01 kwietnia 2019

74. "Na scenie. Rytm" ~ Vi Keeland

Tytuł:Na scenie. Rytm
Tytuł oryginału:Beat (Life on Stage #2)
Autor: Vi Keeland
Data wydania: 13 luty 2019
Wydawnictwo: Kobiece

Lucky to prawdziwa szczęściara. Umawia się z gwiazdą rocka, Dylanem Ryderem, w którym podkochiwała się już jako nastolatka. Sławny muzyk wzbudza zachwyt wielu kobiet, a zwrócił uwagę właśnie na nią.
Mogłoby się wydawać, że jej życie przypomina piękny sen. Jednak kiedy dziewczyna wyjeżdża w trasę koncertową z Dylanem i niedawno poznanym Flynnem Beckhamem, okazuje się, że nie wszystko układa się tak, jak by tego chciała.
Zaczyna dostrzegać wady w swoim pozornie idealnym związku. Jakby tego było mało, przystojny Flynn nieustannie zaprząta jej myśli. Dziewczyna wie, że wkracza na ryzykowną ścieżkę.
Czy ulenie niebezpiecznej pokusie?
Źródło opisu: okładka książki.

Jest kilka starszych pozycji Vi Keeland, które mam do nadrobienia i bardzo lubię jej styl, ale z nowościami staram się być bardziej na bieżąco. Dlatego też, kiedy dowiedziałam się, że będzie kolejna premiera jej twórczości wiedziałam, że po nią sięgnę. Już na początku wam się przyznam, że nie wiem dlaczego, ale byłam przekonana, że ta książka jest o bracie Coopera, głównego bohatera pierwszej części. Okazało się, że jest o jego rywalu. Co było dla mnie przyjemnym zaskoczeniem, bo tego brata nie lubiłam i obawiałam się, że będę się męczyć.
Jak dobrze, że czasem człowiek się myli!

Zacznę może na początek od Flynna. W pierwszym tomie mieliśmy okazję dobrze go poznać, ale dopiero w „Na scenie. Rytm” miałam szansę poznać go tak naprawdę. To przystojny mężczyzna, za którym ogląda się niejedna kobieta. I który szybko skradł mi serce, nie będę kłamać. Jest seksowny, czarujący, pewny siebie, owszem, ale również nieśmiały, co bywało słodkie. To facet, który myśli o innych, a osoby, na którym mu zależy to prawdziwi szczęściarze, bo zrobiłby dla nich wszystko. Jest uczuciowy i swoją rodzinę stawia na pierwszym miejscu. Był taki… inny niż większość głównych męskich bohaterów, z którymi miałam do tej pory styczność. Choć może to tylko moje odczucia.
Lucky to piękna, młoda kobieta z poczuciem humoru, z pasją, która musi radzić sobie z pewną silną tremą. Cała ta sytuacja powoduje w jej głowie mętlik, nie zawsze wie co powinna zrobić. Wie, że uczucie do Flynna to coś więcej niż zwykła sympatia, ale pamięta, że jest z kimś w związku – pozornie szczęśliwym. Po przeczytaniu całej książki myślę sobie, że mimo iż ta sprawa nie była łatwa, to Lucky pomimo ciężkich chwil dobrze sobie z tym wszystkim poradziła i podejmowała odpowiednie decyzje.

Na scenie. Rytm” to książka, która już odbiega od tych popularnych tematów. Główny bohater nie jest biznesmenem, któremu wszyscy padają do stóp i do którego należy pół Nowego Jorku, który nie ma nawet w głowie myśli, by kiedykolwiek się związać. Vi Keeland pozwoliła nam trochę odetchnąć od tego, z czym się często spotykamy. Główna bohaterka była już nawet z kimś związana i co więcej, Lucky jest przekonana, że ten związek jest szczęśliwy – z czym ja się rzadko spotykam. W większości przypadków to męska postać jest w związku i to też tylko takim, w którym obowiązuje bezuczuciowy układ.
Ta historia naprawdę mi się podobała. Przyjemnie było oglądać jak znajomość Flynna i Lucky się rozwija, jak dziewczyna radzi sobie z traumą powolutku, małymi kroczkami. Jak oboje próbują sobie radzić z tym, co ich łączy i mogliśmy obserwować uczucia każdego z nich, bo rozdziały są z perspektywy obojga bohaterów. Można też by się spodziewać, że wszystko pomiędzy nimi zacznie się rozgrywać szybko, a po kilku rozdziałach będą razem. Nie było tak. Bohaterowie musieli przebyć nieco drogi, podjąć różne decyzje i dokonać wyborów – zwłaszcza Lucky.
Może i nie było tam burzliwych wydarzeń, niespodziewanych i dynamicznych akcji, ale cała lektura była miłym sposobem na spędzenie czasu, a styl autorki sprawiał, że czytało się naprawdę płynnie, szybko i przyjemnie. Dodatkowo scen seksu nie ma tu wiele, ale jak już się pojawiają, nie są one jakieś ordynarne, a napisane w subtelny sposób, który nie peszy czytelnika.

Czy ja polecam „Na scenie. Rytm”?
Pewnie po moich wyżej napisanych słowach możecie już się spodziewać, że tak. Owszem, polecam. To naprawdę była fajna książka, może nie idealna, ale jednak miała w sobie to coś i skradła mi serduszko. Pozwoliła trochę odetchnąć od ciągłych biznesmenów i dupków, a dała nam naprawdę porządnego, fajnego faceta z dołeczkami.
No kto może się oprzeć dołeczkom?!
Mam nadzieję, że moja opinia pomogła wam chociaż trochę.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece.

1 komentarz: