Tytuł: „Milion światów z Tobą”
Tytuł oryginału: „A Million Worlds with You”
Autor: Claudia Gray
Data wydania: 24 stycznia
2018
Wydawnictwo: Jaguar
„Kiedy cierpimy,
ludzie zbyt szybko zaczynają nam mówić: „Daj spokój, zapomnij o tym, nie było
aż tak źle”. Nie możemy poradzić sobie z bólem, zaprzeczając jego istnieniu.
Musimy go odczuwać. Musimy mu pozwolić, aby trwał tyle, ile trzeba. Czasem to
coś wręcz przeciwnego do „zapominania”. Musimy zanurkować na samo dno naszego
bólu, przeżyć na nowo każdą okropną chwilę i wytrzymać torturę pytania, co
mogłoby się zdarzyć – i co się teraz zdarzy. Musimy się wykrwawić, zanim nasze
serca znowu zaczną bić.”
Po odnalezieniu wszystkich odłamków Paula Markova i połączeniu ich w
jedno, w duszy chłopaka powstały rozdarte blizny. Margeurite musi sprawić by
znów zaczął wierzyć w siebie i musi mu pomóc wyleczyć powstałe rany. Niestety,
to nie jest jej jedyny problem. Dziewczyna wpada w centrum przerażającego
spisku i musi walczyć nie tylko o swoje życie, ale także o życie innych swoich
wersji z równoległych światów, przez co znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
Z każdą podróżą coraz lepiej rozumie działania Triadu oraz ich metody
i zdaje sobie sprawę, że losy całego multiwszechświata leżą w jej rękach. By
uratować niewyobrażalną liczbę istnień, podejmuje ogromne ryzyko.
„Nikt nie zasługuje na
złamane serce. Każdy zasługuje na miłość.”
Od razu powiem, że jak tylko skończyłam drugi tom i przeczytałam
fragment z tyłu okładki trzeciej części, chciałam ją zacząć od razu, ale z
racji na późną porę odłożyłam sobie to na kolejny dzień, co nie było wcale
takie łatwe, bo cały czas miałam w głowie to zakończenie, fragment i nie mogłam
przestać myśleć nad losami bohaterów. Nad tym, jak się potoczą i jakie
trudności będą musieli pokonać. Oczywiście, że kibicowałam bohaterom i po tym
jak drugi tom okazał się lepszy od pierwszego, miałam wielkie nadzieje co do „Milion światów z Tobą”, choć przyznam,
że bałam się zawodu.
Tak jak miałam wielkie nadzieje i jeszcze większe obawy, że mam zbyt
duże oczekiwania, mój strach był niepotrzebny, bo ta część okazała się być
najlepszą ze wszystkich – moim zdaniem. Ponownie mamy do czynienia z podróżami
do innych wymiarów i pokonujemy tę drogę wraz z Margeurite, a także jej
najbliższymi. Wraz z nią trafiamy w niebezpieczeństwo, boimy się i przeżywamy
chwile triumfu. Jest jeszcze więcej akcji niż w poprzednich tomach, więcej się
dzieje, co bardzo mi się podobało. Nie było chwili na nudę i przymknięcie oka,
bo w tej części bardzo wiele się działo. Nie był to jednak chaos, by czytelnik
się nie połapał co i kiedy, ale wszystko było poprowadzone w odpowiednim
kierunku i tempie.
Mamy tutaj do czynienia z czymś niewyobrażalnym i można by pomyśleć,
że do wyjaśnienia tego co jak działa i w jaki sposób autorka użyła naukowego
żargonu. Owszem, znajdziemy go tam, ale wszystko jest wyjaśnione dla kogoś, kto
z matematyką i fizyką nie ma tutaj nic wspólnego, więc nie ma się co bać, że w
czymś się zgubimy.
Bardzo zżyłam się z bohaterami i wiem, że będzie mi ich brakowało, ale
na pewno też wrócę do tej trylogii niejednokrotnie, bo była to naprawdę cudowna
i przyjemna podróż. To jest jedna z tych serii, po których czuje się niedosyt i
chce się kolejne części. Bardzo ubolewam nad tym, że nie ma następnego tomu,
ale może tak miało właśnie być. Każda część była tutaj potrzebna. Nie było nic,
co wydawałoby się zbędne. Żadnego lania wody i przeciągania historii byle tylko
ona była. Nie. W tych trzech tomach było wszystko potrzebne. Wszystko zostało
zapięte na ostatni guzik.
„Jeśli wiesz, że
jesteś kochana, jeśli w głębi duszy jesteś tego pewna, coś cennego głęboko w
twoim wnętrzu zawsze będzie bezpieczne. Jeśli nie doświadczyłaś takiej miłości –
albo jesteś przekonana, że nie doświadczyłaś – stajesz się bezbronna. Krucha.
Odsłonięta na wszystko, co na świecie trudne i straszne.”
Na koniec jeszcze powiem, że ostatnie strony czytałam z nosem w
kartkach i to dosłownie, bo chciałam jak najszybciej poznać zakończenie i
odkryć czy pewne zdarzenie faktycznie było takie jak pokazano czy może coś się
zmieniło. Oczywiście nie powiem czy przeżyłam zawód czy zadowolenie i czego to
dotyczyło, bo musicie sami po książkę sięgnąć.
Cykl „Firebird” oficjalnie
stał się jedną z moich ulubionych trylogii i bardzo się cieszę, że miałam
przyjemność się z nim zapoznać. Jeśli nadal się zastanawiacie, nie róbcie tego,
proszę. Po prostu po nią sięgnijcie i dajcie się porwać do innego wymiaru.
Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jaguar.
Mam w planach tę trylogię i coraz bardziej jestem jej ciekawa. :)
OdpowiedzUsuńZ całego serducha polecam! :)
UsuńJa też chcę przeczytać tę serię.
OdpowiedzUsuńCzytałam sporo o tej serii, ale to niestety kompletnie nie moje klimaty. Za to siostra była nią zachwycona ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
ver-reads.blogspot.com
Mam na regale dwie pierwsze części i planuję niedługo zabrać się za nie :) Bardzo ciekawi mnie ta seria :)
OdpowiedzUsuńW końcu muszę zabrać się za pozostałe tomy! Co do okładek tej serii, to genialne <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
camilleshade-books.blogspot.com