Tytuł: „Na jedną noc”
Tytuł oryginału: „The Hook Up”
Autor: Kristen Callihan
Data wydania: 09 czerwca 2021
Wydawnictwo: Muza
Zasady: nie całować w usta, nie
zostawać na noc, nie mówić nikomu, a przede wszystkim… nie zakochiwać się.
Anna Jones chce skończyć studia i zaplanować swoje życie. W tych planach nie ma miejsca na Drew Baylora, futbolową gwiazdkę drużyny uniwersyteckiej, ani tym bardziej na to, że się w nim zakocha. Pewny siebie i czarujący chłopak żyje w świecie reflektorów i jest zdecydowanie zbyt przystojny. Gdyby tylko potrafiła zignorować jego namiętne spojrzenie i przestała myśleć o robieniu z nim nieprzyzwoitych rzeczy! Przecież to łatwe, prawda?
Szkoda, że on chce zmusić ją do
złamania wszystkich zasad…
Futbol jest dla Drew najważniejszy. Przyniósł mu sławę, dwa mistrzostwa i trofeum Heismana. Jednak to, czego chłopak pragnie naprawdę, to bardzo seksowna, ale i bardzo złośliwa Anna Jones. Jej cięty język i lekceważące podejście do sławy Drew podniecają go jak nic innego. Jest jednak pewien problem: ona wykluczyła go z gry. Całkowicie. Przypadkowe spotkanie prowadzi do najbardziej namiętnego seksu w ich życiu. Niestety Anna chce, żeby to pozostało jedynie nic nieznaczącą przygodą. Teraz wszystko zależy od Drew.
W miłości i futbolu wszystkie
chwyty dozwolone… Zaczynamy grę.
Źródło opisu: okładka
książki.
„Na jedną noc” to romans, który zbiera różne opinie. Pozytywne i negatywne. Zastanawiałam się, jak ja to odbiorę i do której grupy odbiorców trafię. Zdecydowanie należę do tej pierwszej, bo już od pierwszych stron historia stworzona przez Kristen Callihan mi się podobała, a ostatnie trzysta stron przeczytałam na raz. Nie była to typowa powieść, bohaterowie byli ciekawymi, barwnymi postaciami. „Na jedną noc”. To jedyne co miało łączyć Annę i Drew, ale ta relacja wychodzi nieco poza to, czym miała być pierwotnie. Jest pomiędzy nimi chemia, która jest bardzo wyczuwalna od samego początku, ciągnie ich do siebie jak magnes i uważam, że stworzyli idealny duet. Mamy tu nieco inny układ ról. To Anna jest tą zdystansowaną, która nie jest zainteresowana związkiem. Drew, wręcz przeciwnie. Ma też bardzo ważny cel: zdobyć Annę. Czy mu się uda? Zobaczycie. Powiem wam tylko, że ten sportowiec to niesamowity słodziak i skradnie serce niejednej czytelniczki. Z moim się udało.
Kristen Callihan stworzyła naprawdę dobry romans, który wciąga i czyta się przyjemnie. Jest humor, ale bywa też poważnie, nie zawsze jest idealnie i próbuje tą historią przekazać nam pewne wartości. Wykreowała bohaterów, którzy pod uśmiechem skrywają problemy, ich życie nie zawsze jest słodkie i kolorowe. Autorka skradła mi serce tą książką nie tylko przez Annę i Drew, ale przez sam pomysł na fabułę i w sposób, w jaki wszystkim pokierowała. Nie ma tu mowy o nudzie, nic się nie rozwleka, ale też nie dzieje za szybko. Nie ma zbędnych dramatów, choć kłopoty na drodze się pojawiają, a oni muszą je przepracować. Nawet, gdy relacja bohaterów nie jest na poważnym etapie, to są dla siebie niesamowitym wsparciem i jak mówiłam – pasują do siebie idealnie. Są zabawni, z szerokim uśmiechem czytało mi się ich dogryzanie i przekomarzanie.
Jeżeli lubicie romanse, z przystojnym sportowcem w roli głównej, to serdecznie wam polecam „Na jedną noc”. Mnie ta powieść ciekawiła i na początku czytałam powoli, ale później wręcz przeciwnie. Romans z humorem, seksowny, ale też poruszający ważniejsze kwestie, wzbudzający we mnie emocje. Cieszę się, że to jest seria, bo na pewno sięgnę po kolejny tom, który już zresztą czeka na swoją kolej u mnie na półce. „Na jedną noc” to nie jest książka, która chwilę po przeczytaniu wypada z pamięci. Ja jestem pewna, że jeszcze nie raz do niej wrócę, a wam naprawdę polecam i mam nadzieję, że ją przeczytacie.
Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Muza.
Nie przepadam za tego typu książkami.
OdpowiedzUsuń