
Tytuł oryginału: „British Bedmate”
Autor: Vi Keeland & Penelope Ward
Data wydania: 19 czerwca 2019
Wydawnictwo: Editio Red
Kiedy jesteś wdową po trzydziestce i samotnie wychowujesz
ośmioletniego syna, musisz temu zadaniu podporządkować wszystkie plany,
aspiracje i marzenia. Podołanie codziennym obowiązkom staje się sporym
wyzwaniem. Kolejny mężczyzna w życiu? Cóż… oni raczej nie są zainteresowani
związkiem z kobietą z dzieckiem. Dlatego samotna matka nie powinna mieć większych
nadziei na znalezienie odpowiedzialnego faceta, z którym stworzy szczęśliwą
rodzinę, prawda?
Bridget Valentine doskonale zdaje sobie sprawę z tego i choć wpadli
sobie w oko z Simonem Hogue’em, młodym i wyluzowanym lekarzem, postanawia
trzymać go na dystans. Zwłaszcza, że wymiana ich pierwszych spojrzeń nastąpiła
w niecodziennych okolicznościach: przy usuwaniu haczyka wędkarskiego z pośladka
kobiety. Zaraz potem okazało się, że przyjazny doktor będzie przez kilka
miesięcy jej współlokatorem. Ich zamieszkanie pod jednym dachem sprzyja
poznawaniu się, żartom i… wspólnemu czytaniu książek. Napięcie wzrasta, uczucia
nabierają głębi. Tyle, że Simon na pewno nie jest odpowiednim mężczyzną dla
Bridget.
Ta pełna humoru historia opowiada o fascynacji, pożądaniu, ale i
odpowiedzialności za swoje decyzje i uczucia innych osób. Bridget do niedawna
nie była gotowa na nową relację, ale Simon bardzo jej się podoba. On natomiast
ma świadomość, że nie może sobie pozwolić na dłuższy związek. Jest jeszcze syn
Bridget, który zaakceptował i bardzo polubił „wujka”. Czy można w takim chaosie
znaleźć rozwiązanie, które nikogo nie zrani?
Źródło opisu: okładka
książki.
„Dom to nie budynek z
cegieł. Dom to twoje szczęśliwe miejsce.”
Może już wiecie, a może jeszcze nie, ale naprawdę uwielbiam książki,
które wspólnie piszą te dwie autorki i z przyjemnością sięgam po kolejne, nowe
pozycje. Nigdy jeszcze się nie zawiodłam, ale co za tym idzie, moje oczekiwania
nie są wcale małe. Sięgam po ich pozycje z nadzieją na dobrą lekturę. Tak też
było w przypadku „Romans po Brytyjsku”,
ale czy się nie rozczarowałam?
Muszę już na początku powiedzieć, że Bridget to kobieta, którą
zaczęłam podziwiać za to, jak sobie radziła z wychowaniem ośmioletniego syna po
stracie męża. Nie użalała się nad sobą, a na pierwszym miejscu zawsze było
dobro jej dziecka. Nawet jeśli musiała z czegoś zrezygnować dla siebie. Jest
rozważną, miłą osobą, ale także niepewną siebie, co się okazało z biegiem
czasu, bo najzwyczajniej w świecie czuła strach. Od dwóch lat sama wychowywała
swoje dziecko i moim zdaniem naprawdę świetnie sobie radziła w tej roli.
Zapewniła swojemu synowi poczucie bezpieczeństwa i miłości. A czy nie tego
ośmioletni chłopiec potrzebuje najbardziej?
Simon natomiast to bardzo zabawny, młody lekarz, który skradł mi serce
już od pierwszych stron, ale z biegiem czasu miał je coraz bardziej.
Przystojny, pewny siebie i momentami ciut arogancki, w pozytywnym sensie. A do
tego troskliwy, co już nie raz wykazał nie tylko w przypadku Bridget, ale jej
syna czy chociażby swoich pacjentów. Jest lekarzem niewątpliwie z powołania, choć
na decyzję o takiej ścieżce kariery wpłynęły pewne fakty z przeszłości.
„Ale miłość rodzi
niepewność i sprawia, że ludzie stają się słabsi i żałośni.”
Jak tylko zaczęłam czytać „Romans
po Brytyjsku”, po kilku zdaniach na moją twarz wystąpił uśmiech i nie
chciał stamtąd zejść przez długi czas. Podobała mi się ta historia, która zawierała
naprawdę sporą dawkę humoru, ale nie tylko, choć myślę, że to ‘najlżejsza’
opowieść Vi i Penelope. Tym razem pokazały nam jednak, że w niektórych
związkach nie chodzi o nas samych, ale czasem jest ktoś jeszcze. W tym
przypadku bohaterowie musieli myśleć przede wszystkim o tym, jak to wszystko
wpłynie na syna Bridget. Zwłaszcza, że Siomon jest zadeklarowanym kawalerem,
który nie chce rodziny i za kilka miesięcy wyjeżdża.
Lubię, kiedy akcja pomiędzy bohaterami nie rozgrywa się w dynamicznym
tempie i już po kilku rozdziałach zdają sobie sprawę, że łączy ich wielkie
uczucie i na szczęście autorki mi tego nie zafundowały. Owszem, coś między tą
dwójką zaczyna się dziać już na samym początku, zapala się mała iskierka, ale
wszystko przebiega stopniowo, aby czytelnik mógł się oswoić z sytuacją i
zrozumieć, że coś jest na rzeczy. A dzięki perspektywie pierwszoosobowej,
napisanej oczami zarówno Bridget jak i Simona możemy poznać uczucia i myśli z
‘pierwszej ręki’.
Vi Keeland i Penelope Ward tą historią kupiły mnie po raz kolejny.
Jeśli miałabym wybierać spośród wszystkich swoją ulubioną, chyba bym nie
potrafiła. To opowieść o wyborach, których muszą dokonać, by nie skrzywdzić
ośmioletniego dziecka, które nie jest niczemu winne. Tutaj nie mogą sobie
pozwolić na szybki romans, a później się pożegnać, bo małe dziecko potrafi się
szybko przywiązać, prawda?
„Romans po Brytyjsku” to coś
zupełnie innego niż autorki pokazały nam do tej pory. Dla mnie nie była to
książka przewidywalna i może troszkę ‘wtarła’ się w znane już schematy, ale
tylko trochę. Pewny siebie, seksowny mężczyzna i niepewna siebie kobieta. Co do
reszty? Moim zdaniem autorki wykazały się tym razem oryginalnością i
pomysłowością. Napisana naprawdę w lekki, przyjemny sposób, a sceny seksu, choć
się ich trochę pokazały, były napisane w sposób subtelny i z granicami.
I najważniejsze! Autorki mnie zaskoczyły. W pewnym momencie dały coś,
czego naprawdę kompletnie się nie spodziewałam! A ja naprawdę uwielbiam, kiedy
książka mnie potrafi zaskoczyć. Co za tym idzie jednak, tym wątkiem pokazały
również jak ważna jest szczerość, jeśli zależy nam na drugiej osobie, że pomimo
tego, jak prawda jest zła i jak może zranić drugą osobę, prawda jest jednak
zawsze lepsza.
„Miłość czyni cię
silniejszym, a nie słabszym.”
Jeśli szukacie lekkiego, zabawnego romansu, gdzie sceny seksu nie
przeważają, „Romans po Brytyjsku”
może być czymś, co wam się spodoba (mam nadzieję, że się spodoba!). Jak
mówiłam, ja jestem jak najbardziej kupiona. To była lektura, której nie żałuję,
która umiliła mi czas, trzymała momentami w napięciu i potrafiąca zaskoczyć, a
po jej zakończeniu chciałam jeszcze kontynuować tę historię Bridget i Simona.
Mam nadzieję, że moja opinia pomogła wam w podjęciu decyzji i
przeczytanie tę książkę!
Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Editio Red.
Fajna fabuła, a z autorkami lubię się od dawna :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, Pola
www.czytamytu.blogspot.com