12 czerwca 2019

81. Przedpremierowo: "Romans po Brytyjsku" ~ Vi Keeland & Penelope Ward

Tytuł:Romans po Brytyjsku
Tytuł oryginału:British Bedmate
Autor: Vi Keeland & Penelope Ward
Data wydania: 19 czerwca 2019
Wydawnictwo: Editio Red

Kiedy jesteś wdową po trzydziestce i samotnie wychowujesz ośmioletniego syna, musisz temu zadaniu podporządkować wszystkie plany, aspiracje i marzenia. Podołanie codziennym obowiązkom staje się sporym wyzwaniem. Kolejny mężczyzna w życiu? Cóż… oni raczej nie są zainteresowani związkiem z kobietą z dzieckiem. Dlatego samotna matka nie powinna mieć większych nadziei na znalezienie odpowiedzialnego faceta, z którym stworzy szczęśliwą rodzinę, prawda?
Bridget Valentine doskonale zdaje sobie sprawę z tego i choć wpadli sobie w oko z Simonem Hogue’em, młodym i wyluzowanym lekarzem, postanawia trzymać go na dystans. Zwłaszcza, że wymiana ich pierwszych spojrzeń nastąpiła w niecodziennych okolicznościach: przy usuwaniu haczyka wędkarskiego z pośladka kobiety. Zaraz potem okazało się, że przyjazny doktor będzie przez kilka miesięcy jej współlokatorem. Ich zamieszkanie pod jednym dachem sprzyja poznawaniu się, żartom i… wspólnemu czytaniu książek. Napięcie wzrasta, uczucia nabierają głębi. Tyle, że Simon na pewno nie jest odpowiednim mężczyzną dla Bridget.
Ta pełna humoru historia opowiada o fascynacji, pożądaniu, ale i odpowiedzialności za swoje decyzje i uczucia innych osób. Bridget do niedawna nie była gotowa na nową relację, ale Simon bardzo jej się podoba. On natomiast ma świadomość, że nie może sobie pozwolić na dłuższy związek. Jest jeszcze syn Bridget, który zaakceptował i bardzo polubił „wujka”. Czy można w takim chaosie znaleźć rozwiązanie, które nikogo nie zrani?
Źródło opisu: okładka książki.

Dom to nie budynek z cegieł. Dom to twoje szczęśliwe miejsce.

Może już wiecie, a może jeszcze nie, ale naprawdę uwielbiam książki, które wspólnie piszą te dwie autorki i z przyjemnością sięgam po kolejne, nowe pozycje. Nigdy jeszcze się nie zawiodłam, ale co za tym idzie, moje oczekiwania nie są wcale małe. Sięgam po ich pozycje z nadzieją na dobrą lekturę. Tak też było w przypadku „Romans po Brytyjsku”, ale czy się nie rozczarowałam?

Muszę już na początku powiedzieć, że Bridget to kobieta, którą zaczęłam podziwiać za to, jak sobie radziła z wychowaniem ośmioletniego syna po stracie męża. Nie użalała się nad sobą, a na pierwszym miejscu zawsze było dobro jej dziecka. Nawet jeśli musiała z czegoś zrezygnować dla siebie. Jest rozważną, miłą osobą, ale także niepewną siebie, co się okazało z biegiem czasu, bo najzwyczajniej w świecie czuła strach. Od dwóch lat sama wychowywała swoje dziecko i moim zdaniem naprawdę świetnie sobie radziła w tej roli. Zapewniła swojemu synowi poczucie bezpieczeństwa i miłości. A czy nie tego ośmioletni chłopiec potrzebuje najbardziej?
Simon natomiast to bardzo zabawny, młody lekarz, który skradł mi serce już od pierwszych stron, ale z biegiem czasu miał je coraz bardziej. Przystojny, pewny siebie i momentami ciut arogancki, w pozytywnym sensie. A do tego troskliwy, co już nie raz wykazał nie tylko w przypadku Bridget, ale jej syna czy chociażby swoich pacjentów. Jest lekarzem niewątpliwie z powołania, choć na decyzję o takiej ścieżce kariery wpłynęły pewne fakty z przeszłości.

Ale miłość rodzi niepewność i sprawia, że ludzie stają się słabsi i żałośni.

Jak tylko zaczęłam czytać „Romans po Brytyjsku”, po kilku zdaniach na moją twarz wystąpił uśmiech i nie chciał stamtąd zejść przez długi czas. Podobała mi się ta historia, która zawierała naprawdę sporą dawkę humoru, ale nie tylko, choć myślę, że to ‘najlżejsza’ opowieść Vi i Penelope. Tym razem pokazały nam jednak, że w niektórych związkach nie chodzi o nas samych, ale czasem jest ktoś jeszcze. W tym przypadku bohaterowie musieli myśleć przede wszystkim o tym, jak to wszystko wpłynie na syna Bridget. Zwłaszcza, że Siomon jest zadeklarowanym kawalerem, który nie chce rodziny i za kilka miesięcy wyjeżdża.
Lubię, kiedy akcja pomiędzy bohaterami nie rozgrywa się w dynamicznym tempie i już po kilku rozdziałach zdają sobie sprawę, że łączy ich wielkie uczucie i na szczęście autorki mi tego nie zafundowały. Owszem, coś między tą dwójką zaczyna się dziać już na samym początku, zapala się mała iskierka, ale wszystko przebiega stopniowo, aby czytelnik mógł się oswoić z sytuacją i zrozumieć, że coś jest na rzeczy. A dzięki perspektywie pierwszoosobowej, napisanej oczami zarówno Bridget jak i Simona możemy poznać uczucia i myśli z ‘pierwszej ręki’.

Vi Keeland i Penelope Ward tą historią kupiły mnie po raz kolejny. Jeśli miałabym wybierać spośród wszystkich swoją ulubioną, chyba bym nie potrafiła. To opowieść o wyborach, których muszą dokonać, by nie skrzywdzić ośmioletniego dziecka, które nie jest niczemu winne. Tutaj nie mogą sobie pozwolić na szybki romans, a później się pożegnać, bo małe dziecko potrafi się szybko przywiązać, prawda?
Romans po Brytyjsku” to coś zupełnie innego niż autorki pokazały nam do tej pory. Dla mnie nie była to książka przewidywalna i może troszkę ‘wtarła’ się w znane już schematy, ale tylko trochę. Pewny siebie, seksowny mężczyzna i niepewna siebie kobieta. Co do reszty? Moim zdaniem autorki wykazały się tym razem oryginalnością i pomysłowością. Napisana naprawdę w lekki, przyjemny sposób, a sceny seksu, choć się ich trochę pokazały, były napisane w sposób subtelny i z granicami.
I najważniejsze! Autorki mnie zaskoczyły. W pewnym momencie dały coś, czego naprawdę kompletnie się nie spodziewałam! A ja naprawdę uwielbiam, kiedy książka mnie potrafi zaskoczyć. Co za tym idzie jednak, tym wątkiem pokazały również jak ważna jest szczerość, jeśli zależy nam na drugiej osobie, że pomimo tego, jak prawda jest zła i jak może zranić drugą osobę, prawda jest jednak zawsze lepsza.

Miłość czyni cię silniejszym, a nie słabszym.

Jeśli szukacie lekkiego, zabawnego romansu, gdzie sceny seksu nie przeważają, „Romans po Brytyjsku” może być czymś, co wam się spodoba (mam nadzieję, że się spodoba!). Jak mówiłam, ja jestem jak najbardziej kupiona. To była lektura, której nie żałuję, która umiliła mi czas, trzymała momentami w napięciu i potrafiąca zaskoczyć, a po jej zakończeniu chciałam jeszcze kontynuować tę historię Bridget i Simona.
Mam nadzieję, że moja opinia pomogła wam w podjęciu decyzji i przeczytanie tę książkę!

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Editio Red.

1 komentarz:

  1. Fajna fabuła, a z autorkami lubię się od dawna :)
    pozdrawiam, Pola
    www.czytamytu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń