Tytuł oryginału: „How to Date a Douchebag: The Learning Hours”
Autor: Sara Ney
Data wydania: 17 czerwca
2020
Wydawnictwo: Kobiece
Rhett Rabideaux ma jasny cel – zostać mistrzem zapasów i pokonać
starych wyjadaczy. Mimo trudności, jakie stawia przed nim los, dołącza do
drużyny uniwersyteckiej i skupia się na treningach.
Nowi koledzy z ekipy nie dadzą się jednak tak łatwo zdetronizować. Na
szacunek i uznanie trzeba sobie zapracować inaczej. Na wszystkich korytarzach
rozwieszają oni kompromitujące ulotki z numerem telefonu Rhetta i informacją,
że szuka panienek do zaliczenia.
Ku swojemu zaskoczeniu Rhett otrzymuje odpowiedź na ogłoszenie od
Laurel, najpiękniejszej studentki na uczelni. Początkowo dziewczyna chce się z
nim tylko podroczyć, ale z czasem zauważa, że zaczyna coraz bardziej lubić jego
towarzystwo.
Źródło opisu: okładka
książki.
Postać Rhetta była dla mnie zaskoczeniem. Spodziewałam się, że będzie
takim samym dupkiem, jak chłopcy z poprzednich dwóch tomów, ale okazało się, że
do tego mu bardzo daleko. Po pierwsze, nie był przystojny i dziewczyny się za
nim nie ustawiały w kolejce, a po drugie był słodko niepewny i naprawdę go
polubiłam. Rzadko się spotyka takich męskich bohaterów, którzy nie powalają
wyglądem i charyzmą kobiet i zazwyczaj gustuję w tych pewnych siebie facetach,
ale podobało mi się, że Rhett był inny. Cechowała go nieśmiałość i urocza była
ta jego nieświadomość. To chłopak, na którego zawsze można liczyć. Myślę, że to
właśnie dzięki niemu ta część serii stała się moją ulubioną.
Jeżeli chodzi o Laurel to nie mogę powiedzieć, że od razu zapałałam do
niej sympatią, bo przez pierwsze rozdziały mnie denerwowała. Była próżna w ten
przekraczający granicę sposób. Nie podobało mi się jej podejście, ale na
szczęście dziewczyna zaczęła się zmieniać i w końcu ją również polubiłam. Była
piękna, pewna siebie i zadziorna, flirciarska.
W tym przypadku bohaterowie zamienili się rolami, ale była to całkiem
fajna odmiana. I tak jak wspominałam, ta część stała się moją ulubioną. Jest
sporo dialogów, autorka umiejętnie operuje piórem, dzięki czemu czyta się
naprawdę szybko i nie odczuwa się tych prawie pięciuset stron. Znajdziecie też
sporo humoru i Sara Ney pokazuje nam w tym tomie, jak często jesteśmy oceniani
przez sam wygląd. Jak bycie pięknym może nam sprzyjać w relacjach towarzyskich,
a bycie nieatrakcyjnym już nie. Jednak tutaj charakter może przeważyć nad
wyglądem i było to naprawdę fajne, bo rzadko się przecież spotyka, by męski
bohater nie był powalająco przystojny, a główna bohaterka olśniewająco
atrakcyjna, prawda?
Uważam tylko, że tytuł serii totalnie nie pasował do Rhetta, bo on na
pewno nie był draniem. Był tym miłym facetem. Zbyt miłym, jakby powiedzieli
jego kumple, którzy swoją drogą mnie denerwowali, bo byli tak irytująco
dziecinni i głusi na to, co się do nich mówiło. „Jak poderwać drania. Rhett” to książka dla kogoś, kto chce się
odprężyć przy lekkiej lekturze, gdzie pojawia się dawka humoru. Myślę, że jeśli
szukacie czegoś takiego, co czyta się przyjemnie, bez wywoływania gamy emocji,
to śmiało możecie sięgnąć po tę książkę.
Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz