wam, że podoba mi się to, co odkryłam. Meghan wykreowała fajną historię i ciekawe, nieprzerysowane postacie, dodała też czarne charaktery i trochę pomieszała, żeby nie było kiedy się nudzić. Lincoln, przystojny i pewny siebie, jako bohater męski bardzo mi przypadł do gustu, bo mimo wpajanych od młodości przekonań, nie do końca się do tego stosował. Nie przeszkadzało mu, że Whitney to wróg. Uczucie pomiędzy nimi, jak i w ogóle jakakolwiek cieplejsza relacja są zakazane, ale Riscoffowi to nie przeszkadzało, chociaż spotkał się z oporem z jej strony. Zarówno w przeszłości, jak i teraz, bo tak. Tych dwoje ma za sobą wspólny czas, ale tak jak wtedy, tak i teraz Lincoln nie zamierza odpuścić i stosować się do tego, co ktoś mu mówi. Natomiast Whitney była kobietą nieco zagubioną i pokiereszowaną przez życie, ale też była naprawdę dobrą i miłą osobą, w której poczucie winy można było bardzo szybko wzbudzić.

– A czy nie na tym polega życie? Na pokonywaniu przeszkód, gdy sprawa jest tego warta? I czy istnieje coś bardziej wartego stoczenia tej walki niż życie przy boku osoby, która sprawia, że każdy poranek jest ekscytującym nowym początkiem

Rodzina Riscoffów ma władzę w prawie całym miasteczku, natomiast rodzina Gable ją utraciła, za co oczywiście winią tych pierwszych, a konflikt trwa od dawien dawna. Więc związek Lincolna i Whitney jest z góry skazany na niepowodzenie, bo każdy jest przeciwko im. A nawet dekada z dala od siebie nie pomogła im o sobie zapomnieć i o tym, jakie odczucia wywołują w sobie nawzajem. Może fakt, że byli dla siebie niczym zakazany owoc sprawił, że tak bardzo ich do siebie ciągnęło? Kto wie?
Jest to historia z tajemnicami, co podsycają jeszcze wplecione rozdziały opowiadające o przeszłości. I nie myślcie sobie, że odpowiedzi dostaniecie jak na tacy, o nie! Na to musicie sobie poczekać, ale bardzo mi się ten zabieg podobał, bo sprawiał, że chciało się czytać i byłam coraz bardziej ciekawa tego, o czym jest mowa. Oczywiście miałam swoje domysły, ale czy słuszne? Na pewno mogę wam powiedzieć, że w jednym się myliłam. Po kilku rozdziałach byłam przekonana, że wiem, jak to się skończy. I zostałam przez autorkę zaskoczona, a co więcej, drugi tom przydałby mi się na już. Może wielkich emocji ta książka we mnie nie wzbudziła, może nie jest to historia jakaś oryginalna, ale mi przypadła do gustu i niewątpliwie sięgnę po kontynuację, na którą czekam.
Meghan March wprawdzie stworzyła krótkie rozdziały, niektóre nawet bardzo, ale dzięki temu czytało się szybko i nietrudno było wpaść w fazę ‘jeszcze jednego rozdziału’. I mogliśmy poznać odczucia zarówno Whitney, jak i Lincolna, bo rozdziały są pisane z perspektywy ich obojga. Zarówno teraźniejsze, jak i te z przeszłości, co zawsze w książkach lubię. Z rozwojem ich relacji też się nie śpieszyła, dała życie wątkom pobocznym, co jak dla mnie super, bo mimo to akcja nie ciągnęła się w nieskończoność i nie była też za szybka, ale jak dla mnie i tempo i same wydarzenia, ich rozwój, jak najbardziej na plus. I może was zaskoczę, ale jeśli chodzi o sceny seksu, nie spodziewajcie się ich dużo, a jeśli już, są naprawdę bardzo subtelne.

Każda wspólna chwila wydaje się bezcenna po tym, gdy się przekonałeś, jak to jest stracić osobę, która jest dla ciebie najważniejsza.

Dla miłośników romansów myślę, że to może być odpowiednia książka, choć należy do rodzaju z tych 'lżejszych'. Może nie jest to coś, co wzbudzi w nas efekt ‘wow’ i wywoła burzę emocji, ale taka lektura na jeden czy dwa wieczory to myślę, że w sam raz, więc tak – polecam. I naprawdę czekam już na kolejne części!

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Editio Red.

02 maja 2020

146. "Przysięgnij, że mnie kochasz"

Tytuł:Przysięgnij, że mnie kochasz
Tytuł oryginału:Swear on This Life
Autor: Renee Carlino
Data wydania: 15 kwietnia 2020
Wydawnictwo: Kobiece

Emiline kocha książki i postanawia sięgnąć po najnowszy bestseller tajemniczego autora ukrywającego się pod pseudonimem J. Colby.
Od razu wciąga ją historia dwojga przyjaciół z dzieciństwa, którzy marzą o lepszym życiu i się w sobie zakochują. Z każdym kolejnym zdaniem odkrywa jednak, że czyta o własnych przeżyciach. Niemożliwe, aby to był tylko zbieg okoliczności.
Wie, że autorem książki jest Jase, którego nie widziała od ponad dekady. Musi się z nim spotkać i dowiedzieć, dlaczego postanowił opowiedzieć historię, o której tak bardzo starała się zapomnieć.
Źródło opisu: okładka książki.

[…] przeszłość powoli zje nas żywcem tylko wtedy, gdy sami nie będziemy chcieli się od niej uwolnić.

Przysięgnij, że mnie kochasz” bardziej opowiada o przeszłości Emiline, poprzez powieść jej przyjaciela z dzieciństwa, niż o teraźniejszości. I tego mi zabrakło w tej książce. Minęło ponad dziesięć lat od ich ostatniego spotkania i podejście Jase’a trochę było za zbyt optymistyczne i… pewne? Chociaż z drugiej strony jestem w stanie to zrozumieć, bo mimo tylu lat jego uczucia do niej się nie zmieniły. I miał swoje powody. Więc co do tego zachowania mam troszkę mieszane odczucia. Mimo to podtrzymuję, że było ich za mało, jako dorosłych i tak naprawdę, to jakimi są ludźmi, możemy poznać właśnie z książki J.Colby’ego.
Oboje za młodu wiele przeszli, musieli szybciej dorosnąć i tak naprawdę jedynym, co ich dobrego spotkało, byli oni sami. Spędzali mnóstwo czasu ze sobą, a ich przyjaźń z czasem przerodziła się w coś więcej. Te wydarzenia wywarły na Emiline mocne piętno i stała się zamknięta w sobie i nie chciała rozmawiać o przeszłości. Aczkolwiek nie będę ukrywać, że w pewnych momentach, już jako dorosła kobieta, troszkę mnie denerwowała, ale tylko na początku. Potem, o dziwo, wykazała się rozsądkiem i podobało mi się to, że decyzji, jakie przyszło jej podjąć, nie podejmuje od razu, ale potrzebuje na to czasu. Em nie chce się zmierzyć z tym, co ją spotkało, ale nie wie, że zaczynając tę konkretną powieść, która okazała się bestsellerem, będzie do tego zmuszona.
Jase wciąż pozostał miły, z poczuciem humoru i z powieścią na koncie, którą pokochało wielu czytelników. Lata, które spędzili osobno sprawiły, że stał się bardziej arogancki i pewny siebie. Autorka bardziej skupia się na Jase’ie, jakim był poprzez jego książkę, niż na tym, jaki jest teraz i zabrakło mi czegoś w tej relacji po jej odnowieniu. I jak wspominałam, był nieco zbyt pewny i zbyt szybko chciał, by wszystko wróciło do sytuacji sprzed lat, ale… może właśnie dlatego, że naprawdę tego chciał i wciąż jego serce należało do Emiline?
Chociaż Em sądzi, że o niej zapomniał i o tym, że obiecał ją odnaleźć, to nie jest tak do końca, ale tu wam nie zdradzę, musicie sami się o tym przekonać. Powiem wam jednak, że Jase postanowił pomóc nie tylko sobie w pokonaniu zmory przeszłości, ale pomógł także swojej przyjaciółce z dzieciństwa, chociaż ona o tym nie od razu wiedziała.

Czasami ludzie, którzy nas kochają, zmuszają nas do trudnych rzeczy, ale tak trzeba.

Spodziewałam się klasycznego romansu, ale ta historia nim nie była. Nie tak do końca. Podobało mi się to, że jest to tak naprawdę książka w książce, co jest ciekawą formą i w pewien sposób Renee Carlino chce nam pokazać, że ta opowieść mogła skończyć się na wiele różnych sposobów, ale to, jaki będzie jej prawdziwy koniec, zależało wyłącznie od głównej bohaterki. Szkoda tylko – oczywiście, już o tym wspominałam – że bardziej skupia się tu na powieści J. Colby’ego niż na odbudowaniu relacji pomiędzy Emiline a Jase’em. Tego mi w tej książce zabrakło. Tej realności w odnowieniu się więzi. Aczkolwiek nie wieje nudą, że tak powiem, bo przez pokazywanie przeszłości w taki sposób, coś się dzieje i jeśli o mnie chodzi, byłam ciekawa bardziej właśnie tej lektury, którą czytała Emiline niż tego, co się wydarzy w jej dorosłym życiu. I tak, jak Renee Carlino poświęciła więcej czasu temu wątkowi powieści, tak i ja się bardziej na tym skupiałam niż na całej reszcie.
Nie powiem jednak, że to była zła książka i mi się nie podobała, bo podobała się i to nawet bardzo. W pewnych momentach to smutna opowieść, ale też na swój sposób piękna. Już sam opis mnie zaintrygował, więc musiałam po nią sięgnąć i nie wiem czego się spodziewałam, ale na pewno się na niej nie zawiodłam. Jeżeli miałabym wybierać pomiędzy „Przysięgnij, że mnie kochasz” a „Gdybyś tu był”, to zdecydowania ta książka wygrywa walkowerem.

Nie zawsze jesteśmy w stanie wpływać na swoją sytuację życiową, na to, kim są nasi rodzice, gdzie mieszkamy czy ile zarabiamy, ale w tych rzadkich chwilach, gdy zdarza nam się być kowalami własnego losu i szczęścia, nie możemy pozwolić, by wstrzymywał nas strach.

Jeśli lubicie romanse, które nie są tak do końca typowe, to myślę, że powinniście po tę książkę sięgnąć. Mnie wciągnęła, mimo, że zaczęłam ją w okresie, kiedy nie miałam wielkiej chęci do czytania. I pokazuje w pewnym stopniu, że nie powinniśmy marnować czasu, bo nigdy nie wiadomo, ile nam go zostało i czy nie będzie za późno. Więc, tak, polecam „Przysięgnij, że mnie kochasz”, bo jest na swój sposób inna niż te romanse, które czytałam do tej pory, naprawdę mi się podobała i uważam, że jest warta przeczytania.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece.