30 maja 2021

243. "Żelazna kraina" ~ Holly Black

Tytuł:Żelazna kraina

Tytuł oryginału:Ironside

Autor: Holly Black

Data wydania: 21 kwietnia 2021

Wydawnictwo: Jaguar

 

Najciemniejszego dnia zimy w Pałacu Termitów odbywa się koronacja Roibena, której Kaye ani nie chce, ani nie może opuścić. Czy Silarial odnowi rozejm między tronami mocy i światłości? Czy też rozpocznie się odwieczna wojna z Cnymi elfami? Pośród zamętu i niepewności Kaye stara się przywrócić siostrze życie, które jej skradła. Nieopatrznie składa również przysięgę, z której musi się wywiązać, choć tak naprawdę wolałaby o niej zapomnieć.

Źródło opisu: okładka książki.

 

Żelazna kraina” to kolejny tom z serii „Elfy ziemi i powietrza”. Spotykamy tu postaci z pierwszego tomu, ale także z drugiego i jest to zwieńczenie historii wszystkich bohaterów, jakich poznaliśmy do tej pory. Wiem, że bardzo dużo czytelników zachwyca się książkami tej autorki, ale ja jakoś tych odczuć nie potrafię podzielić, choć już trochę powieści spod pióra Holly przeczytałam.

Mimo iż czytało się lekko tę pozycję, to jednak nie potrafiłam się w nią jakoś za bardzo wciągnąć i przez pewien czas po prostu się męczyłam. To fakt, później trochę się rozkręciło, ale i tak ta opowieść mnie nie zachwyciła. Sięgnęłam po nią tylko dlatego, by zakończyć serię, ale na chwilę obecną nie bardzo wiem czy jeszcze zdecyduje się na jakąś kolejną książkę Holly Black, jeśli zostanie wydana u nas w Polsce.

Ta autorka we wszystkich swoich powieściach tworzy ten sam, magiczny świat, który już znamy z poprzednich książek. Ba! Nawet czasami są powiązania z innymi seriami. Podoba mi się to, jak wykreowała magiczne istoty, zasady panujące w ich krainach. Jest to niewątpliwie oryginalne, ale jednocześnie jestem ciekawa czy zdecyduje się stworzyć coś nowego, czego nie znamy z książek, które już zostały wydane.

Jako zakończenie serii, super. Wszystko zostało rozwiązane. „Serce trolla” było pierwszego tomu i zastanawiałam się czy to będzie miało jakieś powiązane w ostatniej części, ale jak mówiłam – tak. „Żelazna kraina” jest zakończeniem dla wszystkich ważniejszych postaci, jakie poznajemy. Drogi wszystkich zaczynają się krzyżować i ostatecznie wszystko zostało rozwiązane, co uważam na plus. Mamy tu dodatek romansu, który nie ogrywa głównej roli. Na pierwszym planie autorka stawia to, co się dzieje w krainie elfów. Jest więc akcja, od samego początku, choć dla mnie to też nie było jakieś emocjonujące, ale przynajmniej nie było nudy.

 

Nie jest to zła książka, została napisana lekko i w sposób zrozumiały, więc nie gubi się człowiek w tym, co się dzieje, ale mnie po prostu nie porwała i nie będę z utęsknieniem wracała do tej pozycji. Wiem jednak, że są fani Holly Black i magicznego świata, który kreuje, więc jeśli już czytaliście coś spod jej pióra i wam się podobało, to „Żelazna kraina” może być dla was. A nawet jeśli nic nie czytaliście z twórczości tej autorki, to spróbujcie, być może wam przypadnie bardziej do gustu, niż mi.

 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jaguar.

26 maja 2021

242. "Tracker's End" ~ Chantal Fernando

Tytuł:Tracker’s End

Tytuł oryginału:Tracker’s End

Autor: Chantal Fernando

Data wydania: 28 kwietnia 2021

Wydawnictwo: NieZwykłe

 

Lana, dzięki swojej przyjaciółce Annie, poznaje świat członków klubu motocyklowego. Jednym z nich jest Tracker – najgorętszy facet, jakiego w życiu widziała. Już od pierwszej chwili, kiedy się poznają, jest kompletnie zauroczona.

Tracker wie, że niesamowicie atrakcyjna koleżanka Anny zdecydowanie do niego nie pasuje. Jest zbyt nieśmiała i słodka. Nie przywykł do takich dziewczyn a jego styl życia z pewnością by jej się nie spodobał.

Mimo tego mężczyzna nie może zaprzeczyć, że coś bardzo go w niej pociąga. Jednak przekonanie Lany, żeby pozwoliła mu się do siebie zbliżyć – to nie będzie łatwe zadanie.

Ale Trackera nie interesuje tylko przyjaźń.

Źródło opisu: okładka książki.

 

Trackera poznałam już w poprzednich tomach serii „Wind Dragons MC” i jego postać przypadła mi do gustu. Jest jednym z łagodniejszych bikerów, choć niech pozory nie mylą – potrafi być też bardzo niebezpieczny. Poza tym jest zabawny i szczery. Nie owija w bawełnę, nie gra w żadne gry, a mówi po prostu to, co myśli i czego pragnie.

Lana natomiast to taka cicha myszka. Jest nieśmiała i raczej nie dzieli się otwarcie swoimi tajemnicami, ale też kryje w sobie coś więcej. Życie wśród członków MC ją nieco zmienia, więc możemy w tej książce zaobserwować, jak staje się twardsza i zyskuje więcej pewności siebie.

Relacja pomiędzy bohaterami nie rozwija się szybko, bo Lana, choć pragnie Trackera, nie daje mu się tak łatwo zdobyć, za co plus dla niej. A on widać, że się stara i nie poddaje się szybko. Akcji tu nie brakowało, więc nie można powiedzieć o nudzie, aczkolwiek nie jest to nic szokującego czy trzymającego w napięciu. Uważam jednak, że zarówno jedno i drugie powinno być trochę dopracowane, by to wszystko brzmiało po prostu lepiej. No i autorka miała pole do popisu, biorąc pod uwagę to, jaką tematykę sobie wybrała, ale nie do końca to wykorzystała. Szkoda, bo ta historia ma potencjał i mogłoby z tego wyjść coś naprawdę, naprawdę dobrego, ale! Skoro teraz widać progres, to kolejne książki mogą być coraz lepsze, prawda? Podobało mi się to, jak przebiegają tu rację wśród wszystkich członków MC. Wszyscy są naprawdę zżyci, są dla siebie rodziną i chronią siebie nawzajem. To naprawdę zostało fajnie pokazane.

W porównaniu do poprzednich tomów, „Tracker’s End” podobała mi się bardziej i widać w niej poprawę. Czytało mi się lepiej, łatwiej, ale i tak nie mogłam się wciągnąć w tę historię jakoś bardzo i momentami czytanie szło mi wolno. Brakowało tu czasami naturalności, ale w znacznie mniejszym stopniu niż przy poprzednich tomach i odnoszę wrażenie, że niekiedy była leciutka przesada. Co do scen erotycznych? Były i to niemało, ale nie w sposób zniechęcający do lektury, na szczęście. Choć odnosiłam wrażenie, że czasami seks był ważniejszy od wszystkiego innego, co tam się działo, ale to może tylko takie moje odczucie.

 

Podejrzewam, o kim może być następny tom i jestem go ciekawa, więc po niego sięgnę i to z nadzieją, że to będzie część jeszcze lepsza. „Tracker’s End” to nie jest książka idealna, jak na mój gust wymaga jeszcze dopracowania w kilku aspektach. Nie jest to też historia, do której będę wracać w przyszłości. To powieść, która może się spodobać, ale raczej nie trafi w gust każdego czytelnika. Dlatego też musicie zdecydować sami czy po nią sięgnąć. Nie była zła, to mogę powiedzieć, ale też nie była porywająca. Moim zdaniem jest lepsza od „Dragon’s Lair” czy „Arrow’s Hell”, ale o tym już pisałam. Także decyzja należy do was i mam nadzieję, że jeśli zdecydujecie się sięgnąć po „Tracker’s End”, to okaże się być książką dla was, bo pamiętajmy, że gusta są różne i każdy może odebrać tę samą książkę na różny sposób.

 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.

22 maja 2021

241. "Stara miłość nie rdzewieje" ~ Denise Grover Swank

Tytuł:Stara miłość nie rdzewieje

Tytuł oryginału:The Player

Autor: Denise Grover Swank

Data wydania: 14 kwietnia 2021

Wydawnictwo: Kobiece

 

Adwokatka rozwodowa Blair Hansen jest przekonana, że podstawę małżeństwa stanowi praktyczność, a nie namiętność. Kiedy czeka na własny ślub, w jej życiu niespodziewanie pojawia się Garrett, kolega ze szkoły prawniczej i jednocześnie jedyny facet, którego naprawdę kochała. Dlaczego właśnie teraz, gdy lada moment ma przysiąc innemu, że będzie z nim aż do śmierci?

Garrett Lowry nie może znaleźć kobiety, która pasowałaby do niego prawie tak dobrze jak ta, którą kochał i stracił. Złamał jej serce, czego zawsze żałował. Po miesiącach prób skontaktowania się z nią, kiedy dziwny zbieg okoliczności znów stawia ich na swojej drodze, mężczyzna jest przekonany, że to znak i powinni dać tej miłości drugą szansę. Aby zakończenie okazało się szczęśliwe, trzeba jeszcze odczepić jeden wagon…

Źródło opisu: okładka książki.

 

Tytuł książki idealnie odwzorowuje to co jest pomiędzy Blair a Garrettem. Mimo tego, że nie widzieli się kilka lat, to gdy znów ich drogi się krzyżują, uczucia dają o sobie znać. Nie tylko te pozytywne. Mężczyzna wierzy, że dostał od losu drugą szansę i zamierza zrobić wszystko, by odzyskać dawną dziewczynę. Nie ma jednak łatwego zadania, bo ma tylko parę dni, zanim Blair poślubi innego mężczyznę i straci ją na zawsze. Tu się właśnie na tym zatrzymam. Całość rozgrywa się w jakiś tydzień, a mimo tego wcale nie odczuwałam, że coś dzieje się za szybko. Autorka tak rozłożyła wszystko, że nie odczuwałam żadnego pośpiechu, ale tak samo było również w przypadku pierwszej części. Można więc powiedzieć, że trochę wszystko rozwleka, ale tego też w ogóle nie czułam. Jak dla mnie tempo było odpowiednie. Dużo się działo mimo tego, jak niewiele czasu bohaterowie mieli.

Stara miłość nie rdzewieje” to przewidywalna pozycja, ale były też intrygi i zwroty akcji, wywołała we mnie niewątpliwie emocje i w pewnym momencie się wciągnęłam, bo po prostu musiałam skończyć. Była to przyjemna lektura, choć nie ukrywam, że byli bohaterowie, którzy naprawdę działali mi na nerwy. Czasami sama Blair. Już w „Przypadkowy narzeczony” pokazała, że ma mocny charakter i nie da sobie w kaszę dmuchać. Dlatego właśnie nie rozumiałam, dlaczego w pewnych momentach tak się dawała i miałam ochotę nią potrząsnąć. Za to Garrett to facet, który czasami popełnia błędy i się gubi, ale nie poddaje się łatwo, co tutaj zdecydowanie zostało pokazane.

Mimo, że czułam czasami irytację na niektóre zachowania pewnych postaci, to były też chwile, kiedy dobrze się bawiłam i uśmiechałam się mimo woli. Może to nie jest coś oryginalnego i wyszukanego, ale „Stara miłość nie rdzewieje” to fajny, przyjemny romans z motywem drugiej szansy. Nie był też tak do końca spokojny, bo jak mówię, pojawiły się pewne intrygi, co nadało fajnej akcji i wzbudziło moje większe zainteresowanie.

 

Wydaje mi się, że ta część podobała mi się bardziej niż poprzednia. Mimo to, jeśli chcielibyście przeczytać serię „#czterywesela” to zalecałabym wam raczej zachowanie odpowiedniej kolejności. Polecam wam tę książkę, naprawdę. Może to żadna wybitna powieść, ale myślę, że warta zapoznania.

 

Ze egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece.

18 maja 2021

240. Przedpremierowo: "Don't Love Me" ~ Lena Kiefer

Tytuł:Don’t Love Me

Tytuł oryginału:Don’t Love Me

Autor: Lena Kiefer

Data wydania: 19 maja 2021

Wydawnictwo: Jaguar

 

KENZIE marzy o studiach projektowania wnętrz. Nie jest więc zachwycona faktem, że zamiast wymarzonych praktyk w Nowym Jorku dostaje staż w Szkocji. Ale na miejscu czeka ją niespodzianka. Wszystko jednak niespodziewanie się zmienia, gdy na miejscu, w swojej pierwszej pracy poznaje przyszłego spadkobiercę sieci luksusowych hoteli. Młody, atrakcyjny Lyall fascynuje ją od pierwszego, przypadkowego spotkania. Chłopak jest arogancki i narzuca dystans, a jednocześnie okazuje jej zainteresowanie.

Jaki sekret kryje się za jego zachowaniem?

LYALL ma niewiele czasu, bo tylko jedno lato, aby odbudować w oczach bliskich swoją zrujnowaną reputację. Jeśli mu się to nie uda, jego przyszłość stanie pod znakiem zapytania. Kiedy jednak poznaje Kenzie, odbywającą staż w jego rodzinnym zamku, całkowicie zapomina o planie naprawczym. Lyall nie potrafi oprzeć się urokowi dziewczyny, choć ma świadomość, że ich związek może zaszkodzić nie tylko jemu, ale też Kenzie.

Źródło opisu: materiały wydawnictwa.

 

Czasem ucieczka jest najlepszym wyjściem. Na przykład kiedy nie chcesz, żeby wszyscy zobaczyli, jak się rozsypujesz.

 

Niemiecka autorka? Dla fanów Mony Kasten i Laury Kneidl? Jak mogłabym w takim razie nie sięgnąć po tę książkę? Nie mogłabym. Po prostu musiałam, choć bałam się złamanego serca, bo to jednak seria licząca sobie aż trzy tomy, a ja przeżywam czytane przeze mnie historie. Zaryzykowałam. Czy żałuję?

Już od pierwszych stron styl autorki bardzo przypadł mi do gustu. Wszystko czytało się płynnie, z przyjemnością. I często z uśmiechem na ustach. Szybko okazuje się, że bohaterowie, nie tylko główni, mają jakieś sekrety, które dodały tej książce aury tajemniczości, a co za tym idzie, pobudziły we mnie ciekawość tego, co będzie dalej. Nie tylko w „Don’t Love Me”, ale w całej serii.

Jest tu lekkie podobieństwo do serii „Maxton Hall” Mony Kasten, ale nie jest to bardzo podobna powieść. Raczej niektóre schematy są tu powtórzone, tylko tyle. Lena Kiefer zdecydowanie wykazała się oryginalnością, wplotła w swoją historię nie tylko wątek zakazanego uczucia, ale dzieje się tu dużo więcej. Są surowe zasady, które obowiązują i tajemnice. Nic więc dziwnego, że będą jeszcze dwa tomy. Jeden by nie wystarczył na to, co wymyśliła autorka. Podobało mi się to, że „Don’t Love Me” nie obraca się jedynie wokół relacji pomiędzy Kenzie a Lyallem. Tu dzieją się też inne rzeczy, które odkrywamy stopniowo i jestem bardzo ciekawa, jak to wszystko potoczy się dalej. W ostatnich rozdziałach oczywiście dzieje się najwięcej, są pewne elementy, które odrobinę zaskakują, ciągle jest ta niepewność; co dalej i co tak naprawdę się wydarzyło? Im dalej byłam, tym gorzej było mi się oderwać, dlatego po kolejne tomy sięgnę bez chwili wahania.

Co do naszych bohaterów, ich uczucia nie naradzają się w jednym momencie. Czuć pomiędzy nimi chemię, zdecydowanie, ale tempo jest zachowane odpowiednio. Kenzie to dziewczyna, która twardo stąpa po ziemi, jest bardzo zdolna, silna. Przeżyła stratę, z którą wciąż się zmaga. Wszyscy ją ostrzegają przed Lyallem, ale nie może powstrzymać tego, jak ją do niego ciągnie. W drugą stronę dzieje się to samo. Lyall wie, że związek z tą dziewczyną nie będzie miał racji bytu. Jest chłopakiem, który nie cieszy się zbyt dobrą reputacją i sam sobie niezbyt pomaga, ale przy bliższym poznaniu naprawdę wiele zyskuje.

 

Don’t Love Me” to książka, którą naprawdę warto przeczytać. Dla fanów Mony i Laury, jak najbardziej! Kupiła mnie totalnie, w stu procentach i tym bardziej cieszę się, że mogłam objąć ją swoim patronatem. To nie jest słodki romans New Adult. Bywa słodko, ale nie tylko. Ta książka opowiada o czymś więcej, niż tylko o Lyallu i Kenzie. Są zasady. Życiowe bariery. Autorka skupia się też na bohaterach pobocznych, co nadaje tej historii czegoś znacznie większego. Nie ma tu mowy o nudzie, bo dzieje się aż do ostatniej strony. Naprawdę wam ją polecam i mam nadzieję, że spodoba wam się tak samo, jak mi. Czyli bardzo!

 

Ze egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jaguar.


14 maja 2021

239. "Beholden" ~ Corinne Michaels

Tytuł:Beholden

Tytuł oryginału:Beholden

Autor: Corinne Michaels

Data wydania: 04 listopada 2020

Wydawnictwo: Szósty Zmysł

 

Próbowałam mu się opierać. Robiłam co w mojej mocy, by historia znów się nie powtórzyła.

Jackson i ja wiedzieliśmy, że ostatecznie on i tak wygra. Zburzył moje mury obronne, zlekceważył wszystkie wymówki i sprawił, że pokochałam go na przekór wszystkiemu.

A potem roztrzaskał moje serce na tysiąc drobnych kawałków.

Nie pozwolę mu na to ponownie. Oddanie mu serca po raz pierwszy było wystarczająco trudne. Jeśli znowu mnie zrani, nigdy tego nie przeboleję. Bez względu na to, co myśli sobie Jackson, nie uciekniemy przed własną przeszłością.

Źródło opisu: okładka książki.

 

Na drugi tom tej serii trochę się naczekałam. Po skończeniu „Beloved” byłam naprawdę bardzo ciekawa, co też wydarzy się w „Beholden” i poczułam ulgę, gdy w końcu mogłam się za tą historię zabrać i poznać dalsze losy bohaterów. Niestety, pomiędzy jedną książką a drugą, było kilka miesięcy przerwy, więc przyznaję, że nie za bardzo pamiętałam to, co wydarzyło się w pierwszej, prócz jej zakończenia. Na szczęście, w trakcie czytania tego tomu, niektóre elementy sobie przypominałam, z powodu czego mi ulżyło.

W recenzji „Beloved” pisałam o tajemnicach, których się domyślam. Wiecie co? Byłam w błędzie. Prawda okazała się inna, niż przypuszczałam, więc element zaskoczenia – choć niewielki – był, a gdy lektura potrafi mnie zaskoczyć, to zawsze wpływa na jej korzyść. Może i nie było to nic szokującego, ale też tego nie przewidziałam i w sumie nie brałam tego pod uwagę.

Prolog tej lektury sprawił, że nie mogłam przestać myśleć, jak dojdzie do tego, co tam autorka napisała. Wywołał też jednak taki efekt, że przeczuwałam, w jakim kierunku podąży akcja – choć miałam nadzieję, że to tylko specjalna zmyłka. Jak było w rzeczywistości? Oczywiście nie zdradzę, by nie odbierać wam przyjemności z czytania.

Fajnie było wrócić do tych bohaterów, poprzypominać sobie – na szczęście! – co działo się w pierwszym tomie i nie ukrywam, że niejednokrotnie miałam uśmiech na twarzy. Czytało się szybko, przyjemnie i leciutko, choć na początku nie mogłam się jakoś specjalnie wciągnąć, ale nie zrzucam tego na książkę. Raczej sama z siebie jakoś straciłam chęci, ale! Później już było inaczej. Może i nie wchłonęłam się w tę historię jakoś bardzo, ale czytało mi się lepiej, z większą chęcią. Jedyne do czego mogłabym się przyczepić, to relacja pomiędzy Jacksonem a Catherine. Jak na mój gust, za szybko pobiegła do przodu, choć po przeczytaniu całej treści myślę, że to był specjalny zabieg, ale o tym musicie przekonać się po prostu sami. Postawa Jacksona naprawdę przypadła mi do gustu i choć nie jest to bohater idealny, to myślę, że będzie kolejnym książkowym mężem. Natomiast Catherine to silna babka, godna podziwu. Podobała mi się jej postawa i podejście.

 

Podsumowując, naprawdę wam tę serię polecam. Czytając „Beholden”, z każdym kolejnym rozdziałem przekonywałam się do tej historii coraz bardziej, coraz bardziej mi się podobała, a po skończeniu już mi jej brakuje. Bohaterowie muszą zmierzyć się z problemami, z bólem, popełniają błędy i mają ważne decyzje do podjęcia. A jednak nie poddają się, walczą. Nie mają łatwo i to w jaki sposób autorka pokierowała ich losami, było przyjemne. Może nie jest to jakaś oryginalna, wyjątkowa historia, ale też nie jest to oklepany romans i nie jest tak do końca przewidywalny, o czym już wspomniałam. Fanom romansów polecam z całego serca. To urocza, subtelna powieść, która mnie kupiła i wiem, że w przyszłości sięgnę po tę serię jeszcze raz, by przeczytać ją w całości, bez żadnych przerw.

 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Szósty Zmysł.

11 maja 2021

238. Przedpremierowo: "Złamane emocje" ~ Cora Reilly

Tytuł:Złamane emocje

Tytuł oryginału:Twisted emotions

Autor: Cora Reilly

Data wydania: 19 maja 2021

Wydawnictwo: NieZwykłe

 

Nino Falcone jest człowiekiem pozbawionym jakichkolwiek emocji. To idealna cecha dla brata oraz prawej ręki capo Camorry. W jego świecie bezduszność zdecydowanie jest błogosławieństwem, a nie przekleństwem.

Kiara Vitiello, kuzynka Luki, musi poślubić Nino, żeby zapobiec rozlewowi krwi między rodzinami. To, co słyszała o mafii Las Vegas, napawa ją niepokojem i przerażeniem. Ale dziewczyna nie ma wyboru.

Po tym, jak jej ojciec zdradził swojego capo i zapłacił za to życiem, jej rodzina sądzi, że małżeństwo Kiary to jedyna szansa na odzyskanie honoru. Jednak tylko Kiara wie, że nie jest tak cenna, jak wszyscy myślą. Nie jest tak czysta, jak wszyscy by chcieli. Nawet ona.

Kiedy dojdzie do nocy poślubnej, nie będzie dowodu jej niewinności. Jej czystość dawno temu została odebrana siłą. I mimo że Kiara słyszała o Nino wiele złego, zdaje sobie sprawę, że bez względu na to, co mężczyzna z nią zrobi, nie uda mu się jej skrzywdzić tak, jak już została skrzywdzona.

Mafia z Las Vegas poczuje się oszukana, a to może oznaczać tylko jedno – wojnę.

Źródło opisu: materiały wydawnictwa.

 

Mafia z Camorry cechuje się innymi zasadami niż znana nam do tej pory Famiglia. Właśnie to sprawia, że seria „Camorra Chronicles” jest inna niż cały cykl „Złączeni”. Podoba mi się to głównie dlatego, że autorka łączy ze sobą te dwa światy, serie są powiązane, ale nie są oklepane. Nie czytamy tego samego, nie opiera się na tych samych schematach. Cora wydała już sporo książek, a jednak udaje jej się wciąż tworzyć coś innego. Inne historie, innych bohaterów.

Tak jak w „Złączonych” bardziej opiera się na życiu mafijnym, tak tutaj bardziej skupia się na swoich bohaterach, a przede wszystkim na tym, by zobrazować nam więzi braci Falcone. Niewątpliwie cieszą się oni bardzo złą sławą i chyba nie ma osoby, która by nie czuła lęku na ich widok czy choćby słysząc ich nazwisko. Nino jest bardzo niebezpieczny i niejednokrotnie z jego rąk została przelana krew. Jest też bardzo opanowany, nie okazuje żadnych emocji, przez co jest groźniejszym i nieprzewidywalnym przeciwnikiem. Kiara natomiast… No cóż. Nie ma łatwo. Musi sporo przepracować, a małżeństwo z bezdusznym mężczyzną nie wydaje się być w tym pomocne. Wie, że nie ma co liczyć na miłość, skoro jej mąż nic nie czuje.

Nie wiedziałam czego spodziewać się po tej części. Opis jednak sprawił, że miałam już jakieś wyobrażenia co do tego, co może się wydarzyć. Główny bohater nosi nazwisko Falcone, a więc chyba mogłam oczekiwać wszystkiego. Przyznaję, że zostałam zaskoczona, bo totalnie nie tak wyobrażałam sobie tę historię, a postać Nino była dla mnie kolejnym niespodziewanym elementem. Bardzo wciągnęłam się w tą książkę i przeczytałam ją w dwa wieczory, a do tego łapałam się na tym, że gdy byłam na etapie „jeszcze jednego rozdziału”, to robiły się z tego dwa bądź trzy i dopiero po czasie zdawałam sobie z tego sprawę. Została w tej powieści przelana krew, ale nie ma tu wiele brutalności, nie jest to też słodki romans, ale mi naprawdę przyjemnie się czytało i się wciągnęłam w historię Nino i Kiary. Fajnie też było spotkać tu bohaterów, których znamy z poprzednich powieści autorki – zwłaszcza tych najbardziej ulubionych.

Autorka stara się wychodzić poza własne ramy, schematy i próbuje tworzyć ciągle coś innego, co uważam za coś pozytywnego. Może w tej serii jest mniej mafijnego świata, ale to tylko dlatego, że bracia Falcone mają inne zasady, inaczej funkcjonują. Dlatego „Złamane emocje” to coś innego niż znamy z serii „Złączeni”. Aczkolwiek nie mówię, że gorszego. Myślę, że to już zależy od oczekiwań i gustu.

W tej książce akcja skupia się głównie na Nino i Kiarze. Ona została skrzywdzona i ma do przepracowania demony, on jest mężczyzną pozbawionych uczuć, więc oni sami nadają akcji. Zdecydowanie też nie można powiedzieć, że między nimi coś zaczyna się dziać za szybko. Ich relacja ma naturalny przebieg, nie licząc aranżowanego małżeństwa, i naprawdę podobało mi się to, jak zostało to wykreowane.

 

 „Złamane emocje” naprawdę wam polecam, bo jest to coś innego, co już na początku okazało się nie do końca takie, jak przypuszczałam, że będzie. Podobała mi się ta historia, wykreowanie bohaterów i to, w jaki sposób to wszystko podążało. Wydaje mi się, że jest spokojniejsza, niż historie z poprzedniej serii, ale nie uważam tego za minus. Mam nadzieję, że jeśli przeczytacie, również i wam ta historia się spodoba.

 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.

09 maja 2021

237. "Upadek" ~ Laurelin Paige

Tytuł:Upadek

Tytuł oryginału:Ruin

Autor: Laurelin Paige

Data wydania: 28 kwietnia 2021

Wydawnictwo: Niegrzeczne Książki

 

Celia nie tak wyobrażała sobie swoje życie po ślubie. Edward Fasbender uwięził ją na wyspie, na której wszystko należy do niego. Teraz dziewczyna jest całkowicie zdana na tego nieobliczalnego i niebezpiecznego mężczyznę.

Pycha każe Edwardowi wierzyć, że Celia w pełni podporządkuje się jego woli, kobieta jednak zaplanowała własną grę. Będzie próbowała targować się z samym diabłem. Nie przewidziała tylko dwóch rzeczy: po pierwsze – że pożądanie do tego mężczyzny całkowicie pozbawi ją zmysłów, a po drugie – że jej mąż planuje bardzo szybko zostać wdowcem.

Edward zapowiedział, że ją złamie. Nie odpuści, dopóki nie osiągnie swego celu. To starcie charakterów musi doprowadzić do upadku.

Źródło opisu: okładka książki.

 

Pierwszy tom, czyli „Rywalizacja”, nie do końca wpasował się w mój czytelniczy gust, ale sięgnęłam po „Upadek” z ciekawością i nadzieją, że może jednak odmieni moje zdanie. Tak się właśnie stało. Druga część serii „Slay quartet” jest łagodniejsza i zdecydowanie bardziej mi się podobała. Przyznaję, że na początku niezbyt się wciągnęłam, ale jakoś w połowie poczułam, że ta historia do mnie trafia i zaczęłam się do niej bardziej przekonywać.

Nie za bardzo wiedziałam, czego mogę się spodziewać po tych bohaterach, zwłaszcza po Edwardzie. Chyba wszystko mogło się wydarzyć. Powiem wam, że jego postać mnie zaskoczyła. Wciąż jest niebezpieczny, manipulatorski i perwersyjny, ale odsłonił się w tej części. Poznajemy go od innej strony. Przekonałam się, że ten człowiek też ma uczucia i nie jest takim potworem (czy też diabłem), za jakiego miałam go na początku. Nie, nie następuje w nim cudowna przemiana pod wpływem Celii. On po prostu pokazuje to, co do tej pory ukrywał, a dodatkowo dalej pozostaje tym samym nieobliczalnym mężczyzną z pierwszego tomu.

Celia natomiast… Ją też poznałam od innej strony. W serii „Uwikłani” naprawdę, ale to naprawdę jej nie lubiłam. Ten, kto czytał historię Alayny i Hudsona wie, jakim człowiekiem Celia była. A jeśli nie, „Upadek” pozwala się tego dowiedzieć. Nie sądziłam, że cykl opowiadający jej historię cokolwiek zmieni, a jednak. Zaczęłam się do jej postaci przekonywać, bo kobieta się odsłania i ukazuje coś, czego do tej pory nie widziałam, jako czytelnik.

Ta książka była dość ciekawa, na koniec się wciągnęłam i zastanawiałam się, co też autorka przygotowała dla swoich bohaterów, których w tej części niewątpliwie lepiej poznajemy, ale nie tylko ich. Odkrywamy też ich historie, motywy, a także możemy zaobserwować, jak powoli odkrywają siebie samych, siebie nawzajem. Jest to powolny proces i zapewniam was, że tu nic nie dzieje się za szybko – ani bez przyczyny.

Cieszę się, że dałam dalej szansę tej serii, bo drugi tom, jak dla mnie, jest lepszy i osobiście nie mogę się doczekać tego, co Laurelin Paige przygotowała dla Celii i Edwarda, a będą jeszcze dwa tomy, więc czekam. Sięgnę po nie na pewno. Nie ma jakiejś brutalności, sceny seksu nie wprawiły mnie w zażenowanie i na szczęście treść nie jest nimi zapełniona. Jak już wspomniałam, ta część jest już łagodniejsza i jak dla mnie – lepsza. Jest czymś, czego nie do końca się spodziewałam dostać, ale jak najbardziej na plus.

 

Laurelin Paige to autorka, którą bardzo lubię i czytam wszystkie jej książki. Choć na początku nie byłam przekonana do tej serii, to ten tom to zmienił i jest to coś innego od tych historii, które miałam okazję poznać do tej pory. Fajnie, że autorka stara się być oryginalna w swoich własnych powieściach i daje się odkrywać w twórczości na nowo. Raczej seria „Slay quartet” nie każdemu się spodoba, ale dla fanów nieco mniej słodkich romansów, to kto wie? Musicie spróbować sami i po prostu się przekonać.

 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Niegrzeczne Książki.

05 maja 2021

236. "To, czego pragniesz" ~ Katherine Center

Tytuł:To, czego pragniesz

Tytuł oryginału:What You Wish For

Autor: Katherine Center

Data wydania: 21 kwietnia 2021

Wydawnictwo: Muza

 

Samantha Casey uwielbia swoją pracę bibliotekarki, a uczniów i nauczycieli traktuje jak rodzinę. W przeszłości była jednak zupełnie inną osobą.

Duncan Carpenter jest nowym dyrektorem w jej szkole. Dla niego liczą się zasady i dyscyplina. Duncan wie, że życie to nie przelewki, a niebezpieczeństwo zawsze czyha tuż za rogiem. W przeszłości był jednak zupełnie inną osobą.

Znają się z poprzedniej pracy. Duncan był wtedy uroczym, zabawnym i zwariowanym facetem, a ona szarą myszką, która się w nim szaleńczo kochała. Dlatego musiała od niego uciec i rozpocząć wszystko od nowa.

Kiedy Duncan zostaje zatrudniony jako nowy dyrektor, Sam wierzy, że dla jej ukochanej, wspaniałej szkoły to dobry wybór. Wkrótce jednak okazuje się, że jest dokładnie na odwrót.

Czy charakterna bibliotekarka uratuje szkołę przed surowym dyrektorem, a przy okazji da się ponieść uczuciom i otworzy się na miłość?

Źródło opisu: okładka książki.

 

Ludzie mówią, że miłość jest tylko dla naiwniaków. Nic z tych rzeczy. Ona jest tylko dla odważnych.

 

Na początku, gdy zobaczyłam zapowiedź tej książki, nie byłam przekonana czy chcę ją przeczytać. Dopiero po jakimś czasie się zdecydowałam. I wiecie co? To była naprawdę bardzo dobra decyzja! Mam dla was jednak małą przestrogę. Jeżeli zdecydujecie się na lekturę „To, czego pragniesz”, nie zraźcie się tym, że na początku może was nie porwać, bo później jest już tylko lepiej.

To była bardzo urocza książka, która mi się podobała i cieszę się, że ją przeczytałam. Opowiada o tym, jak ważna jest radość w życiu, o strachu. Autorka stworzyła ciekawe, barwne postaci, które tylko uzupełniają tę powieść i sprawiają, że jest ona znacznie lepsza. Nie stworzyła im jednak kolorowego życia. Zarówno Sam, jak i Duncan, mają swoje demony przeszłości, które ich prześladują i w pewnym stopniu blokują. To, co się im przydarzyło, jak na nich wpłynęło, odkrywamy powoli. Nie ma informacji podanych już na początku, dzięki czemu w czytelniku wzbudza się zainteresowanie życiem bohaterów i tym, jak potoczą się ich dalsze losy.

A skoro już przy tym jestem, to powiem wam, że nie ma w przypadku tej książki mowy o zbyt szybkim tempie. Katherine Center stworzyła relację dwójki bohaterów w świetny, delikatny sposób. Jednak nie tylko to. Bardzo podobało mi się to, jaką zbudowała społeczność, jak funkcjonowało miasteczko, w którym mieszkała Samantha i jak bardzo wszyscy byli ze sobą zżyci. To samo tyczy się szkoły, w której pracowała główna bohaterka. Swoją drogą była dość ciekawą postacią, barwną i zabawną, która wzbudziła moją sympatię. Mamy też nieco tematu czytelnictwa – a to miód na serce czytelnika – i odrobinę niekonwencjonalnego podejścia do pedagogiki szkolnej.

Może początkowe rozdziały mnie nie wciągnęły, ale im byłam dalej, tym coraz większa chęć do czytania się we mnie budziła. Dzięki prostemu, przyjemnemu stylowi autorki, przez treść przebiegało mi się szybko oraz przyjemnie. Katherine stworzyła delikatny, uroczy romans, który wiem, że spodobał się już niejednej fance tego gatunku – i ja jestem zdecydowanie w tej grupie.

Jedyne do czego się mogę przyczepić to fakt, że jak dla mnie, zbyt szybko autorka to zakończyła. Nie miałabym nic przeciwko dodatkowemu rozdziałowi czy dwóm, trzem, by trochę rozbudować to, co na koniec się wydarzyło, ale też rozumiem, że mogła nie chcieć przeciągać tej historii.

 

– W życiu nie wszystko układa się tak, jakbyś chciała. Nie zawsze jest łatwo. Jak śmiesz oczekiwać, że szczęście po prostu przyjdzie? Bez żadnego poświęcenia z twojej strony? Bez odwagi? Nie zachowuj się jak rozpieszczona dziewczynka. Nic w życiu nie przychodzi ot tak! Miłość sprawia, że stajemy się lepsi, bo jest trudna. Podejmowanie ryzyka nas wzmacnia, bo każe przełamywać strach. Tak to działa. Nigdy nie osiągniesz niczego istotnego, jeśli sobie na to nie zapracujesz. A to, co uda ci się zdobyć […] i tak prędzej czy później stracisz. Radość jest tylko przelotna. Nic nie trwa wiecznie. I na tym polega odwaga. Że mając tę wiedzę, i tak się na to wszystko decydujesz.

 

Pewnie już wiecie, ale i tak to napiszę. Jeśli chodzi o książkę „To, czego pragniesz”, naprawdę polecam i to z czystym sumieniem. Jest przeurocza, słodka. Idealna, jeżeli szukacie czegoś, by odpocząć od ciągłych erotyków i macie ochotę na coś takiego delikatnego, gdzie relacje między bohaterami rozwijają się powoli i na pierwszym miejscu są uczucia, a nie pociąg fizyczny. Jest przewidywalna, ale nie jest oklepana. Cieszę się, że ostatecznie nie zrezygnowałam, bo straciłabym szansę na poznanie fajnej, przyjemnej historii.

 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Muza.