21 czerwca 2019

85. "Zakochani rozbitkowie" ~ Julie Johnson

Tytuł:Zakochani rozbitkowie
Tytuł oryginału:Uncharted
Autor: Julie Johnson
Data wydania: 5 czerwca 2019
Wydawnictwo: Kobiece

Kiedy go poznałam od razu wydawał mi się draniem. Miałam go już jednak nigdy nie spotkać.
Nigdy nie myślałam, że stanę się ofiarą katastrofy samolotowej.
Nigdy nie myślałam, że będę wśród tych, którym uda się ją przeżyć.
Nigdy nie myślałam, że jeszcze go zobaczę.
Czasami przetrwanie oznacza dryfowanie po nieznanych wodach. A ratunek nie nadchodzi…
Źródło opisu: okładka książki.

Gdy tylko zobaczyłam zapowiedź „Zakochani rozbitkowie” wiedziałam od razu, że chcę tą historię poznać, bo bardzo podobała mi się poprzednia książka tej autorki, którą czytałam, czyli „Wbrew grawitacji”. Wahałam się jednak na sięgnięciem po tę pozycję, skoro ta opowieść jest podzielona na tomy, ale ostatecznie postanowiłam dać jej szansę już teraz.

– Nie ma nic złego w strachu. Kiedy się boisz, wiesz, że żyjesz.

Violet to zaledwie siedemnastoletnia dziewczyna, która pragnie przygody, ale jej wyjazd jest w celu pracy, a nie wypoczynku. Jest to typ cheerleaderki, dbającej o włosy i właściwy makijaż. Ot, zwyczajna nastolatka z New Hampshire. Już na początku mamy ją przedstawioną od tej złośliwej strony i nie będę ukrywała, że momentami mnie denerwowała. Jej wybuchy i to, że dość szybko oceniła głównego bohatera. Moim zdaniem za szybko wyrobiła sobie o nim zdanie i jej zachowanie wobec niego w późniejszych wydarzeniach nie zawsze mi się podobało. Z czasem okazało się jednak, że jest też dość odważną, silną i zaradną młodą kobietą, o dużym sercu.
Męska postać natomiast wprowadza do tej historii nutę tajemniczości dlatego, że niewiele o nim wiadomo i sam też niespecjalnie coś o sobie zdradza. Nawet jego imię nie od razu zostaje zdradzone – dlatego i ja staram się tego nie ujawniać. Jest to raczej milczący, trochę gburowaty facet, kąśliwy i może momentami rzeczywiście zasługuje na miano ‘dupka’. A jednak pod tą powierzchnią kryje się mężczyzna, który nie łamie danych obietnic, bez względu na wszystko. Nie miałam kompletnie pojęcia czego się po nim spodziewać i jak się okazało, pewna część z nim związana w końcu mnie zaskoczyła.

Zakochani rozbitkowie” jest to historia na raz, bądź do podczytywania w letnie wieczory. Napisana została z perspektywy pierwszoosobowej, oczami Violet i troszkę mi zabrakło spojrzenia męskiej postaci, ale z drugiej strony fajnie, że autorka tego nie dodała, bo wtedy straciłoby trochę z tajemniczości, gdybyśmy poznali jego myśli i uczucia, prawda?
Akcja rozgrywa się powoli i nie jest tajemnicą, że w końcu bohaterowie stają się ofiarami katastrofy lotniczej. Przez długie miesiące muszą dbać o to, by przeżyć. Zdobywać pożywienie, wodę. Podobał mi się ten pomysł i tworzył on całościowo fajny, letni klimat. Cały czas coś tam się działo, bohaterowie niewątpliwie wiele przeszli i to ich ukształtowało na innych ludzi. Myślałam też, że uczucie pomiędzy nimi rozegra się w kilku pierwszych rozdziałach, bo jednak historia jest krótka, ale Julie Johnson całość pokierowała w sposób powolny, stopniowy. Zarówno tyczy się to wydarzeń, jak i uczuć pomiędzy Violet a pewnym przystojniakiem. Ich relacja to był totalny rollercoaster i chyba przeszła wszystkie fazy. Od nienawiści do… tych lepszych uczuć. Nie wiem jednak dlaczego, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że ich przebieg coś nie do końca mi odpowiadał. Zabrakło mi też, niestety, większego rozbudowania postaci. Na dobrą sprawę niewiele się dowiadujemy o nich, ale mam nadzieję, że to się zmieni w kolejnej części, więc na razie nie będę się tego czepiała. Kto wie, co autorka dla nas szykuje w drugim tomie?
W tej książce było też dość sporo opisów, co rzadko mi się zdarza ostatnio napotkać w romansach, ale nie przeszkadzało mi to. Były fajnie napisane, w lekki sposób i mimo małej ilości dialogów czytało się to szybko i przyjemnie. A przede wszystkim to opisywanie nie było nużące i wciśnięte na siłę, byle książka trwała jak najdłużej. Choć na początku nie dzieje się zbyt wiele, potem jednak autorka ciągle stara się urozmaicić jakoś tę historię i życie ocalonych, nie tylko poprzez ich dość emocjonalnych kontaktów.

Myślę, że zachowanie nadziei to jedna z najważniejszych rzeczy, jakie możesz zrobić. Gdy ją tracisz, pojawia się rozpacz. A rozpacz zabija szybciej niż jakakolwiek nadzieja. Więc jeśli masz zamiar się czegoś trzymać… to cieszę się, że jest to nadzieja…

Polecam wam tę książkę, jeśli szukacie lekkiego romansu na okres letni, choć muszę jeszcze dodać, że w tej pozycji dużo humoru nie znajdziecie, ale jednak się w jakimś stopniu pojawia. Natomiast jeśli chcecie czegoś bardzo emocjonującego i porywającego, to obawiam się, że „Zakochani rozbitkowie” nie będą odpowiednią lekturą.
Nie była to lepsza książka niż „Wbrew grawitacji”, ale nie była wcale zła. Ot, coś lekkiego i niezobowiązującego, co czyta się dobrze i z przyjemnością. Nie nastawiałam się na jakąś miażdżącą lekturę i myślę, że to uratowało moje spojrzenie na nią, bo inaczej mogłabym się poczuć ciut zawiedziona. Pewnym jednak jest, że sięgnę po drugi tom, bo jestem bardzo ciekawa jak potoczą się dalsze losy bohaterów i jak oni się odnajdą.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece.

2 komentarze:

  1. Czasami takie lekkie i niezobowiązujące książki, bardzo pomagają mi się odprężyć. Będę miała ją na uwadze. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mnie ciekawi ta książka, ma taki wakacyjny klimat :)
    Pozdrawiam, Pola
    www.czytamytu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń