
Tytuł oryginału: „Hate to love you”
Autor: Tijan
Data wydania: 29 maja 2019
Wydawnictwo: Kobiece
PIERWSZA ZASADA:
ŻADNYCH GORĄCYCH
FACETÓW
Kennedy Clarke college traktuje jako szansę na nowy początek. Ma
zamiar trzymać się trzech żelaznych zasad. Jedną z nich jest unikanie za
wszelką cenę przystojnych i popularnych facetów.
DRUGA ZASADA:
ŻADNYCH DRAMATÓW
Dziewczyna postanawia także unikać wszelkich dramatów. Wystarczająco
dużą ich dawkę miała w szkole średniej. Teraz woli trzymać się na uboczu.
TRZECIA ZASADA:
ŻADNEGO WRACANIA DO
PRZESZŁOŚCI
Pójście do college’u ma być dla niej przełomowym momentem, w którym
zamknie burzliwą przeszłość na klucz i otworzy zupełnie nowy rozdział w życiu.
Szybko może się jednak okazać, że kapitan i główny rozgrywający
drużyny futbolowej, Shay Coleman, sprawi, że Kennedy złamie wszystkie te
zasady.
Źródło opisu: okładka
książki.
„Hate to love you” to druga
książka Tijan, po którą miałam okazję sięgnąć i nie będę ukrywać, że ta pozycja
nie miała lekko. Tak jak „Pozwól mi
zostać” naprawdę mi się spodobało, tak oczekiwałam, że ta będzie albo taka
sama albo nawet lepsza. Miałam naprawdę ogromną nadzieję, że się nie
rozczaruję. Czy tak było? No cóż, podsumujmy i się przekonajmy.
Zacznijmy może od Kennedy, która okazała się naprawdę dość ciekawą
postacią. Piękna, z wyglądu przypominająca Ninę Dobrev (jej słowa, nie moje), a
do tego charakterna zołza. Dziewczyna ma swoje zasady, które wymieniłam powyżej
przy opisie i jest osobą, która dość często preferuje samotność. Wtedy myślę,
że czuje się najbezpieczniej. Problemy z zaufaniem to coś, o czym sama
doskonale sobie zdaje sprawę, a wszystko przez to, co spotkało ją w liceum i za
wszelką cenę stara się by sytuacja się nie powtórzyła. Kennedy ma swoje
problemy, co na nią w jakiś sposób oddziałowuje, na jej zachowanie. Niektórzy
odważyliby się nawet posunąć do określenia jej wariatką – w pozytywnym sensie.
Prócz tego ma tendencję do ukrywania się, choć nie w dosłownym znaczeniu, ale
to zachowanie również jest skutkiem przeszłości,
Shay nie był chłopakiem, który obnosił się ze swoją uczelnianą sławą.
Przystojny, charyzmatyczny, wysportowany, mądry, a do tego każdy wie kim jest
Shay Colleman. Nie ma osoby, która by go nie znała i nie pragnęła kontaktu z
nim, choćby najmniejszego, a znajomość z nim wydaje się być wręcz czymś
niezwykłym. Popularność jednak nie sprawiła, że jest zadufanym w siebie
studentem. Owszem, nie można odmówić temu chłopakowi pewności siebie, ale jest
ona raczej pozytywną cechą w tym przypadku. Nie był dupkiem. Pewnie potrafił
się tak zachować, ale w głównej mierze to miły chłopak, troskliwy i również
oddany przyjaciel, choć jak się z czasem okazuje, trochę zamknięty w sobie. To
jeden z tych bohaterów literackich, o którym na pewno szybko nie zapomnę i który
całkowicie podbił moje serce.
To była ciut inna Tijan niż miałam wcześniej okazję poznać. Myślę, że
ta historia była troszkę odważniejsza niż „Pozwól
mi zostać”, co absolutnie mi nie przeszkadzało. Nawet wpłynęło na plus tej
książki. Została napisana z perspektywy pierwszoosobowej, oczami Kennedy i nie
uważam tego za minus, chociaż ostatnio przywykłam troszkę do tego, że mogę
poznać świat z dwóch perspektyw.
Akcja rozpoczyna się powoli, nabiera stopniowo tempa, buduje momentami
napięcie, ale mamy także mnóstwo humoru, co uwielbiam w powieściach. Żarty,
docinki. Przez dużą ilość czasu z mojej twarzy wręcz nie schodził uśmiech i
czasem miałam wrażenie, że zaraz mnie będą bolały policzki. Podobało mi się to,
że Tijan nie skupiła się wyłącznie na Kennedy i Shayu, ale pozwoliła nam
również poznać historię innych bohaterów i to wcale nie tak ogólnikowo. Jeśli
coś się działo, niekoniecznie to musiało się tyczyć właśnie tej głównej dwójki,
ale autorka tę fabułę rozszerzyła także na postaci drugoplanowe. Nie było to
napisane byle było, ale naprawdę poświęciła im sporo uwagi. I wątek życia
studenta został też fajnie rozwinięty. Mieszkanie w akademiku, imprezowanie. Nie
czułam, by był on za słabo przedstawiony.
Jak wspomniałam powyżej, mieliśmy dawkę wesołości, ale nie tylko. To
była chwila na złapanie oddechu, byśmy potem przeszli w zwrot akcji. I tu się
na moment zatrzymam, bo „Hate to love you”
to nie tylko beztroska powieść, ale również Tijan porusza w niej trudne tematy,
a głównie słabość płci. Nie chcę tu się za bardzo rozpisywać i podawać wam
przykładów, ale chyba pierwszy raz spotkałam się z tym tematem w książce, gdzie
mężczyźni czuli się lepsi, silniejsi i przekonani, że mogą skrzywdzić dziewczynę.
A czasem, że ta krzywda nawet nie jest z ich winy, ale przez kobiety, o czym
ostatnio było dość głośno w Internecie.
Czy polecam wam tę książkę?
Kochani, z całego serca! Naprawdę. Zdaję sobie sprawę, że może
niekoniecznie przypadnie do gustu każdemu, ale ja jestem w pełni kupiona. A w
zasadzie moje serce. To była książka momentami zabawna, ale również trzymająca
w napięciu i powodująca ścisk żołądka przed tym, co może się wydarzyć. Nie
można jej zarzucić, że była nudna i myślę też, że nie do końca przewidywalna,
na pewno momentami zaskakująca.
Tijan wykazała się lekkim piórem i historią, która potrafiła wciągnąć
i sprawić, że zapominamy o wszystkim innym. To książka, za którą tęsknisz zanim
skończysz czytać. I ja wiem, że sięgnę po nią ponownie w przyszłości.
Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece.
Być może kiedyś przeczytam. 😊
OdpowiedzUsuń