08 lutego 2022

295. "Twórczyni Królów" ~ Kennedy Ryan

Tytuł:Twórczyni Królów

Tytuł oryginału:The Kingsmaker

Autor: Kennedy Ryan

Data wydania: 24 listopada 2021

Wydawnictwo: Papierówka

 

W świecie, w którym liczą się zyski, moja rodzina posiada dosłownie wszystko, lecz ja nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Skłócony z ojcem podążam własną drogą, przez co staję się czarną owcą. Jestem zdeterminowany, by stworzyć własne imperium. Mam swoje zasady, ale Lennix Hunter stanowi wyjątek od każdej z nich. Od chwili naszego spotkania coś iskrzy między nami. Problem w tym, że moja rodzina okradała jej rodzinę, a mój ojciec jest człowiekiem, którego Lennix nienawidzi najbardziej na świecie. Kłamałem, żeby ją zdobyć, i zrobiłbym wszystko, aby ją zatrzymać. A choć ona próbuje ode mnie uciec, nie potrafi zignorować nieubłaganego magnetyzmu, który nas do siebie przyciąga.

Źródło opisu: okładka książki.

 

Już po przeczytaniu wstępu od autorki wiedziałam, że ta książka będzie się różniła od romansów, które miałam okazję czytać do tej pory. Przede wszystkim dlatego, że mamy tu do czynienia z tematem plemion, co nie jest zbyt częstym przypadkiem, prawda? Może to nie jest coś dla mnie, ale mimo wszystko dałam szansę tej powieści, bo uwielbiam twórczość Kennedy Ryan. Jeszcze się nie zawiodłam i miałam nadzieję, że tym razem też tak będzie, choć nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać po tej lekturze.

W „Twórczyni Królów” mamy również poruszone kwestie klimatyczne, a także polityczne, co nie do końca jest w moim guście, ale w tym przypadku naprawdę mi to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Ta powieść to zupełnie inny klimat niż seria „Obręcze” od tej autorki. Powiedziałabym, że ta książka jest w połowie romansem, przede wszystkim stara się nam coś przekazać. Akcja nie kręci się tylko wokół relacji Maxima i Lennix, tu dzieje się dużo więcej. Maxim zrobił na mnie już na wstępie wrażenie, bo nie dał z siebie zrobić marionetki, nie bał się wyrażać swojego zdania, ani tym bardziej podążać za tym, co uważał za słuszne. Nie uginał się też przed oczekiwaniami innych – w tym przypadku ojca. Lennix to z kolei dziewczyna waleczna, zdecydowana, która broni tego, w co wierzy i co dla niej ważne. Każde z nich ma swoją drogę, własne wyznaczone cele. Jedno z nich walczy o dobro planety, drugie chce, by mniejszość narodowa została dostrzeżona, usłyszana – między innymi. Jednak tego, co między nimi zaiskrzyło, nie da się ignorować.

Sporo się tutaj dzieje, ale nie tylko wokół relacji głównych bohaterów. Mamy w ogóle tę książkę podzieloną na trzy części, a rozdziały są z pespektywy Maxima i Lennix, więc jesteśmy na bieżąco z tym, co dzieje się u naszych bohaterów. Przez cały czas nie wiedziałam, czego się spodziewać. Tym bardziej, że ta historia ma swoją kontynuację, więc obstawiałam, że coś się wydarzy na końcu. Wiecie co wam powiem? Zakończenia się nie spodziewałam. Po drugą część sięgnę bez wahania i mam nadzieję, że szybko ukaże się u nas.

 

Nie wiem co jeszcze mogłabym napisać o tej książce, by was przekonać, a jednocześnie nie zdradzić zbyt wiele. Uważam, że naprawdę warto ją przeczytać. Jest to historia inna niż wszystkie, jakie do tej pory przeczytałam. Kennedy po raz kolejny udowodniła, jak dobrą jest autorką i stworzyła – moim zdaniem – świetną historię. Niezaprzeczalnie jest ona oryginalna, ale też wartościowa. Myślę więc, że najlepiej będzie, jeśli przeczytacie „Twórczyni Królów” sami i przekonacie się czy w wasze gusta też się wpasuje. Mam nadzieję, że tak.

 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Papierówka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz