
Tytuł oryginału: „Tears of Frost”
Autor: Bree Barton
Data wydania: 25 marca 2020
Wydawnictwo: Kobiece
Mia Rose powraca do świata żywych. Musi odnaleźć swoją matkę w mroźnym
królestwie Luumii. To jedyna szansa, aby ocalić bliskich.
Pilar uwalnia się od uroku Angelyne. Chce dotrzeć do Śnieżnego Wilka,
legendarnego zabójcy czarownic. Na swojej drodze spotyka księcia Quina, który
również szuka schronienia w Luumii.
Wszyscy muszą zmierzyć się z bolesną przeszłością i zdradą. Czy
zdołają dotrzeć do magicznego królestwa, zanim będzie za późno? Czy w lawinie
kłamstw istnieje jeszcze szansa na wolność?
Źródło opisu: okładka
książki.
„Uważam, że smutek ma
moc. Zalewa nas, czy tego chcemy, czy nie. Jeśli go zignorujemy, narasta w nas
i wydobywa się na wszelkie możliwe sposoby. Jeśli pamiętamy, co straciliśmy,
smutek staje się silniejszy, ale my też rośniemy w siłę.”
Byłam bardzo ciekawa tej książki, zwłaszcza po zakończeniu, jakie
zafundowała autorka w „Serce z cierni”,
czyli pierwszym tomie tej serii, który naprawdę mi się podobał. Zabrałam się za
tą część z pozytywnym nastawieniem, które niestety, zostało trochę zgaszone,
gdy już zaczęłam czytać. Na początku w ogóle nie mogłam się wkręcić w tą
historię i jak dla mnie, za mało się działo. Rozdziały mi się ciągnęły, czułam
się troszkę rozczarowana, a przede wszystkim bałam się, że tak będzie aż do
końca.
I tu jest dobra wiadomość, bo w końcu coś zaczęło się dziać, choć nie
było tego efektu ‘wow’. „Mroźne łzy”
to książka opowiadająca o magicznym świecie, który działa na własnych zasadach,
z legendami, w które jedni wierzą, inni nie. To wszystko z czasem
poznajemy, sprawia, że ta książka jest
lepsza. Do tego nie będę ukrywać, ale akcja mnie troszeczkę zaskoczyła, co jest
jak najbardziej na plus, bo nic nie można wziąć w tej historii za pewnik. Nawet
ludzi, którym ufamy. Historii, które znamy. Tego, w co wierzymy.
„Żal za popełnione
czyny zżera człowieka od środka jak trucizna. Wstyd jest zakrzywionym ostrzem.
Patroszy cię, wyjmuje z ciebie wszystko, co – jak sądziłaś – ma jakś wartość.
Wstyd drąży w tobie pustą przestrzeń, której nic nie zdoła wypełnić.”
Wstęp „Od autorki”
polecałabym przeczytać zanim zaczniecie zagłębiać się w tę opowieść, bo daje
nieco inne spojrzenie na to, co się działo i w jakiś sposób wszystko uzupełnia.
Bree Barton chce nam pokazać, że my, kobiety, powinnyśmy trzymać się razem. I
nieco więcej, ale to musicie odkryć sami. „Mroźne
łzy” jest książką, która jest podzielona na perspektywy i części. Możemy
zobaczyć, co dzieje się u Pilar oraz Quina, ale także co u Mii. Każdy z tych
bohaterów przeżywa własne rozterki, ma własne problemy. Te za sobą, jak i przed
sobą.
To jest lektura, która wywołała lekki mętlik w mojej głowie. Miałam co
do niej spore oczekiwania i niestety, na początku zostałam trochę zawiedziona,
ale później sytuacja nieco się polepszyła. A zakończenie zostawiło we mnie
ciekawość tego, co wydarzy się w trzeciej części, po którą najprawdopodobniej
sięgnę, gdy tylko zostanie wydana na polskim rynku. Jeśli liczycie, że będzie
to fantastyka z dodatkiem romansu, to nic z tych rzeczy. Owszem, pojawia się
ten wątek, ale naprawdę w delikatnym stopniu, że prawie go nie było i tak
naprawdę nie ma wpływu na to, co się dzieje. Co mi się podobało, bo w
fantastyce, jak dla mnie, miłość powinna być w tle, a na pierwszym miejscu cała
reszta. Myślę, że bardziej niż na uczuciach pomiędzy kobietą a mężczyzną,
autorka skupiła się na siostrzanej więzi, ale tylko tyle zdradzę, bo ten wątek
był jak dla mnie dość ciekawy i fajny.
„Może serca maleją za każdym
razem, gdy ktoś je łamie, aż w końcu zostaje ci w piersi tylko krwawy strzęp.”
I najważniejsze pytanie: czy polecam?
Nie jest to najlepsza książka z tego gatunku, jaką czytałam, ale też
nie najgorsza i myślę, że należy dać jej szansę, bo wiem, że może się
czytelnikowi spodobać, więc jeśli czytaliście pierwszy tom albo ciekawi was ta
seria, to myślę, że możecie spróbować. Na początku byłam rozczarowana, potem
zostałam trochę udobruchana tym, że akcja mnie zaskoczyła. Były intrygi i
niepewność tego, kto jakie ma zamiary. „Mroźne
łzy” ma swoje plusy i minusy. Mimo wszystko nie żałuję, że po nią sięgnęłam
i mam nadzieję, że moja opinia wam pomogła.
Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece.
To raczej nie jest książka dla mnie. 😊
OdpowiedzUsuń