10 czerwca 2019

80. "Słodki dom" ~ Tillie Cole

Tytuł:Słodki dom
Tytuł oryginału:Sweet Home
Autor: Tillie Cole
Data wydania: 4 czerwca 2019
Wydawnictwo: Editio Red

Molly Shakespeare nie miała najłatwiejszego dzieciństwa. Bardzo wcześnie straciła rodziców. Wychowywała ją babcia, która utwierdzała wnuczkę w przekonaniu, że aby wykorzystać swoją szansę i stać się kimś, musi pracować ciężej niż inni. Molly była bystra, inteligentna, rozkochana w wiedzy i wyjątkowo oczytana, jednak bardzo samotna. Większość ludzi widziała w niej tylko brązowowłosą okularnicę, najczęściej milczącą, skrytą, niezbyt modnie ubraną i niemajętną. Dziewczyna podjęła decyzję o wyjeździe z rodzinnej Anglii do Alabamy, by tam ukończyć studia i zrobić doktorat z filozofii, gdyż bardzo chciała daleko zajść.
Molly prędko się przekonuje, że ten wyjazd radykalnie zmieni jej życie. Ludzie w Alabamie kochają futbol, głośną zabawę i mają nieznośny temperament. Jednak największym zaskoczeniem i równocześnie największą rewolucją w poukładanym życiu Molly, okazuje się Romeo Prince: gwiazda sportu, potomek rodziny z tradycjami i dziedzic wielkiej fortuny, a przede wszystkim chłopak o boskim ciele, cudownych oczach i zniewalającym uśmiechu. Romeo robi, co chce, i może mieć każdą dziewczynę, której zapragnie. Ale z jakiegoś powodu upodobał sobie Molly…
Źródło opisu: okładka książki.

Sięgając po „Słodki dom” miałam nadzieję na lekki, zabawny romans z uczelnią w tle. Nie czytałam nic autorstwa Tillie Cole i nie wiedziałam czego spodziewać się po tej książce, ale i tak liczyłam na przyjemną lekturę. Jednym słowem, nastawiłam się do niej dość pozytywnie. I może to jest powodem moich odczuć po skończeniu lektury. Mam strasznie mieszane uczucia, bo znalazłam w tej książce nieco rzeczy, które nie przypadły mi do gustu, ale nie chcę też powiedzieć, że jest zła. Może spróbuję jednak po kolei i na spokojnie wszystko wyjaśnić.

Tak jak mamy podane w opisie, Molly to bardzo inteligentna osoba, która uwielbia się uczyć. I tu, niestety, moje pierwsze maleńkie ale. Zabrakło mi tu pokazania jej pasji do nauki. Owszem, na początku mamy ją na wykładzie w roli asystentki pani profesor, ale niewiele ponadto. Autorka nie rozwinęła tego, a szkoda, skoro to pasja Molly, znaczącej postaci, a raczej Tillie Cole bardziej skupiła się już na relacji pomiędzy bohaterami i tym, co dzieje się poza życiem studenckim. Dziewczyna też dźwiga za sobą niełatwą przeszłość, co również mamy podane w opisie, więc nie będę się powtarzać. Strata bliskich jednak odcisnęła na niej swoje piętno, stała się skryta, z tendencją do ucieczki. I, kurcze. Jest przedstawiona jako osoba nieśmiała, a już na początku potrafiła pokazać pazurki. Nie widziałam w niej tej nieśmiałości – może tylko ja. W pewnym momencie jednak tak mnie rozzłościła swoim samolubnym podejściem i zachowaniem, że miałam ochotę jej coś zrobić. Szczęście dla niej, że sama wiedziała, jak źle się zachowała.
Co do Romea, to jest to bohater, którego spotyka się często. Pewny siebie, humorzasty, seksowny, a do tego może mieć każdą i jest dość agresywnym facetem, co wielokrotnie pokazał. Jego życie nie jest dość kolorowe, ale nie wszyscy o tym wiedzą. A w zasadzie, prócz rodziny to nikt. I do tej jego pewnej, aroganckiej postawy naprawdę, naprawdę, nie pasowało mi, gdy z jego ust wypadało słowo ‘kotuś’. Choć tego nie oceniam, to już pewnie rzecz gustu. Jednakże też dziwnie mi się czytało, gdy w jednej chwili był rozwścieczony, a wystarczyło jedno zdanie Molly i potulniał – albo jestem przewrażliwiona.

Co do samej treści i przebiegu akcji, mam sporo zastrzeżeń, choć wolałabym ich nie mieć. Nie chcę za bardzo krytykować tej książki, ale z drugiej strony chcę wam podać powody, dla których mam co do tej pozycji mieszane uczucia. Nie mówię, że to jest zła książka, absolutnie, ale nie jest napisana w sposób, który do końca wgrywa się w mój gust. Czasem nie czytało mi się jej ‘gładko’, brakowało mi jakiejś spójności w zachowaniach czy wypowiedziach bohaterów. A co do wypowiedzi, jednak z przyjaciółek Moll wyrażała się dość… grubiańsko, co również niekoniecznie mi pasowało.
I tak jak wiele razy wspominam, że lubię, gdy między bohaterami wszystko rozgrywa się powoli, tak tu mi tego zabrakło. Chyba po prostu zgubiłam czas od ich poznania, do głębszych relacji. I jak dla mnie zbyt szybko się przed sobą otworzyli. Może nie do końca, bo zawsze pomiędzy nimi zostawały jakieś niedopowiedzenia, sekrety, ale ich pierwsza poważna rozmowa miała moim zdaniem miejsce zbyt wcześnie.
Kolejną sprawą, która nie przypadła mi do gusty były ciut za szybkie zmiany nastrojów albo brak tego przejścia. Może tak to ujmę. Przykład: na jednej stronie potrafili się porządnie kłócić, a na drugiej już prawie sprawy nie było. W przypadku Romea trochę to rozumiem, bo to jednak rozchwiana postać, która sporo przeszła, ale nie pasowało mi to do Molly. A u niej się to zdarzało i zdarzało się, że miewała fochy, tak jak podczas pewnej akcji w klubie, ale tylko tyle wspomnę. Nie chcę dawać tu spojlerów.
Chyba już ostatnią sprawą jest to, że czasem niektóre wypowiedzi czy zachowania wydawały mi się być… przekolorowane? Nie potrafię odnaleźć odpowiedniego słowa i myślę, że to będzie odpowiednie.

Jak mówię, to nie jest zła książka, wiem, powtarzam się. Zdarzało się jednak, że czytało mi się dobrze, nie wyczuwałam tam nic, do czego mogłabym się przyczepić. I nie można tej książce zarzucić, że była nudna, bo ciągle coś się w niej działo. Intrygi i zagrywki rodziców Romea i pewnej ognistorudej panny. Sceny seksu, które się pojawiały, też nie były jakieś wulgarne, a do tego autorka wplotła w tę historię humor. Podobał mi się też pomysł, jaki wykorzystała Tillie Cole, choć może oryginalny on nie jest.
To, że ja mam zastrzeżenia co do tej pozycji, nie znaczy, że każdy z was będzie je miał, dlatego nie mówię, że jej nie polecam. Na swój sposób była to fajna książka, choć jej motyw jest częściej spotykany w filmach, gdzie pojawiają się różne stowarzyszenia, bractwa. Tutaj też to zostało pokazane, choć – znowu – chyba zbyt słabo rozwinięte, tak samo jak sam college. Możliwe jednak, że to autorka porzuciła na rzecz skupienia się na dwójce głównych bohaterów, a także ich historii.


Wyrzuciłam z siebie wszystko co miałam i nadal nie wiem co sądzić o tej książce. Nie wiem też czy sięgnę po „Słodki Romeo”, który opowiada tę samą historię, ale opowiedzianą oczami głównego bohatera. Najbardziej zabrakło mi odczuwania emocji podczas czytania i powolnej rozgrywki akcji między bohaterami. Zdaję sobie sprawę, że „Słodki dom” może się podobać, ale może po prostu nie była to powieść pisana dla mnie.
Jeśli czytaliście tę książkę, koniecznie dajcie mi znać, jakie są wasze wrażenia. Pamiętajcie, że moja opinia nie oznacza, że wasze odczucia będą takie same.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Editio Red.

1 komentarz: