Tytuł: „Beholden”
Tytuł oryginału: „Beholden”
Autor: Corinne Michaels
Data wydania: 04 listopada 2020
Wydawnictwo: Szósty Zmysł
Próbowałam mu się opierać. Robiłam co w mojej mocy, by historia znów się nie powtórzyła.
Jackson i ja wiedzieliśmy, że ostatecznie on i tak wygra. Zburzył moje mury obronne, zlekceważył wszystkie wymówki i sprawił, że pokochałam go na przekór wszystkiemu.
A potem roztrzaskał moje serce na tysiąc drobnych kawałków.
Nie pozwolę mu na to ponownie. Oddanie mu serca po raz pierwszy było wystarczająco trudne. Jeśli znowu mnie zrani, nigdy tego nie przeboleję. Bez względu na to, co myśli sobie Jackson, nie uciekniemy przed własną przeszłością.
Źródło opisu: okładka
książki.
Na drugi tom tej serii trochę się naczekałam. Po skończeniu „Beloved” byłam naprawdę bardzo ciekawa, co też wydarzy się w „Beholden” i poczułam ulgę, gdy w końcu mogłam się za tą historię zabrać i poznać dalsze losy bohaterów. Niestety, pomiędzy jedną książką a drugą, było kilka miesięcy przerwy, więc przyznaję, że nie za bardzo pamiętałam to, co wydarzyło się w pierwszej, prócz jej zakończenia. Na szczęście, w trakcie czytania tego tomu, niektóre elementy sobie przypominałam, z powodu czego mi ulżyło.
W recenzji „Beloved” pisałam o tajemnicach, których się domyślam. Wiecie co? Byłam w błędzie. Prawda okazała się inna, niż przypuszczałam, więc element zaskoczenia – choć niewielki – był, a gdy lektura potrafi mnie zaskoczyć, to zawsze wpływa na jej korzyść. Może i nie było to nic szokującego, ale też tego nie przewidziałam i w sumie nie brałam tego pod uwagę.
Prolog tej lektury sprawił, że nie mogłam przestać myśleć, jak dojdzie do tego, co tam autorka napisała. Wywołał też jednak taki efekt, że przeczuwałam, w jakim kierunku podąży akcja – choć miałam nadzieję, że to tylko specjalna zmyłka. Jak było w rzeczywistości? Oczywiście nie zdradzę, by nie odbierać wam przyjemności z czytania.
Fajnie było wrócić do tych bohaterów, poprzypominać sobie – na szczęście! – co działo się w pierwszym tomie i nie ukrywam, że niejednokrotnie miałam uśmiech na twarzy. Czytało się szybko, przyjemnie i leciutko, choć na początku nie mogłam się jakoś specjalnie wciągnąć, ale nie zrzucam tego na książkę. Raczej sama z siebie jakoś straciłam chęci, ale! Później już było inaczej. Może i nie wchłonęłam się w tę historię jakoś bardzo, ale czytało mi się lepiej, z większą chęcią. Jedyne do czego mogłabym się przyczepić, to relacja pomiędzy Jacksonem a Catherine. Jak na mój gust, za szybko pobiegła do przodu, choć po przeczytaniu całej treści myślę, że to był specjalny zabieg, ale o tym musicie przekonać się po prostu sami. Postawa Jacksona naprawdę przypadła mi do gustu i choć nie jest to bohater idealny, to myślę, że będzie kolejnym książkowym mężem. Natomiast Catherine to silna babka, godna podziwu. Podobała mi się jej postawa i podejście.
Podsumowując, naprawdę wam tę serię polecam. Czytając „Beholden”, z każdym kolejnym rozdziałem przekonywałam się do tej historii coraz bardziej, coraz bardziej mi się podobała, a po skończeniu już mi jej brakuje. Bohaterowie muszą zmierzyć się z problemami, z bólem, popełniają błędy i mają ważne decyzje do podjęcia. A jednak nie poddają się, walczą. Nie mają łatwo i to w jaki sposób autorka pokierowała ich losami, było przyjemne. Może nie jest to jakaś oryginalna, wyjątkowa historia, ale też nie jest to oklepany romans i nie jest tak do końca przewidywalny, o czym już wspomniałam. Fanom romansów polecam z całego serca. To urocza, subtelna powieść, która mnie kupiła i wiem, że w przyszłości sięgnę po tę serię jeszcze raz, by przeczytać ją w całości, bez żadnych przerw.
Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Szósty Zmysł.
Zachęciłaś mnie bardzo do poznania tej serii.
OdpowiedzUsuń