12 kwietnia 2021

229. "Przeklęty kontrakt" ~ Melanie Moreland

Tytuł:Przeklęty kontrakt

Tytuł oryginału:The Contract

Autor: Melanie Moreland

Data wydania: 23 marca 2021

Wydawnictwo: Editio Red

 

Richard VanRyan był cholernie dobry w swoim biznesie. Parł do celu jak taran, z całą bezwzględnością. Jeśli po drodze kogoś zniszczył – przyjmował to z obojętnością. Nie miał skrupułów i nie liczył się z nikim. Jeśli pojawiała się przy nim jakaś kobieta, była jego zabawką najwyżej przez kilka nocy. Podobnie postępował ze wszystkimi: pozywał się każdego, kto okazywał się nieprzydatny w osiągnięciu danego celu. Richard żył, jak chciał, i robił, co chciał. Był zimnym, wyrachowanym i amoralnym typem.

Niebieskooka, drobna Katherine Elliot pracowało jako osobista sekretarka Richarda. Nie cierpiała tego zajęcia i nie znosiła swojego szefa – z wzajemnością. Dla niego była „pieprzonym ideałem”. Według niej natomiast mężczyzna był wrednym, despotycznym tyranem. Trzymała się jednak tej pracy i pokornie znosiła wszelkie szykany – bardzo potrzebowała pieniędzy.

Niekiedy, aby się odegrać, trzeba zacisnąć zęby i robić to, na co nie ma się najmniejszej ochoty. Ale jeśli dzięki temu uderzy się mocno i boleśnie – warto. Właśnie dlatego któregoś dnia Richard złożył Katherine zadziwiającą propozycję. Właściwie nie było w niej niczego szokującego – mężczyzna po prostu potrzebował wiarygodnie wyglądającej narzeczonej, a w pracy miał przecież idealną kandydatkę. Problemem, że oboje się nie znoszą, postanowił chwilowo się nie zajmować.

Czy ta wysmakowana mistyfikacja ma jakiekolwiek szanse powodzenia?

Czy ludzie, którzy się nie cierpią, mogą zachowywać się jak zakochana para?

A jeśli coś między nimi zaiskrzy? No i co się stanie, gdy umowa się skończy?

Źródło opisu: okładka książki.

 

Seria „Prywatne imperium” od Melanie Moreland bardzo mi się podobała, dlatego też zdecydowałam się sięgnąć po „Przeklęty kontrakt”. Słyszałam o niej dużo dobrego, zanim zdołałam przeczytać, ale nie nastawiałam się za bardzo, by nie poczuć rozczarowania.

Przyznam, że główny bohater na początku nie zdobył mojej sympatii. Został przedstawiony dość schematycznie, jako utalentowany pracownik, który nie pragnie związków i słynie z tego, że jest playboyem. To mi nie przeszkadzało. Co innego już kwestia jego podejścia do panny Elliot. Z drugiej strony potrafiłam dostrzec w tym plus, bo to już nie był element znany z romansów, więc potrafiłam przymknąć na to oko i dałam Richardowi szansę. A ten facet naprawdę zyskuje przy lepszym poznaniu.

Ta książka to ciekawy, przyjemny romans i chyba podobał mi się bardziej niż „Bentley” czy „Aiden”, choć pewnie opinie są podzielone. Mamy tutaj wątek hate-love i udawany związek. Głównych bohaterów nie łączy nic, prócz kontraktu, który ma przynieść obopólne korzyści. To nie jest historia, gdzie uczucia pojawiają się od razu. Ich relacja rozwija się naprawdę powoli i to przyjemnie się obserwowało, bo autorka poprowadziła to w taki naturalny sposób. Nie miało się wrażenia, że coś się dzieje za szybko czy powiewa sztucznością.

Mimo początkowej niechęci do Richarda, naprawdę go polubiłam. On, jak i Katherine, mają swoją przeszłość, która na nich wpłynęła i wpływa nawet w dorosłym życiu. Są to postaci z charakterem, które nie są takie, jak na początku się wydaje. Cała ta książka bardzo mi się podobała i cieszę się, że miałam okazję ją poznać.

 

Czy wam polecam? Zdecydowanie tak! Jednak pamiętajcie, żeby Richarda nie skreślać od razu, jeśli tak jak mnie, nie przypadnie wam jego postać do gustu. Jest to fajny romans, który czytało się przyjemnie, szybko i lekko. Scen seksu nie ma zbyt wiele, nie jest wulgarna ani brutalna. Dlatego mam nadzieję, że jeśli przeczytacie, wam również się spodoba.

 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Editio Red.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz