
Tytuł oryginału: „The Last Time We Spoke”
Autor: Fiona Sussman
Data wydania: 15 lutego
2018
Wydawnictwo: Kobiece
„Kiedy każda minuta
jest pusta, wlecze się w nieskończoność i do niczego nie zmierza.”
Carla Reid prowadzi spokojne życie u boku swojego męża, Kevina. Od lat
mieszkają na farmie, ich syn Jack przeniósł się do miasta, ale ma wrócić za
kilka lat by przejąć gospodarstwo. Niestety, kiedy odwiedza rodziców w rocznicę
ich ślubu informuje ich, że ma inne plany na swoją przyszłość i chce zostać w
mieście. Carla nie potrafi ukryć rozczarowania i wypowiada słowa, których echo
pozostanie z nią do końca życia.
Ben Toroa odbiera Carli wszystko, co kochała. Wszystko, co miała.
Zarówno Carla, jak i Ben, młody buntownik, muszą stawić czoła nowej
rzeczywistości. Chłopak ląduje w więzieniu, a kobieta musi ułożyć sobie życie
na nowo.
Czy w więziennych murach Ben zrozumie jaką krzywdę wyrządził? Czy
Carla zdoła wybaczyć swemu oprawcy? Czy któreś z nich ma szansę na spokojną
przyszłość?
Kryminał to mój ulubiony gatunek, co zawsze powtarzam i bardzo dużo
tego typu książek przeczytałam. I „Ostatni
raz, gdy rozmawialiśmy” nie pasuje mi do kanonu tej kategorii. Powiedziałabym
raczej, że jest to thriller psychologiczny. Owszem, mamy czasami sceny, które
są drastyczne, ale zabrakło mi tego, co w kryminałach uwielbiam –
niespodziewanych zwrotów akcji i przede wszystkim zakończenia, które potrafi
wmurować w ziemię. Sam opis wiele zdradza i po nim możemy stwierdzić czego się
spodziewać.
Nie miałam wielkich oczekiwań, ale chyba i tak jestem lekko
zawiedziona tą lekturą, choć bez wątpienia fajnie się ją czytało, ale widząc do
jakiego gatunku jest zaliczana spodziewałam się, że dostanę o wiele więcej.
Dreszczyk emocji, szybsze bicie serca i niecierpliwe oczekiwanie tego, co
wydarzy się w dalszych rozdziałach. Niestety, nie doznałam niczego. Zamiast
trzymającego w napięciu kryminału dostałam lekką lekturę, która nie wywołała we
mnie żadnego poruszenia.
„– Mogę tylko
powiedzieć, że któregoś ranka obudzi się pani, a słońce będzie odrobinę
jaśniejsze niż poprzedniego dnia. I usłyszy pani dawno zapomniane dźwięki,
takie jak śpiew ptaków na drzewach czy brzęczenie pszczół wokół ula. Poczuje
pani zapach pieczonego chleba i zachce się pani jeść. Rozbawią panią małe,
codzienne głupotki, a śmiech zrodzi się tutaj. – Położył sobie rękę do serca. –
Nie tu – dorzucił, dotykając ust. – Kiedyś w pani pamięci zatrą się obrazy
okaleczonych ciał, a zastąpią je wspomnienia uśmiechniętych twarzy i
szczęśliwych oczu. I poczuje pani, że dalej coś jeszcze jest.”
Nie mówię, że książka jest zła, bo czytało się ją naprawdę lekko, przyjemnie
i mimo wszystko nie żałuję, że ją przeczytałam, ale niestety wszystko było w
niej do przewidzenia. Nic mnie w niej nie zaskoczyło. Wszystko działo się tak
spokojnie, że w kryminałach jest to rzadko spotykane. Dla mnie była to po
prostu podróż, w której bohaterzy musieli ułożyć swoje życie na nowo, odnaleźć
siebie.
Czy polecam? Cóż, tak, ale osobom, które poszukują czegoś lżejszego,
co nie wywoła burzy emocji. Jeżeli natomiast poszukujecie czegoś mocnego,
wbijającego w ziemię to myślę, że „Ostatni
raz, gdy rozmawialiśmy” nie będzie czymś dla was. Choć oczywiście najlepiej
przeczytać tę książkę i wyrobić sobie własne zdanie.
Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu
Kobiece.
Jakoś mnie nie ciągnie do tej książki.
OdpowiedzUsuńKażdemu pasuje coś innego :)
UsuńEhhh skoro jest przewidywalna i nie do końca spełniła Twoje oczekiwania? To jednak sobie ją podaruję :)
OdpowiedzUsuńshe__vvolf 🐺
Ja wole raczej książki, które wywołują u mnie głębsze emocje ;)
OdpowiedzUsuń