
Tytuł oryginału: „Der letzte erste Blick”
Autor: Bianca Iosivoni
Data wydania: 20 marca 2019
Wydawnictwo: Jaguar
Emery Lance rozpoczyna studia i ma tylko jedno marzenie. Chce po
prostu studiować; bez plotek na swój temat i potępiających spojrzeń
nieprzyjaznych ludzi. Nastawia się na nowy początek i jest gotowa naprawdę dużo
znieść – na przykład wytrzymać w jednym pokoju z najbardziej denerwującym
gościem wszech czasów. Ale sytuacja się komplikuje: najlepszy przyjaciel jej
współlokatora, Dylan Westbrook, jednym spojrzeniem przyprawia ją o szybsze
bicie serca. Przy czym jest to rodzaj faceta, od jakich Emery zawsze starała
się trzymać z daleka: za przystojny, za miły i zdecydowanie zbyt zabawny. Jej
serce jest znowu w niebezpieczeństwie.
Źródło opisu: okładka
książki.
Nie będę ukrywać, że trochę czasu minęło, zanim zdecydowałam, że chcę
przeczytać „First last look” i gdyby
nie opinie różnych osób, być może nadal bym się wahała. Porównanie do
literatury Mony Kasten niezwykle kusiło, ale równocześnie bałam się, że przez
to mogę się zawieść. W końcu nadszedł moment, że postanowiłam sięgnąć po tę
książkę.
Emery to bardzo charakterna dziewczyna, która nie da sobie w kaszę
dmuchać i poznajemy ją w dość nieoczekiwanych okolicznościach. Bardzo daleko
jej do szarej myszki i to mi się w niej podobało. Było to mile zaskakujące.
Dziewczyna kocha fotografię, preferuje szczerość, ma cięty język i twardo stąpa
po ziemi. Nie miała problemów z mówieniem o swoich słabościach czy lękach, nie
udawała kogoś, kim nie była, ale miała swoje tajemnice, które ją zraniły, ale
także zmieniły.
Także postać Dylana zaskoczyła mnie w pozytywny sposób. Nie dostaliśmy
pewnego siebie chłopaka, który jest bogatym dupkiem i codziennie ma inną. Oj,
daleko mu było to kogoś takiego. To naprawdę porządny facet, który ma swoje
problemy i musi sobie z nimi radzić, czasem popełniając przez to błędy. Jest
przystojny, zabawny, miły i nie lubi być w centrum uwagi. Chętny pomagać innym
i zawsze można na niego liczyć, o czym jego przyjaciele doskonale wiedzą.
Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że ta historia już od początku
zaczęła mi się podobać, bo od razu coś zaczyna się dziać i na pewno nie ma mowy
o tym, że autorka daje się czytelnikowi nudzić. I rzeczywiście, troszeczkę mi
przypominało to książki Mony Kasten, które uwielbiam, więc jestem jak
najbardziej usatysfakcjonowana. Lekki styl pisania Bianci sprawia, że przez
treść po prostu się płynie i pokonanie kilkudziesięciu stron nie jest niczym
odczuwalnym, a nawet można czasem stracić poczucie czasu.
Akcja, która rozgrywa się w Wirginii Zachodniej, nie pędzi, zarówno
jeśli chodzi o wydarzenia jak i relację pomiędzy głównymi bohaterami. Wszystko
dzieje się w odpowiednim tempie, a co więcej, choć książka liczy sobie prawie
czterysta stron, nie znajdzie się w niej nic, co nie jest potrzebne i co można
by uznać jedynie za zapychacz. Wszystko ma swój cel i do czegoś prowadzi, co mi
się podobało. Tak samo jak to, że autorka tchnęła w Emery i Dylana życie,
czyniąc ich bardziej realistycznymi postaciami dzięki ich uczuciom, charakterom
i nie robiąc z nich ludzi idealnych. A co więcej, nie tylko na nich skupiona
jest ta historia, bo możemy poznać również osoby w ich otoczeniu. Na pewno nie
tak bardzo, jak tę dwójkę, ale też nie powierzchownie. I mam wrażenie, że
właśnie dzięki temu ta opowieść stała się bardziej… pełna? Pojawiające się
sceny seksu, których wiele jednak nie było, nie były tandetne czy odrażające,
ale sugestywne i subtelne.
W „First last look” został
utrzymany na pewno klimat studiów. Mieszkanie w akademiku, imprezowanie, choć
zarówno jak Emery jak i Dylan wielkimi imprezowiczami nie byli. Może troszeczkę
za mało to było to pokazane, ale dawało się odczuć tą studencką atmosferę.
Bianca Iosivoni w tej książce próbuje nas w pewien sposób przestrzec przed sposobem,
w jaki potrafi działać internet. Uświadamia nam również, że od przeszłości nie
da się uciec, bez względu na to, co robimy i jak daleko się od niej oddalamy.
Zamiast udawać, że coś się nie wydarzyło, najlepiej stawić temu czoła, zaakceptować,
że czasem popełniamy błędy i nauczyć się żyć ze świadomością, że nie zawsze
jesteśmy idealni. Oczywiście, łatwiej powiedzieć niż zrobić i tu autorka pokazuje,
że jeśli mamy przy sobie bliskich – rodzinę czy przyjaciół – którzy stają za
nami murem, to staje się rzeczywiście łatwiejsze. I to właśnie w trudnych
sytuacjach dowiadujemy się, na kogo tak naprawdę możemy liczyć, a kto nigdy nie
był prawdziwym przyjacielem.
Czy polecam „First last look”?
Pewnie już możecie wywnioskować, że TAK! Jak najbardziej. To naprawdę przyjemna
książka, bardziej mająca w sobie z oryginalności niż schematyczności, nieco
tajemnicza, ale też troszkę przewidywalna. To historia, która potrafi rozbawić,
wprawić serce w szybszy rytm i wciągnąć czytelnika. A przede wszystkim to opowieść, która ma w
sobie coś głębszego i nie pozwalająca się nudzić.
Sięgnę na pewno po wszystkie tomy tej serii i coś czuję, że stanie się
ona jedną z ulubionych. I mam nadzieję, że udało mi się przekonać was do
sięgnięcia po tę książkę!
Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jaguar.
Była fajną, zabawna książką, ale dużo jej brakowało do książek Mony Kasten.
OdpowiedzUsuń