
Tytuł oryginału: „The First Kiss of Sping”
Autor: Emily March
Data wydania: 15 maja 2019
Wydawnictwo: Kobiece
Caitlin
zrobiła oszałamiającą karierę w Nowym Jorku, ale w głębi duszy chciała zajmować
się czymś zupełnie innym. Postawiła wszystko na jedną kartę i wróciła w
rodzinne strony.
Kiedy na jej
drodze pojawia się nowy mieszkaniec Eternity Springs, budzą się w niej nieznane
dotąd pragnienia. Ciatlin pragnie Josha. Niestety, on ma inne plany.
Josh to
przystojny mechanik, który próbuje odciąć się od przeszłości w malowniczym
Kolorado. Spotkanie z piękną Caitlin rozpala jego zmysły i porusza serce, ale
już dawno obiecał sobie, że nie wpuści nikogo do swojego życia. Kiedy dopadają
go demony z przeszłości, może utracić wszystko, na czym mu zależy. Czy miłość i
determinacja Caitlin wystarczą, by go uratować?
Źródło opisu: okładka książki.
Sięgając po
„Pocałuj mnie wiosną” miałam
nadzieję, że będzie to lekki i przyjemny romans, który wprowadzi nas w klimat
wiosny i przy którym spędzę miło, a przede wszystkim chętnie, czas. Żeby nie
zdradzać od razu jakie uczucia wywarła na mnie ta pozycja, zacznijmy może po
kolei. Mam nadzieję, że mi się uda i nie wprowadzę w ten post chaosu.
Caitlin to
piękna kobieta, o dobrym sercu, nieznosząca kłamstw. I bardzo zżyta ze swoją
rodziną. To właśnie jest jeden z powodów jej powrotu do Eternity Spings. Plus
pomysł na karierę, całkowicie inną od tej, którą prowadziła w Nowym Jorku. I
zatrzymam się tu na jej relacji z rodzicami. Caitlin była przed trzydziestką, a
przy wszystkim co robiła miała z tyłu głowy to, co powiedzą o niej jej rodzice.
Oczywiście rozumiem, że ma z nimi dobre relacje i chce by tak pozostało, ale momentami
to troszkę mnie w niej denerwowało. Jej przeprowadzka, kariera, a nawet związek.
We wszystkim gdzieś tam był strach o to co powiedzą rodzice. Może jestem
niesprawiedliwa, nie wiem.
Co do Josha,
jest przystojnym mężczyzną, prowadzącym warsztat samochodowy. Jest też facetem
spowity jakąś tajemnicą, z nieciekawą przeszłością, dzieciństwem i zarzekającym
się, że związki to nie jest coś, w co zamierza wchodzić. I w tej kwestii jest
szczery od samego początku, nie mydli oczu – za co plus dla niego. Został
wykreowany za miłego faceta, służącego pomocą, ale… No właśnie, ale. W pewnych
momentach tak nagle zmieniał swoje zachowanie. Stawał się pewnym siebie
mężczyzną, którym kieruje pożądanie. Ja wiem, że takich bohaterów możemy
spotkać w wielu romansach, ale w przypadku Josha, takie zmiany nie były dla
mnie naturalne.
Co do samej
treści zacznę może od tego, że autorka wprowadziła do tej historii odrobinę
humoru. Były żarty, przekomarzanie się. To było fajne. Na plus. Jednak zabrakło
mi w niej poczucia autentyczności, a także odczuwania emocji. Momentami też w
dialogach, opisach czy przebiegu wydarzeń zabrakło mi tej swobody, takiej
naturalności. Dodatkowo akcja nabrała jak dla mnie zbyt szybkiego tempa
pomiędzy bohaterami. Nie chcę wam wymieniać powodów dlaczego, bo być może ktoś
z was ma zamiar przeczytać tę książkę i nie chcę nikomu zbyt wiele zdradzać,
ale autorka mogłaby trochę zwolnić bieg i nadać temu wolniejszy rytm. Nie
potrafiłam się wczuć w historię Caitlin i Josha.
Owszem, ta
historia ma potencjał. Z tego, co autorka wymyśliła mógłby powstać naprawdę
super romans. Podobał mi się też sposób funkcjonowania Eternity Spings. To było
miasteczko, gdzie każdy się znał i w kilka minut wszyscy się dowiadywali o
konkretnym wydarzeniu. Mieszkańcy byli bardziej jak rodzina, wszyscy serdeczni
i z otwartymi sercami. To było super. Bardzo mi się podobało. Niestety mam
zastrzeżenia co do przedstawienia tej historii. Przy niektórych opisach miałam
wrażenie, że zostało poświęcone za mało zdań, a niektóre wydarzenia autorka
troszkę streszczała. Podczas czytania miałam też poczucie lekkiego chaosu, nie
bardzo potrafiłam się odnaleźć kto jest kim, tyle tam postaci się przewinęło.
Choć to może moja wina, nie mówię nie.
Nie wiem czy
coś więcej o tej książce powiedzieć mogę, bo wiele się w niej nie działo,
niestety. Nie mówię jednak, że nie działo się nic. Pewne akcje były, chociaż ja
nie byłam w stanie ich odczuć. Największym minusem jest właśnie dla mnie to, że
zabrakło mi w niej emocji. Może znów będę niesprawiedliwa, ale to wszystko
wydawało mi się trochę… bezbarwne.
Nie mówię,
że ta książka nie może się podobać. Jestem pewna, że może. Może po prostu po
przeczytaniu tylu tytułów moje wymagania wobec każdej pozycji, po którą sięgam,
są wysokie i to dlatego dostrzegam wady akurat tej.
To właśnie
dlatego najlepiej będzie, jeśli sami przeczytacie i ją ocenicie. Pamiętajcie,
że ile osób, tyle opinii! A ja tymczasem mam nadzieję, że pomogłam wam w
podjęciu decyzji co do „Pocałuj mnie
wiosną”.
Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece.
Nie mam tej książki w planach czytelniczych. 😊
OdpowiedzUsuńSuper artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń