
Tytuł oryginału: „The Law of Tall Girls”
Autor: Joanne MacGregor
Data wydania: 16 marca 2018
Wydawnictwo: Kobiece
„Osobom powyżej metra
osiemdziesięciu wzrostu zakazuje się randkowania z osobami powyżej metra
siedemdziesięciu pięciu – Prawo Wysokich Dziewczyn”
Peyton w tym roku kończy liceum i choć jest ładna oraz zgrabna, nie
cieszy się powodzeniem wśród chłopców przez swój wzrost. Ma ponad 180cm, a w
szkole jest tylko pięciu chłopców wyższych od niej. To jedyna rzecz, jaką widzą
w niej ludzie i przez którą spotykała się nie raz z nieprzyjemnościami. Dodatkowo
kiepska sytuacja rodzinna sprawiają, że Peyton trzyma się nauboczu.
Decyduje się na wzięcie udziału w zakładzie – jeśli pójdzie na trzy
randki i bal maturalny z chłopakiem wyższym od siebie, do jej kieszeni trafi
800 dolarów. Wszystko się komplikuje, gdy Peyton zakochuje się w chłopaku spełniającym
wszystkie warunki zakładu.
Czy Peyton postawi na miłość czy pieniądze, które pomogą jej się
wyrwać z rodzinnego koszmaru?
Po opisie dochodzimy do wniosku, że mamy tutaj do czynienia ze zwyczajną,
schematyczną młodzieżówką. Liceum, bal maturalny. Zakład też nie jest czymś
oryginalnym. I tak też podeszłam do tej książki. Jako do czegoś stereotypowego.
A jednak zostałam lekko zaskoczona, bo to oprócz historii dwójki licealistów,
śledzenia ich losów, była to literatura dająca lekcję, którą myślę, że powinien
dostać każdy – albo znaczna większość – z nas.
„Jeśli człowiek nie
potrzebuje innych ludzi, nie jest tak bardzo wystawiony na ciosy. Będąc
całkowicie niezależnym, nie można zostać tak głęboko zranionym.”
Jeśli chodzi o wykreowanie bohaterów, od samego początku nie podobał
mi się stosunek Peyton do matki i to mnie trochę irytowało. Choć później
dostajemy wyjaśnienie takiego zachowania i nie mogę być pewna czy w jej skórze
nie postępowałabym podobnie. Poza tym nie mam co do niej więcej zastrzeżeń.
Może mogłabym się czepić jej podejścia do swojego wzrostu, ale jest on motywem
przewodnim tej książki, bo od tego się zaczyna, a niesie ze sobą więcej.
Natomiast jeśli chodzi o chłopaka, w którym Peyton się zakochała, to
jak najbardziej go polubiłam. Może i był przystojniakiem, ale nie był to typ, z
którym chciałaby chodzić każda i za którym się uganiają wszystkie. Nie został
też wykreowany na szkolną gwiazdkę, mięśniaka, który myśli, że każda go by
chciała. Ot, zwykły licealista, który ma swoje pasje i marzenia. Naprawdę
bardzo podobało mi się jego ucharakteryzowanie i z tej książki polubiłam go
najbardziej.
„Jej Wysokość P.” czytało mi
się szybko i z zaskakującą lekkością. Fabuła sięgała schematów Young Adult i
była banalna, ale było warto ją przeczytać. Wywołała we mnie emocje, czegoś
nauczyła. Autorka skupia się w niej na wzroście Peyton nie bez powodu. Nie
chodzi o to, ile ona ma wzrostu, ale o przesłanie, które ze sobą ta książka
niesie. Peyton spotykała się z krytyką, ale nie dlatego, że inni jej nie
akceptowali – w głównej mierze ona nie akceptowała samej siebie. I ta książka
właśnie nam daje tę lekcje, że wszystko, a zwłaszcza nasza pewność siebie,
bierze się z tego jak sami czujemy się ze sobą, a nie przez to jak postrzega
nas druga osoba.
Autorka i historia jaką stworzyła pokazują nam, że bycie odmiennym od
reszty nie jest niczym złym, a wręcz przeciwnie – może uczynić nas wyjątkowy.
Musimy tylko zaakceptować siebie.
„Normalność była miła.
Normalność była nijaka. Normalność była cholernie nudna. To nasze różnice,
nasze odcienie szaleństwa sprawiały, że każde z nas było wyjątkowe,
niepowtarzalne i fascynujące.”
Czy ją polecam? Naturalnie. „Jej
Wysokość P.” była lekturą, z którą przyjemnie spędziłam czas i go nie
żałuję. Pewnie dołączy kiedyś do lektur, po które sięgnę ponownie. Jest to
książka, którą można przeczytać spokojnie w jeden dzień. Jeśli szukacie czegoś
lekkiego, ale też takiego, by coś z niej wyciągnąć – proszę bardzo. To właśnie „Jej Wysokość P.”.
Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece.
Bardzo interesuje mnie problem z samoakceptacją siebie poruszany w tej książce i dlatego chętnie po nią sięgnę. 😊
OdpowiedzUsuńKoniecznie! :)
UsuńŚwietna recenzja i wspaniały blog!
OdpowiedzUsuńDziękuję za odwiedziny, zostawiam obserwację i pozdrawiam!
Dziękuję Ci bardzo! :)
UsuńKurcze tym razem nie dla mnie :) ppzdrawiam
OdpowiedzUsuńMoże innym razem? :)
UsuńSłyszałam,że przekazuje wiele wartości :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam już dużo o tek książce i były to same pozytywy :) Sama muszę się chyba przekonać i w końcu przeczytać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Grovebooks
Oj koniecznie! :)
UsuńKsiążka leży na półce i czeka na swoją kolej. Skoro mówisz, że czyta się ją lekko i przyjemnie, to chyba wybiorę ją na dzisiejszy maraton :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że to dobry wybór :)
UsuńO tej książce również wiele słyszałam, ale jeszcze nie miałam okazji po nią sięgnąć, mam nadzieję, że jest dobra :D :D
OdpowiedzUsuńDodaję bloga do obserwowanych,
http://recenzentka-doskonala.blogspot.com/2018/04/historia-zych-uczynkow-katarzyna.html
Każdy lubi co innego, ale mam nadzieję, że jak przeczytasz i Tobie przypadnie do gustu :)
UsuńTego typu książki czytam rzadko, bo najzwyczajniej w świecie preferuję inne gatunki, ale są takie dni, gdzie z chęcią przeczytałabym taką właśnie historię, dlatego myślę, że muszę się w tę książkę zaopatrzyć i mam nadzieję, że też mi się ona spodoba! ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
oliviaczyta
Czasem każdy potrzebuje jakiejś odmiany :)
UsuńZazwyczaj nie czytam takich książek, więc tej raczej nie przeczytam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko,
martynapiorowieczne.blogspot.com