19 lipca 2019

93. "Daddy cool" ~ Penelope Ward

Tytuł:Daddy cool
Tytuł oryginału: Mack Daddy
Autor: Penelope Ward
Data wydania: 16 lipca 2019
Wydawnictwo: Editio Red

Jeśli istnieje coś, czego absolutnie nie powinna robić nauczycielka najmłodszych klas elitarnej katolickiej szkoły, to z pewnością jest to nawiązywanie intymnych relacji z ojcem swojego ucznia. Nawet, jeśli ten jest najbardziej seksownym i pociągającym mężczyzną świata, a do tego zrobił dosłownie wszystko, co było w jego mocny, by zapisać swojego syna właśnie do tej szkoły i tej klasy. Jednak surowych zasad nie wolno bezkarnie łamać.
Wiele lat wcześniej Mackenzie Morrison i Francesca O’Hara byli najlepszymi przyjaciółmi. Zrodziło się między nimi uczucie, lecz Mack nagle odszedł, łamiąc serce Frankie. Wydawało się, że to definitywny koniec. Ona spełniła swoje marzenie: została nauczycielką, a w jej życiu pojawił się ktoś ważny. Jednak oboje nie umieli i nie chcieli o sobie zapomnieć. Łączyły ich niedokończone sprawy z przeszłości. Kiedy więc na początku nowego roku szkolnego w klasie pojawił się Mack z kilkuletnim synem, Frankie od razu zrozumiała, że czeka ją trudny wybór między uczuciem a obowiązkiem.
Źródło opisu: okładka książki.

Do lektury „Daddy cool” podeszłam z lekkim dystansem, bo jak wspominałam w swoich poprzednich opiniach, książki Ward czytam głównie w duecie z Vi Keeland, ale ostatnio staram się poznać jej solowe powieści i niestety, pierwsza, po którą sięgnęłam, nie przypadła mi do gustu. Druga była już lepsza i stwierdziłam, że należy dać tej autorce kolejną szansę. Starałam się jednak nie mieć zbyt wielkich oczekiwań, by za bardzo się nie rozczarować.

Francesca to młoda nauczycielka, która bardzo lubi swoją pracę i wkłada w nią serce. Jest osobą, która więcej myśli o innych niż o sobie. Miła, dobra, lojalna, szczera – te słowa jak najbardziej oddają to, jaką jest postacią. Dowiodła tego w kilku sytuacjach. Nie okazała być się lekkomyślną, naiwną bohaterką, jakie się zdarzają. Nie. Frankie to kobieta rozsądna, troszkę niepewna, ale również niezależna, gotowa pomóc każdemu i w każdej chwili.
Mackenzie, czy raczej Mack, to pewny siebie przystojniak z poczuciem humoru i wspaniały ojciec. Dla swojego synka gotów jest zrobić wszystko i poświęcić samego siebie. Mimo, że złamał Frankie serce, tak naprawdę nie można mu zarzucić nic, bo zachował się w odpowiedni sposób, cały czas będąc wobec niej lojalnym i szczerym. Z wierzchu może wydawać się twardym facetem, ale prawda jest taka, że im bardziej go poznajemy, tym odkrywamy, że wewnątrz jest mężczyzną podatnym na zranienie.

Opis jest dość szczegółowy, ale tak naprawdę nie bardzo wiedziałam czego się spodziewać po tej książce, jak będzie wyglądała ta historia. Miałam swoje domysły, które nie okazały się słuszne, ale zostałam dzięki temu zaskoczona w pozytywny sposób. Penelope wymyśliła fajną opowieść i podobało mi się to, w jaki sposób została pokierowana. W postaci tchnęła życie, w niektórych rozdziałach cofaliśmy się do przeszłości, dzięki czemu mogliśmy odkryć w jaki sposób przed kilku laty zakończyła się historia tej dwójki. Było to naprawdę fajnym uzupełnieniem i dane w bardzo odpowiednich momentach, a co najważniejsze, nie odkrywamy wszystkich kart jednocześnie tylko wszystko zostaje nam pokazane stopniowo.
Akcja powieści rozgrywa się powoli, choć po tak cienkiej książce i wspólnej przeszłości bohaterów można by się spodziewać, że wydarzenia nabiorą szybszego tempa, ale nic bardziej mylnego. Oboje musieli poznać się na nowo, rozliczyć z przeszłości i poukładać sobie sprawy nie tylko między sobą, ale również w swoich życiach. Francesca jest z kimś związana, a Mack ma dziecko z inną kobietą. Samo to sprawia, że ich sytuacja nie jest lekka. I dzięki temu wszystkiemu ciągle coś się w tej książce dzieje, ale nic bez powodu. Żadnego lania wody, żadnych zapychaczy. W tej historii Penelope nie daje się czytelnikowi nudzić. Nawet wtedy, gdy wydawać by się mogło, że coś w życiu bohaterów wychodzi na prostą, autorka rzuca pod ich nogi kolejne przeszkody, z którymi muszą się zmagać. Na pewno Mackenzie i Francesca musieli przebyć długą drogę, jeśli chcieli być razem. Tylko czy im się udało? No cóż, tego wam oczywiście nie powiem.
To trzecia powieść napisana wyłącznie przez Ward, którą przeczytałam i zauważyłam, że w każdej z nich daje bohaterom wspólną przeszłość. Co w zasadzie mi nie przeszkadza, ale postanowiłam podzielić się tym spostrzeżeniem.  
Podobało mi się to, jak Penelope pokazuje, że były partner nie zawsze musi być zły i zgorzkniały z powodu rozstania, ale czasem może być dla nas wsparciem i przyjacielem, którego akurat nam potrzeba. Prócz tego autorka skupia się na pewnej dolegliwości, ale choć nie jest to żadną tajemnicą, chciałabym jednak tego nie zdradzać. W moim mniemaniu bardzo dobrze to rozegrała i nam przedstawiła.
Tym razem naprawdę się do niczego w tej książce nie przyczepię. „Daddy cool” to historia zabawna, poruszająca też ważniejsze kwestie, która jak najbardziej wpadła w mój gust. Może i trochę przewidywalna, ale mi się podobała i na pewno najlepsza, jeśli chodzi oczywiście o własne powieści Penelope Ward, a nie te w duecie, które czytałam. W końcu do trzech razy sztuka, prawda? Nie jest to też powieść przesiąknięta erotyką, bo w zasadzie tych scen jest mało. A jeśli już się pojawiają, są subtelne i z wyczuciem, choć na pewno aluzji trochę się pojawia, ale nie wprawiają w zażenowanie. I mimo przewidywalności, potrafiła też czasem zaskoczyć.

Tak, szczerze mogę powiedzieć, że „Daddy cool” to przyjemna, odprężająca lektura. Może nie jakaś ambitna, ale na pewno może się spodobać. Dlatego mam nadzieję, że udało mi się pomóc wam w zdecydowaniu czy po tę książkę sięgnąć.


Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Editio Red.

1 komentarz:

  1. Nie czytałam jeszcze niczego tej autorki, ale wiele dobrego słyszałam o jej książkach, więc być może się skuszę. 😊

    OdpowiedzUsuń