19 grudnia 2018

61. "Miłość zimową porą" ~ Carrie Elks

Tytuł: Miłość zimową porą
Tytuł oryginału: A Winter’s Tale
Autor: Carrie Elks
Data wydania: 23 listopada 2018
Wydawnictwo: Kobiece

Kitty Shakespeare marzy o karierze w Hollywood. Jednak zamiast upragnionego stażu musi zadowolić się posadą niani u znanego producenta filmowego. Całe szczęście, że uwielbia dzieci i zimę, bo nowa praca czeka na nią w zasypanej śniegiem Wirginii.
Dziewczyna nie przewidziała, że na miejscu pozna piekielnie pociągającego brata swojego szefa. Adam okaże się prawdziwym draniem, który będzie utrudniał jej życie na każdym kroku. Za tą maską skryje tajemnicę, która zniszczyła mu życie.
Chociaż Adam wpada w oko Kitty, dziewczyna nie może znieść jego zachowania. To nie będzie miłość od pierwszego wejrzenia, ale uczucie, które rozkwitnie wbrew wszystkim.
Źródło opisu: okładka książki.

Zbliżają się święta, więc byłam tym bardziej ciekawa tej książki pod tym względem czy wprowadzi ona chociaż troszkę świąteczny klimat, bo jak już może wspominałam, nie miałam styczności z książkami typowo świątecznymi. Jakie wrażenie wywarła na mnie „Miłość zimową porą”? No cóż, zapraszam do czytania dalej!

Kitty to taka typowa szara myszka. Nieśmiała dziewczyna, przyjazna, pełna życzliwości i o ogromnym sercu, pragnąca pomóc każdemu. A jednocześnie potrafi pokazać pazur, jeśli tego wymaga sytuacja. Jej postać przypadła mi do gustu. Mimo, że wydawać by się mogła idealna, nie wszystko jej w życiu wychodziło, nie od razu. Właśnie z tego powodu zamiast stażu, musi pracować jako opiekunka do dziecka. Ma jednak nadzieję, że to da jej szansę na rozwój swojej kariery w przyszłości.
Jeżeli chodzi o postać Adama, początkowo może nie sprawiać dobrego wrażenia, raczej wydaje się być gniewnym, wybuchowym gburem, ale w rzeczywistości to dobry facet, którego przeszłość nie została usłana różami. Mimo tego, to porządny facet, miły i zabawny, inteligentny. Trzeba mu dać tylko szansę, by mógł to pokazać. A do tego jest przystojny. Ideał każdej kobiety. Na zewnątrz twardy jak skała, ale w środku miękki jak pianki marshmallow.
Tak naprawdę bardzo długo nie zostaje nam wyjaśnione co się wydarzyło w jego życiu, można się jedynie domyślać. I chociaż prawda nie jest jakaś zaskakująca to jednak na plus działa to, że nie wszystkie karty zostają odsłonięte od razu.

Czy książka oddaje świąteczny klimat? Myślę, że jak najbardziej – choć nie mam porównania, nie wiem jak jest w innych tego rodzaju pozycjach. Przygotowania, świąteczne dekoracje, prezenty, napięcie oczekiwania, a przede wszystkim rodzinne ciepło. To wszystko tam jest, cała ta magiczna otoczka. I to nie tak, że w jednym rozdziale wszystko szykują na Boże Narodzenie, a w następnym już jest po świętach. Nie. Akcja rozgrywa się w odpowiednim, wolnym, ale nie za wolnym, tempie, tak jak i relacja między bohaterami. Nie wszystko na raz. Każde wydarzenie miało swój odpowiedni moment.
Miłość zimową porą” niesie ze sobą także kilka małych przekazów. Po pierwsze pokazuje nam, że nie warto oceniać po pozorach – oboje bohaterów uległo mylnemu pierwszemu wrażeniu. Czasem za powierzchnią kryje się coś więcej.
Kolejną rzeczą jaką próbuje nam pokazać ta książka jest to, by nie osądzać od razu tylko najpierw wysłuchać drugiej strony, bo czasem nie wszystko może być tak czarne jak się wydaje. Dajmy drugiej osobie szansę na przedstawienie własnego punktu widzenia, zanim postanowimy co robić dalej.
Carrie Elks w tej książce bardzo skupia się na relacjach rodzinnych. Pokazuje nam jak rodzina jest ważna, że mimo odległości relacje z bliskimi mogą pozostać bliskie, jeżeli tego chcemy. Prócz tego porusza problem, jakim jest małe dziecko, które ma wszystko, ale brakuje mu najważniejszego – uwagi rodziców. Często dorośli pogrążają się w pracy i w innych sprawach zapominając, że dziecko jest o wiele ważniejsze, że rodzina jest najważniejsza, chociaż w rodzinie nie zawsze jest idealnie i tutaj też tego nie zabrakło, zapewniam was.

Polecam wam tę książkę, bo jest to naprawdę przyjemna lektura. Taka słodka, choć troszkę schematyczna, ale ani troszkę mi to nie przeszkadzało. „Miłość zimową porą” to historia ujmująca, zabawna, która sprawi, że mimo tej słodkości nie będziecie się nudzić, bo czasem będzie gorąco, a czasem serce mocniej zabije.
Bardzo mi się podobała. Została napisana lekkim, przejrzystym piórem, które sprawiało, że czytało się ją naprawdę przyjemnie. Spędziłam przy niej miłe wieczory, pod kocykiem i z kubkiem herbaty. Strasznie cieszę się, że mogłam zapoznać się z losami tych bohaterów i polecam wam jeszcze raz tę historię, z całego serca. Jestem też bardzo ciekawa pozostałych tomów na temat losów kolejnych sióstr Shakespeare i już nie mogę się doczekać aż będę mogła je przeczytać!

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece.

16 listopada 2018

60. "Mikołaj na zamówienie" ~ Jenika Snow & Jordan Marie

Tytuł: Mikołaj na zamówienie
Tytuł oryginału: Jingle My Balls (Hot-Bites Novela)
Autor: Jenika Snow & Jordan Marie
Data wydania: 16 listopada 2018
Wydawnictwo: Kobiece

Frima Nicka zajmuje się spełnianiem różnych fantazji. Przed świętami został on wynajęty, aby spełnić świąteczne życzenie Holly. W grę wchodzą tylko uwodzenie i flirt.
Kiedy Nick zobaczy rudowłosą piękność, zrozumie, że szybko złamie niektóre zasady. Chociaż powinien być zawodowcem, to zapragnie dać Holly w prezencie niezapomniane chwile.
Szybko okaże się, że ta znajomość nie skończy się na jednej nocy, a Nick będzie chciał o wiele więcej.
Źródło opisu: okładka książki.

Jak tylko zobaczyłam, że ta książka liczy około 150 stron to wiedziałam już, że będzie to historia na raz, nic powalającego, aczkolwiek miałam nadzieję, że będzie to fajna historia, przy której przyjemnie będzie spędzić wieczór.

O głównych bohaterach nie mogę powiedzieć wiele, bo prawda jest taka, że przez tyle czasu nie mogłam poznać ich osobowości, ale są to bardzo typowe postaci. Holly jest kobietą, która postanowiła wyrzec się mężczyzn – jakież to naturalne. Natomiast Nick to facet przystojny, z tatuażami, pewny siebie. Czyli to, co kobiety lubią najbardziej.
Relacja między tym dwojgiem przebiega naprawdę szybko. Spotkali się raz, a jednak nie mogli o sobie zapomnieć. Połączyło ich coś, czego sami nie rozumieli. Oczywiście scen erotycznych nie zabrakło, ale nie były one jakieś przesadzone, wulgarne, ale raczej takie wyważone, bym powiedziała. Nie powiem wam ile czasu minęło zanim się znowu spotkali: dzień, tydzień, miesiąc czy rok. Holly i Nick to bardzo, ale to bardzo proste postaci i taka też jest ich historia.

Trafiłam na tę książkę w odpowiednim momencie. Naprawdę chciałam przeczytać coś takiego lekkiego, bez wielkich dram. Coś, z czym uporam się szybko, a dodatkowo będzie to przyjemnie spędzony czas. Choć nie ukrywam, że troszeczkę żałuję, że ta króciutka historia nie dostała czegoś więcej, że nie była jednak grubsza, bo mógłby wyjść z tego naprawdę fajny, świąteczny romans.
Mikołaj na zamówienie” to bardzo króciutka książka, która zajęła mi dwie bądź trzy godziny. Choć mamy tu dwoje autorów, to jednak tego nie odczuwałam. Była napisana prosto, lekkim piórem, z humorem i naprawdę czytało się ją szybciutko. Nie było wielkich dram, nie było zwrotów akcji i przyspieszonego bicia serca, ale jak mówię – nie spodziewałam się tego, widząc ile ma stron. Mimo to jako historyjka na wieczór mi się spodobało.

Polecam ją osobom, które szukają erotyka na jeden wieczór, przyjemnego i szybkiego, jak wymieniłam powyżej. Wiadomo, że to nie jest książka dla każdego, ale jak również wspominałam, mnie się podobała, choć szkoda, że ta historia nie dostała czegoś więcej. Natomiast jeżeli szukacie książki, która wywoła w was milion emocji, w której będzie się wiele działo, to niestety, ale „Mikołaj na zamówienie” wam tego nie da.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece.

15 listopada 2018

59. "Korona Przeznaczenia" ~ Monika Magoska-Suchar & Sylwia Dubielecka

Tytuł:Korona Przeznaczenia
Autor: Monika Magoska-Suchar & Sylwia Dubielecka
Data wydania: 25 października 2018
Wydawnictwo: NieZwykłe

Były Mistrz Walk i jego ukochana uciekają ze Związku, aby rozpocząć wspólne życie na śnieżnej Północy, jednakże Przeznaczenie okazuje się silniejsze od marzeń. Przeszłość żąda od kochanków zadośćuczynienia za wyrządzone krzywdy.
Severo, by ratować Ariadnę, zostaje zmuszony do zawarcia krwawego paktu oraz wzięcia udziału w politycznej rozgrywce, której stawką jest tron Cesarstwa. Tymczasem Mrok, wykorzystując naiwność wybranki byłego Mistrza, uwalnia się z wiekowego więzienia, aby dopełnić zemsty i zmienić los Kontynentu. Czy miłość może usprawiedliwić zbrodnię? Czy każdą krzywdę można wybaczyć?

Korona Przeznaczenia” jest drugim tomem serii i jak może wiecie, na tą część musieliśmy się sporo naczekać, ale przez cały czas trzymałam mocno kciuki za autorki, że w końcu uda im się wszystko i pewnego dnia będą mogły się pochwalić wydaniem kolejnej pozycji na swoim koncie. I choć łatwe to nie było, udało się! Także już nie przedłużając, może przejdźmy do moich wrażeń.

Największą rolę w tej książce niezaprzeczalnie odgrywa Severo, który musi poświęcić wiele i jeszcze więcej zrobić, by zapewnić ukochanej szczęście, a przede wszystkim życie. Choć jest byłym Związkowcem, dla którego uczucia nie były znane, a miłość to coś zakazanego. Teraz jednak pokazuje, że zależy mu na Ariadnie i jest w stanie poświęcić dla niej wszystko. A to, co będzie musiał zrobić, nie należy do łatwych rzeczy. Przed nim naprawdę długa i krwawa droga.
Natomiast jeżeli chodzi o ukochaną byłego Mistrza… No cóż, czasami jej zachowanie mnie naprawdę, naprawdę irytowało. Dziewczyna jest naiwna, ale nie ma się co temu dziwić, bo zanim poznała Severa, była rozpieszczaną ukochaną córeczką tatusia. I zarazem jedyną. Co później wpływa również na to, że niektóre jej zachowania nie wykazują się dojrzałością lecz dziecinnością. Chociaż niewątpliwie jej zachowanie na końcu mnie całkowicie rozeźliło, ale to na pewno rozumie każdy, kto przeczytał tę książkę. Chętnie bym wam wyjaśniła swój powód takiego uczucia, ale nikt nie lubi spojlerów, a ja w swoich opiniach chcę ich unikać.

A teraz spróbuję wam opowiedzieć o swoich ogólnych wrażeniach na temat „Korony Przeznaczenia”, choć w głowie mam totalny chaos jeśli chodzi o tę książkę i mam nadzieję, że uda mi się to poskładać w spójną całość.
Korona niewątpliwie nie jest typową książką z tego gatunku. Jest to historia, w której akcja naprawdę rozgrywa się od pierwszej strony i to do ostatniej. Jak pisałam powyżej, Severo musi zrobić wiele by zapewnić szczęście i życie ukochanej. Zawiera układ, który dla każdego normalnego człowieka jest niewykonalny, ale przecież Severo taki nie jest. Czy mu to się uda? Tego nie powiem. Aczkolwiek akcji w tej historii jest wiele i ciągle coś się dzieje. Jest tutaj wiele zdrajców, wiele intryg, a plany nie zawsze się powodzą. Nie jest to typowa lektura, której schematów możecie się dopatrzyć w co drugiej pozycji z tegoż gatunku. Dodatkowo niewątpliwie „Korona Przeznaczenia” to nie powieść na leniwy wieczór. Nie czyta jej się szybko – mi się tak nie czytało. Język też nie jest tutaj jak w każdej książce, która teraz wpada w nasze ręce, ale! Właśnie to nie do końca typowe pióro bardziej pozwala nam się wczuć w te czasy, które mamy w książce.
Wiele z tego co się tutaj dzieje jest działaniem z miłości. By zapewnić szczęście, życie. Aczkolwiek miłość tutaj nie jest… nie jest jej wiele. Owszem, mamy tutaj chwile uniesienia kochanków, ale to właśnie akcja jest na pierwszym planie. Dążenie do ostatecznego celu jest dla Severa obecnie ważniejsze niż chwile z ukochaną sam na sam, bo wie, że to może mieć zbyt duże konsekwencje.

Powiem jeszcze, że ta historia nie rozegrała się do końca tak, jak się tego spodziewałam.  Nie mówię, że to źle. Autorki stworzyły nietypową historię, nietypowy jej koniec, któremu swoją drogą winna jest Ariadna i miałam ochotę ją zrzucić za to z balkonu. Po prostu nie spodziewałam się, że wszystko potoczy się w tym kierunku. A kiedy byłam pewna, że to jednak pójdzie w tym myślałam, że będzie o wiele, wiele gorzej, więc tu jestem ukontentowana. Wspomnę jeszcze o jednym, bo po prostu muszę.
Miłość Aradny i Severa od początku ich przygody rozpoczętej już w pierwszej części przeszła wiele, wiele prób i wyrzeczeń. Wydawała się być bardzo silna, nierozerwalna wręcz i gotowa przejść wszystko, skoro ich uczucie nie miało łatwo. I nie wiem jak odnieść się do tego, że choć mieli za sobą tak wiele przeszkód i to nie wszystkie dało się tak łatwo pokonać, to jednak w pewnym momencie coś błahego – w porównaniu do wcześniejszych wydarzeń – zdołało jednak wprowadzić duży zgrzyt między tę parę. A czy udało się im to naprawić? Nie powiem. O tym musicie się przekonać sami.

I najważniejsze pytanie. Czy polecam?
Jeżeli szukacie książki fantastycznej, gdzie będzie magia, będzie krwawo i wiele akcji to niewątpliwie ta książka może wam się spodobać. Natomiast zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdemu taka fabuła może odpowiadać. Najlepiej więc byście sami zdecydowali czy to coś dla was i mam nadzieję, że osoby, które gustują w takich książkach, udało mi się choć trochę przekonać do „Korony Przeznaczenia”.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe oraz Autorkom.

10 listopada 2018

58. "Pocałunek szpiega" ~ Erin Beaty

Tytuł: Pocałunek szpiega
Tytuł oryginału:  Traitor’s Ruin
Autor: Erin Beaty
Data wydania: 26 września 2018
Wydawnictwo: Jaguar

Sage Fowler dowiodła już swojej wartości jako utalentowana swatka i przebiegły szpieg. Obecnie cieszy się zasłużonym spokojem w roli guwernantki królewskich dzieci.
Z kolei kapitan Alex Quinn ma za zadanie zająć się wyszkoleniem nowego oddziału – ale czy rzeczywiście tylko o to chodzi?
Gdy Sage domyśla się prawdziwego celu tego zadania, wykorzystuje okazję, by ponownie przysłużyć się królestwu, a przy tym towarzyszyć swojemu narzeczonemu, który wcale nie jest zachwycony jej obecnością…
Źródło opisu: okładka książki.

Poprzednia część tej serii, czyli pierwszy tom, skradła moje serce i nie będę oszukiwać, że od tej wymagałam wiele, a dodatkowo słyszałam, że jest lepsza, więc jak sami możecie się domyślić, moje oczekiwania nie były niskie. Czy się zawiodłam? Cóż, nie.

Sage Fowler, tak samo jak w „Pocałunku zdrajcy”, tak i w „Pocałunku szpiega” wykazuje się niezwykłą  spostrzegawczością. Naprawdę podziwiałam ją za to jak potrafi łączyć niektóre fakty i wyciągnąć z nich odpowiednie wioski. Dodatkowo główna bohaterka jest naprawdę inteligentną dziewczyną, co w pewnym momencie okaże się być świetną cechą, a dodatkowo jest odważna. Która nastolatka rzuciłaby się w wir wojny albo potrafiła przeciwstawić rozkazom? Sage to potrafi.
Natomiast Alex Quinn… jest mężczyzną, na którego widok wzdycha niejedna, wierzcie mi. Jest przystojny, ale także odważny i uważany za bohatera. Jednak jest też po prostu człowiekiem i za maską pewności siebie oraz rycerskości kryje się strach i sekret.
Bohaterowie nie są idealni. Ani inteligentna Sage ani kapitan Quinn. Oboje popełniają błędy, oboje mają swoje sekrety, ale moim zdaniem to właśnie dzięki temu nie byli nudnymi postaciami. Byli ciekawi i nie wiedzieliśmy do końca jak mogą postąpić w pewnych sytuacjach, co dodawało nuty tajemniczości.

Pocałunek szpiega” to nie jest różowa historyjka, gdzie wszystko będzie szło idealnie, a po wypełnieniu planu bohaterowie będą sobie żyli długo i szczęśliwie, a z każdej walki wyjdą niedraśnięci. O nie. To była książka pełna akcji i niewiadomych. Im bliżej byłam końca tym akcja coraz bardziej się zagęszczała, a ja nie wiedziałam, w którym kierunku wszystko się potoczy. Już od pierwszych stron coś zaczęło się dziać, ale to był tylko zalążek tego, co dostawaliśmy później – a było tego sporo. Były intrygi, a także przeszkody napotkane na drodze przez głównych bohaterów.
Nie nudziłam się ani przez chwilę. Ta książka pobudziła we mnie wiele emocji, ale przede wszystkim strach, a w pewnym momencie zostałam tak wystraszona, że musiałam się od razu podzielić swoimi wrażeniami z drugą osobą i chciałam jak najszybciej dobrnąć dalej z nadzieją, że coś się lepszego wydarzy i chociaż na chwilkę będę mogła odetchnąć.
Wspomnę jeszcze o bardzo ważnej kwestii, choć mówiłam o tym wcześniej już po przeczytaniu „Pocałunku zdrajcy”. W tej historii mamy romans, a raczej dość głębokie uczucie, które dzieli dwójkę głównych bohaterów. I chociaż tutaj mamy to już od pierwszych stron, nadal ta miłość nie gra pierwszych skrzypiec. Owszem, kładzie leciutki cień na niektóre działania głównych bohaterów, ale przede wszystkim pierwszą rolę w tej historii gra misja, którą wypełnia Sage, Alex i cały batalion wojowników.
Ta książka pokazała mi coś jeszcze. A raczej przypomniała, że miłość w takim świecie jak ten przedstawiony w „Pocałunku szpiega” wygląda inaczej i działa na innych zasadach niż w normalnych romansach, do których ja przywykłam. Tutaj jest ona niewątpliwie silniejsza i może przetrwać wiele burz.

Bardzo wam tę pozycję polecam, jeśli lubicie tego rodzaju historie. Zawirowana akcja, dużo wydarzeń i myślę, że nie sposób byście się nudzili. Krótkie rozdziały i prosty styl sprawiają, że książkę czyta się szybko. A to, co autorka nam przedstawia w tej historii sprawia, że nie sposób się od niej oderwać. Będziecie chcieli więcej i więcej. A im bliżej końca, tym mocniej napięte nerwy.
Zostałam wciągnięta w wir wydarzeń, w świat Sage i Alexa, w ich życie i miłość. Mam nadzieję, że jeśli sięgnięcie po tę książkę, także na to pozwolicie. To książka, o której łatwo nie zapomnę i nie mogę się doczekać aż będę mogła sięgnąć po kolejny tom.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jaguar.

05 listopada 2018

57. "Pocałunek zdrajcy" ~ Erin Beaty

Tytuł: Pocałunek zdrajcy
Tytuł oryginału:Traitor’s Kiss
Autor: Erin Beaty
Data wydania: 25 października 2017
Wydawnictwo: Jaguar

Sage Fowley, w której ojciec rozbudził pasję do książek i której wpajał, że sama może decydować o sobie, jest inteligentna, odważna i nie zamierza wychodzić za mąż. Przyjmuje więc propozycję swatki i zaczyna szpiegować potencjalnych kandydatów na mężów dla wpływowych panien. Kiedy podczas jednej z misji potyka przystojnego księcia, sprawy się komplikują…
Źródło opisu: okładka książki.

Pocałunek zdrajcy” to książka, o której słyszałam już naprawdę dawno temu, ale wtedy nie wzbudziła mojego zainteresowania. Potem o tej pozycji przestało być mówione, a już na pewno nie tyle co w okolicach premiery i sama o niej zapomniałam. Jak pewnie jednak wiecie, niedawno na rynek wskoczył drugi tom tej serii, więc na instagramie znów zrobiło się o tej serii głośno. I właśnie dzięki poleceniu przez jedną z bookstagramer postanowiłam sięgnąć po te książki, choć nie ukrywam, że miałam lekkie obawy. Czy słuszne?

Nie będę bardzo skupiała się na postaci głównej bohaterki, bo to co mamy napisane w opisie jest prawdą, ale chciałabym to jednak troszkę uzupełnić.
Sage nie została wykreowana na olśniewającą piękność, nad którą każdy się zachwyca. O nie. Była przeciętna, nierzucająca się w oczy, choć znajdą się również tacy, którzy nazwą ją piękną, ale to nie na jej wyglądzie chciałabym się skupić. Jak mamy już podane, dziewczyna jest inteligentna. I tutaj się zgadzam w pełni. Jest niezwykle mądra jak na swój wiek i przede wszystkim nie rozpuszczona, tak jak niektóre damy pojawiające się w książce. Podziwiałam ją momentami za to jak udawało jej się łączyć niektóre fakty i wyciągać odpowiednie wnioski. Była bystra, ale także sprytna i odważna. Nie była jednak postacią niezwyciężoną, która udźwignie wszystko i da radę wszystkiemu. Dzika Sage, która nie boi się wyrazić swojej opinii i pragnie żyć według drogi, którą sama sobie wyznaczy. Bardzo ją polubiłam, za mądrość, dobre oraz waleczne serce. Mam nadzieję, że jeśli kiedyś ją spotkacie, to także obdarzycie ją sympatią.
Co do męskiej postaci, nie będę wam tutaj nic pisała. Jedyne co wam mogę powiedzieć to to, że w pewnym momencie może pojawić się przystojny młodzieniec, który być może skradnie wasze serce.

Przechodząc już do samej fabuły, „Pocałunek zdrajcy” to historia, w której nie wiesz co czeka cię za zakrętem, a dokładniej – za następną stroną. Akcja zaczyna się już po kilku rozdziałach i tak naprawdę nie ustępuje do ostatnich stron, tylko coraz bardziej się zagęszcza. Wydaje się momentami, że wiesz wszystko, ale ta lektura potrafi zaskoczyć niejednokrotnie. Nie możesz być także pewien czy plan pójdzie zgodnie z założeniem czy po drodze coś się wydarzy. Z samego opisu nie dowiadujemy się wiele, ani także z pierwszych stron, ale z biegiem wydarzeń odkrywamy kolejne karty
Krótkie rozdziały działały na korzyść tej książki, bo ja osobiście długich nie lubię. W pewnym momencie wpadłam nawet w tryb jeszcze jednego rozdziału by dowiedzieć się jak najwięcej zanim odłożę książkę i pójdę spać. Akcja nie skupia się też wyłącznie na dwójce bohaterów, ale z czasem poznajemy bliżej inne postaci, ich plany i to, jacy są, a dzięki temu mamy szerszy obraz na fabułę, co bardzo mi odpowiadało.
Wnioskując po opisie spodziewałam się wielkiego romansu i tragedii w tle, ale było wręcz odwrotnie. Wszelkie spiski, intrygi i akcja były głównym wątkiem akcji, wokół tego wszystko się kręciło i na tym skupiał się czytelnik, a także bohaterowie. Romans? Tylko po godzinach. Wiecie, nie grał on pierwszych skrzypiec tej historii, przebiegał sobie powolutku, będąc tak naprawdę dodatkiem. Nie spodziewajcie się go też na pierwszych stronach. O nie, zapewniam was.

Myślę, że powiedziałam już wszystko co chciałam na temat „Pocałunku zdrajcy” i od razu wam mówię, że jeśli lubicie książki tego typu to gorąco polecam. Jest to historia, w której dużo się dzieje i romans tego nie przyćmi, gdzie nie bardzo możemy być pewni co się wydarzy za rogiem i które przedstawiane nam informacje są prawdą.
Bardzo się cieszę, że sięgnęłam po tę książkę i mogłam poznać bohaterów oraz ich świat.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jaguar.

01 listopada 2018

56. "Jak poderwać drania. Sebastian" ~ Sara Ney

Tytuł: Jak poderwać drania. Sebastian
Tytuł oryginału: How to Date a Douchebag: The Studying Hours
Autor: Sara Ney
Data wydania: 23 października 2018
Wydawnictwo: Kobiece

Nigdy nie oceniaj dziewczyny po jej kardiganie

Sebastian „Oz” Osborne to najlepszy zapaśnik w szkole, a zarazem prawdziwy drań. Od dziewczyn wymaga, aby były łatwe i ładne. Jameson Clark to ułożona uczennica, która nie lubi, kiedy ktoś jej przeszkadza w nauce.
W wyniku głupiego zakładu poznają się bliżej. Ich pierwsze spotkanie sprawia, że nie mogą o sobie zapomnieć. Sebastian nie chce kończyć przelotnej znajomości, a Jameson nie chce być zraniona. Przecież Oz to same mięśnie i góra kłopotów.
Czy chłopak przekona Jameson, że nie jest tylko jego kolejnym celem? Czy taki facet może zakochać się w szarej myszce?
Źródło opisu: okładka książki.

Ta książka pokazuje nam, że nie należy oceniać człowieka po pozorach. Zarówno Oz jak i Jameson nie są takimi, jak się wydają na początku.
James Clark wydaje się być nieśmiałą dziewczyną, której w głowie jedynie nauka. A to wszystko przez jej wygląd i częste odwiedziny w bibliotece. Prawda jest taka, że kardigan i sznur pereł to tylko pozory. Dziewczyna na pewno nie jest grzeczną bibliotekarką, za jaką początkowo ma ją główny bohater. Panna Clark jest pewna siebie, zadziorna i ma cięty język, jest dziewczyną z poczuciem humoru. I przede wszystkim potrafi się oprzeć Sebastianowi, chyba jako jedyna z całej uczelni.
No i tu przechodząc do Oza, według niego to niemożliwe, że ona go nie pragnie, że nie jest w jej typie. Przecież każda go pragnęła! Przyznaję, że momentami jego odzywki nie przypadały mi do gustu. Jak mamy w opisie, jest prawdziwym dupkiem i tutaj się z tym zgodzę. W głowie mu tylko seks i naprawdę, każdą rozmowę potrafi przekserować na ten temat. Natomiast związki to ostatnie o czym myśli. Bywał arogancki, zadufany w sobie, a niekiedy bywał chamem – takie odniosłam wrażenie.  Co jednak muszę mu przyznać, to był szczery z Jameson przez cały czas, nawet z tym, że ma ochotę położyć ją na stole i przelecieć. Od samego początku do końca. Zwłaszcza w tym pierwszym przypadku mógłby ją w czymś okłamać, a jednak zdobył się na prawdę. Dlatego ma u mnie za to dużego plusa. No i choć dziewczyna często mu się opierała, uszanował jej zdanie. Nie próbował niczego na siłę, nawet jeśli nie rozumiał, że mu się opiera, bo przecież jest Ozem Osbornem!

Co do Jameson i Sebastiana, była to naprawdę bardzo zabawna para. Zabrakło mi jednak nieco rozwinięcia ich życia poza swoją relację. Na dobrą sprawę nie wiemy zbyt wiele o ich rodzinach, o tym jak wyglądało ich życie. Nie są to też postaci jakoś bardzo skomplikowane i z jednej strony mogłabym to uznać za minus, bo lubię, kiedy postaci są skomplikowane, z biegiem wydarzeń możemy odkrywać ich osobowość, ale z drugiej… to sprawia, że książka jest inna, bo teraz prawie w każdej książce mamy ten element.
Kolejnym plusem tej dwójki jest to, że nie było pomiędzy nimi takiego wielkiego bum. Ich relacja rozwijała się powoli. Naprawdę powoli. Dużo czytelników będzie musiało uzbroić się w cierpliwość.

Jak poderwać drania. Sebastian” to książka z humorem, napisana lekkim, prostym i przyjemnym stylem. Fabuła jest oparta głównie wokół głównych bohaterów, ale zdarzają się też wątki z postaciami drugoplanowymi, jak znajomi Sebastiana czy Jameson.
To była fajna, zabawna historia, ale raczej nie będzie należała do dziesiątki ulubieńców, choć będę pewnie myślami czasami do niej wracała. Nie była ambitna, nie była jakaś bardzo skomplikowana, aczkolwiek skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie wywołała we mnie emocji. Wywołała zatrzymanie akcji serca – ja naprawdę przeżywam książki! I na koniec Oz powiedział coś, co skradło moje serce, ale oczywiście nic wam nie powiem!

Teraz najważniejsze pytanie i najtrudniejsze, jeśli chodzi o tę książkę. Czy ją polecam?
Bez wątpienia ta książka ma wady, ale także zalety. Jeśli szukacie czegoś lekkiego, zabawnego i przyjemnego, to tak, jak najbardziej. Natomiast jeżeli chcielibyście od tej książki czegoś więcej… być może nie przypadnie wam do gustu.
Powiem wam tak.
Jest to książka, która jednej części się spodoba, a drugiej nie przypadnie do gustu. I ja wam ją polecam, ale myślę, że najlepiej będzie jeśli sami po nią sięgniecie i wyrobicie swoje zdanie i przekonacie się, do której grupy należycie.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece.

26 października 2018

55. "Serce z cierni" ~ Bree Barton

Tytuł: Serce z cierni
Tytuł oryginału: Heart of Thorns
Autor: Bree Barton
Data wydania: 18 października 2018
Wydawnictwo: Kobiece

Serce za serce, życie za życie.

Każda kobieta może być Gwyrach – wiedźmą, która dotykiem potrafi zabić człowieka. To demony, a siedemnastoletnia Mia trenuje, aby na nie polować. W ten sposób pomści śmierć matki.
Kiedy ojciec chce wydać ją za mąż, Mia planuje bunt. W dniu ślubu dochodzi do ataku, przez który ona i jej niedoszły mąż muszą uciekać.
Dziewczyna dowiaduje się, że jest wiedźmą. Teraz musi zadecydować, którą ze stron wybiera. Zostanie z innymi Gwyrach i pozna prawdę o swojej matce czy wróci do ojca i wypełni jego wolę?
Źródło opisu: okładka książki.

Jakiś czas temu od Wydawnictwa Kobiecego otrzymałam książkę „Narodziny królowej” i tamta książka mi się podobała, więc pomyślałam sobie, że „Serce z cierni” może również przypaść mi do gustu. A przynajmniej miałam nadzieję, że będzie to podobne. Nawet nie wiecie jak bardzo się myliłam!

(…) miłość może być piękną rzeczą. Lecz ludzie, których kochasz, to zarazem ci, którzy cię najdotkliwiej ranią.

Szczerze? Nie wiem jak mam swoje uczucia wobec tej książki ubrać w słowa. Postaram się aby wszystko wyszło mi dość sensownie i logicznie, ale obawiam się, że jedyne co wyniknie z mojego pisania to chaos.
Na początku zbyt wiele się nie dzieje, ale nie uważam aby to było złe. Dla mnie zadziałało na korzyść. Zostajemy na początku wprowadzeni do tego świata, zapoznajemy się z tym jaki on jest, jak funkcjonuje, jakie rządzą się w nim prawa. Wszystko na spokojnie, abyśmy mogli się wczuć w ten świat, jaki przedstawia nam Bree Barton. Dowiadujemy się także, gdzie znajduje się główna bohaterka, dlaczego tam jest i na czym ma polegać ten jej bunt, o którym mowa w opisie. Odkrywamy powody zaślubin Mii z księciem. Z przymusu czy z miłości? I dlaczego do niego nie dojdzie? Dlaczego oni muszą uciekać?
Zanim autorka porwie nas już tak naprawdę, pozwala nam jeszcze poznać głównych bohaterów. A zwłaszcza Mię, bo czy aby na pewno książę jest takim, jakim ona go widzi?
Dziewczyna nie jest taka jak inne. Nie w głowie jej suknie i bale. Pragnie walczyć, tropić wiedźmy – Gwyrach – i pomścić śmierć matki. Dodatkowo Mia to typ naukowca. Uwielbia pogłębiać wiedzę, odkrywać jak co działa i dlaczego. Jest naprawdę inteligentną, młodą kobietą. Tylko co się stanie, kiedy odkryje, że sama jest jedną z nich? I co się stanie, kiedy z biegiem wydarzeń dowie się, że wiele z odpowiedzi, które usłyszała, były kłamstwem?
Mia miała swoje zasady, wydawało się, że wie wszystko. Niestety, będzie musiała się zmierzyć z nową rzeczywistością, gdzie odpowiedzi nie są takie, jakie znała do tej pory. Dodatkowo będzie musiała się zmierzyć z tym, kim jest. Że jest Gwyrach, istotą, na jakie miała polować i jakie miała zabijać.

Może gniew jest głęboko powiązany z miłością. Może najbardziej gniewamy się na ludzi, których najmocniej kochamy. Może miłość sprawia, że w swoim gniewie czujemy się bezpieczni.

Jak już możecie zauważyć, na samym początku „Serce z cierni” stawia przed nami dość sporo pytań. Dlaczego Mia ma wyjść za księcia? Dlaczego nie doszło do ślubu? Czemu muszą uciekać? Co zrobi, kiedy się dowie, że jest Gwyrach? Jak się tego dowie? I z czasem pojawiają się nowe. Kto? Jak? Dlaczego?
I kiedy się okazuje, że już znasz odpowiedź, może pojawić się kilka innych albo odkrywasz, że wcale ta odpowiedź nie jest prawidłowa.

Momentami w głowie porównywałam ją do „Okrutnego księcia”. Tu książę, tam książę. Tu magia, tam magia. I wiecie co? Zdaję sobie sprawę, że 99% osób się ze mną nie zgodzi, ale „Serce z cierni” jest o wiele, o wiele lepsze.
Tak jak na początku mamy wprowadzenie w magiczny świat, tak potem już nie wiemy co czeka na głównych bohaterów za rogiem. Odkąd rozpoczęli swoją ucieczkę, ciągle coś się dzieje. Mia i Quinn niejednokrotnie podczas swojej wędrówki otarli się o śmierć albo nawet znaleźli się w jej szponach.
I momentami myślałam, że wiem kto za czym stoi, ale ta książka mnie zaskakiwała. I to, za co ma moje serce to zakończenie. To, co się wydarzyło, nie było czymś czego się spodziewałam. Na ostatnich stronach zostałam zaskoczona co najmniej kilka razy.
Podobało mi się w tej książce także to, że Mia nie została przestawiona jako czarownica, która ma uratować cały świat, bo to już tyle razy było. Choć nie ukrywam, że nadszedł czas, kiedy żałowałam, że historia nie dostała tej części schematu i dziewczyna nie okazała się być, bo wtedy wiele, wiele rzeczy potoczyłoby się inaczej.

Polecam tę książkę każdemu, kto lubi świat magiczny, kto nie szuka nudnej książki.
Serce z cierni” sprawiło, że ostatnie rozdziały czytałam z zapartym tchem. W pewnym momencie moje serce zostało zatrzymane, by potem ta historia rozdarła je na pół. I niestety, ale nie kłamię. To co się tam wydarzyło… nie tego się spodziewałam.
To jest historia, o której prędko nie zapomnę i boli mnie świadomość, że drugi tom w oryginale zostanie wydany dopiero w sierpniu 2019 roku (ta data jest podana na obecną chwilę, mam nadzieję, że się wszystko przyspieszy). I choć nie czytam książek w oryginalnym wydaniu, istnieje prawdopodobieństwo, że po drugi tom bym sięgnęła, nawet jeśli słowo po słowie musiałabym tłumaczyć ze słownikiem w ręku.
Naprawdę polecam tę książkę. Sięgnijcie po „Serce z cierni” i dajcie się porwać tej historii, tak samo jak ja na to pozwoliłam. I nie żałuję, choć prędko nie przestanę roztrząsać tego co tam się wydarzyło. Nie dostaniecie tak słodkiego romansiku, gdzie para będzie gruchała jak dwa gołąbki. To była świetna książka, pełna napięcia i potrafiąca niejednokrotnie zaskoczyć czytelnika. Książka, która zagościła w moim sercu na bardzo długi, długi czas.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece.

21 października 2018

54. "Tylko dla ciebie" ~ Vi Keeland

Tytuł: Tylko dla ciebie
Tytuł oryginału: Made for You: A Cole Nover
Autor: Vi Keeland
Data wydania: 12 września 2018
Wydawnictwo: Kobiece

To miał być wakacyjny flirt z pięknym nieznajomym w raju, ale dla Sydney okazał się czymś więcej. Ona i Jack spotkają się ponownie i tym razem będą próbowali zbudować coś trwałego.
Jednak życie pisze własne scenariusze i Sydney otrzymuje propozycję zawodową, którą trudno będzie jej odrzucić. Dziewczyna wyruszy w trasę koncertową ze znanym zespołem rockowym. Będzie tam ktoś, kto zwróci na nią szczególną uwagę.
Kiedy niespodziewana tragedia wstrząśnie życiem Jacka, mężczyzna będzie potrzebował ukochanej bardziej niż dotychczas.
Źródło opisu: okładka książki.

Tylko twój” przeczytałam w ostatnich dniach lipca i jak tylko dowiedziałam się, że będzie kolejny tom i jak tylko zapoznałam się z opisem – jeszcze w oryginale – mój umysł zaczął szaleć i widziałam wiele, wiele scenariuszy tej części. Bałam się jej panicznie. Może dlatego, że mamy wzmiankę o kimś drugim, a miałam już do czynienia z podobnym przypadkiem i… lepiej nie mówić. Dlatego, kiedy tylko poznałam datę polskiej premiery, odliczałam do niej dni. A gdy książka trafiła już w moje ręce, to pewnie się możecie domyślić. Jednocześnie się cieszyłam i się bałam.
Słusznie czy nie słusznie? Do końca zdradzić wam tego nie mogę.

Tak jak pisałam w przypadku opinii „Tylko twój”, bohaterowie to proste postaci, bez wielkich bagaży emocjonalnych na swoich barkach. Jack jest apodyktyczny we wszystkich dziedzinach życia, nawet w sprawie Sydney, która jest prostą, skromną kobietą marzącą o muzycznej karierze z przyjaciółką u boku. I jak dowiadujemy się z opisu, dostaje swoją szansę. Ma wyruszyć w tourne wraz ze znanym zespołem. I właśnie tu zaczynają się schody.
Syd i Jack rozpoczęli budowę swojego związku, zaczynają w tym tak naprawdę raczkować, kiedy nagle zostają postawieni przed wielką próbą. Będzie dzielić ich wielka odległość przez kilka miesięcy, a jak wiadomo, wiele związków z tego powodu się rozpada, bo nie wytrzymują tej próby. Biorąc pod uwagę to, że para ma za sobą niewielki staż, obok Sydney kręci się mężczyzna, który ewidentnie żywi do niej uczucia, a na Jacka ma ochotę jedna z jego pracownic, nie będzie to lekka rozłąka.

Powiem wam w skrócie: ta książka tylko wzmocniła moją miłość do historii tej dwójki. Jack i Syd nie mieli lekko, bo  przez kilka miesięcy miały ich dzielić setki, jak nie tysiące, kilometrów, ale zamierzali podtrzymać ten związek. To właśnie wokół tego kręciła się cała fabuła i mi się osobiście to podobało. Dostaliśmy wątek, który miał być początkiem i końcem tej historii. Tak jak w „Tylko twój” para nie musiała się mierzyć z wieloma przeszkodami, tak teraz autorka postawiła przed nimi niezłe wyzwanie. I naprawdę podobało mi się to, jak wszystko zostało pokazane i pokierowane.
Jak już wspominałam, główni bohaterowie nie byli długo razem, zanim się okazało, że Syd musi wyjechać. A jednak byli zdeterminowani te kilka miesięcy przetrwać. Mieli z góry ustalone wizyty, codzienne rozmowy i jeden cel: po skończeniu trasy Sydney wraca do domu, do Jacka. Ogromny plus za to, że między tą dwójką nie było tajemnic. Wiedzieli, że ta odległość ich może zniszczyć bardzo szybko i za wszelką cenę nie zamierzali do tego dopuścić, a co za tym idzie, szczerość w ich związku była bardzo ważna. Nawet jeśli nieprzyjemna.

Ciężko mi jest pisać, bo najchętniej wyrzuciłabym z siebie wszystkie wydarzenia z tej książki, by wam przybliżyć powód, dla którego mi się podobała i to bardziej niż poprzedni tom. Myślę, że to dlatego, że w niej więcej się działo. Było więcej akcji, choć nie jest to obszerna lektura. Nie raz się przy niej śmiałam, ale były także chwile, kiedy ze strachem przewracałam poprzednie strony, bo nie wiedziałam co się tam wydarzy.
Oprócz adoratora u boku Sydney mieliśmy również inne sytuacje, które dodawały tej historii tego czegoś. Sprawiały, że nie była nudna. Wybitna powieść, która przebija się nad wszystkimi innymi to nie jest, nie jest też idealna, ale mimo wszystko z jej czytania miałam wiele, wiele przyjemności. Zwłaszcza wtedy, gdy byłam świadkiem jaki Jack wobec Sydney jest troskliwy. To facet, który jest gotów żyć bez niej, byle tylko zapewnić jej bezpieczeństwo. I to są jego słowa. Zdarzało się, że podejmował decyzje za nią, ale nie po to by ją stłamsić. Chodziło o jej szczęście i bezpieczeństwo. I wiecie co najbardziej mi się podobało w tym facecie, a także w tej książce? Jack naprawdę zaryzykował, że może stracić Sydney. Wprowadził w jej życie pewne zmiany, byle była bezpieczna, ale powiedział jej o tym dopiero po fakcie, kiedy sprawa była już przesądzona. Miał jednak na uwadze to, że w życiu trzeba iść na pewne kompromisy i skoro postawił Syd w takiej a nie innej sytuacji, on także coś zmienił. I mam nadzieję, że rozumiecie co chcę wam powiedzieć przez to ogólnikowe pisanie, ale naprawdę wolałabym tutaj nie dawać spojlerów.

Czy polecam?
No cóż. Tak, tak i jeszcze raz tak!
Nie jest to literatura ambitna, z której wyniesiecie jakieś ważne wnioski i odmienicie dzięki niej swoje życie, ale jest to książka, która została napisania w przyjemnym stylu, lekkim piórem i nie jest przede wszystkim nudna. Jeśli się postaracie, spokojnie będzie to lektura na jeden wieczór. Historię Jacka i Sydney na pewno zapamiętam na dłużej. To bohaterowie, którzy mi pokazali, że można trwać u swojego boku bez bezsensownych dram, byle tylko chcieć i być ze sobą szczerym, byle się kochać. Pokazali, że dla drugiej osoby jesteśmy w stanie zrezygnować z pewnych rzeczy, a nawet zaryzykować, że ją stracimy, byle tylko nic jej nie groziło.
Jeżeli szukacie książki z tej tematyki, która nie będzie nudna, ale przyjemna, z poczuciem humoru i z bohaterem, który na każdym kroku będzie kradł wasze serce? To zdecydowanie powinniście sięgnąć po tę serię.
Choć pamiętajcie, że to tylko moje indywidualne zdanie. Każdy może ją odebrać w inny sposób.

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Kobiece.

19 października 2018

53. "Gliniarz" ~ Laurelin Paige & Sierra Simone

Tytuł: Gliniarz
Tytuł oryginału:Hot Cop
Autor: Laurelin Paige & Sierra Simone
Data wydania: 14 września 2018
Wydawnictwo: Kobiece

Bibliotekarka Livia chciałaby mieć dziecko przed magiczną trzydziestką. Problem w tym, że postanawia unikać mężczyzn, więc to marzenie może być trudne do zrealizowania.
Kiedy na jej drodze staje seksowny funkcjonariusz Chase Kelly i wyraźnie jest nią zainteresowany, Livia postanawia upiec dwie piecze na jednym ogniu.
Zawierają ze sobą układ. Wydaje się, że wszystko zaplanowali, jednak czasami w parze z pożądaniem zaczynają iść uczucia.
Źródło opisu: okładka książki.

Laurelin Paige to autorka, po której książki sięgam z przyjemnością i praktycznie w ciemno, ale jednocześnie oczekuję od nich czegoś więcej niż tylko literatury przesiąkniętej seksem. Odpowiada mi styl jakim posługuje się Paige, to jak momentami manipuluje akcją, jak potrafi zatrzymać moje serce. Po wszystko co wyjdzie spod jej pióra sięgam z przyjemnością, ale bałam się sięgnąć po „Gliniarza” z racji tego, że został napisany nie tylko przed Laurelin. Przyznam, że „Gwiazdor” do tej pory stoi nienaruszony i to już kilka długich miesięcy. Bałam się, że coś z tego połączenia pójdzie nie tak i nie będę potrafiła odnaleźć w książce stylu Paige, że nie będę potrafiła się w ogóle odnaleźć w tej książce, jednak opis „Gliniarza” zaciekawił mnie na tyle, że postanowiłam przełamać tę barierę obaw i zobaczyć co z tego wyjdzie.

Livia Ward jest bibliotekarką, jest dobra, troszkę nieśmiała i pomocna, ale potrafi też zadrzeć nosa oraz zawalczyć o swoje. Jest też skromną osobą. Nie uważa się za piękną, nie sądzi, że mogłaby się podobać facetom. Jest też nieco przewrażliwiona na punkcie swojego wieku i uważa, że skoro zaraz stuknie jej trzydziestka, to jest jedną nogą po drugiej stronie.  Ma spokojne życie, z którego jest zadowolona, ale nie do końca, bo jest rzecz, której pragnie. Livia stanowczo wyrzekła się mężczyzn i nie widzi swojej przyszłości z żadnym facetem u boku. A jednak też nie chce być sama. Powoli zaczyna w niej kiełkować pragnienie dziecka, ale wkrótce ono się wzmaga. Zwłaszcza kiedy poznaje przystojnego funkcjonariusza.
W pewnych momentach Livia wydawała mi się być – niestety, muszę to przyznać – egoistyczna. Nie zawsze podobało mi się jej zachowanie, zwłaszcza względem Chase’a, ale z drugiej strony nie było ono bezpodstawne. Za tym krył się strach. Każdy się czegoś boi, ona także miała swoje obawy i nie możemy jej winić za to, że próbowała temu zaradzić.
Chase to gliniarz, jakie wyobraża sobie wiele kobiet. Przystojny, seksowny, z olśniewającym uśmiechem. Tutaj was niestety zawiodę, ale w rzeczywistości takich policjantów to ze świecą szukać. Ja na swojej drodze nigdy takiego nie spotkałam. Wracając jednak do głównego tematu, Kelly jest pewny siebie i nie interesują go związki. Ma miano Funkcjonariusza Bawidamka i wiele kobiet poznało Kelly trio. Wydaje się być facetem, któremu w głowie tylko jedno. Właśnie. Wydaje się to słowo klucz. Chase ma w głowie nieco więcej niż tylko myśli o seksie. To zabawny i naprawdę inteligentny facet i widać, że praca w policji to nie tylko zarabianie pieniędzy. To jego powołanie. Jest dodatkowo bardzo troskliwy, co miałam okazję zobaczyć niejednokrotnie. Owszem, seks to myśl i pragnienie, które towarzyszy mu codziennie i bardzo często, ale zapewniam, że za przystojną buźką jest coś więcej niż tylko olśniewający uśmiech. Nawet potężny facet może dźwigać jakiś ciężar na barkach.

Co do samej historii, nie była ona jakaś porywająca i zaskakująca, ale przyjemna i zabawna. Wiemy od samego początku od czego zacznie się ich relacja i do czego będzie to zmierzało, więc nie było elementu zaskoczenia. Układ na dziecko – że tak powiem – też nie wydawał mi się być czymś oryginalnym, bo już miałam z takim tematem styczność. Seksu między bohaterami było bardzo dużo, ale nie ma co się dziwić, w końcu wiadomo o co tu chodzi, prawda? Choć jakoś bardzo wulgarne i odrzucające one nie były. Bohaterowie mają swoje problemy, ale mam wrażenie, że mogłyby być nieco głębiej przedstawione.
Jak wspomniałam wcześniej, nie zawsze rozumiałam zachowanie głównej bohaterki, ale za to podziwiałam Chase’a za swoje zachowanie, za troskliwość, bo spodziewałam się typowego samca alfa, który będzie myślał tylko tym, co ma między nogami, a tu zostałam mile zaskoczona. I moim zdaniem jego osobowość została lepiej wykreowana, po prostu.
Zauważę jeszcze pewien szczególik. Jak mówiłam, sięgam po książki Laurelin Paige bardzo często i były momenty, kiedy zauważałam zmianę w stylu pisania. Nie wiem czy to rzeczywiście wtedy zdania tworzyła Sierra czy to tylko moje wyobrażenie, ale jeśli rzeczywiście tak było, to zapewniam was, że to było miejscowe i ani trochę nie przeszkadzało w czytaniu.

Podsumowując?
Polecam tę książkę jeśli szukacie czegoś lekkiego, mało ambitnego, ale też nie takiego do końca przeszytego wyłącznie pragnieniem seksu. „Gliniarz” to fajna historia, z poczuciem humoru i czytanie jej sprawiło mi przyjemność. Nie jest to książka idealna. Ma swoje wady, ale ma także swoje zalety, ale nie jest ona też nudna, a według mnie koniec tej książki nie powinien być inny, bo taki jaki stworzyły autorki jest po prostu najlepszy. To jak go stworzyły? Dla mnie w sam raz.
Jeśli szukacie lektury w takiej tematyce, do odsapnięcia, gdzie będzie poczucie humoru, to będzie to coś dla was.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece.

16 października 2018

52. „Vincent Boys” ~ Abbi Glines

Tytuł: Vincent Boys
Tytuł oryginału: The Vincent Boys
Autor: Abbi Glines
Data wydania: 12 września 2018
Wydawnictwo: Kobiece

Ashton to chodzący ideał. Jest piękna, dobrze wychowana i ma wspaniałego chłopaka. Wydaje się, że wszystko jest perfekcyjne, a jednak dziewczyna ma dosyć takiego życia. Kiedy jej chłopak wyjeżdża, Ashot zwraca uwagę na jego kuzyna.
Beau jest niebezpieczny i nieprzewidywalny, jednak są zasady, których nawet on nie złamie. Z pewnością nie powinien dać się wciągnąć w żadną relację z dziewczyną kuzyna.
Wkrótce Ashton i Beau odkryją uczucia, z którymi trudno będzie im walczyć. Czy ulegną pokusie i dowiedzą się, jak smakuje zakazany owoc?
Źródło opisu: okładka książki.

Z opisu tej książki można sądzić, że jest to typowa, schematyczna młodzieżówka. Grzeczna, idealna dziewczynka i miejski łobuz. Choć ten motyw można spotkać nie tylko w literaturze młodzieżowej, bo jest naprawdę bardzo powszechny. Byłam bardzo ciekawa czy trochę od tego odbiegnie i zapewni coś nowego czy wręcz przeciwnie, dlatego zdecydowałam się po tę książkę sięgnąć.

Ashton Gray to naprawdę prawdziwy ideał. Wcielenia anioła, można powiedzieć. Grzeczna córeczka pastora, dobrze wychowana, milutka, pomocna, a dodatkowo ma u swojego boku idealnego chłopaka, nad którym każdy się rozpływa i ta para jest jak z obrazka. A jednak prawda wygląda nieco inaczej i Ash nie jest do końca taką, za jaką wszyscy ją mają i być może nawet jej rodzice i chłopak nie wiedzą, jaka ona jest. Jedynie przy Beau dziewczyna jest tak naprawdę sobą. Tylko on zna prawdziwą Ashley Gray.
I przyznam szczerze, że czasami to jej podejście mnie denerwowało. To, że udaje kogoś innego, bo boi się co ktoś o niej pomyśli. Przejmowała się zdaniem innych bardziej niż tym, że z tego powodu zatraca prawdziwą osobowość i nie czerpie w pełni radości z życia, bo to czego pragnie wiążę się z tą drugą jej częścią, którą ukrywa przed światem – tylko nie przed Beau. Oczywiście dziewczyna ma swoje powody i z czasem stawało się to dla mnie bardziej zrozumiałe, ale nie ukrywam, że początkowo miałam ochotę złapać ją za ramiona i potrząsnąć.
Jeśli chodzi o Sawyera, był dla mnie za idealny. Po prostu. Był ułożonym chłopcem, który zawsze wie jak się zachować i wie co powiedzieć, a nikt nawet o nim złego słowa nie pomyśli. Czasem miałam wrażenie, że to takie miękkie kluchy, nic na to nie poradzę. Nie ten typ, który lubię. Pamiętajmy jednak, że ideałów nie ma. Nawet w książkach.
Natomiast Beau Vincent, kuzyn Sawyera, był dokładnie w moim typie. Niegrzeczny chłopiec, który ma gdzieś zdanie innych i robi to, co chce. Wszyscy go widzą takim, jakim naprawdę jest.  A może inaczej – widzą go takim, jakim chcą widzieć. Bo Beau nie jest zły do szpiku kości jak o nim wszyscy myślą. Mimo wszystko to dobry chłopak. Trzeba mu tylko dać szansę. A jednak potrafi być niebezpieczny i jest wiele osób, które się go boją i wiedzą, że z nim zadzierać nie można.
Tych dwóch chłopaków różnią się diametralnie. Oprócz nazwiska i więzów krwi nie łączy kompletnie nic. Są jak woda i ogień. No, łączy ich jeszcze uczucie do Ashton. Tylko czy będzie wolała popłynąć, mając idealne życie u boku idealnego chłopaka czy będzie wolała się sparzyć i pozwolić sobie na bycie sobą przy boku niegrzecznego chłopca?

Mam nadzieję, że to co piszę nie jest chaotyczne i nie będzie w dalszej części, ale ta książka sprawiła, że naprawdę nie wiem co mam myśleć o niej. Nie skreślam jej, bo to nie jest zła opowieść. Czytało mi się ją naprawdę dobrze, a jedyne zażalenie jakie do niej mam to postawa i zachowanie Ashton. Czasami denerwowało mnie jej rozumowanie, a także zachowanie. Chciałabym wam tutaj powiedzieć dokładniej o co chodzi i wyjaśnić czemu takie miałam podejście, ale nie chcę wam zdradzać niczego z tej książki.
Jak już napisałam wcześniej, z czasem jednak zaczęłam lepiej rozumieć główną bohaterkę. Im bliżej końca byłam, to nawet zaczynałam ją popierać i przyznawać jej rację. Może momentami bywała egoistyczna, ale w którymś momencie to właśnie swoje dobro i szczęście postanowiła zepchnąć na dalszy plan, a na piedestale postawiła kogoś innego, co mi się bardzo podobało w jej postawie. I tak jak początkowo mnie nieco denerwowała, tak z rozdziału na rozdział moja sympatia do niej wzrastała.

W zasadzie ta młodzieżówka nie wyróżnia się niczym szczególnym spośród innych. Była nawet bardzo przyjemna, a przy kilku ostatnich – niestety, ale dopiero wtedy – wzbudziła we mnie też różne emocje. Podobało mi się w niej to, jak wszystko na koniec się rozstrzygnęło. Sprawa między kuzynami, choć jednego z nich w którymś momencie miałam ochotę rzucić pod pociąg, gdy zamiast reakcji potrafił się tylko gapić, sprawa z Ashton, a nawet postawa jej rodziców.
Koniec „Vincent Boys” nie był powalający i jakiś wyjątkowy, ale mi się podobał. Napisana lekkim przystępnym językiem. Wszystko w nim zostało zamknięte, wszystko wyjaśnione i sprostowane. Znaczy… może nie wszystko. Ale liczę, że to co zostało jeszcze do rozwiązania, zostanie zrobione w kolejnej części, po którą na pewno sięgnę.

Najważniejsze pytanie: czy polecam tę książkę, choć na początku postawa głównej bohaterki mnie irytowała?
No cóż, tak. Polecam wam tę książkę. Zwyczajna młodzieżówka, ale przyjemna lektura, z której wyciągniemy pewne przemyślenia, jeśli tylko będziemy chcieli i sobie na to pozwolimy. Przede wszystkim to, że nie ważne jest nic ani nikt i powinniśmy pozostawać sobą, bo jeśli się zmieniamy dla kogoś, to ten ktoś nie jest nas najzwyczajniej w świecie wart. Nie jest to książka ambitna, więc jeśli takiej szukacie to powinniście raczej sięgnąć po coś innego, ale coś na leniwy wieczór? Myślę, że „Vincent Boys” będzie wtedy dobrym rozwiązaniem. Choć pamiętajcie aby nie skreślać Ashton jeśli z początku wam jej zachowanie nie podejdzie.
Każdy przecież zasługuje na drugą szansę, prawda?

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece.

11 października 2018

51. "Zapadnij w serce" ~ Ginger Scott

Tytuł: Zapadnij w serce
Tytuł oryginału: This is faliing
Autor: Ginger Scott
Data wydania: 7 września 2018
Wydawnictwo: Kobiece

Rowe kilka ostatnich lat spędziła, ucząc się w domu. Kiedy nadeszła pora rozpoczęcia studiów, postanawia przełamać swój strach i przenosi się na uniwersytet na drugim końcu kraju.
W szkole wpada na nią Nate, popularny sportowiec, za którym wszyscy szaleją. Po ich spotkaniu chłopak nie może zapomnieć o wystraszonej dziewczynie, która na chwilę wkroczyła do jego życia.
Nate próbuje zbliżyć się do dziewczyny, aby przełamać jej lęki. On sam nosi w sobie wielką ranę, którą zadała mu jego dawna ukochana. Nie wie, że Rowe przeżyła coś, co całkowicie ją załamało i sprawiło, że wyłączyła się z życia na wiele miesięcy.
Źródło opisu: okładka książki.

Rowe to dziewczyna, dla której studia tak daleko od domu są niezwykłym krokiem i na początku niewiele brakuje, by z tego zrezygnowała i znów zaszyła się w domowym zaciszu. Opis nie zdradza przez co przeszła główna bohaterka, więc i ja pozostawię to tajemnicą, ale to właśnie z tego powodu przez dwa lata nie chodziła do szkoły i teraz nie jest tą samą osobą, którą była przed tymi wydarzeniami. Jest zamknięta w sobie, ale przede wszystkim jest wystraszoną nastolatką, którą wyrzuty sumienia momentami trzymają w miejscu. Jest dziewczyną, która od wielu miesięcy nie zasnęła bez pomocy leków.
Najbardziej podobało mi się w niej to, że pomimo traumy, postanowiła z nią walczyć. Były osoby, które ją zachęcały, by zrobić ten krok naprzód, ale to ona podjęła tę decyzję i wiedziała, że musi przebić tę bańkę, w jakiej trwała przez ostatni czas. Było jej ciężko, ale radziła sobie na swój własny sposób, stawiając kroczek za kroczkiem w tym nowym życiu. Ktoś może powiedzieć, że przez dwa lata nie odważyła się wrócić do szkoły, a teraz wyjeżdża na studia na drugi koniec kraju i powoli się otwiera na nowe znajomości i nowe życie. Właśnie o to w tym chodzi. Ona jest w stanie to zrobić, bo jest, ale tylko dlatego, że sama tego chce. Nikt na nią nie napiera. To w niej istnieje ta świadomość i przede wszystkim chęć, że musi w końcu to zrobić. A to, że trwała dwa lata w domu… pamiętajmy, że każdy inaczej reaguje na różne przeżycia i ja chyba się nie dziwię, że nie chciała wrócić w szkolne mury. Na jej miejscu chyba też bym nie chciała.
Co do Nate’a, jest miłym, zabawnym chłopakiem i spodziewałam się, że będzie typowym sportowcem – pewny siebie, zmieniający dziewczyny jak rękawiczki. Tymczasem okazuje się, że jest zupełnie inaczej. Wykazuje się pewnością siebie, ale bywa też niepewny, a dziewczyny na jedną noc nie są w jego stylu. On jest raczej zwolennikiem związku na dłużej i nie ucieknie, kiedy usłyszy te dwa słowa, które dla niektórych facetów są zakazane. Jego postać została naprawdę fajnie wykreowana i jest on chłopakiem, który nie widzi czubka własnego nosa, a przede wszystkim ma na uwadze dobro innych, czego może na przykład dowodzić jego relacja z bratem, dla którego wybrał właśnie taką uczelnie i dla którego zdecydował się na grę w baseball.

Zapadnij w serce” to typowa młodzieżówka, troszkę przewidywalna, a jednak zapadająca w pamięć i mająca w sobie coś, co ją wyróżnia wśród tłumu innych książek tej kategorii. Nie jest ona idealna i w moim przypadku nie była to lektura zapierająca dech w piersi, ale przyjemna, z lekką dawką humoru, ale przedstawiająca też wątek, o którym nie mówi się często. Nigdy nie czytałam jeszcze o tym temacie, więc niewątpliwie to sprzyja tej pozycji.
Muszę się jednak przyczepić do jednej rzeczy.
Z opisu można wywnioskować, że skoro Nate nosi w sobie wielką ranę, to jest zrozpaczony po rozstaniu z dziewczyną. Niestety, ale to nieprawda. Nie chcę wam mówić jak to wyglądało naprawdę, ale moim zdaniem to jest wyolbrzymione zdanie, bo nie miałam wrażenia, że jest on bardzo zraniony. Owszem, była go skrzywdziła i w książce pojawia się jej wątek, ale w moim odczuciu ten fragment opisu obiecuje więcej niż dostałam.

Czy polecam „Zapadnij w serce”?
Jeśli szukacie młodzieżówki przyjemnej, trochę przewidywalnej, ale nie do końca takiej jak wszystkie, to tak, polecam. Czytało mi się ją naprawdę z przyjemnością i cieszę się, że miałam możliwość jej przeczytania. To historia opowiadająca o rozpoczęciu nowego życia albo raczej o ruszeniu z nowym etapem. Opowiada o pokonywaniu swoich lęków, o robieniu małych, powolnych kroków ku nowemu, lepszemu.
Polecam. Tak po prostu.


Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece.