
Tytuł oryginału: „Uncharted”
Autor: Julie Johnson
Data wydania: 5 czerwca
2019
Wydawnictwo: Kobiece
Kiedy go poznałam od razu wydawał mi się draniem. Miałam go już jednak
nigdy nie spotkać.
Nigdy nie myślałam, że stanę się ofiarą katastrofy samolotowej.
Nigdy nie myślałam, że będę wśród tych, którym uda się ją przeżyć.
Nigdy nie myślałam, że jeszcze go zobaczę.
Czasami przetrwanie oznacza dryfowanie po nieznanych wodach. A ratunek
nie nadchodzi…
Źródło opisu: okładka
książki.
Gdy tylko zobaczyłam zapowiedź „Zakochani
rozbitkowie” wiedziałam od razu, że chcę tą historię poznać, bo bardzo
podobała mi się poprzednia książka tej autorki, którą czytałam, czyli „Wbrew grawitacji”. Wahałam się jednak na
sięgnięciem po tę pozycję, skoro ta opowieść jest podzielona na tomy, ale
ostatecznie postanowiłam dać jej szansę już teraz.
„– Nie ma nic złego w
strachu. Kiedy się boisz, wiesz, że żyjesz.”
Violet to zaledwie siedemnastoletnia dziewczyna, która pragnie
przygody, ale jej wyjazd jest w celu pracy, a nie wypoczynku. Jest to typ
cheerleaderki, dbającej o włosy i właściwy makijaż. Ot, zwyczajna nastolatka z
New Hampshire. Już na początku mamy ją przedstawioną od tej złośliwej strony i
nie będę ukrywała, że momentami mnie denerwowała. Jej wybuchy i to, że dość
szybko oceniła głównego bohatera. Moim zdaniem za szybko wyrobiła sobie o nim
zdanie i jej zachowanie wobec niego w późniejszych wydarzeniach nie zawsze mi
się podobało. Z czasem okazało się jednak, że jest też dość odważną, silną i
zaradną młodą kobietą, o dużym sercu.
Męska postać natomiast wprowadza do tej historii nutę tajemniczości
dlatego, że niewiele o nim wiadomo i sam też niespecjalnie coś o sobie zdradza.
Nawet jego imię nie od razu zostaje zdradzone – dlatego i ja staram się tego
nie ujawniać. Jest to raczej milczący, trochę gburowaty facet, kąśliwy i może
momentami rzeczywiście zasługuje na miano ‘dupka’. A jednak pod tą powierzchnią
kryje się mężczyzna, który nie łamie danych obietnic, bez względu na wszystko.
Nie miałam kompletnie pojęcia czego się po nim spodziewać i jak się okazało, pewna
część z nim związana w końcu mnie zaskoczyła.
„Zakochani rozbitkowie” jest
to historia na raz, bądź do podczytywania w letnie wieczory. Napisana została z
perspektywy pierwszoosobowej, oczami Violet i troszkę mi zabrakło spojrzenia
męskiej postaci, ale z drugiej strony fajnie, że autorka tego nie dodała, bo
wtedy straciłoby trochę z tajemniczości, gdybyśmy poznali jego myśli i uczucia,
prawda?
Akcja rozgrywa się powoli i nie jest tajemnicą, że w końcu bohaterowie
stają się ofiarami katastrofy lotniczej. Przez długie miesiące muszą dbać o to,
by przeżyć. Zdobywać pożywienie, wodę. Podobał mi się ten pomysł i tworzył on
całościowo fajny, letni klimat. Cały czas coś tam się działo, bohaterowie
niewątpliwie wiele przeszli i to ich ukształtowało na innych ludzi. Myślałam
też, że uczucie pomiędzy nimi rozegra się w kilku pierwszych rozdziałach, bo jednak
historia jest krótka, ale Julie Johnson całość pokierowała w sposób powolny,
stopniowy. Zarówno tyczy się to wydarzeń, jak i uczuć pomiędzy Violet a pewnym
przystojniakiem. Ich relacja to był totalny rollercoaster i chyba przeszła
wszystkie fazy. Od nienawiści do… tych lepszych uczuć. Nie wiem jednak
dlaczego, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że ich przebieg coś nie do końca mi
odpowiadał. Zabrakło mi też, niestety, większego rozbudowania postaci. Na dobrą
sprawę niewiele się dowiadujemy o nich, ale mam nadzieję, że to się zmieni w
kolejnej części, więc na razie nie będę się tego czepiała. Kto wie, co autorka
dla nas szykuje w drugim tomie?
W tej książce było też dość sporo opisów, co rzadko mi się zdarza
ostatnio napotkać w romansach, ale nie przeszkadzało mi to. Były fajnie
napisane, w lekki sposób i mimo małej ilości dialogów czytało się to szybko i
przyjemnie. A przede wszystkim to opisywanie nie było nużące i wciśnięte na
siłę, byle książka trwała jak najdłużej. Choć na początku nie dzieje się zbyt
wiele, potem jednak autorka ciągle stara się urozmaicić jakoś tę historię i
życie ocalonych, nie tylko poprzez ich dość emocjonalnych kontaktów.
„Myślę, że zachowanie nadziei
to jedna z najważniejszych rzeczy, jakie możesz zrobić. Gdy ją tracisz, pojawia
się rozpacz. A rozpacz zabija szybciej niż jakakolwiek nadzieja. Więc jeśli
masz zamiar się czegoś trzymać… to cieszę się, że jest to nadzieja…”
Polecam wam tę książkę, jeśli szukacie lekkiego romansu na okres
letni, choć muszę jeszcze dodać, że w tej pozycji dużo humoru nie znajdziecie,
ale jednak się w jakimś stopniu pojawia. Natomiast jeśli chcecie czegoś bardzo
emocjonującego i porywającego, to obawiam się, że „Zakochani rozbitkowie” nie będą odpowiednią lekturą.
Nie była to lepsza książka niż „Wbrew
grawitacji”, ale nie była wcale zła. Ot, coś lekkiego i niezobowiązującego,
co czyta się dobrze i z przyjemnością. Nie nastawiałam się na jakąś miażdżącą
lekturę i myślę, że to uratowało moje spojrzenie na nią, bo inaczej mogłabym
się poczuć ciut zawiedziona. Pewnym jednak jest, że sięgnę po drugi tom, bo
jestem bardzo ciekawa jak potoczą się dalsze losy bohaterów i jak oni się
odnajdą.
Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece.
Czasami takie lekkie i niezobowiązujące książki, bardzo pomagają mi się odprężyć. Będę miała ją na uwadze. 😊
OdpowiedzUsuńBardzo mnie ciekawi ta książka, ma taki wakacyjny klimat :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Pola
www.czytamytu.blogspot.com